Rozdział 40 (Zakochałeś się?)
Piątek, godzina trzynasta. Carson siedział przy swoim biurku w redakcji i jadł na siłę maślanego rogala. Nie miał apetytu, ale był trochę osłabiony z głodu. Ominął sporo posiłków, odkąd Ariana i Jackson wyszli przytuleni z jego domu. A właściwie – jej domu. Dali mu kilka dni na wyprowadzkę, ale wyniósł się w parę godzin.
Przełknął kęs i spojrzał na Rafaela, który siedział beztrosko naprzeciwko, przeglądając na tablecie portal z ogłoszeniami motoryzacyjnymi. Musiał wyczuć jego wzrok i pokazał mu na ekranie zdjęcie różowego sedana.
– Co myślisz o tym? – zapytał żartobliwie.
Carson wzruszył ramionami.
– Spoko.
Rafael przewrócił oczami.
– Ledwo patrzysz i tylko „spoko, spoko", nawet jak ci szroty pokazuję – wyrzucił niezadowolony.
– Twoja decyzja, jakie auto sobie kupisz. Zajęty jestem. Poradź się Estelli.
– Próbowałem – jęknął – ale marudziła tylko, żebym nie zmieniał samochodu.
– A po co chcesz zmienić? – mruknął Carson.
Kumpel spojrzał na niego z pretensją.
– Właśnie ci opowiadałem, że ciągle się psuje. Nie słuchałeś?
– Aha. Słuchałem, słuchałem. – Wytarł usta i dłonie chusteczką, żeby ukryć zmieszanie.
Nagle gdzieś trzasnęły drzwi i poczuł, jakby do redakcji dostał się rozjuszony byk, bo od razu usłyszał ciężkie kroki, a potem nerwowy oddech. Do gabinetu wpadła Claire z żądzą mordu w oczach. Gdy spostrzegła, że Carson nie jest sam, uśmiechnęła się sztucznie i powiedziała słodko:
– Hej, chłopcy. Co słychać, Rafael?
– Cześć. Kupuję sobie nowy samochód – odparł, ciesząc się z jej zainteresowania.
– Super – stwierdziła lekceważącym tonem. – Pozwolisz, że zabiorę twojego kumpla na krótki spacer?
– Nie – wtrącił Carson, szybko pozbywając się z twarzy oznak przerażenia. – Najpierw wyprowadziłaś się bez pożegnania, a teraz wyciągasz mnie na randkę? Złamałaś mi serce – dodał cynicznie.
– Złamię to ja ci zaraz ręce i nogi – wycedziła. – Rusz dupę, cwany draniu.
W Carsonie wszystko się zagotowało i pchało ku ustom niczym para pod silnym ciśnieniem, ale zdusił to w sobie.
– Spokojnie – syknął zjadliwie i wstał, opierając ręce na biurku. – Jeśli zazdrościsz przyjaciółce, ciebie też mogę przelecieć.
Claire zatkało z oburzenia. Spoglądała na niego, jakby zobaczyła go pierwszy raz w życiu. Jej mina dawała do zrozumienia, że miała już doświadczenie z takim uczuciem. Rozgniewana, odsłoniła zęby w brzydkim grymasie.
– A więc to taki jesteś naprawdę? – zapytała pogardliwie. – Brzydzę się tobą.
Prychnął niedbale. Prychnęła i ona, a potem podeszła do niego, grożąc mu palcem.
– Zabraniam ci ją szantażować, dotarło?!
– Szantażować? – parsknął ze zdziwieniem. – Dlaczego miałbym...
– Kim trzeba być – przerwała mu opryskliwie, nie starając się go słuchać – żeby robić coś takiego z zemsty?!
– Claire – zaczął z politowaniem Carson. – Jesteś bystrzejsza, niż na to wyglądasz, ale z obserwacją tego, co się dzieje pod twoim nosem, bardzo u ciebie kiepsko. Chyba że tylko udajesz i tak naprawdę masz pretensje do siebie?
– Nie wymądrzaj się tak. Marnie ci to wychodzi – odparła wściekła. – Pewnie dlatego wylali cię ze studiów.
– O, pani wszechwiedząca! Fenomen – zakpił, choć mocno zadrżał mu głos. – Może udzielisz nam wywiadu?
Wyglądała, jakby chciała go opluć, a potem odwróciła się gwałtownie i poszła do wyjścia.
– Trzymaj się z daleka od Any! – Trzasnęła drzwiami.
Carson kopnął krzesło, powlókł się do okna i oddychał ciężko. Po chwili uświadomił sobie, że nie jest w gabinecie sam. Stęknął głucho, a potem powoli odwrócił się do Rafaela. Ten stał przed fotelem, z wygiętymi plecami i wybałuszonymi oczami. Obrzucał Carsona dokuczliwym wzrokiem, oniemiały ze zdziwienia.
– To twoja wina. – Carson wycelował w niego palec. – Gdybyś mi nie powiedział, że Ariana ze mną wygrywa, już dawno by jej nie było.
Rafael uniósł brwi i dalej gapił się niczym ciele na malowane wrota.
– Przestań – syknął Carson. Szarpnął krzesło i usiadł na nim sztywno.
Kumpel stał i stał, bardziej udając szok niż naprawdę był pod jego wpływem, aż wreszcie stłumił parsknięcie i podszedł bliżej biurka.
– Blondi? – zaskrzeczał z niedowierzaniem.
– Idź do swojej dziewczyny – westchnął Carson.
– Przeleciałeś ją dla zemsty? – w głosie Rafaela zabrzmiała pochwała i odraza zarazem.
Carson zrobił urażoną minę.
– Aaron mi mówił, że coś między wami jest – zreflektował się zdumiony kumpel. – Ale go wyśmiałem.
– Nie powinienem go pytać o bzdury.
– A Kai chciał być na bieżąco z tym, co robimy na wyjeździe – przypomniał sobie Rafael. – Zwłaszcza dociekał, co u ciebie i Ariany – dodał, patrząc na niego z zawodem.
– Nie ma między nami nic. – Carson wziął głęboki wdech i zrobił powolny wydech. – Byłem jej przygodą.
– A ty co, zakochałeś się? – zapytał Rafael bez ceregieli.
Carson się zgarbił, nieznacznie skinął głową, po czym zaraz nią potrząsnął i wzruszył ramionami.
– Ty jesteś zakochany w Estelli? – odbił.
– No jasne.
– Skąd wiesz?
– Ciągle mam na nią ochotę. – Rafael uśmiechnął się zuchwale. – A ty na Arianę?
Carson z irytacją wypuścił powietrze przez nos, ale nic nie powiedział. Atmosfera zrobiła się gęsta i przytłaczająca.
Rafael zrozumiał, że nie potraktował rozmowy wystarczająco poważnie.
– Co do niej czujesz, bracie? – zapytał ostrożnie.
Carson zamyślił się strapiony.
– Chcę być jej ostoją i żeby ona była moją – wymamrotał.
Rafael parsknął śmiechem z zaskoczenia, po czym uniósł dłoń w geście przeprosin.
– Kim jesteś i co zrobiłeś z moim kumplem Carsonem? – zaskrzeczał, nie mogąc się powstrzymać przed dorzuceniem żartu, na co ten westchnął rozdrażniony.
Rozległo się pukanie do drzwi i weszła Estella.
– Misiu. Jestem już gotowa na pad thai – zatrajkotała, wyraźnie unikając patrzenia na Carsona.
Było oczywiste, że razem z resztą obecnych pracowników słyszała, co wykrzykiwała Claire. Albo, co gorsza, co powiedział on. Bardzo profesjonalne jak na szefa. Nie miał pewności, bo nie wrzeszczał, ale palił go wstyd i już do końca pracy ich unikał.
Nawet matce nie mógł tego dnia patrzeć w oczy. Wykręcił się od kolacji i nie wychodził ze swojego pokoju, dopóki nie poszła na kawę do znajomej. Potem zastygł przed telewizorem w salonie, ze spanielką na kolanach. Stracił poczucie czasu i nie zdawał sobie sprawy, że matka wróciła do domu, póki nie usłyszał:
– Myślałam, że to się nie powtórzy.
Spojrzał na matkę, stojącą w progu drzwi.
– Co się nie powtórzy? – zapytał zdezorientowany.
– Twoje tajemnice – westchnęła z zawodem.
Wydał z siebie pomruk zdziwienia.
– Coś cię dręczy. – Podeszła do fotela naprzeciw niego i usiadła. – Kłopoty w pracy?
– Nie – parsknął.
– Oblałeś egzaminy?
Pokręcił głową, choć w istocie czekało go kilka poprawek we wrześniu. Na razie nie przejmował się tym zbytnio.
– Chodzi o jakąś dziewczynę? – drążyła z troską.
Poczuł się speszony tym pytaniem. Zrobił zaskoczoną, kpiącą minę, próbując ukryć, że trafnie wyczuła powód jego kiepskiego nastroju. Uważał, że nie wypada mu jako synowi rozmawiać z matką o sprawach sercowych. Jednak ona nie przejawiała takiej krępacji, bo oznajmiła swobodnie i radośnie:
– Ja poznałam kogoś, kiedy byłam w sanatorium.
Carson uniósł brwi.
– Super – rzucił zdawkowo.
– Bardzo mi miło, że cieszysz się moim szczęściem – w jej głosie zabrzmiał sarkazm.
Po twarzy Carsona przebiegł cień zmieszania.
– Naprawdę się cieszę. Opowiedz coś o nim – poprosił z wymuszonym entuzjazmem.
– Innym razem – odparła od razu Madison, spoglądając na niego ze zmartwieniem, i wstała.
Poszła do drzwi. Carson powiódł za nią wzrokiem i coś w nim zaczęło pękać.
– Mamuś – zagaił.
Odwróciła się ku niemu.
– Kiedy byłem w liceum, znalazłem listy, które ty i Silas wymienialiście ze sobą – napomknął zamyślonym tonem. – Pamiętam, że napisałaś do niego: „Chcę być twoją ostoją i żebyś ty był moją". Jak się podniosłaś po tym, gdy pokazał, że nie czuł podobnie?
Westchnęła z namysłem.
– Nie miałam czasu, żeby się załamywać. Musiałam dbać o ciebie – stwierdziła ciepło.
Natychmiast ogarnęły go wyrzuty sumienia.
– Przykro mi – bąknął.
Uśmiechnęła się w taki sposób, jakby nie czuła żalu.
– Źle zapamiętałeś – rzekła po chwili taktownie. – To były listy wyłącznie ode mnie. Silas nigdy nie miał ochoty ich czytać, a ja nie mówiłam mu tego, co w nich zawarłam. Może gdybym to zrobiła, to wszystko potoczyłoby się inaczej – dodała z zadumą.
Carson mruknął zaskoczony.
– Wątpię – stwierdził stanowczo po krótkim namyśle, a potem spojrzał na nią zaciekawiony i poprosił: – Opowiedz mi teraz o tym mężczyźnie z sanatorium. Muszę go wstępnie ocenić – zażartował, udając zazdrosnego syna.
Madison się zawahała, po czym rozciągnęła usta w skromnym uśmiechu. Wróciła na fotel i zaczęła mówić. Carson słuchał z uprzejmą uwagą, a przynajmniej usiłował, bo zastanawiał się, co by było, gdyby nie zmiękł po tym, jak usłyszał „nie mów".
„Spotkajmy się o północy w naszym domu albo mu powiem".
Ariana chodziła od ściany do ściany, spięta i podenerwowana. Co rusz przygładzała drżącą dłonią rozkloszowaną, szarą sukienkę do kolan, aż sypał się z niej brokat, albo przekładała z ramienia na ramię długi warkocz. Sprawdziła godzinę. Dziesięć minut po północy.
Z korytarza dobiegł trzask drzwi. Stanęła pod telewizorem i spojrzała w stronę progu. Po chwili z ciemności wyłonił się Carson. Ubrany w granatowe szorty i t-shirt, z włosami zaczesanymi na bok. Zlustrował Arianę z wytężoną uwagą.
– Myślałem, że nie przyjdziesz.
– Nie pozostawiłeś mi wyboru – burknęła.
– Ach, ta wymówka łatwo wchodzi w krew, co? – zadrwił posępnie.
Nie okazała emocji, choć zalała ją fala wstydu i onieśmielenia.
– Koleżanki na mnie czekają – oznajmiła przyciszonym głosem.
Carson podszedł do niej na odległość paru kroków. Objął ją zniewalającym spojrzeniem zielonych oczu. Zrobiło jej się gorąco.
– Przepraszam, za to, co powiedziałem w ogrodzie – wymamrotał. – Chciałem cię zranić, bo ty zraniłaś mnie.
Skinęła głową ze zrozumieniem.
– Ja też przepraszam – odparła półgłosem, wzdychając ciężko. – Chciałam, żebyś mnie znienawidził.
– Dlaczego? – prawie stęknął.
– Jutro biorę ślub – powiedziała chłodnym tonem. – Nic tego nie zmieni.
Zabolały go te słowa. Byłoby mu lżej je przyjąć, gdyby w sobotnią noc nie dała mu zaznać słodyczy swoich uścisków, namiętnych pocałunków ani nie patrzyłaby na niego z uwielbieniem, oddaniem i poświęceniem.
– Dlaczego? – powtórzył namolnie i dodał z nieugiętym uporem: – Bądź szczera.
– Moi rodzice nigdy by mi tego nie wybaczyli – oznajmiła sucho, choć w środku trzęsła się z żalu i rozpaczy.
– To nie średniowiecze – skwitował kąśliwie.
Ariana westchnęła, przytłoczona jego postawą.
– Mówiłam ci, że jestem rozważna – przypomniała zdławiony głosem. – Co za tym idzie, odpowiedzialna. Odwoływanie ślubu nie jest w moim stylu.
– Może jest w moim – odburknął od razu Carson.
W jej oczach pojawiła się zgroza.
– Najwyższy czas na pełną szczerość – powiedział stanowczo i zrobił krok naprzód. – Ariana, ja ciebie koch...
– Przestań!
Carson zamilkł i zmarszczył brwi. Zatkało go przez to, ile zaciekłości wybrzmiało w jej głosie, a na jego twarzy pojawiły się zawód i gniew.
Ariana rozumiała to. Pamiętała, że kiedy leżała w objęciach Carsona, pieściła go słowami, których nie umiała przepuścić przez gardło wcześniej ani później. Wiedział, że była nim oczarowana, a on nie pozostał dłużny w czułościach, jednak oboje krążyli wokół wyznań, na które nie mieli jeszcze odwagi.
– Chcesz szczerości? – zapytała szeptem, z pretensją.
A potem podeszła do niego, zacisnęła kurczowo dłonie na jego t-shircie i przycisnęła swoje usta do jego ust. Na długą chwilę oboje zamarli bez ruchu, aż się odsunęła, spojrzała mu rozpaczliwie smutno w oczy i wydusiła przez łzy:
– Gdybym poznała ciebie pierwszego... – Puściła go i odwróciła się plecami. – Proszę. Uszanuj moją decyzję.
Carson wpatrywał się w nią nieruchomo i bez tchu. Przez moment był w raju, ale brutalnie został z niego wypchnięty. Otrząsnął się, przetrawił słowa Ariany. Po głębokim namyśle nabrał pewności, że jeśli złapie ją za rękę i dokończy mówić to, co zaczął, ona wpadnie mu w ramiona i z jego wsparciem przeczeka skandal, który wyniknie z odwołania ślubu.
A potem przypomniał sobie, co mówiła o narzeczonym. Wzór cnót i doskonałości. Ideał. Pomyślał, że jeśli wyzna jej swoje uczucia, nazwie go egoistą i jeszcze chętniej pobiegnie do obecnego wybranka.
Carson zacisnął usta, wypuścił powietrze nosem i wyszedł z salonu. W ciemności przemierzył korytarz, czując, jakby ciągnął za sobą ciężki głaz. Otworzył drzwi, stanął w progu i spojrzał jeszcze w stronę salonu. Ariana spoglądała ku niemu, oparta głową o framugę, choć raczej nie mogła go widzieć w czarnej otchłani. Potarła dłonią policzek. Carson popatrzył na nią tęsknie, z rozdartym sercem, a potem opuścił jej dom.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top