Rozdział 36 (Masz zwidy?)
W południe następnego dnia, po kilku seriach truchtania w miejscu, robienia pajacyków i skakania na skakance Ariana opadła bez sił na leżak. Dyszała, jakby właśnie przebiegła maraton. Zerknęła krzywo na promienną Claire, a ta podniosła ze stolika szklankę z sokiem żurawinowym i zaleciła:
– Pij.
Posłała jej w odpowiedzi mordercze spojrzenie.
– No co? – Przyjaciółka obdarzyła ją uroczym uśmiechem. – Staram się zadośćuczynić, jak tylko mogę .
– Męcząc mnie?
Claire spojrzała na nią ze znużeniem i mechanicznie powtórzyła setny raz tego dnia:
– Musisz wypocić toksyny i spożywać wartościowe płyny.
– To nic nie daje – burknęła zniecierpliwiona Ariana. – Cały czas czuję się otumaniona.
Wypiła pół szklanki soku, a potem obie przyjaciółki ułożyły się wygodnie na leżakach. Ubrane w dwuczęściowe kostiumy kąpielowe, w milczeniu łapały ciepłe promienie letniego słońca. Cichy relaks przerwało czyjeś chrząknięcie. Ariana uchyliła oko, po czym zerwała się z miejsca i skrępowana chwyciła za swoje ciuchy.
– Co ci? – spytała Claire, podnosząc głowę.
– Chyba dalej jest odurzona – skwitował Carson, który zaczął ściągać z suszarki ogrodowej swoje koszule.
– Ana, masz zwidy? – zapytała zaniepokojona Claire.
– Nie. Tylko... powinniśmy się opalać na osobności – szepnęła konspiracyjnie Ariana, zakrywając się zwiewną sukienką.
– Od kiedy ty taka wstydliwa?
– Nie o to chodzi – burknęła speszona.
– A o co?
– O nic – odparła z wahaniem. Przygryzła wargę, odrzuciła ciuchy na bok i zajęła z powrotem leżak. – Dlaczego wróciłeś tak wcześnie? – wypomniała Carsonowi, natknąwszy się na jego rozbawiony wzrok.
– Jak to wcześnie?
– Powinieneś do nocy polować na jakieś desperatki – odparła kąśliwie.
Carson przystanął z niesionymi ubraniami i zagwizdał przeciągle.
– Cóż za popis zazdrości – stwierdził żartobliwie, choć pochlebiła mu reakcja Ariany.
– Wcale nie jestem zazdrosna – prychnęła, próbując zgrywać obojętność, ale głęboko w środku mocno pożałowała spontanicznej odzywki i spojrzała spięta na przyjaciółkę.
Claire poprawiła sobie biustonosz.
– Ja jestem zazdrosna. Dziewczyna mogłaby mi oddać trochę tego czy owego, a i tak by jej nie ubyło.
– Ty też nie masz na co narzekać. – Carson zlustrował ją wzrokiem, w którym czaiło się z udawane pożądanie.
Claire spojrzała na niego z niedowierzaniem i zaświergotała:
– To żart czy komplement?
– Definitywnie komplement – bąknęła Ariana. – W żartach jest bardziej gruboskórny.
– Rozchmurz się, blondi. Ty też masz lepsze kształty, niż sobie wyobrażałem – rzucił łobuzersko i zniknął za rogiem domu.
Ariana poczuła, jakby nagle uniosła się w powietrzu i opadła gwałtownie. Z trudem wzięła oddech, wprawiona w dziwny stan ekscytacji. Nie zwracała uwagi na Claire, która tym razem obrzuciła przyjaciółkę zgorszonym, wnikliwym spojrzeniem. Ariana zerknęła na nią odruchowo i wywnioskowała po jej minie, że coś wykroczyło poza granice nieszkodliwego flirtu.
Skrzywiła się więc i wywróciła oczami, żeby pokazać wzgardę wobec wygłupów Carsona.
– Chyba oddam mu moją część domu za darmo, bo kto wie ile dziewczyn tu się plątało.
Claire parsknęła śmiechem, na co Ariana odetchnęła z ulgą, bo ledwo stłumiła udrękę wydzierającą się nagle z jej gardła.
– Kai mówił, że tamta brunetka to pierwsza dziewczyna, z którą Carson się spotkał od rozstania z byłą.
Ariana mruknęła ni to ze zrozumieniem, ni z ulgą, i pociągnęła kilka łyków soku. Spojrzała na spanielkę, biegającą za nisko przelatującym ptakiem. Za sześć dni więcej jej nie zobaczy. Poczuła dziwny ucisk w gardle i zamknęła oczy, próbując przegonić z głowy natrętne myśli o Carsonie, obracające się jak kalejdoskop, odkąd zobaczyła go z półnagą brunetką. Nie mogła oprzeć się wrażeniu, że był zadowolony, kiedy ich nakryła, i czerpał satysfakcję z tego, jak zareagowała.
O co mu chodziło? Znowu wrócił do głupich gierek, żeby ją przepędzić z domu? Po tym, jak się z nią spoufalał albo proponował przyjaźń? Nie nadążała za nim. Ani za swoimi reakcjami na jego słowa, spojrzenia czy dotyk. Czuła jednak, że nie powinna w to wnikać, nie powinna ogarnąć tego rozumem, bo inaczej jej życie wywróci się do góry nogami.
– Ana? Ana!
Ariana ocknęła się z zamyślenia i spostrzegła, że zalała herbatą cały kuchenny blat. Zmieszana, odstawiła szklany dzbanek i gwałtownie urwała kilka warstw papierowego ręcznika.
Claire przyniosła z korytarza mop i spojrzała na nią podejrzliwie.
– Co z tobą dzisiaj? Ledwie spojrzałaś w lustro przy ostatniej przymiarce sukni, wybrałaś pierwsze lepsze pantofle, wpadłaś na znak drogowy, a teraz to?
Ariana odwróciła się, żeby ukryć spłoszony wzrok.
– Jestem przemęczona – wymamrotała. – Mamy zapiernicz w kancelarii.
– Zabieram cię nad morze! – wykrzyknęła nagle Claire.
– Jakie morze? – zdziwiła się.
– Normalne. W weekend. Kai mnie zaprosił.
Ariana spojrzała krzywo na przyjaciółkę i stwierdziła chłodno:
– Dam sobie rękę uciąć, że nie wspominał o zabieraniu przyzwoitki.
Claire machnęła lekceważąco ręką.
– Ja wezmę ciebie, on brata. Będzie fajnie.
– W niedzielę odbieram Jacksona z lotniska – wykręcała się Ariana.
– Zdążymy wrócić do wieczora. Jedziemy i koniec – ucięła stanowczo Claire i przesunęła mopem po podłodze.
Do kuchni wszedł Carson z telefonem przy uchu.
– Z jakim krajem ta wymiana kulturowa? – spytał rozmówcę i wyjął karnet na siłownię z zawieszonej na krześle marynarki. – W porządku, Aaron. Narka. – Wsunął komórkę do kieszeni i spojrzał na herbatę kapiącą z blatu. – Co tu się wydarzyło?
– Grawitacja – odparła z przekąsem Claire, wycierając podłogę.
Parsknął śmiechem i zakpił:
– Tak się teraz mówi na niezdarność?
– Spadaj – burknęła Ariana, piorunując go urażonym wzrokiem.
– Teraz już wiem czyją – wymruczał figlarnie i poczuła, jakby jej ciało ogarnęła słodka błogość.
Carson przyjrzał się jej świdrującym spojrzeniem, którym spróbował sięgać do najgłębszych miejsc jej duszy, a potem kątem oka zauważył, że Claire podniosła głowę, więc szybko się odwrócił. Chwycił bidon z napojem energetycznym, wygłaskał suczkę, która właśnie przybiegła do kuchni, i pospiesznie wyszedł z domu.
Pół godziny później truchtał na bieżni, wpatrzony tępo w wyświetlacz. Próbował się zebrać w sobie, żeby coś wyznać Kaiowi, stojącemu bezczynnie obok sprzętu, ale nie mógł znaleźć właściwych słów. Przyjaciel długo pozwalał mu milczeć, aż w końcu oznajmił:
– Myślę, że wiem, dlaczego poprosiłeś, żebym przyszedł.
– Tak? – sapnął Carson, spoglądając na niego ze zdziwieniem.
– Chcesz porozmawiać o swoich rozterkach sercowych.
Carson prychnął i roześmiał się drwiąco. Przyjaciel całkiem dobrze dedukował, ale rozterki sercowe to za dużo powiedziane. Wyolbrzymiał jakieś swoje podejrzenia tylko dlatego, że zauważył napis „przeczytane" pięć sekund po wysłaniu wiadomości, którą łatwo było przeoczyć w chwilach uniesienia.
Kai spojrzał uważnie na Carsona i powiedział łagodnie:
– Wiedziałem, że wtedy przy barze nie mówiłeś o Anne, ale nigdy bym nie zgadł, że chodziło o Arianę.
Natychmiast otworzył usta, żeby wyśmiać przyjaciela, ale ten uniósł palec i bąknął sucho:
– Jeśli wolisz owijać w bawełnę, to spotkaj się z Rafaelem.
Na twarzy Carsona wykwitł wyraz zakłopotania. Nacisnął guzik pod wyświetlaczem, żeby podnieść tempo biegu. Nigdy nie miał problemu z rozmawianiem o dziewczynach, które zawróciły mu w głowie, ale teraz czuł się potwornie skrępowany.
– Kochasz ją? – zapytał Kai.
– Nie – odparł stanowczo. – Nie znam jej wystarczająco.
– No to chyba szybko o niej zapomnisz.
Carson popatrzył zaskoczony na przyjaciela i złapał się poręczy bieżni, bo niebezpiecznie zgubił rytm kroków. Po odzyskaniu tempa przybrał zaciętą minę i oznajmił:
– Ja nie chcę, żeby ona odeszła.
Kai zdębiał na chwilę, niepewny, czy dobrze usłyszał, a kiedy wymienili spojrzenia, przypomniał powściągliwie:
– Ariana za półtora tygodnia bierze ślub.
– Wiem. Niech sobie bierze, ale najpierw potrzebuję deklaracji.
– Jakiej deklaracji?
– Że nie chce mnie już znać – sapnął.
Kai spojrzał na niego jak na wariata. Carson doszedł do wniosku, że z punktu widzenia przyjaciela jego wynurzenia nie miały sensu, więc dla uzasadnienia wydyszał:
– Ona i ja zbliżyliśmy się do siebie.
– Jak bardzo?
– Z rękami przy sobie – sapnął sarkastycznym tonem, a potem przypomniał sobie, jak zapinał zamek na plecach Ariany. Natychmiast przyspieszył mu puls. – Ona jest o mnie zazdrosna – dodał zuchwale z uśmieszkiem satysfakcji. – Miała pretensje o Vanessę, a w niedzielę prawie zabiła Emmę.
– Czy mówiła ci wprost o swoich uczuciach do ciebie?
Carsonowi zrzedła mina.
– Nie – bąknął zadyszany, po czym dodał bardziej entuzjastycznie: – Ale jej sygnały i mowa ciała...
– A co ty czujesz do niej? – Kai wszedł mu w słowo.
– Trudno powiedzieć, dopóki nie wiem, co czuje ona. – Carson puścił barierki i rozłożył bezradnie ręce.
– Rozmawiasz teraz ze mną, a nie z nią. Nie dam ci kosza w jej imieniu – stwierdził rzeczowo przyjaciel.
Łypnął na niego spod przymrużonych powiek, westchnął żałośnie i wydusił:
– Lubię z nią być. Jest temperamentna, zabawna i rozumie mnie bez słów.
Zamilkł na chwilę, zwalniał stopniowo bieżnię, aż ją zatrzymał, a potem oparł się na przednich poręczach, pochylił ku przyjacielowi i wymamrotał ze zbolałą miną:
– Nie wiem, co czuję, Kai. Nie umiem tego opisać, bo z Anne było inaczej, łatwiej. Ale wierz mi, ja bym nigdy nie zostawił Ariany na tak długo – wyznał dosadnie, patrząc mu twardo w oczy.
Przyjaciel przeanalizował jego słowa w milczeniu, a potem westchnął i podniósł brwi, wyraźnie nie wiedząc, jak powinien zareagować ani co odpowiedzieć. W końcu zapytał:
– Gdyby to od ciebie zależało, co dalej będzie, to co by się wydarzyło?
Carson zamyślił się, po czym odpowiedział gładko:
– Zerwałaby z narzeczonym i zaczęłaby się spotykać ze mną.
Kai wydał z siebie długie westchnienie. Wydawało się, że każda nowa wypowiedź przyjaciela coraz bardziej mu ciąży.
Carson spojrzał na niego płochliwie i poprosił:
– Nie mów o tym Claire.
– Och, przyjacielu. Ja się wykręcę z wyjazdu nad morze, bo będę jej teraz unikać – oznajmił drętwo Kai.
Carson popatrzył na niego przepraszająco, a potem włączył z powrotem bieżnię. Czuł się spięty i podenerwowany, musiał rozchodzić emocje. Kai poobserwował go przez chwilę, głęboko zamyślony, po czym drgnął i wyciągnął komórkę z kieszeni. Kiedy zerknął na ekran, niemal osłupiał.
– Co jest? – zainteresował się Carson.
– Dostałem właśnie SMS od Claire. Pisze o wyjeździe.
Obrzucił przyjaciela tajemniczym spojrzeniem i zaczął się nad czymś intensywnie zastanawiać. Zapatrzył się w telefon, podniósł oczy na przyjaciela i znowu wbił wzrok w ekran. Przez jego twarz przemknął podejrzany cień.
– Co się stało? – zapytał natrętnie zniecierpliwiony Carson.
– Pójdę za to do piekła – westchnął Kai, po czym zapytał z wymuszoną wesołością: – Jakie masz plany na weekend?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top