Rozdział 34 (Jak śmiesz?)
Do kancelarii wszedł Bohdan Reid, niosąc ogromny bukiet kwiatów. Chciał podziękować Monicy za pomoc w sprawie przeciwko Proptikum. Firma ubezpieczeniowa wzięła odpowiedzialność za szkody wyrządzone przez Durina. Nieoficjalnie niosła się wieść, że miał na to wpływ fakt, że jego sławna żona wniosła pozew o rozwód i nie zamierzała go już kryć.
Ariana przywitała Reida i oznajmiła uprzejmie.
– Szefowa jest teraz zajęta, ale przekażemy jej te piękne kwiaty.
– Życzę wam wszystkim szczęścia – wydusił wzruszony.
– Dziękujemy bardzo. Miłego dnia.
Ariana wróciła do swoich obowiązków i odliczała minuty do czternastej. Po skończeniu pracy wstąpiła na pocztę, żeby wysłać kilka listów służbowych, zrobiła drobne zakupy i wracała powolnym spacerem do domu.
Niebo było bezchmurne, a słońce tak mocno grzało, że Arianie szybko zrobiło się gorąco. Przez większość drogi pociągała za koszulkę, wachlując dekolt i brzuch, ale do domu dotarła zdyszana i czerwona na policzkach.
Kiedy wykładała zakupy w kuchni, przyszedł Carson, ubrany w dresowe shorty i białą bokserkę. Przejrzał swoje zapasy w zamrażarce, skrzywił się z zawodem, a potem spojrzał na Arianę i oznajmił gładko:
– W bistro La Saveur mają fajną promocję. Cztery posiłki w cenie dwóch. Idziemy?
Zaskoczona, popatrzyła na niego z ukosa.
– Zapraszasz mnie na obiad?
– Proponuję wspólne skorzystanie z promocji – sprostował z naciskiem. – Mają placyk dla zwierząt. Możemy wziąć Arri ze sobą.
Ariana zmrużyła gniewnie oczy. Uniósł łobuzersko kącik ust i sprostował przymilnie:
– Możemy wziąć Dianę ze sobą.
Dokończyła rozpakowywanie zakupów, zastanawiając się, czy powinna się zgodzić na propozycję Carsona. Gryzło ją sumienie po tym, jak biernie reagowała na jego wczorajsze zaczepki w kręgielni oraz zignorowała telefon od narzeczonego. Nie rozumiała swojego postępowania.
Po chwili pomyślała, że przypisuje wszystkiemu za dużo znaczenie. Carson po prostu był sobą – drwił, drażnił i błaznował, co najlepiej ignorować, a ona dała się porwać zabawie z dziewczynami.
– W porządku. – Spojrzała na niego drętwo. – Daj mi kilka minut.
Poszła do swojego pokoju, żeby się przebrać. Bez większego namysłu założyła różową sukienkę z obcisłą górą, marszczeniami na biuście i zwiewną spódnicą nad kolano. Potem stanęła przed lustrem, rozpuściła włosy z koka i przeczesała je palcami. „To dla Jacksona", pomyślała, patrząc sobie natrętnie w oczy. „Kiedy zadzwoni, to będę ładnie wyglądała w czasie wideorozmowy".
Wytuszowała rzęsy, pomalowała usta pomadką w odcieniu nude i wskoczyła w białe szpilki. Przejrzała się w lustrze jeszcze raz. Odniosła wrażenie, że stylizacji czegoś brakowało. Chwilę pomyślała, przesunęła wzrokiem po szafach, aż jej wzrok padł na szkatułkę z biżuterią. Przetrząsnęła szybko zawartość i wyjęła krótki naszyjnik ze sztucznych pereł. Założyła go na szyję, a potem stanęła przed swoim odbiciem i wzięła niespokojny oddech, dziwnie zestresowana.
Wyszła na korytarz i kiedy dotarła do schodów, zobaczyła, że Carson czeka już przed drzwiami ze spanielką przypiętą do smyczy. Spostrzegła, że on również zmienił stylizację. Miał teraz na sobie elegancką koszulę z krótkim rękawem i lniane spodnie, a włosy zaczesał do tyłu.
Popatrzyli na siebie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Ariana złapała się poręczy i zaczęła schodzić ze schodów. Carson otworzył usta, jakby zamierzał coś powiedzieć, ale zaraz odwrócił się tyłem. Powoli do niego podeszła i splotła palce u rąk, czekając, aż on otworzy drzwi. Spojrzał na nią ponownie, zlustrował ją i w jego oczach na ułamek sekundy błysnął zachwyt. Poczuła łaskotanie w brzuchu. Chrząknęła niecierpliwie i Carson z ociąganiem oderwał od niej wzrok.
Kwadrans później usiedli przy dwuosobowym stoliku na zewnątrz francuskiego bistro. Oboje zamówili krem z pomidorów, pieczoną doradę z frytkami i sok grejpfrutowy. Diana położyła się na trawce obok i Carson przywiązał smycz do swojego krzesła.
Kiedy dostali napoje, napili się soku, a potem nawiązali rozmowę o pracy, studiach i wydarzeniach z kraju. W całkiem naturalny sposób kontynuowali ją podczas posiłku, ale gdy doszło do deseru, bezpieczne tematy nagle się wyczerpały.
Carson przełknął kęs ciasta czekoladowego, spojrzał przenikliwie na Arianę i zapytał bez ceregieli:
– Jak sobie wyobrażasz kolejne dni?
Odpowiedziała mu zaskoczonym, nierozumiejącym spojrzeniem.
– Wychodzisz za mąż – dodał dosadnie, na co poczuła się, jakby dostała obuchem w głowę. – Za niecałe trzy tygodnie.
– Wiem – wydusiła i wzruszyła ramionami. – Po egzaminach pójdę do teściów.
– Musimy coś zrobić z domem – stwierdził rzeczowo. – Claire mówiła, że złowiłaś bogacza. Niech mnie spłaci i dom będzie twój.
Zmieszała się.
– Wolałabym załatwić wszystko za jego plecami – wydusiła szybko z obawy, że zaraz zdradzi swoją reakcją zatajenia, których się dopuściła względem narzeczonego.
– Zabrzmiało, jakby nie miał pojęcia o naszym domu – rzucił mimo wszystko Carson i spojrzał na milczącą, speszoną Arianę. Dotarła do niego prawda. – Co?! Ukrywasz to przed nim?
– Chwilowo – bąknęła poddenerwowana.
Uniósł brew i skwitował z sarkazmem:
– Długa ta chwila.
– Planowałam mieć cię szybciej z głowy. – Patrzyła na niego z wyrzutem. – Nie musiałabym mu o niczym mówić.
– I jak ty to sobie wyobrażałaś? – zapytał z niedowierzaniem. – Claire wie, twoja siostra wie, twoi rodzice...
– Nie – przerwała mu. – Oni nie. Nadal myślą, że mieszkam sama.
– Przekaż im moje politowanie dla ich naiwności – zadrwił, tłumiąc ponury śmiech.
– Wiesz, co? Nic ci do tego. To nie twoja sprawa – ucięła zimno i w ostentacyjnym milczeniu kontynuowała jedzenie ciasta.
Wyczuła jego wzrok. Pomyślała, że pewnie zastanawiał się, dlaczego trzymała nagrodę w tajemnicy przed Jacksonem. Sama nie miała już pewności, czy jej powody były wystarczająco sensowne. Od paru tygodni odnosiła wrażenie, że to nie jest temat na rozmowę wideo. Jednak zamierzała wyznać całą prawdę po powrocie narzeczonego. Liczyła, że do tego czasu jakoś przekona Carsona, żeby to on odkupił dom od niej. Nie bał się kredytów i miał dobrą pracę, więc mógłby pójść jej na rękę.
Zerknęła na niego z nadzieją. Odwrócił wzrok i napił się soku. Pomyślała, że powinna poprosić teraz. Ale głęboko w środku czuła, że nie była na to gotowa.
Następnego dnia rano Carson odbył długi spacer z suczką, dał jej gryzak, z którym pobiegła do salonu, i wszedł po schodach na piętro. Idąc do swojego pokoju, usłyszał: „Cholera, no!" dobiegające z sypialni Ariany. Zajrzał przez uchylone drzwi i zobaczył, jak wywija dziwne akrobacje, ubrana we wzorzysty kombinezon. Po chwili się zorientował, że szarpie się z zaciętym zamkiem na plecach.
– Pomóc? – zapytał.
Odwróciła się gwałtownie w jego stronę i z zawstydzeniem wyprostowała ręce jak struny.
– Czemu nie jesteś w pracy? – wydusiła.
– Aaron mnie dziś zastąpi.
– Aha.
Carson chrząknął, patrząc na nią wyczekująco. Skinęła głową i odwróciła się plecami do niego. Podszedł bliżej. Musnął wzrokiem jej skórę, po czym przytrzymał podszewkę tkwiącą w suwaku, szarpnął nim w dół i przesunął do góry. Zwolnił nieco przed przezroczystym zapięciem biustonosza. Przeszedł go rozkoszny dreszcz. Ariana przełknęła głośno ślinę. Kiedy poczuła palec Carsona na karku, mimowolnie przymknęła oczy, pozostając w bezruchu. W jej brzuchu zaszumiał rozgrzany ocean.
– Zrobione – wymruczał, nie zabierając dłoni z suwaka.
Oboje wstrzymali powietrze, czekając na kolejny krok tego drugiego, aż w końcu rozległo się dzwonienie komórki. Ariana odskoczyła jak oparzona i wyburczała coś, co przy odrobinie wyobraźni mogło zostać uznane za podziękowanie. Potem odebrała telefon z pracy, złapała torebkę, buty i pobiegła na korytarz, nieprzejęta tym, że zostawiła Carsona samego w jej sypialni.
Westchnął z dziwnym zawodem, rozejrzał się odruchowo i utkwił wzrok w zdjęciu uśmiechniętego blondyna, który ułożył palce w kształt serca. Widział tę fotografię już wiele razy i nie znosił jej. Gdy na nią patrzył, gnębiło go trudne do wyjaśnienia uczucie żalu. Zmusił się do wyjścia z pokoju. Nie miał czasu na głupie myśli, bo musiał sobie powtórzyć notatki przed popołudniowym egzaminem.
Niestety, tego dnia nie mógł już się skupić ani na czytaniu, ani na myśleniu. Do gabinetu pani profesor wszedł rozkojarzony i od pierwszego pytania miał pustkę w głowie. Próbował kłamać, że brakowało mu czasu na naukę, bo albo opiekował się chorą babcią, albo ojcem, albo dochodził do zdrowia po wypadku, ale profesorka bezdusznie dała mu ocenę niedostateczną.
Później poszedł na wykład, wpisał się na listę obecności i ukradkiem zaczął przeglądać profil Ariany na Facebooku. Wszedł w galerię i zjechał na dół. Na wielu starszych zdjęciach dziewczyna była sama albo z Claire. Wydawało mu się, że zrobiono je spontaniczne w trakcie codziennego życia. Oglądał je z przyjemnością, ale po paru minutach doszedł do zdjęcia, na którym Ariana pozowała z narzeczonym, i sposępniał. Przytulali się nad talerzami krewetek, pokazując pierścionek na dłoni dziewczyny.
– To pan Evans! – usłyszał nagle.
Szmery, które słyszał podczas korzystania z komórki, przerodziły się w chichoty. Podniósł rękę, myśląc, że profesor sprawdza nazwiska z listy obecności.
– Panie Evans! – rzucił profesor z politowaniem. – Po dwadzieścia jeden jest dwadzieścia dwa, a nie dwadzieścia trzy!
Wszyscy wybuchnęli śmiechem. Carsonowi zrobiło się głupio. Nie dlatego, że pomylił jakieś bzdurne liczby, ale dlatego, że przez te zdjęcia stracił kontakt ze światem. Co go obchodziła Ariana? Co go obchodził ten jej laluś? Nic! Nic mu do nich.
Przez resztę dnia starał się nie zaprzątać sobie głowy odtwarzaniem tego, co mówiła, gdy w ostatnim czasie opuszczała gardę. Nie analizował mylących sygnałów, które dawała. Nie przypominał sobie, jak miła w dotyku była jej skóra. Odpychał od siebie natrętne idiotyczne myśli.
Jednak poczuł, jakby go strzelił piorun, kiedy wieczorem wychodził ze swojego pokoju z dwiema brudnymi szklankami i usłyszał przytłumiony głos Ariany:
– A ja tęsknię za tobą.
Niczym automat zbliżył się do drzwi jej sypialni i podsłuchiwał.
– Ale obiecywałeś, że będziesz w nadchodzący weekend.
Pauza.
– Nie – jęknęła rozczarowanym tonem. – Tydzień to za mało. Nie zdążysz... Tak, wiem, ale... Dobrze, mów.
Długa pauza.
– Ja ciebie też – powiedziała wreszcie. – Pa, pa.
Carson ruszył ręką i szklanki brzdęknęły. Odwrócił się spłoszony i popędził do schodów. Kiedy schodził po stopniach, do jego uszu dobiegło szybkie tupanie.
– Od kiedy mnie podsłuchujesz?!
Zatrzymał się w połowie schodów i spojrzał na wzburzoną Arianę, która stała za barierką.
– A co ja, masochista? – burknął i wzruszył ramionami. – Tylko przechodziłem. Nie przenoś złości ze swojego faceta na moją niewinną osobę.
Ariana złapała się pod boki.
– Ty mnie chyba jeszcze rozzłoszczonej nie widziałeś.
– Rany – westchnął leniwie. – Powinnaś dołączyć instrukcję obsługi siebie do przysięgi małżeńskiej.
– Mój przyszły mąż doskonale odnajduje się w moich reakcjach bez tego – odparowała wyniośle, a potem dodała tak po prostu: – Poza tym jest mądry, spokojny i szarmancki.
Carson parsknął z zażenowania i ruszył w dół.
– Słuchaj, no! Słyszałam, co powiedziałeś do kolegów o tym bezdomnym, którego mijaliśmy po kręgielni – ciągnęła jak nakręcona. – Nazwałeś go oszustem, pamiętasz? Jackson nigdy by tak nie postąpił.
– Jestem wzruszony – zadrwił i pokręcił głową, bo przywołała sytuację, o której nawet nie pamiętał.
– Powinieneś brać przykład z Jacksona.
– Czyżby? – prychnął. – Na jego miejscu nie zostawiłbym cię samej na rok.
Ariana zrobiła zdezorientowaną minę i oparła się słabo o barierkę. Poczuła, jakby uderzyła ją fala gorąca.
– Słucham? – wydusiła.
Carson przystanął u dołu schodów, spojrzał na nią zaczepnie, a potem skierował się do kuchni i odparł z obojętnością:
– Chodziło mi o to, że gdybym miał ambicję bycia misjonarzem i narzeczoną u boku, wziąłbym ją ze sobą nawet na koniec świata.
Ariana odepchnęła się od barierki i ruszyła za nim.
– Jak śmiesz osądzać Jacksona? Nie masz prawa tego robić! – wytknęła zdenerwowana. – Kocha mnie! A ja kocham jego!
– Tak, tak. Słońce, tęcza i różowe jednorożce – zakpił.
– Nie przechwalam się tym, tylko daję ci do zrozumienia, że są granice, których nie powinieneś przekraczać – powiedziała opryskliwie.
– Będziesz mi tak zrzędzić, bo wyraziłem jedynie swoje zdanie? – Carson obrócił się nagle w drzwiach, przez co Ariana prawie na niego wpadła. – Czy chodzi o coś innego?
– Niby o co? – wybąkała, czując jego oddech na swojej twarzy.
– Ty mi powiedz. Próbujesz przekonać mnie czy siebie? – zapytał zmysłowo.
Spuściła wzrok i się odsunęła. Pomyślała, że musi udać, że nie zeszła na dół tylko po to, żeby mu wygarnąć. Wyminęła go i weszła w głąb kuchni. Otworzyła zamrażarkę, by wyjąć opakowanie z pizzą. Położyła je na stole i włączyła piekarnik, a gdy podniosła głowę, zobaczyła, jak jej zakup ląduje w koszu.
– Chcesz być dobrą żoną? – spytał pokojowym tonem Carson i wyjął z szafy silikonową matę. – Daj się nauczyć robić pizzę.
Wytrzeszczyła oczy z oburzenia i wykrztusiła niedbale:
– To żadna trudność. W Internecie jest milion przepisów.
– Nie są takie genialne jak mój. – Uśmiechnął się krzywo. – Pracowałem kiedyś w pizzerii i znam parę magicznych sztuczek.
– Muszę się pouczyć – burknęła.
Odkręcił wodę w kranie i zaczął myć ręce.
– Nie bądź kujon.
– Poradził ten, kto wyleciał dwa razy ze studiów – prychnęła.
Carson wyjął dłonie spod lejącej się wody i machnął nimi w stronę Ariany, opryskując jej twarz.
– Nie wyleciał, tylko rzucił – sprostował dosadnie.
– Jasne, jasne – skwitowała zadziornie i wytarła dłonią twarz. – Może jeszcze powiesz, że ta pizza będzie tak dobra jak twoje tegoroczne oceny? Wtedy podziękuję.
– Czy ja dobrze słyszę? – Obrzucił ją teatralnie zdumionym spojrzeniem. – Zakradasz się do mojego pokoju i szperasz w moich rzeczach?
– Nie – odparła lekceważąco. – Twoje testy leżały tu na stole.
– Jasne, jasne – przedrzeźnił Carson. – Blondi droga, jeśli chcesz mnie bliżej poznać, wystarczy że...
– Dobra, wiem. – Zmrużyła groźnie oczy. – Rzuciłeś studia, rzuciłeś. Czego potrzebujesz do tej pizzy?
Carson rozłożył matę na stole i wszedł w tryb szefa kuchni. Ariana uprzejmie pomagała mu we wszystkim, o co prosił, nawet podawała mu rzeczy, po które sam mógł sięgnąć. Bacznie jednak uważała, żeby nie zbliżyć się do niego bardziej niż na wyciągnięcie ręki. Zauważył to, więc sam też trzymał dystans. Próbowali unikać kontaktu wzrokowego, lecz kiedy Carson podał Arianie pomidory do pokrojenia, oboje przypomnieli sobie, jak kiedyś jednym w niego rzuciła. Wymienili przenikliwe spojrzenia, by przekonać się, czy drugie też pamięta o tej sytuacji. Ariana uciekła wzrokiem i zajęła się krojeniem. Pozostała uprzejma, ale Carson odniósł wrażenie, że zaczęła emanować lekkim chłodem.
Czuł go, dopóki w kuchni nie zaczął się unosić aromat upieczonego ciasta, sera mozzarella, świeżego sosu pomidorowego i przypraw. Wtedy Carson obserwował z satysfakcją, jak Ariana delektuje się smakiem znienawidzonych oliwek, które zaskakująco dobrze współgrały jej z szynką, cebulą oraz ananasem.
– Tort z pizz? – zapytała zaskoczona, gdy już normalnie rozmawiali, i zatkała dłonią pełną buzię. – Poważnie?
– Klientka była miłośniczką hawajskiej – opowiadał z rozbawieniem.
– Nie mogę sobie tego wyobrazić – wybełkotała z chichotem i przełknęła kęs. – Byłam na weselu, które miało pizzę w menu, i to już jest dla mnie niepojęte, ale sam tort powinien być tradycyjny. Puszysty biszkopt, słodka masa, bita śmietana.
– Mąż klientki też tak uważał i uparł się na dodatkowy wypiek z cukierni, czym dogodził konserwatywniejszym gościom.
– Dobrze, że mój ślub nie wymaga żadnych kompromisów. Mogę decydować o wszystkim samodzielnie – zaśmiała się Ariana, choć na jej twarzy zawitał smutek.
Carson spoważniał, po czym odsunął talerz, oparł łokcie na stole i spojrzał jej w oczy.
– Przepraszam – wypalił bez większego zastanawiania, choć gdy tylko zaczął mówić, poczuł, jakby jakiś ciężar, o którym nie wiedział, spadł mu z barków.
– Co? – parsknęła i spojrzała na niego zdziwiona.
– Zachowywałem się jak gówniarz. Małostkowy egoista ze mnie – dodał dosadnie, z pokorą w oczach. – Chciałbym to zwalić na odejście ojca, ale myślę, że zawsze taki byłem, jestem i będę.
– Ja też przepraszam. Powinnam ci oddać za kwiaty – odparła łagodnie Ariana, a potem przesunęła wzrokiem po jego twarzy i stwierdziła ciepło: – Już taki nie jesteś.
Poczuł, jakby otuliła go miękkim, grubym kocem. Uśmiechnął się lekko i dojadł swój kawałek pizzy. Ariana wstała, żeby nalać sobie wody do szklanki. Stanęła, przenosząc ciężar ciała na jedną nogę, i wypiła niespiesznie kilka łyków. Carson sam się sobie dziwił, że spojrzał na nią z ogromnym zainteresowaniem. Gdy natknęła się na jego wzrok, wykrzywił usta w cierpkim uśmiechu i wyznał:
– Będę cię miło wspominał.
Poczuła ciepło rozpływające się po jej sercu. Popatrzyła na Carsona z nostalgią, ze szklanką przyłożoną do ust, i powiedziała po chwili.
– A ja będę miło wspominać ciebie.
Jego żołądek wywinął fikołka.
– Kto wie... – zaczął zamyślonym tonem, starając się zachować spokój. – Może pozostaniemy przyjaciółmi. Nazwa naszej ulicy trochę nas do tego zobowiązuje – dodał wesoło.
Ariana stłumiła parsknięcie i zdecydowanie pokręciła głową.
– Nie? – zapytał żartobliwie, patrząc na nią figlarnie. – Czy twoje życie nie zrobiło się odrobinkę bardziej barwne, gdy poznałaś Rafaela, Kaia i... mnie?
Posłała mu smutnawy uśmiech.
– Byliście ciekawą przygodą – odparła lekkim tonem, w którym wyczuł nutę bólu. – Ale czas wrócić do właściwego życia.
Mruknął ze zrozumieniem, choć poczuł, jakby go coś łamało od środka. Popatrzyła w zadumie na swój pierścionek zaręczynowy.
– Musisz mnie spłacić – rzekła półgłosem znienacka, z błaganiem w oczach.
Spojrzał na nią ulegle i stwierdził szczerze:
– Choćbym chciał, raczej nie zdążę do twojego ślubu. Chcesz zacząć małżeństwo od sekretu?
– Nie – bąknęła i uśmiechnęła się ze zrozumieniem. – W porządku, nie szkodzi. Powiem mu niedługo i może jednak jakoś to razem rozwikłamy – dodała widocznie spięta.
– Dlaczego zostałaś? – zapytał znowu Carson i wstał, żeby dokładnie obserwować jej twarz. – Dlaczego zostałaś i zachowałaś to wszystko w sekrecie przed nim i twoją rodziną?
Odstawiła szklankę na blat.
– Czuję się tu wolna. – Westchnęła. – A dlaczego ty zostałeś i blokowałeś mi wynajęcie mojej części?
Mruknął w namyśle, po czym odparł oględnie:
– Czuję się tu swobodniej niż gdziekolwiek indziej.
Ariana uniosła kącik ust i omiotła wzrokiem otoczenie.
– Architekt ma dar – stwierdziła takim tonem, jakby znalazła odpowiedź na wszystkie pytania.
– Och – wyrwało się zdziwionemu Carsonowi. Zaśmiał się ponuro. – Racja.
Patrzył na Arianę zdezorientowany. Uwierzył w to, co powiedziała. Pomyślał, że wszystko, co robiła, co mówiła, wynikało z nudy, o której wspomniała, kiedy piła wino na sofie. Odwrócił się od niej, usiadł i ugryzł kęs pizzy. W tym momencie pierwszy raz przypuścił w duchu, że się zauroczył Arianą. Zerknął na nią cierpko i postanowił, że przy pierwszej lepszej okazji wybije ją sobie z głowy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top