Rozdział 29 (Blondi!!!)
Minął tydzień, w czasie którego Carson udawał, że nie zauważa, jak Ariana się stara, żeby godzić opiekę nad nim i jego psem ze swoimi studiami i pracą. Nie lubił być od niej zależny. Nie chciał, żeby go postrzegała jako słabego czy bezradnego. Zwracał się do niej o pomoc tylko w sytuacjach kryzysowych i bardzo cierpiała na tym jego duma. Kiedy Ariana podawała mu leki, zmieniała opatrunki czy przyniosła posiłek, on wbijał wzrok w telewizor i zachowywał się niczym automat.
We wtorkowy poranek Carson poczuł, że odzyskał wystarczająco sił, żeby wyjść samodzielnie z domu, choć wciąż krzywił się z bólu przy każdym kroku. Niezdarnie przeciągnął wolną rękę przez rękaw kurtki, a unieruchomiony w ortezie złamany obojczyk, tylko luźno nakrył. Potem założył tenisówki. Sznurówki wepchnął do środka, bo ich zawiązanie wykraczało poza jego możliwości.
Zdrową ręką nacisnął klamkę frontowych drzwi i spróbował je popchnąć, ale napotkał opór. Rozejrzał się za kluczem. Pogrzebał w kieszeniach kurtek, w szufladach komody, przesunął ręką po regale nad wieszakiem. Bez sukcesu.
– Blondi!
Cisza.
– Blondi!!!
Nadal cisza.
– Ariana!
Stanęła za górnymi barierkami.
– Gdzie moje klucze? – zapytał z pretensją.
– W twoim pokoju. Weź sobie – odparła gładko, uzbrojona w anielską cierpliwość.
Spojrzał na nią z wyrzutem.
– Miałaś kiedyś stłuczone nogi i kość ogonową? – wyburczał. – Nie mogę jeszcze chodzić po schodach.
– Przed domem są dwa stopnie.
– Jakoś to przeżyję. Taksówka na mnie czeka.
– Lekarz kazał ci leżeć – wytknęła opryskliwie.
– Muszę iść do pracy!
Sprzeczkę przerwał dzwonek do drzwi. Carson uśmiechnął się z satysfakcją, bo Ariana musiała je otworzyć, żeby odprawić taksówkarza, co pozwoliłoby mu czmychnąć z domu. Ku jego zaskoczeniu w progu pojawił się Aaron z żoną i ich dwójką małych dzieci. Goście zapoznali się z Arianą, przywitali się z Carsonem i zaczęli zdejmować kurtki.
Kiedy dzieci zobaczyły na środku korytarza Dianę, która lizała sobie brzuch, pobiegły ku niej krzycząc „pieseeek!". Spanielka przytomnie uciekła do góry, zanim zdążyły jej dotknąć. Mae zgarnęła swoje pociechy ze schodów i ruszyła z nimi w stronę salonu.
– Co wy tu robicie? – spytał Carson, próbując nie dać po sobie poznać, że jest zawiedziony. – Chyba nie wróciłeś ze względu na mnie? – zwrócił się do kuzyna, a ten zacmokał karcąco.
– Skończyłem już rejs. W samą porę, widzę. Kazaliśmy odjechać taksówkarzowi, który czekał na pana Evansa.
Carson stęknął z zawodem. Z oporami dał się zaciągnąć z powrotem na kanapę i obserwował w ponurym milczeniu, jak Ariana bawi się w gospodynię. Porozmawiała z jego gośćmi, poczęstowała ich herbatą, a potem wyszła ze spanielką na spacer.
Gdy tylko w korytarzu trzasnęły drzwi, Carson wyburczał z pretensją:
– Musicie to robić? Mam dużo roboty, muszę jechać do firmy.
– Zająłem się wszystkim – uspokoił Aaron flegmatycznym tonem. – Wszyscy z redakcji przesyłają ci pozdrowienia.
Carson mruknął niedbale i zapytał nerwowo:
– Widziałeś najnowsze artykuły? Są gotowe do druku?
– Tak. Radzimy sobie doskonale.
Wyczuł, że kuzyn nie chce rozmawiać przy żonie o gazecie i niekorzystnych bilansach, które z pewnością odnalazł w służbowym komputerze. Zdenerwował się w duchu, że do wypadku nie doszło przynajmniej parę miesięcy później. Za moment się zganił. Mógł być ostrożniejszy. Nigdy nie powinien spowodować wypadku. Ani teraz, ani nigdy. W jego brzuchu zacisnął się twardy węzeł, ćmiący wściekłością i wstydem.
Myśli poszybowały w kierunku przyczyny zdarzenia. Westchnął, przegonił je z głowy i spojrzał z wymuszoną ciekawością na kuzyna.
– A więc – zagaił – dawno wróciłeś?
– Wczoraj wieczorem. Awansowałem na starszego mechanika – wyznał nieśmiało Aaron.
– O! – Carson bardzo się ucieszył i popatrzył na niego z dumą. – Gratulacje, trzeba świętować. Chodźmy do jakiegoś baru.
Zbagatelizował to, że nie powinien pić alkoholu podczas stosowania leków. Chciał uciec przed przytłaczającymi emocjami, które powoli go doganiały, i upatrywał ratunku w procentach.
– Carson, wyglądasz jak psu z gardła wyjęty – odparła Mae. – Nawet Rafael by się na to nie zgodził.
Wbił tępo wzrok w kuzyna, oczekując od niego wsparcia, lecz ten wzruszył bezradnie ramionami i przytaknął posłusznie żonie. Skrzywił się rozczarowany, a potem skupił uwagę na dzieciach, które przytulały się to do jednego, to do drugiego rodzica. Pomyślał z podziwem, że wyrosną na przyzwoitych ludzi. Jednocześnie pożałował tego, jak bardzo spuścił z tonu po powrocie Silasa. Życie toczyłoby się teraz zwyczajnym torem, gdyby pozostał Carsonem z parku.
Ariana zamyślona szurała palcem po wygaszonym ekranie komórki, gdy trzech adwokatów, dyrektor i wicedyrektor pozwanej firmy ubezpieczeniowej weszli dumnym krokiem do sali konferencyjnej w kancelarii Monicy Irwan. Zasiedli przy długim stole, wyprostowani jak rasowi biznesmeni, w garniturach z najwyższej półki. Ariana wymieniła z nimi krótkie spojrzenia i poczuła się bardzo malutka.
– Słuchamy państwa oferty – zaczęła Monica. Włączyła dyktafon i usiadła naprzeciwko Fostera.
– Czy pan Reid nie raczy się dziś pojawić? – spytał pretensjonalnie i wziął do ręki papiery podane mu przez pomocników.
– Przez pana Durina mój klient jest zadłużony na kwotę kilkudziesięciu tysięcy dolarów, tak? Niech pan zgadnie, gdzie on przebywa o jedenastej rano w środku tygodnia – sarknęła.
– W imieniu mojego klienta, firmy Proptikum, składam wyrazy ubolewania – rzekł suchym, beznamiętnym tonem, spoglądając na nią krzywo. – Przypominam jednak, że postępowanie przeciwko panu wicedyrektorowi zostało umorzone i nie uznano go za winnego spowodowania wypadku.
– Piłka jeszcze w grze – odparła z irytacją Monica.
– Jednocześnie firma Proptikum nie znalazła podstaw do wypłaty odszkodowania panu Reidowi – kontynuował niewzruszony adwokat. – Pomimo tego wykazujemy dobrą wolę i jesteśmy chętni do zawarcia ugody.
– A może przekupstwa? Chleb powszedni dla pana wicedyrektora, prawda?
– Pani mecenas – wymamrotał z wyższością Foster. – Jeśli chce pani wytaczać jakieś oskarżenia przeciw panu Durinowi, proszę złożyć osobny pozew. Tymczasem przypominam, że pani klient występuje przeciwko firmie Proptikum, a pan wicedyrektor zostanie jedynie przesłuchany na okoliczność niezasadności odszkodowania dla pana Reida. Z dobrego serca oferujemy pani klientowi dziesięć tysięcy dolarów, choć to i tak za dużo, zważywszy na fakt, że z własnej winy nie był objęty żadnym ubezpieczeniem komunikacyjnym.
– Państwo żartują, prawda?
Ariana odblokowała ekran komórki, żeby sprawdzić, czy dostała jakieś powiadomienia od Carsona. Poczuła dziwną lekkość w brzuchu, gdy zobaczyła ikonkę nieodebranego SMS-a, ale okazało się, że to tylko oferta od operatora. Wyłączyła podświetlenie ekranu i zastanowiła się, co mógłby teraz robić Carson. Wyobraziła sobie, że zemdlał. Przeszły ją ciarki i skręciło ją ze zniecierpliwienia.
Na dłuższą chwilę odpłynęła myślami, po czym wróciła do rzeczywistości i zauważyła, że zgubiła wątek. Usłyszała, jak zdenerwowana Monica mówi:
– Niech pan mecenas nie wyrokuje na zapas. Sąd odrzucił pański wniosek o wyłączenie sędziego Frankenberga z postępowania sądowego – powiedziała z satysfakcją. – Jak powszechnie wiadomo, słynie on z długiego chowania urazy.
Adwokat poszeptał ze swoimi towarzyszami.
– Dwadzieścia tysięcy – zaproponował niechętnie.
– Sto dwadzieścia tysięcy – rzuciła Monica przez zaciśnięte zęby. – Przysięgam, że w sądzie wycisnę z was więcej.
Panowie pokręcili głowami i wstali z miejsc, szurając krzesłami. Wyszli sznurem z sali konferencyjnej. Monica również ruszyła do wyjścia i rzuciła naprędce:
– Lecę do kolejnego klienta, tak? Adieu!
Ariana posprzątała stół, uporządkowała dokumenty i niedługo później zakończyła pracę. Idąc chodnikiem, napisała do Carsona SMS z pytaniem, czy mu coś kupić. Z góry znała odpowiedź. Prawie nigdy niczego od niej nie chciał, ale próbowała tylko wymusić, by dał znać, że nie leży nieprzytomny na podłodze. Odpisał bezzwłocznie i poczuła ulgę.
W drodze do domu wstąpiła do sklepu spożywczego, żeby zrobić duże zakupy. Kiedy spacerowała z koszykiem między półkami, zadzwoniła do niej siostra. Odebrała i nim zdążyła się przywitać, Rhonda wyrzuciła jednym tchem:
– Nie wiem, czy wiesz, ale rodzice mi mówili, że Claire gościła w twoim domu przez kilka dni razem z jej rzekomym chłopakiem, a wiadomo kto tym chłopakiem był. Domyśliłam się, że wcisnęłaś im kit, choć trzeba być wyjątkowo naiwnym, żeby uwierzyć w twoją nagłą sympatię do psów.
– No, wiem – odparła z wahaniem Ariana, nie mając pojęcia, do czego jej siostra zmierza.
– Wyobraź sobie moją minę, kiedy dotarło do mnie, że to ja jestem największą naiwniarą w naszej rodzinie.
– Nie nadążam. O co chodzi?
– Claire czasami wrzuca na Instagrama swoje zdjęcia. Dziwnym trafem ostatnio uwiecznione na nich wnętrza wcale nie przypominają tych z twojego domu. Ani nawet waszego poprzedniego mieszkania.
Ariana pacnęła się w czoło i przygryzła dolną wargę. Nie przypuszczała, że jej siostra przegląda portale społecznościowe. Zawsze je ostro krytykowała i kpiła z ludzi, którzy z nich korzystali.
– Jesteś tam? – zapytała obcesowo Rhonda.
– Tak – westchnęła Ariana, po czym coś w nią nagle wstąpiło i nie pozwoliło dłużej dbać o poglądy rodziny. – Masz rację, okłamywałam cię. Claire spędziła u mnie trochę czasu, a teraz mieszkam sama z tamtym gburem. Tak na marginesie, to on skłamał, że jest gejem. Możesz wyznać wszystko rodzicom i podzielić się z nimi swoimi czarnowidztwami. Myślcie o mnie, co chcecie, nie będę się tym przejmować. Mam dwadzieścia cztery lata i już zgodziłam się wyjść za mąż, więc umiem kierować swoim życiem tak, jak należy.
Po drugiej stronie słuchawki zapanowało długie milczenie. Ariana natychmiast pożałowała, że się zagalopowała. Ku jej zaskoczeniu siostrę niezbyt to ubodło, bo gdy pozbierała myśli, stwierdziła z typową dla siebie obojętnością:
– Przepraszam. Ale dlaczego „już"?
Ariana zmarszczyła brwi, zbita z tropu.
– Co?
– Czujesz się za młoda na ślub?
Głos ugrzązł jej w gardle. Swoimi słowami zaskoczyła samą siebie i nie była pewna, co odpowiedzieć. Czy dwadzieścia cztery lata to właściwy wiek na ślub? Nigdy nad tym nie myślała. Nie wprost.
– Tak tylko powiedziałam – stwierdziła lekko Ariana. – Muszę kończyć. Pa!
Odsunęła komórkę od ucha i się rozłączyła. Poczuła ulgę, że zrzuciła z barków kłamstwa, które ciążyły jej od ponad dwóch miesięcy. Wprawdzie ukrywała jeszcze co nieco przed narzeczonym, ale Carson zaciągnął u niej tyle długów wdzięczności, że musiał zaakceptować jej przyszłego lokatora. Kiedy ich drogi się rozejdą, będzie mogła uznać pewien etap swojego życia za niebyły.
W czwartek na 8 Friend Street od samego rana było głośno i nerwowo. Carson wszedł w tryb bojowy. Wymagał spełniania swoich zachcianek, narzekał przy byle okazji albo bez powodu obrażał Arianę. Znosiła to w milczeniu, sprawiając wrażenie, jakby nic jej nie ruszało, a to go denerwowało i nakręcało do większego marudzenia.
Wybiła dwudziesta trzecia, gdy wreszcie odpuścił. Wziął prysznic, ułożył się wygodnie na kanapie i czekał, aż Ariana zejdzie, żeby zmienić mu opatrunki – jak co wieczór przed spaniem. Jednak mijały minuty, a ona nie przychodziła. Zasępił się, przypuszczając, że go zlekceważyła. A może zapomniała? Wysłał jej wiadomość o treści „plastry", po czym odłożył telefon na stolik i położył się na wznak. Czekał i czekał, a ona nadal się nie zjawiała.
W końcu się podniósł i zaczął wstawać, żeby samemu iść po apteczkę. Wtedy w salonie pojawiła się Ariana. Ubrana w długą koszulę nocną, a nie w dwuczęściową piżamę, jak zazwyczaj. Podeszła do niego i położyła opatrunki na stole.
– Myślałem, że nie przyjdziesz – burknął.
Nic nie odpowiedziała. Odgarnęła kołdrę z jego brzucha i delikatnie odkleiła plaster pod pępkiem. Oczyściła szwy po zaszytych skaleczeniach i nakleiła czysty, suchy opatrunek.
– Obraziłaś się na mnie? – zapytał Carson drwiąco.
– Dlaczego miałabym się obrazić? – odparła niedbale. – Nic nie znaczysz.
Stłumił prychnięcie i popatrzył na nią urażony, bo zabrzmiała jakby myślała, że on sądzi, że coś dla niej znaczy, a przecież nigdy czegoś takiego nie sugerował.
Spojrzał jej w oczy. Nachmurzone, zimne, zdecydowanie lśniła w nich obraza. Czyli Ariana wcale nie uważała, że on miał się za kogoś dla niej znaczącego. Po prostu chciała mu dopiec. Gdzieś z tyłu umysłu pożałował tego, jak się dziś zachowywał.
Ariana zerwała z niego drugi plaster i odruchowo złapał ją za nadgarstek. Choć trzymał na tyle delikatnie, że mogła łatwo wyrwać rękę, najpierw westchnęła ciężko, czekając aż on puści, a potem zrobiła srogą minę. Otworzył usta, zamierzając ją przeprosić, ale w ostatniej chwili przypomniał sobie, jak wyszedł na okazywaniu słabości, i rzucił tylko z pretensją:
– Zabolało.
Przymknęła na chwilę powieki. Nigdy wcześniej się nie skarżył. Bywało, że jego twarz przecinał grymas bólu, ale przy Arianie zagryzał zęby. Aż do dzisiaj, kiedy ilekroć go dotknęła, marudził gorzej niż dziecko ze stłuczonym kolanem.
– To się musi skończyć – powiedziała zamyślonym tonem.
Carson odniósł wrażenie, że nie mówiła o jego zachowaniu.
– Co takiego? – zapytał ochrypłym nagle głosem.
– Wyprowadzę się, jak tylko poczujesz się lepiej. Nawet jeśli nie zaakceptujesz nowego lokatora.
– Dlaczego? – wymsknęło mu się.
Wymienili poważne, przenikliwe spojrzenia. Jedno próbowało przejrzeć drugie. Ariana spuściła wzrok i pozwoliła sobie na moment szczerości:
– To nie w porządku wobec mojego narzeczonego, że mieszkam z innym mężczyzną.
Carson poczuł, jakby w jego piersi poprzewracały się ciężkie klocki, ale parsknął śmiechem i stwierdził lekko:
– To zabrzmiało, jakbym jednak coś znaczył.
Zerknęła na niego krzywo, a potem odparła stanowczo:
– Dobrze wiesz, że nie.
Zapadła cisza. Ariana usiadła przy Carsonie, żeby zmienić opatrunek na jego czole. Uciekł wzrokiem w bok, żeby nie patrzeć na jej twarz, ale po chwili musnął nim jej ramię i dekolt.
– Ty też nic dla mnie nie znaczysz – mruknął, na co ona nawet nie drgnęła. – Gdybyś znaczyła, powiedziałbym, że to bardzo nie w porządku, że jesteś przy mnie ubrana w ten fatałaszek.
Ariana zgromiła go spojrzeniem. Widział przed łazienką stos jej brudnych ubrań, więc mógł się domyślić, że miała pustki w szafie. Prychnęła lekceważąco i nakleiła na jego czole świeży plaster.
– Trzeba się wyjątkowo postarać, żeby potłuc kask podczas przejażdżki na motorze – zadrwiła znienacka, parafrazując jego słowa.
– Motocyklu – poprawił urażony. – Gdybym wiedział, że skończę z tobą na mojej kanapie, byłbym uważniejszy.
– Ja też o to nie prosiłam.
– W takim razie dlaczego podjęłaś się opieki nade mną? – zapytał nieprzyjemnym tonem.
Wyraźnie się zawahała nad odpowiedzią. Carson odnosił wrażenie, że mają moment szczerości i powie mu prawdę, ale ona przesunęła palcem po plastrze na jego szczęce i zapytała smutno:
– Co trzeba mieć w głowie, żeby pruć jak wariat przez środek miasta?
– Nienawiść do starego – odparł bez namysłu.
Znieruchomiała, po czym zmarszczyła czoło w zaskoczeniu i zakłopotaniu.
Gdy Carson zobaczył litość wypisaną na jej twarzy, przeklął w duchu i pluł sobie w brodę, że mimowolnie palnął o czymś, o czym chciał zapomnieć. Nikomu, oprócz babci, którą poprosił o dochowanie tajemnicy, nie zdradził przyczyny swojego wypadku.
– Dlaczego? – wybąkała Ariana, kiedy odzyskała głos, i się odsunęła. – Dlaczego go nienawidzisz?
Teraz to ona spodziewała się szczerości. Carson westchnął ponuro i wyszemrał ledwo słyszalnie:
– Kiedy byłem w podstawówce, zabrał wszystkie pieniądze, każdego centa z portfela mojej mamy, i zniknął. Przez jakiś czas przysyłał pocztówki z Las Vegas, w których obiecywał, że wynagrodzi nam krzywdy, gdy coś wygra w jakimś kasynie, ale szybko przestał pisać. A niedawno wrócił i udawał, że pragnie mojego wybaczenia, lecz tak naprawdę chciał mnie oszukać finansowo. Goniłem łajzę, żeby zaciągnąć go na policję.
Ariana pokiwała głową ze zrozumieniem. Patrzyła na Carsona ze współczuciem, gotowa go pocieszyć. Wydawała się szczerze poruszona oraz sprawiała wrażenie, jakby coś dla niej nabrało sensu. Nie skomentowała jednak jego zwierzania. W milczeniu dokończyła zmieniać opatrunki i wstała.
– Przykro mi. Przynieść ci melisę? – zapytała z troską.
Pokręcił głową. Poprawiła mu poduszkę i naciągnęła kołdrę po samą szyję, choć nie musiała, bo całkiem dobrze sobie radził z prawą ręką.
– Dobranoc – szepnęła.
– Dobranoc, blondi.
Westchnęła niby z naganą, ale uśmiechnęła się delikatnie. Wyszła, gasząc po drodze światło.
Carson przez długą chwilę leżał wpatrzony w ciemność. W jego oczach powoli niknął obraz miłej twarzy Ariany. Czuł, jakby w jego brzuchu rozplątał się nieprzyjemny węzeł, a jednocześnie ogarnęło go dziwne rozżalenie, którego nie potrafił wyjaśnić w żaden sposób.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top