Rozdział 25 (Straciłam talent!)

Nadszedł piątkowy wieczór. Ariana wróciła z salonu jubilerskiego, w którym samotnie wybierała obrączki ślubne. Trochę po tym zmarkotniała, więc zamierzała zaszyć się w łóżku i posłuchać smętnych piosenek. Ledwo zdążyła zdjąć buty, a już do jej uszu dobiegł spanikowany krzyk Claire:

– Ana! Pomocy! Kai zaraz przyjdzie, a ja nie radzę sobie z fryzurą! – Dziewczyna wybiegła roztrzepana z łazienki, mając na sobie prostą, kwiecistą sukienkę, niezapiętą jeszcze na plecach. – Straciłam talent fryzjerski – załkała. – Przecież umiałam to robić z zamkniętymi oczami!

Ariana parsknęła śmiechem.

– Nie histeryzuj. Od kiedy stresujesz się przed randką?

– Słucham? Ja? W życiu!

Zaciągnęła przyjaciółkę z powrotem do łazienki i zaczęła jej rozczesywać splątane włosy. Chwilę później na głowie Claire pojawił się elegancki kok.

– Dziękuję, kochana. Jak wyglądam?

– Super. Odwróć się, zapnę cię.

Z korytarza dobiegł dźwięk dzwonka.

– O Boże, przyszedł. Ja jeszcze niegotowa. – Claire w panice złapała za swoją kosmetyczkę.

– Spokojnie. Zagadam go trochę.

Ariana potruchtała z powrotem do korytarza, po czym zamaszyście otworzyła drzwi. Kiedy zobaczyła, kto za nimi stoi, zastygła z uśmiechem na twarzy. Krew odpłynęła jej z policzków. Nogi, potrzebne do ucieczki, kompletnie odmówiły posłuszeństwa.

– Niespodzianka! – zawołała Barbara i uściskała córkę.

– Ojej, cześć. Co wy tu robicie? – wydukała Ariana.

– Załatwiłem sobie zastępstwo w pracy – odparł z zadowoleniem Zander, wtaszczając do środka małą walizkę. – Uznałem, że najwyższy czas, żeby cię odwiedzić w nowym domu.

– To... to wspaniale. – Zabrzmiało to wyraźnie nieszczerze. – Rhonda wie, że tu jesteście?

– Nie, pojechała wczoraj do teściów. A co?

Spięta Ariana przeniosła wzrok na matkę i zapytała niemal z pretensją:

– Skąd znacie mój adres?

– Dała go nam, gdy wysyłaliśmy ci paczkę z twoimi figurkami. Nie doszła? – zmartwiła się Barbara.

– Nie.

– Ach, ta poczta. Same opóźnienia. Gdzie jest salon? Padamy z nóg.

Ariana wskazała ręką na lewo, po czym sztywno cofnęła się o kilka kroków, żeby zapukać do łazienki.

Claire ostrożnie wychyliła z niej głowę i wytrzeszczyła oczy na widok niespodziewanych gości, którzy właśnie wchodzili do pomieszczenia naprzeciwko.

– Powiedz, że mam zwidy – szepnęła zbaraniała.

– Chciałabym – wydusiła Ariana i spanikowana zaczęła wymachiwać rękami. – Zrób coś.

– Niby co? – pisnęła nie mniej przejęta przyjaciółka.

– Cokolwiek, byleby stąd zniknęli, zanim zejdzie Carson.

– Czekaj, pójdę z nim pogadać.

Twarz Ariany przecięła zgroza.

– Chciałam go wysłać na wytrzeźwiałkę – jęknęła, jakby żałując, że posunęła się za daleko. – Wsypie mnie w mgnieniu oka.

Claire oparła dłoń na czole i zastanowiła się przez chwilę.

– Powiedz prawdę. Może nie będą źli.

– Żartujesz? Będą wściekli. – Ariana złapała się za serce, czując, że bije znacznie szybciej niż zwykle. – Chyba mam zawał.

Claire rozważała jej słowa w napiętym milczeniu, aż nagle w głowie zaświtał jej pewien pomysł:

– Skłam, że masz tu jakieś insekty i lepiej, żeby spali w hotelu.

Ariana spojrzała na nią oszołomiona, po czym odetchnęła głęboko z wyraźną ulgą.

– Tak, tak, tak – podchwyciła propozycję.

W korytarzu rozległo się pukanie. Claire wygładziła sukienkę, poprawiła buty i tanecznym krokiem podreptała do drzwi, żeby powitać kolejnego gościa. Tymczasem Ariana ruszyła w stronę salonu i nagle zobaczyła, niczym w zwolnionym tempie, jak Carson przemyka za górnymi barierkami i maszeruje prosto na schody.

– Ej! Nie widziałaś Arri? – spytał prowokacyjnie. – O, cześć, Kai!

– Dzień dobry wszystkim.

– Ojej – wyrwało się znowu Arianie, gdy jej rodzice, zwabieni głosami, pojawili się z powrotem w korytarzu i zaczęli dociekliwie obserwować całe towarzystwo.

– Claire, jak miło, że wpadłaś! – zawołała Barbara i machnęła na powitanie. – Dawno cię nie widzieliśmy.

– Dzień dobry. – Claire skinęła nieśmiało głową. – Właściwie to ja gościłam u Any przez jakiś czas, ale dzisiaj już wracam z moim chłopakiem do siebie. Prawda, kochanie? – wypaliła, a potem podbiegła do Carsona i wzięła go pod rękę.

Ten spojrzał na nią jak na wariatkę, państwo Ross zamruczeli dobrotliwie, a Ariana głośno przełknęła ślinę, zaśmiała się nerwowo i wymamrotała pod nosem coś niezrozumiałego.

– O kurczę, Kai. – Claire przypomniała sobie o obecności swojej randki. – To nie tak, jak myślisz.

– Właściwie to jest dokładnie tak, jak myślisz – rzuciła w popłochu Ariana. – Tylko nie do końca – dodała pod wpływem piorunującego spojrzenia przyjaciółki.

– O co tu chodzi? – syknął Carson i odsunął się od Claire.

Ta podskoczyła do Brytyjczyka i dała mu ukradkiem kuksańca w bok, mówiąc:

– Kai to mój brat.

Wszyscy obdarzyli ją jeszcze bardziej zaskoczonymi minami.

– Przecież jesteś jedynaczką – rzekła Barbara.

– No tak, wiem. Miałam na myśli, że to brat... kuzynki mojej koleżanki... zakochanej w Carsonie – jąkała Claire bez zastanowienia, wyszczerzając zęby w grymasie mającym oznaczać uśmiech. – Ukrywamy przed nią nasz związek. Samo mówienie o tym mnie stresuje.

– Robi się coraz ciekawiej – skwitował ironicznie Carson i założył ręce na piersi.

– Wiecie, że to właściciel popularnej lokalnej gazety? – Ariana wskazała na niego brodą i potarła nerwowo dłonie. – A właśnie, bardzo mi się spodobał twój artykuł o tej dziewczynie, która była zmuszona poprosić o przysługę pewnego łapserdaka, choć wiedziała, że mógł mieć do niej nieuzasadniony żal o parę zaszłości – zatrajkotała.

– Trochę inaczej to zapamiętałem – odparł spokojnie.

– Kto by zwracał uwagę na szczegóły? – zachichotała gorączkowo i z braku tchu powachlowała dłońmi twarz. Nie wiedziała, co zrobić z rękami.

– To była ogromna przysługa. – Carson uśmiechnął się zjadliwie. – Nie pierwsza, zresztą.

– Kochanie – zagaiła bojowo Claire, biorąc go pod ramię. – Może zrobimy wszystkim coś do picia? Kai, pomożesz nam w kuchni?

– Jeśli muszę – mruknął zdezorientowany.

– Wszystko w porządku? – zaniepokoiła się Barbara, gdy połowa towarzystwa zniknęła z korytarza. – Dziwnych masz znajomych.

– Normalka. – Ariana klasnęła w dłonie, a potem zaciągnęła rodziców z powrotem do salonu. – Długo zostaniecie? – zapytała z wymuszoną uprzejmością.

– Tylko do niedzieli, niestety.

Ariana teatralnie wygięła usta w podkówkę, po czym wskazała kciukiem za siebie i rzuciła lekko:

– Pójdę im pomóc. Skończyła się herbata, a pewnie nie wiedzą, gdzie chowam zapasy.

Wyszła prędko z salonu i przeklęła pod nosem sytuację, w której się znalazła. Oczywiście powinna ją przewidzieć, ale od pewnego czasu koniecznie musiała wpadać w kolejne kłopoty. Powoli przemierzyła korytarz i weszła z posępną miną do kuchni. Zajęła ostatnie miejsce przy stole, a potem wzięła głęboki wdech i spojrzała chłodno na Carsona, który siedział naprzeciw niej. Uśmiechał się szeroko, taki z siebie zadowolony, jakby już dostał cały dom dla siebie. Ale ona wcale nie zamierzała się tak łatwo poddać.

– Jak mogłaś się zgodzić na wspólną kolację? – wyszeptała z trwogą Claire, zamykając za sobą drzwi sypialni.

– Nie miałam wyboru. Moja mama jest strasznie uparta – jęknęła Ariana, a potem złapała się pod bok i rzuciła z pretensją: – Co ten pchlarz robi na moim łóżku?

Spanielka leżała w najgłębszym wgnieceniu kołdry, gryząc sobie przednią łapę.

– Ej, psy wyczuwają emocje ludzi. Bądź dla niej milsza.

– Niedoczekanie jej. – Ariana spojrzała surowo na niewinne oczy suczki. – Oszczała mi całą pościel.

– Bo krzyczałaś.

– Zabierz ją stąd, proszę – powiedziała ostro.

Claire westchnęła z naganą.

– Znowu się na niej wyżywasz, bo masz przekichane – stwierdziła kąśliwie.

– Wcale nie.

– Czyżby? – Skrzyżowała ręce na piersi. – W czasie kolacji każdy może chlapnąć coś, co wpieni twoich starszych, a jeśli nie zrobi tego Carson, będziesz zmuszona lizać mu tyłek przez cały miesiąc. I to niezależnie od tego, czy twoje sekreciki wyjdą na jaw, czy nie.

Ariana wzruszyła lekceważąco ramionami i odparła sztywno:

– Ty się dzisiaj wyprowadzasz, więc to nie twoje zmartwienie.

– I tak jestem świadoma tego, że ta gra nie jest warta świeczki. – Claire podeszła do przyjaciółki, położyła dłoń na jej ramieniu i zmierzyła ją poważnym spojrzeniem. – Powiedz rodzicom prawdę, bo jeśli dowiedzą się od kogoś innego, to zezłoszczą się jeszcze bardziej.

Ariana stęknęła, przestraszona takim scenariuszem, i stwierdziła słabym głosem:

– Nie mogę im powiedzieć. Zmuszą mnie do zamieszkania u Frankenbergów. Moi kochani rodzice dali mi kiedyś karę za spanie pod jednym namiotem z kolegą i jego dziewczyną – obruszyła się. – Nie wiem, co sobie wyobrażali.

– To było dawno.

– Znam ich, Claire – burknęła zirytowana. – Oszaleją, jeśli dowiedzą się, że mieszkam z obcym facetem.

– Okej. – Claire machnęła z rezygnacją rękami. – Wybacz mi przesadną wiarę w ludzi.

– Dziewczyny! Kanapki gotowe! – rozległo się wołanie Barbary.

Ariana potarła sobie twarz, wzniosła oczy ku sufitowi i zeszła do salonu, aby dołączyć do zgromadzonego tam towarzystwa. Od razu zauważyła, że meble zostały poprzestawiane. Nic nie mówiąc, usiadła przy stoliku.

– Dlaczego tak dziwnie się urządziłaś? – podjął temat Zander, kiedy zajął miejsce obok córki. – Sofa pod jedną ścianą, kanapa pod drugą. Fotele niedopasowane, rozbebeszone. Teraz jest lepiej, prawda?

– Jasne, super – wybąkała. – Dzięki.

– Od kiedy ty w ogóle ćwiczysz?

– Ojej. – Ariana zupełnie zapomniała o sportowych sprzętach Carsona. – Jakiś czas.

Z trudem stłumiła jęk, gdy zobaczyła, że Claire przyszła do salonu z psem na rękach.

– A po co ta taśma na podłodze? – Barbara dołączyła do rozmowy.

– Też mnie to zawsze zastanawiało – napomknął niewinnie Carson, bo nie zamierzał swojej konkurentce niczego ułatwiać, i sięgnął po kanapkę z serem.

Claire w mig wybawiła przyjaciółkę z opresji:

– Te taśmy powinny wydzielać frezjowy aromat. Ana je testowała przez kilka dni, ale szybko przestały pachnieć.

– Właśnie – potwierdziła Ariana, oddychając z ulgą. – Muszę je w końcu odkleić, ale ciągle odkładam to na później. Po kolacji już ich nie będzie.

Barbara zmierzyła córkę dziwnym spojrzeniem i zaraz skupiła uwagę na zwierzęciu. Podeszła do Claire, która właśnie siadała obok Carsona, obejrzała suczkę niczym okaz w zoo i zapytała powściągliwie:

– Czyj to pies?

– Naszej gospodyni – rzucił szybko Carson. – Nazwała ją Arri.

– Wyborny żart – skwitowała chłodno Ariana. – Jak wynika z papierów leżących na telewizorze, wabi się Diana – powiedziała z naciskiem.

– Przecież ty nie znosisz psów – przypomniał troskliwie Zander, a potem wyjaśnił pozostałym: – Roksanka została w dzieciństwie pogryziona przez naszego mopsa.

– O, więc łączy ją coś z Carsonem – zauważył Kai i klepnął kolegę po plecach. – Zaatakował cię rottweiler sąsiada, dobrze pamiętam? Spójrzcie, ma blizny na dłoni.

– To straszne! – przejęła się Barbara i spojrzała na Carsona. – Jak do tego doszło?

– Otwarta brama, puszczony luzem pies, a ja przechodziłem obok.

– Matko jedyna. – Pokręciła głową i dodała zdenerwowana: – Po co ludzie biorą psy takich agresywnych ras, skoro nie potrafią ich upilnować?

– Cóż, miałem pecha. Ale przypuszczam, że trzeba dołożyć wielu starań, żeby wkurzyć mopsa – wyzłośliwił się Carson i spojrzał zaczepnie na Arianę.

– Nie sprawiłoby ci to problemu – wycedziła i zaśmiała się gorzko, udając, że zażartowała.

– Ależ te kanapki apetycznie wyglądają. – Claire przytomnie zmieniła temat.

– Herbata też dobra – przyznał znacząco Kai, upiwszy łyk gorącego napoju.

Potaknęła gorliwie głową i postawiła spanielkę na podłodze.

– Kochanie, jedz szybciej, bo musimy już iść. – Szturchnęła swojego udawanego chłopaka.

– No co ty, skarbie? – objął ją ramieniem. – Chcesz, żeby państwo pomyśleli, że nam tu źle? Wieczór jeszcze młody.

– Ale chciałeś oglądać jakiś mecz, misiaczku – wymruczała słodko.

Mruknął niby zaskoczony, po czym dotknął palcem jej nosa i przygniótł go lekko.

– Coś ci się pomyliło, słońce.

Claire zerknęła bezradnie na przyjaciółkę i wzruszyła ramionami. Ariana obrzuciła Carsona karcącym spojrzeniem, bo zgodnie z ich umową miał iść po plecak, spakować najpotrzebniejsze rzeczy i wynieść się na dwie noce do swojej matki. Tymczasem on unikał spoglądania na nią i raczył się beztrosko kolacją. Zmrużyła gniewnie oczy, a potem popatrzyła gwałtownie na rodziców i powiedziała tonem skarżącego się dziecka:

– Spotkałam ostatnio tego gnojka, który robił sobie ze mnie tamte bezwstydne żarty przez telefon. Wciąż za to nie przeprosił.

– Niech no go tylko poznam, a nogi z dupy powyrywam – zagrzmiał Zander.

Carson lekko zbladł, spojrzał pierzchliwie na Arianę. Wymienili głębokie spojrzenia i uśmiechnął się kącikiem ust. Z jej miny wywnioskował, że ma do stracenia więcej niż on. Tym chętniej kontynuował rozmowę z państwem Remiszewskich, balansując na granicy tematów, które przyprawiały dziewczynę o dreszcze.

Carson wszedł do swojego gabinetu i zobaczył kilka nowych artykułów czekających na ocenę. Zabrał się za nie niechętnie, bo przez całą noc zakuwał do trudnego test. Jego wynik, który szybko otrzymał od profesora, pokazał jednak, że tylko zmarnował sobie kilka godzin życia. Zaczynał myśleć, że w kwestii pogodzenia nauki z pracą przecenił swoje możliwości.

Rozległo się pukanie, do środka wszedł Matt. Położył na biurku propozycję artykułu do kolejnego wydania gazety i oznajmił rzeczowo:

– Dostaliśmy zamówienie na parę egzemplarzy naszego nowego numeru. Muszę je wysłać do stolicy.

Brwi Carsona wystrzeliły w górę.

– Jakim cudem nas tam czytają?

– Wrzucam swoje artykuły na bloga – odparł Matt takim tonem, jakby to było oczywiste. – Chyba tylko dzięki temu zdobyliśmy jakichkolwiek czytelników.

Carson poczuł się urażony i ogarnęła go pokusa, żeby zmieszać pracownika z błotem, ale zagryzł zęby, bo nie mógł sobie pozwolić na stracenie tak rzetelnego dziennikarza. Zmierzył go lekceważącym spojrzeniem i stwierdził sucho:

– Reszta tekstów też się do tego przyczyniła.

– Z wyjątkiem twoich, szefie – drażnił go dalej Matt. – Radaba przegrała finał i klienci przez tydzień musieli czytać wywiad z jej trenerem, który obiecywał gruszki na wierzbie.

– Radaba ładnie zagrała – wycedził Carson i oparł łokcie na biurku. – I gdyby nie mój wywiad z Harrisem, sprzedaliby o kilka biletów mniej – dodał z przemądrzałą miną.

– Tylko kilka? – Matt spojrzał na niego cynicznie. – Myślałem, że masz więcej znajomych, szefie.

– A ja, że twój blog jest nieco bardziej popularny w tym mieście – odparł zjadliwie Carson, a potem zapytał z sarkastyczną uprzejmością: – Pozwolisz, że przeczytam twój artykuł?

Poczekał, aż pracownik wyjdzie, a potem przeczytał jego tekst o gospodyni domowej, której bestsellerowa powieść miała wkrótce zostać zekranizowana przez krajową wytwórnię filmową. Szukał w nim czegoś, do czego mógłby się przyczepić, ale szybko zdał sobie sprawę z tego, że Matt napisał świetny, wciągający artykuł. Sam chciałby tak umieć.

Carson odłożył kartkę na bok, a potem sięgnął po następną. W tym momencie poczuł krótkie wibracje w kieszeni spodni. Wyjął komórkę i odczytał wiadomość od Rafaela: „Czekam u naszego Włocha". Spróbował do niego zadzwonić, żeby powiedzieć, że nie może jeszcze wyjść z pracy, ale sygnał został przerwany. Carson domyślił się, że Rafael wyłączył telefon. Robił to specjalnie, gdy chciał porozmawiać o czymś ważnym i nie przyjmował odmowy.

Sprawdził godzinę, chwilę się zastanowił, a potem uznał, że raczej nic się nie stanie, jeśli wyskoczy z pracy na dwa kwadranse. Później mógł zostać dłużej albo po prostu dokończyć robotę w domu.

Kiedy dotarł do knajpy, Rafael kończył już jeść spaghetti. Usiadł naprzeciwko niego, zamówił colę i zapytał niecierpliwie:

– Co się stało?

Rafael przełknął ostatni kęs, niespiesznie popił sokiem jabłkowym, a potem odsunął talerz na bok i popatrzył na kumpla zaciekawionym wzrokiem.

– Ty mi powiedz, co się stało – rzekł prześmiewczym tonem. – Dlaczego przeszkadzasz Arianie w wyprowadzce?

Carson zrobił zdziwioną minę.

– O czym ty mówisz?

– Miała się wynieść lada dzień, a ty uziemiasz ją na kolejny miesiąc. – W zachrypłym nagle głosie Rafaela zaskoczenie mieszało się z rozbawieniem. – I jeszcze szykujesz w „Hudertown Times" miejsce na jej kącik porad prawnych?

Carson oparł łokcie na stole i pochylił się ku kumplowi, spoglądając mu surowo i podejrzliwie w oczy.

– Skąd o tym wiesz?

Był pewien, że to nie Kai wtajemniczył go w najnowsze wieści, bo Brytyjczyk nie miał w zwyczaju mieszać się do cudzych spraw.

– Od mojej najlepszej koleżanki, Claire – odparł beztrosko Rafael.

– Ach, tak? – Na twarzy Carsona pojawił się gorzki grymas zawodu i żalu. – Już owinęła sobie ciebie wokół palca i dzielisz się z nią informacjami na mój temat?

– To ona podzieliła się ze mną informacjami – wytknął mu przyjaciel i dodał z niedowierzaniem. – Już prawie miałeś dom dla siebie.

Carson przekrzywił głowę i zmarszczył brwi.

– Ty mnie zachęcałeś, żeby nie odpuszczać. Ty mi powiedziałeś, że przegrywam.

– Wiem, wiem. – Rafael przywarł plecami do oparcia krzesła i uniósł ręce w geście niewinności. – Zdziwiłem się tylko, bo wszystko już zmierzało w inną stronę.

– Może zmierzać. Flądra nie musi mieszkać w moim domu, żeby spełniać swoje obowiązki. Może po prostu codziennie przychodzić z nowego lokum.

– Na pewno wiedziałeś, że nie będzie jej się chciało – skwitował Rafael z kpiącym uśmieszkiem.

– Chłopie, co ty insynuujesz? Ona rzuciła mnie policji na pożarcie – przypomniał Carson mocno oburzonym głosem. – Nie będę ułatwiał jej życia.

– Racja, przegięła.

Popatrzył na przyjaciela nieufnie, ale po chwili się rozluźnił, odsunął od blatu i oparł plecy o oparcie krzesła. Pożałował, że zareagował tak ostro. Przecież znał plotkarską naturę kumpla i nigdy nie traktował jego wynurzeń poważnie. Jednak nigdy wcześniej nie stawał się ich obiektem, gdy rozmawiali w cztery oczy. Carson wolał nie myśleć, jak głupio zareagowałby Rafael, gdyby przyznał mu, że nie nienawidzi Ariany aż tak bardzo, jak sugeruje.

Kelnerka przyniosła szklankę z colą i Rafael skorzystał z okazji, żeby zamówić kolejną porcję spaghetti. Carson wypił duszkiem pół swojego napoju i wstał, zamierzając wracać do redakcji.

– Sądziłem, że chcesz porozmawiać o czymś ważnym – rzucił z naganą. – Mam dużo roboty.

– Czekaj, czekaj. – Rafael wyciągnął ku niemu rękę i machnął na krzesło. – Oczywiście, że chcę pogadać o czymś ważnym.

Carson usiadł i spojrzał na niego wyczekująco. Kumpel uciekł wzrokiem, po czym przybrał skupioną minę i podniósł szklankę z sokiem do ust. Sprawił wrażenie, jakby dopiero próbował wymyślić poważny temat do rozmowy. Po chwili jego twarz pojaśniała i zagadnął z teatralnym zainteresowaniem:

– Co u twojego ojca? Żyje jeszcze?

Carson spojrzał na niego krzywo, a potem westchnął ciężko, bo wyczuł, że kumpel wezwał go tu tylko dlatego, że wyolbrzymił sytuację z Arianą. Ciekawe, ile w tym było jego inwencji, a ile Claire czy Estelli.

Napił się coli, pomyślał przez moment o ojcu i odpowiedział z umiarkowaną wylewnością:

– Wczoraj jadłem z nim obiad u babci. A pojutrze zjemy razem kolację, obejrzymy jakiś mecz.

– O czym gadaliście?

– Ogólnie, o życiu.

Rafael mruknął ironicznie.

– Fajny temat na rozmowę z umierającym.

– Sam zaczął. Dziwne to wszystko.

– Wiadoma sprawa. W końcu przez większość życia mówiłeś, że on dla ciebie umarł, a teraz... Pewnie ci to ciąży.

Carson zastanowił się nad spostrzeżeniem kumpla i uzmysłowił sobie, że wcale nie żałuje tego, że życzył ojcu źle. Zupełnie nie wierzył w moc sprawczą słów ani w realny skutek przekleństw rzuconych pod czyimś adresem. Przypuszczał nawet, że gdyby Silas dostał jakąś szansę na pokonanie choroby, to nieszczególnie wspierałby go w walce o odzyskanie zdrowia.

Mimo to czuł się nieswój, osowiały i mimowolnie mu współczuł. Z przyzwoitości wykrzesywał z siebie coś na kształt przebaczenia, a sam dopatrywał się w ich wspólnych chwilach namiastki utraconej części dzieciństwa, bez której nie uważał się w pełni kompletną osobą. Miał nadzieję, że wkrótce załata swoje braki na tyle, że najswobodniej będzie się czuł tylko z samym sobą.

Dziękuję za przeczytanie ❤️ Jeśli dotychczasowe rozdziały się podobały, będzie mi bardzo miło, jeśli zostawisz gwiazdki, kom i obserwację 🤗❤️🥰 Pozdrawiam

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top