Rozdział 2 (Bzdury!)

Para dużych notatników, cztery terminarze, dwa notesy zapisane adresami i numerami telefonów, kilka bransoletek, pierścionków i łańcuszków, lakier do paznokci, garść breloczków przypiętych do jednego kompletu kluczy, antyperspirant, tabletki przeciwbólowe, karty płatnicze oraz niezliczona ilość ulotek reklamowych – to wszystko ukazało się oczom Carsona, gdy wysypał zawartość torby na stół.

– Baby – westchnął z politowaniem, a potem złapał za notesy i zaczął je wertować w poszukiwaniu adresu lub numeru ich właścicielki.

Z kuchni wrócił jego najlepszy kumpel, Rafael, niosąc w ręce pajdę chleba, posmarowaną grubą warstwą pasztetu.

– Co tam znalazłeś? – zapytał wesoło i ugryzł wielki kęs.

Choć miał kilkanaście kilogramów nadwagi, nigdy nie odmawiał sobie dobrego jedzenia. Zwłaszcza cudzego. Carson zmierzył kumpla krytycznym spojrzeniem i spytał z przekąsem:

– Zostawiłeś kuchnię taką, jaką zastałeś?

– O co ci chodzi? – Rafael podniósł brwi w zdziwieniu.

– O to, że wysprzątałem mojej mamie cały dom, a teraz pewnie jakiś upaćkany nóż leży w zlewie.

– Spadaj, co? Mogłem iść na lunch, a przyszedłem, żeby oddać ci ładowarkę, którą sam u mnie zostawiłeś – wytknął zbulwersowany Rafael i usiadł ciężko na kanapie.

– Pamiętałem o niej. Odebrałbym ją w weekend.

– Jezu, zaraz wyliżę całą kuchnię, jeśli aż tak cię to boli.

– Dobra. – Carson machnął ręką.

Zrobiło mu się głupio, że naskoczył na najlepszego kumpla, który wiele razy, i to bez kręcenia nosem, ratował go z opałów, a do tego często zapewniał mu wikt i opierunek. Popatrzył niego przepraszająco i wyjaśnił powód swojego zdenerwowania:

– Moja matka jest strasznie niezadowolona, że wróciłem na stałe do Hudertown, by studiować tu dziennikarstwo.

– Myślę, że bardziej ubodło ją to, że przez kilka miesięcy ukrywałeś, że znowu zmieniłeś studia, że zerwałeś z Anne po tym jak odkryłeś, że jest mężatką, oraz że nocowałeś u mnie zamiast od razu wrócić do domu. – wypunktował Rafael. – Ale przejdzie jej.

– Wątpię. Traktuje mnie jak powietrze.

Rafael ugryzł kęs pajdy i popatrzył w zamyśleniu na kumpla. Wyraźnie szukał pocieszenia, ale nic mu nie przychodziło do głowy.

– Namierzyłeś tę laskę z parku? – zapytał z błyskiem w oku.

Carson pokręcił głową.

– W notesach nie ma żadnego wpisu w rodzaju „mój numer" czy „mój adres".

Przeszło mu przez myśl, żeby zadzwonić do kogoś z listy kontaktów i zapytać, gdzie mieszka blondynka ze wzrokiem tęskniącym za rozumem. Już chciał podzielić się tym pomysłem z kumplem, gdy ten zawyrokował:

– Pewnie widziałeś coś na rachunku i ze złości wyparłeś to z pamięci.

– Nic nie wyparłem.

– Oglądałem wczoraj filmik o hipnozie. Może jednak spróbujemy...

– Nie – uciął stanowczo Carson.

Popatrzył pobieżnie na ulotkę reklamową lokalnego parabanku. „Weź pożyczkę w Goldbanc i wygraj nowy dom!" – krzyczały drukowane litery. Zebrał wszystkie świstki i wrzucił je z powrotem do torebki.

Tymczasem Rafael zrobił zawiedzioną minę, przeczesał dłonią modnie przystrzyżone włosy, a potem sięgnął po jeden z notesów. Ledwo zerknął na pierwszą zapisaną stronę i grzmotnął nim o stół. Wskazał palcem dół kartki. Carson podążył za nim wzrokiem i wzruszył ramionami, ponieważ nie zauważył tam niczego znaczącego.

– Podpisane „mama" – uświadomił mu kumpel. – Udaj kuriera, może sypnie adresem.

Carson przez chwilę pomyślał, a potem uśmiechnął się cwaniacko.

– Mam lepszy pomysł. – Sięgnął po komórkę, żeby wstukać numer.

Ustawił tryb głośnomówiący i położył telefon na stole. W salonie rozbrzmiał refren pieśni kościelnej, sygnalizujący oczekiwanie na połączenie. Kumple spojrzeli na siebie wymownie, z trudem hamując śmiech.

– Słucham? – rozległ się piskliwy kobiecy głos.

– Dzień dobry. Pani córka przypadkiem zostawiła u mnie swój notes – zaczął Carson. – Znalazłem w nim pani numer. Czy mogę wiedzieć, gdzie mam odnieść zgubę?

– Która córka? Jaki notes?

– Wie pani co, nie znam imienia tej słodkiej blondyneczki. Kiedy jej płacę i idziemy do łóżka, używam jej pseudonimu.

Rafael zakrył usta dłonią, a potem uciekł na koniec salonu, nie mogąc dłużej powstrzymywać głośnego śmiechu.

– Co pan wygaduje? – burknęła opryskliwie kobieta. – To pomyłka!

– Proszę nie udawać. Mówiła mi, że pani pozwala jej zarabiać w taki sposób na studia.

W słuchawce rozległ się świst wciąganego powietrza. Rafael wrócił szybko do stołu i obaj przyjaciele pochylili się nad telefonem, czekając w napięciu na odpowiedź.

– Mówi pan o Arianie? – zapytała w końcu kobieta słabym głosem, a Carson uniósł triumfalnie ręce. – To jakieś bzdury!

– Da mi pani jej adres czy nie? – naciskał, szczerząc szeroko zęby. – Może zdążę oddać notes, zanim przyjmie następnego klienta.

W głośniku coś trzasnęło, po czym zabrzmiał sygnał przerwania połączenia. Kumple wybuchnęli niepohamowanym śmiechem. Trochę trwało, zanim Carson postarał się już nie śmiać, a Rafael uspokoił się na tyle, żeby zapytać:

– No i co teraz?

– Niech weźmie mój numer od swojej mamusi i się ze mną skontaktuje.

– A jeśli Ariana to nie nasza dziewczyna? Może właśnie narobiłeś kłopotów jej siostrze?

Carson wzruszył ramionami. Uważał, że numer dotrze do Ariany w ten czy inny sposób. Zadowolony rozparł się na kanapie i założył ręce za kark. W tym momencie rozdzwoniła się komórka. Kumple spojrzeli na siebie, zaskoczeni tak szybkim odzewem, i razem do niej doskoczyli. Okazało się jednak, że to Aaron, kuzyn Carsona, chciał przekazać wiadomość, na którą od dawna czekali.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top