Rozdział 10 (Kpisz sobie)
Stało się. Umowy zostały podpisane, klasyczny dom wolnostojący przy 8 Friend Street zyskał nowych właścicieli. Pozostało tylko umeblować większość pomieszczeń. Choć łazienkę już wyposażono, to w salonie nie było niczego poza kominkiem, natomiast w korytarzu stał jedynie drewniany wieszak z wyrytym logo banku.
Ariana kucnęła w kuchni, wyjęła z kieszeni papierową taśmę i zaczęła ją przyklejać na całej długości wykafelkowanej podłogi, żeby podzielić pomieszczenie na dwie części. Nie wychodziło jej to równo, bo zbyt często przymykała ociężałe powieki. Tak się zirytowała głuchym telefonem, że nie mogła już potem zasnąć.
Carson stanął w progu i westchnął z politowaniem. Dla niego wspólne korzystanie z kuchni nie stanowiło problemu. Liczył nawet, że zaoszczędzi na zakupach spożywczych.
– Co robisz? – spytał osowiale i oparł się ramieniem o framugę drzwi.
Ariana przestała rozwijać taśmę i prześwidrowała go zirytowanym wzrokiem.
– Ma pan zaburzenia widzenia?
– Chyba ty – odparł z przekąsem. – Strasznie krzywo kleisz.
– Ma pan linijkę w oczach?
– Mózg w głowie. – Popukał się palcem po czole. – Wystarczy, żeby rozróżnić linię prostą od fali.
– Poszłoby mi lepiej, gdyby jakiś idiota nie obudził mnie w nocy głuchym telefonem – wycedziła przez zęby.
Carson parsknął śmiechem i odpowiedział przemądrzałym tonem:
– Wystarczyło wyłączyć komórkę.
– O! – zawołała pogardliwie i usiadła na piętach. – Więc przyznaje pan, że to pan jest tym idiotą?
– Jeśli pominiemy ostatnie słowo, nie zaprzeczę.
– Czy ty jesteś nienormalny?! Po co do mnie dzwoniłeś?! – Odpuściła sobie w końcu grzecznościowe formy, ponieważ na język cisnęły jej się same inwektywy.
– Zgadnij – droczył się. – Sprawdzimy twoją bystrość.
Zmrużyła gniewnie oczy.
– Myślałeś, że zaśpię i sam podpiszesz umowę.
– Brawo – pogratulował z drażniącym uśmieszkiem. – W nagrodę życzę ci, żebyś się stąd jak najszybciej wyprowadziła.
– Poślę cię do więzienia. – Pogroziła mu palcem.
– A cóż to, bycie pomysłowym jest karalne?
Prychnęła i gwałtownie przerwała taśmę rękami. Pluła sobie w brodę za to, że chciała być miła, nastawiona pokojowo i w ogóle do rany przyłóż. Ten zamiar przeszedł jej po tym, jak się dowiedziała, że ten podstępny nikczemnik przybył tu przed umówionym czasem i chciał podpisać umowę własności bez niej, próbując przekonać przedstawicieli banku, że pani Ross zrezygnowała z nagrody. Wskutek tego natychmiast wdrożyła w życie plan B.
Zerwała się na równe nogi, a potem wskazała na część kuchni mającą dostęp do drzwi i zarządziła stanowczo:
– Ta połowa jest moja.
Carson omiótł szybko wzrokiem pomieszczenie.
– Okej! – zaczął podejrzanie uległym głosem. – Moja połowa jest mniejsza, będę musiał do niej skakać, ale chociaż podepnę kuchenkę i zlew. – Popatrzył znacząco na rury i łącze gazowe. – O, prąd też jest tylko u mnie – dokończył z satysfakcją, spoglądając na ścianę z oknem, obok którego były zamontowane trzy gniazdka elektryczne.
Ariana rozejrzała się po pomieszczeniu i przygryzła wargę z zakłopotania. Nie miała najmniejszej ochoty na montowanie nowych instalacji. Jak gdyby nigdy nic, zerwała taśmę z podłogi, rzuciła rolkę w kąt i przygarbiła się z rezygnacją.
– W sumie kuchnia jest mała, więc po co ją zagracać? – bardziej stwierdziła, niż zapytała. – Może ja załatwię kuchenkę, a ty zajmiesz się zlewem? Za to meble będziemy mieli osobne.
– Bądź konsekwentna, blondi. Ja zajmuję tamtą połowę, tak jak kazałaś.
– Wcale nie. To była otwarta propozycja – oznajmiła z udawaną wesołością.
„I nie mów do mnie per blondi, bezczelny, wstrętny, parszywy dupku", dodała w myślach.
Carson oderwał się od framugi, powoli obszedł kuchnię i stanął tuż przed Arianą, czym zmusił ją do podniesienia głowy. Spojrzała mu w zielone oczy, nerwowo pocierając sobie dłonie. Rozbawiła go jej uległa mina.
– Dobra. Niech tak będzie – odparł po głębszym przemyśleniu, a zanim zdążyła się ucieszyć, dodał stanowczo: – Ja decyduję, który pokój na poddaszu będzie mój, i biorę dwie trzecie salonu.
– Chyba sobie kpisz! Salon ma być wspólny w całości albo przynajmniej podzielony na pół.
Psotne oczy Carsona zalśniły.
– Dobrze – odparł z wyczuwalnie fałszywą łagodnością. – Tak jak kuchnia według twojego pierwszego postanowienia.
Ariana ściągnęła wściekle brwi, a potem odwróciła się na pięcie i z głośnym świstem wypuściła powietrze nosem. Nie miała czasu na dyskusje, bo spieszyła się na pociąg do domu.
– Niech ci będzie – syknęła i ruszyła do drzwi. – Rzadko będę tam przebywać, bo zamierzam unikać twojego podłego widoku.
– Wspaniała wiadomość – wymruczał Carson i podniósł z podłogi rolkę z papierową taśmą.
Pozostało mu iść po miarkę i mógł przystąpić do dokładnego podzielenia salonu. Nie mógł pozwolić na to, żeby Arianie przypadł choćby jeden milimetr przestrzeni za dużo.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top