❤️
Oikawa czuł się okropnie. Wiedział, że ma przesrane. Za chwilę stanie się jedną z nielicznych osób, która twarzą w twarz pozna szefa korporacji. Jechał właśnie windą na ostatnie piętro, najwyższego w mieście wieżowca, i z każdą chwilą serce coraz bardziej podchodziło mu do gardła.
Pracował tutaj dopiero od dwóch miesięcy, przez co skoro był najmniej doświadczony, musiał brać na siebie większość przewinień. Taka panowała tu hierarchia, i doskonale to rozumiał. Był w 99% pewien, że wie o co chodzi. I był na 99% pewien że wyleci.
A mianowicie na imprezie integracyjnej co niektóre osoby przesadziły z alkoholem, amfetaminą, i chuj jeszcze wie z czym. I kompletnie im odpierdoliło. Może i Tooru też przesadził. Nie zaprzeczał. Ale przynajmniej wszystko pamiętał.
Tak więc mógł powiedzieć, że na przykład:
Tanaka bez powodzenia podrywał wszystkie dziewczyny, oczywiście bez powodzenia, więc pod koniec imprezy tak się załamał, że postanowił zruchać drewniany filar. Potem z nieludzką siłą wyrwać go, i wyrzucić przez okno. To dowodzi, że dla niektórych osób samotność jest niebezpieczna.
Noya wraz z Hinatą sprawdzali wytrzymałość karnisza. Noya został zawinięty w firankę, a Hinata bujał się na nim jak na jakiejś lianie. Tak więc jak się można było spodziewać, karnisz został wyrwany ze ściany.
Kentarō, jak się okazało, wcale nie był takim wściekłym psem, bo błagał prysznic służbowy, by ten przestał płakać.
Tendou dorwał się do gaśnicy, i zaczął w najlepsze wpierdalać pianę. Na szczęście nie zdążył się napchać tą sztuczną pianą, ponieważ w pobliżu znajdował się Wakatoshi, który przez resztę wieczoru czuwał nad tym schlanym pajacem.
Koganegawa też się czegoś naćpał, bo próbował wleźć do służbowej lodówki. Bredził coś, że mu gorąco, i że mózg mu się gotuje. Cóż biedaczek zapomniał, że by mózg zaczął się gotować, najpierw musiałby tam być. Został przywiązany do stołu.
Za to chyba jedyna całkowicie trzeźwa osoba, jaką był Akashi, siedziała skulona w kącie, i patrzyła z lekkim przerażeniem na ten cały rozpierdol. Taka pocieszna duża kulka nieszczęścia i strachu. Biedny facet.
Ale i tak najbardziej odbiło Bokuto z Kuroo. Ci idioci, wiedzeni fazą narkotykową, wmówili sobie, że są tajnymi agentami pod przykrywką, których zadaniem jest zniszczyć ściśle tajne dokumenty przetrzymywane w ściśle tajnym, strzeżonym pomieszczeniu.
Jak każdy się może spodziewać, ich celem było nic innego, jak biuro kierownika działu- Keishina Ukaia, który oświadczył że nie będzie brać udziału w barbarzyńskiej popijawie, ponieważ ma następnego dnia spotkanie, z prawdopodobnie najważniejszym klientem w całej historii firmy, i nie zamierza być na kacu.
Prawdopodobnie i tak by się nie upił, bo legenda głosi, że nikt nigdy nie zdołał go upić. A śmiałków którzy próbowali, było wielu.
W każdym razie nie zamierzał przychodzić, więc dał klucz do biura Daichiemu, ponieważ uważał go za najbardziej odpowiedzialną osobę w tym całym porytym towarzystwie.
Och biedny naiwny Ukai...
Chyba biedak nie zdawał sobie sprawy, że jeśli Bokuto i Kuroo czegoś chcą, to dopną celu. Szczególnie jak są nachlani. Wtedy to już całkiem tracą wszelkie opory. O ile kiedykolwiek jakieś mieli.
Takim więc zrządzeniem losu zabrali mu klucze, i Daichi wyleciał przez okno. Na szczęście z pierwszego piętra na jakieś wyjątkowo miękkie krzaki, więc skończyło się na paru siniakach.
Ale zanim ten się pozbierał, obmacał, by sprawdzić, że wszystko z nim w porządku, i jeszcze wrócić do nich na pierwsze piętro, to minęło już wystarczająco dużo czasu, by ci dwaj kretyni zrobili rozpierdol w całym biurze. Potargali większość dokumentów, a potem szczęśliwi jak nigdy dotąd otworzyli szampana. Oczywiście korkiem zrobili dziurę w ścianie, bo jakżeby inaczej.
I oczywiście kto bierze za to odpowiedzialność?
No jak to kto?!
Oczywiście że ten świeżak, Tooru Oikawa!
A co on tak na prawdę robił w tym czasie?
Zchlał się biedak w trzy dupy, i zaczął się żalić Sugawarze, o rzeczach, które nigdy nie miały ujrzeć światła dziennego. Czyli o jego dawnej nieodwzajemnionej miłości.
O Iwaizumim Hajime.
Chodzili razem do przedszkola, podstawówki i liceum, ale po tym czasie ich bardzo dobry kontakt się urwał. Iwa-chan po prostu zniknął. Od tego czasu minęło około siedem lat, więc już się przyzwyczaił, że ten kontakt po prostu się urwał, i już nie powróci, nie ważne jak bardzo Tooru by za nim tęsknił. Starał się być twardy, i nie myśleć o mężczyźnie który zawrócił mu w głowie. Bardzo bolał go brak pożegnania, z jego strony, ale cóż miał zrobić? Iwa go znienawidził, i tyle. Ciągle powtarzał sobie, że to przecież nie jest powód do płaczu. Że trzeba być silnym, i nie okazywać nikomu i niczemu swoich uczuć. Ale on i tak w chwilach słabości alkoholowej po prostu pozwalał swoim uczuciom płynąć. Zawsze na tego typu imprezach nikt nic potem nie pamiętał, więc nie musiał się niczym martwić. I o dziwo, po raz pierwszy trafił na osobę, która go nie tylko wysłuchała, ale i dawała mu rady i pocieszała. Jak jego własna matka.
Nawet miał takie przezwisko.. Jak ono brzmiało.. Coś z mamą, ale nie pamiętał co dokładnie. Cóż, może kiedyś mu się przypomni.
Teraz słowa Sugawary zabrzmiały mu w głowie.
____________________________
- Skoro szef wezwał cię samego, pewne ma dobry powód. Bądź spokojny. Będzie dobrze. A, i najważniejsze. Pamiętaj o jednym. Na wszystkie świętości -powiedział uśmiechnięty od ucha do ucha szarowłosy- staraj się nie krzyczeć. Ok? Będzie dobrze.
Po tych słowach drzwi windy się zamknęły. Tooru zastygł w przerażeniu. Nie krzyczeć? Czyżby szef był aż taki straszny? A może strasznie wygląda, ale nienawidzi, jak inni mu to wypominają? Postanowił posłuchać mężczyzny, i starać się po pierwsze wyglądać swobodnie, a po drugie przygotować się na widok jakiegoś strasznego obrzydlistwa, gdy tylko drzwi windy się otworzą.
___________________________
Jego wspomnienia przerwał dźwięk oznaczający, że winda dojechała na ostatnie piętro.
Spiął się, i starał się nie zwymiotować z nerwów. Za długo starał się o tę pracę. Nie odda jej teraz tak łatwo.
O dziwo, nie było to biuro, a całe mieszkanie, urządzone w dość przytulny sposób.
Wszedł z windy, i bardzo powolnym krokiem przemierzył krótki przedpokój. Stała tam jedna para butów, a na wieszaku wisiał jeden płaszcz.
,,Czyli szef nie ma dziewczyny, ani żony- pomyślał usilne rozglądając się za choćby jedną parą szpilek, albo czymś podobnym. Niestety nic takiego nie znalazł.
Gdy przeszedł do salonu, zobaczył szeroką kanapę, i ogromny telewizor. W kącie stał olbrzymi kaktus. Kwiatek nie potrzebujący zbytniej opieki. Sam miał ich w mieszkaniu kilka.
Nie wiedział dla czego, ale czuł, że jego szef nie jest zbyt przyjaźnie nastawiony do rozbrykanych pracowników. Był pewien, że nie przeżyje tej rozmowy. Czuł że szef jest straszny.
Wiedział że tylko tak sobie go wyobrażał, i że to równie dobrze może być uroczy staruszek z żoną i gromadką wnuków. I miał nadzieję że tak właśnie jest. Tylko po prostu posprzątał.
Specjalnie na jego przyjście. I wyprosił z domu rodzinę. Pewne schował ich w jakiejś piwnicy, a biedni nie umieją wyjść. On był tego pewien. To jakiś seryjny morderca, no kto normalny trzyma rodzinę w piwnicy, tylko ze względu na przyjście zwykłego pracownika.
Nie. Stop. Oikawa spokojnie. Nakręcasz się. Strzelił sobie nie za mocno z liścia. Będzie dobrze.
Przeszedł przez długi korytarz, mijając wiele pomieszczeń, ale swoje kroki od razu skierował do pomieszania na końcu korytarza. Tego z plakietką, z napisem ,,Biuro".
Powoli stanął przed drzwiami na miękkich nogach. To się dzieje. On wiedział, że w 80% zostanie nagłym wezwaniem przez szefa na dywanik, oznacza wylanie z pracy na zbity pysk.
Głośno przełknął ślinę, i spojrzał na zegarek. Już od dwóch minut miał być u szefa. Fajnie, już nie zrobi dobrego pierwszego wrażenia.
Delikatnie zastukał w drzwi, modląc się by nikt nie odpowiedział. Niestety jego nadzieje były płonne, ponieważ z wnętrza gabinetu wydobył się męski głos:
-,,Wejść!"
Oikawa wykonał odruchowo znak krzyża i delikatnie, starając się nie wydawać przy tym żadnych odgłosów nacisnął klamkę.
Lekko uchylając drzwi, wślizgnął się przez powstałą szparę.
Spojrzał przed siebie, oczekując jakiegoś potwora, albo inne straszydło, ale jedyne co zobaczył, to całkiem pożądane i bardzo przestronne pomieszczenie. W sumie niczym nie różniło się od normalnego biura, oprócz dwóch faktów.
Jeden był taki, że w kącie pomieszczenia stało dwuosobowe łóżko, z wyglądającą na bardzo miękką pościelą. Mężczyzna aż poczuł chęć, by się na nią rzucić, i zapaść jak pod miękką pierzynką. Ale się powstrzymał. Obiecał sobie, że jeśli zaraz stąd zostanie zwolniony, zrobi to z premedytacją. Ale jeszcze nie teraz.
Drugi fakt był taki, że zamiast tylnej ściany, rozciągało się ogromne okno, ukazując przepiękną panoramę miasta. To rzadki widok. Szef stał tyłem do niego wpatrując się w tętniące życiem miasto, i na ludzi, którzy wydawało się być aktualnie wielkości mrówek.
Mężczyzna przyznał się plecom szefa. Wydawał się być dobrze zbudowany, i o kilka centymetrów wyższy, niż on sam. Co było wynikiem godnym szacunku, ponieważ brunet był jedną z wyższych osób w swoim otoczeniu. Aktualnie, wyższy był od niego Lev i Wakatoshi. I chyba nikt inny.
Szef lekko się poruszył. Serce Tooru waliło jak młot. Było tak cicho, że słychać było tylko i wyłącznie je. A przynajmniej tak mu się wydawało. Starał się je uspokoić, ale niestety bez skutków. Wiedział, że skoro szef go wzywał, na pewno nie jest z niego zadowolony. Już miał się odezwać, by zacząć przepraszać, ale wyprzedził go szef, który wypowiedział słowa które wprawiły go w osłupienie.
-Sugawaro Kōshi, spóźniłeś się. Zdaj mi raport z wczorajszego przyjęcia, czy naprawdę trzeba było pozwolić tym małpom na taki rozpierdol w imię czystej integracji? Ja rozumiem, że się o nich martwisz, ale to ja ponoszę pełne koszty naprawy za to wszystko. Powiedz mi więc, czy było warto?- zaczął szef, tonem trochę wskazującym na zmęczenie i bezsilność- Więc? Widziałem nagrania z monitoringu, i jedyne co zauważyłem, to stado agresywnych zwierząt, i szkody przez je wyrządzone, warte kilka tysięcy. Sugawaro, przecież ty wiesz, że...
Toru nie wiedział co ma począć. Szef brał go za Sugę. Wiedział, że na pewno nie może mu przerwać, ale równocześnie nie może się odezwać nieproszony. Wtedy to na pewno wyleci. Czy ten szarowłosy wziął go podstępem wysłał do szefa, by nie zebrać nagany? Szczwany lis, ale i tak pewnie wszystko zostałoby zwalone na niego, więc nie wiedział, czemu miałaby służyć ta cała konspiracja.
Wtem szef, kontynuujący swoje kazanie, zaczął się powoli obracać. Oikawa wiedział, że jego czas jest policzony. Opuścił głowę, by nie patrzeć na prawdopodobnie bardzo zdziwioną lub też wściekłą minę szefa. Ale za to uważnie nasłuchiwał.
-Ten mały skur..- usłyszał zdenerwowany głos szefa- Jak ja go dorwę, to dostanie całą zaległą papierkową robotę do nadrobienia!
Wtem z głośników wiszących a ścianie, rozległ się głos winnego, który wydawał się z siebie zadowolony.
-Witaj szefuńciu, wybacz mi. Wiedział szef, że kiedyś się to stanie- tu się zaśmiał- Oikawa, podnieś główkę, i jak mówiłem, postaraj się nie krzyczeć.
Już miał ją podnieść, ale tą czynność przerwał mu głos szefa:
-Nie! Oikawa, nie rób tego!- głos zaczął wydawać mu się lekko znajomy, ale nie umiał go skojarzyć, z żadną istotą ludzką, która przychodziła mu na myśl- Nie podnoś się!
-Szefie wiesz, teraz ja tu wydaję rozkazy- wtem rozległ się dziwny dźwięk, coś jak chrzęst przekręcania klucza- Jesteście na mojej łasce!
-Co ty robisz w pomieszczeniu ochrony Suga?- w głośniku dało się słyszeć jeszcze jeden głos, prawdopodobnie Daichiego- Co ty kombinujesz?
-Pamiętasz jak wieczorem opowiedziałem ci mój plan, a ty powiedziałeś, że jest absurdalny, i że mi się nie uda? Pamiętasz? TO PATRZ. Właśnie wprowadziłem go w życie, i dzięki mnie szef może spotkać się ze swoją szkolną mi-
-Milcz!- Oikawa aż się wzdrygnął na podniesiony głos szefa- Coś ty zrobił?!
-Nic specjalnego, po prostu dałem wam trochę czasu, na wyjaśnienie sobie kilku spraw. Spokojnie, będę tu cały czas, i gdy osiągnę cel, to was wypuszczę. A teraz ciao!
Gdzieś w tle było słychać lamentowanie Daichiego, i chyba Asahiego, który płaczliwym tonem mówił, że szef go za to wyleje. Jednak po chwili nastała cisza. Tooru teraz już całkiem nie wiedział co się dzieje. Co miał sobie wyjaśnić? Z szefem? Czyżby było aż tak źle?
Zebrał się na odwagę, i delikatnie podniósł głowę. Patrzył najpierw na stopy szefa, które wskazywały na to, że stoi do niego przodem, tuż przed nim. Potem powoli podnosił głową, stopniowo widząc najpierw nogi, biodra, klatkę piersiową i i twarz.
Znajomą twarz.
Twarz której nie widział z siedem lat.
Nie wiedział czemu, ale zareagował na tą twarz... troszkę... Dziwnie... Najpierw odepchnął jej właściciela, tak, że ten przeleciał przez biurko, szybko rzucił tęsknym wzrokiem na puchową pościel, i rzucił się do drzwi, próbując je otworzyć.
Niestety bezskutecznie.
Były zamknięte, i żadna siła, nawet napalonego Tanaki by ich nie ruszyła.
Szarpał za klamkę, a w oczach zaczęły się zbierać łzy, które szybko otarł. Po chwili dał sobie z tym spokój. Zamknięte. Teraz był pewien. Odwrócił się na pięcie, i spojrzał na swojego, pewnie byłego już szefa, który właśnie się pozbierał z podłogi.
-Siedem lat. Siedem kurwa lat!- krzyknął brunet, nie zważając na to, że może sobie jeszcze bardziej nagrabić.
Przed nim stała jego szkolna miłość, która tak na prawdę nigdy się nie wypaliła.
Iwaizumi Hajime.
-Serio? Myślałem, że to było wczoraj- powiedział z przekąsem mężczyzna, który wyminął go i podszedł do drzwi, i przyłożył kartę wstępu do czytnika, który wydał z siebie pisk, i zaświecił się na czerwono- Zajebiście. Nie wyjdziemy stond. Zabiję tą męską matkę, przysięgam.
Tooru wpatrywał się w niego z wielkimi oczami. Widzą się pierwszy raz od siedmiu lat, a ten pierdoli o swojej matce. Nie no trzeba przyznać, facet ma jaja. Ale na razie, bo brunet miał ochotę mu je wyrwać, więc pewnie nie na długo.
-Oj, Trashykawa, jak zwykle głupi. Mówię o Sudze. A najlepsze jest to, że nie mogę go tak na prawdę zbytnio ukarać, ponieważ tylko on w 100% umie zapanować nad tą bandą idiotów. I on zdaje sobie z tego sprawę, więc sobie pozwala na takie rzeczy.
Oikawa w sumie zbytnio go nie słuchał, bo tylko patrzył na jego twarz. Jak on bez niego wytrzymał te siedem lat? Prawie w ogóle się nie zmienił. Dalej był przystojny, i cudowny, tak jak w ostatni dzień w którym go widział. A może nawet bardziej? Wszystkie te uczucia, które od dawna w sobie tłamsił, uderzyły go teraz ze zdwojoną siłą aż tak, że zachwiał się na nogach, i plecami podparł się o ścianę.
-Ej, słuchasz mnie płaskodupcu?- zapytał z irytacją w głosie, ale po chwili widząc dziwny stan chłopaka, podszedł do niego, i położywszy mu rękę na ramieniu zapytał- Wszystko w porządku?
Brunet, mimo iż na ten gest poczuł motylki w brzuchu, nie dał nic po sobie poznać, i strząsnął jego rękę.
-Gdzie byłeś?- zapytał przez zaciśnięte zęby- Dlaczego zniknąłeś, zostawiając mnie samego?-teraz oprócz smutku poczuł jeszcze złość- Dlaczego?!*
-Chłopie spokojnie, to nie jest takie proste, a wręcz skomplikowane. I nudne. Pewnie nie masz zamiaru słuchać, więc może po prostu skupimy się na wydostaniu stąd- powiedział- Co ty na to?
-Po pierwsze, sam przed chwilą mówiłeś, że stąd nie wyjdziemy. Po drugie, nie ważne, jak bardzo skomplikowana i nudna ta prawda by nie była, ja chcę ją znać. A po trzecie, przypominam, że ktoś nas tu zamknął, więc i tak z stąd nie wyjdziemy póty, puki on nie uzna tego za słuszne- powiedział zdeterminowany Oikawa.
-Masz rację! Wielka Matka patrzy bejbe!- rozległ się z głośników złowieszczy śmiech, ale został on szybko zduszony, prawdopodobnie przez Daichiego.
Iwaizumi zgromił kamerę morderczym spojrzeniem.
-Jak chcesz, ale ostrzegam, możesz być hmm... lekko powiedziawszy wstrząśnięty, obrzydzony, wściekły... No taka mieszanka tych uczuć. Ale pamiętaj, że po pierwsze jesteś już dorosły, więc zabraniam ci rzucać we mnie wszystkim czym popadnie. A po drugie, masz pamiętać, że mimo wszystko nadal jestem twoim szefem, i nie możesz mi się sprzeciwiać- uśmiechnął się tak, że Oikawę przebiegły przyjemne dreszcze.
-Nie zwalniasz nie?- zapytał nieśmiało, lecz z wielkim uśmiechem na ustach- Jeszcze tu pracuję?
-Raczej, że cię nie zwalniam. Nie ciebie. Mimo, iż jesteś z natury nadzwyczaj irytujący, zbyt gadatliwy, męczący, nieuważny, pyszny, zarozumiały, chełpliwy, samolubny, egocentryczny, wredny, marudny, uparty, niezdarny, złośliwy, bezczelny, roztargnio-
-Stop. Rozumiem. Odbiegasz od tematu Iwa-chan-zatkał mu usta dłonią- Albo specjalnie go zmieniasz.. Mów. Teraz..- powiedział z naciskiem, i spojrzał na niego z skrytą nadzieją na sensowne wytłumaczenie w czekoladowych oczach. Iwaizumi po prostu nie umiał się oprzeć temu widokowi.
Iwaizumi uśmiechnął się. Bardzo mu tego brakowało. Gestem wskazał swojemu gościowi łóżko, na które ten rzucał co jakiś czas tęskne spojrzenie. Ten przez chwilę popatrzył się na niego z niezrozumieniem, przy czym lekko przechylił głowę w prawo. Gdy zobaczył na co ma pozwolenie, chwiejnym krokiem podbiegł do łóżka, zrzucając w biegu buty. Kiedy wskoczył na posłanie, puszysta pościel zapadła się pod jego ciężarem, tworząc dołek , z którego Oikawa nie umiał się wydostać. Hajime uśmiechnął się na ten widok. Tak cholernie mu go brakowało.
Podszedł do łóżka, i usiadł na jego skraju tak, by chwilę potem nie wyglądać tak nieporadnie jak Tooru, który teraz szamotał się jak jakaś syrenka w sieci, pozbawiona wody. Po chwili pierzyna została ubita na tyle, że przypominała normalną kołdrę. Teraz mężczyźni siedzieli naprzeciwko siebie, i nieświadomi swoich uczuć, chłonęli swoje towarzystwo, patrząc sobie w oczy.
Po kilku minutach, Hajime przerwał ciszę, cichym westchnięciem. Miał nadzieję, że nigdy nie będzie musiał przeprowadzać tej rozmowy. Ale jak się okazało, zatrudnił zbyt wścibskich i inteligentnych pracowników. A przynajmniej jednego. Nie mógł tego przecież powiedzieć o wszystkich. Jednak jakimś cudem zdarzały się wyjątki.
-A więc, co chcesz wiedzieć?-zapytał Iwaizumi, starając się przybrać obojętną barwę głosu, co nie było wcale takie łatwe, ponieważ poczuł, że struny głosowe zaczynają mu drgać.
-Ty tak na poważnie? Serio?- Oikawa prychnął pod nosem- Nie widzimy się siedem lat. Nie odpisujesz. Nie oddzwaniasz. Nie dajesz znaku życia. Nagle dzięki nie wiem czy szczęśliwemu zrządzeniu losu zostaję z tobą zamknięty na cztery spusty, w twoim biurze. A ty się mnie kurwa pytasz, co ja chcę wiedzieć?
-Dobra, spokojnie, nie było pytania- brunet zobaczył, że lepiej go teraz nie drażnić- Zacznę od początku. Może być?
Oikawa tylko coś burknął pod nosem. Na prawdę był wściekły, ale chęć wtulenia się w niego była silniejsza niż złość. Chociaż jednak słabsza, niż chęć dowiedzenia się prawdy. Co skłoniło jego przyjaciela do zaszycia się gdzieś, nie wiadomo gdzie i unikania z nim wszelkiego kontaktu? Nic nie przychodziło mu do głowy. Może się przeprowadził? A może on mu coś powiedział, i tan się obraził? Albo znalazł sobie dziewczynę, i z nią wyjechał? Zrobiło mu się dziwnie. Ale wtedy by mu powiedział, prawda? Pochwaliłby się mu, z wielkim uśmiechem na ustach, że znalazł wybrankę swego serca.
-Ej, słuchasz mnie?- głos Iwy-chana wyrwał go z zamyślenia- Dobrze się czujesz? Blado wyglądasz.
-Tak, świetnie, po prostu myślę- odparł lekko załamanym głosem
-Nie no, coś nowego, ty zacząłeś myśleć?- powiedział Iwaizumi z lekkim przekąsem- Muszę to chyba uwiecznić. Daj mi kartkę. Który dzisiaj mamy?
-No bardzo śmieszne Iwa-chan. Bardzo śmieszne.
-Dobra, zaczynamy. Wszystko zaczęło się dawno temu. Prawdopodobnie jeszcze w przedszkolu. Byłem dzieckiem, i po prostu bardzo lubiłem spędzać czas z pewną osobą. Uwielbiałem jak się śmiała. Gdzieś pod koniec podstawówki, dotarło do mnie, że po prostu zwyczajnie się zabujałem- tu Oikawa poczuł jakieś dziwne ukłucie w sercu. Poczuł jak coś w nim pękło. Czyli jednak miał rację.-Wiedziałem, że to dość dziwne, ale cóż. Serce to nie sługa, nie można nad nim zapanować. A już w szczególności nad miłością. W każdym razie żyłem sobie w świadomości, że zakochałem się w kimś nieosiągalnym. Ta osoba, pomimo iż strasznie irytująca, miała w sobie coś wyjątkowego. Chodziłem za nią wszędzie pilnując, by nie odwaliła niczego głupiego. Co czasem było ciężkie. Poszedłem za nią do liceum. Wszystko było dobrze. Niestety ta osoba bardzo lubiła zmieniać swoje wielkie miłości jak rękawiczki. Trochę to bolało. Ale najgorsze dopiero miało nadejść. Pamiętam jak pod koniec liceum, razem z kilkoma osobami na naszej klasy się upiliśmy.
Tooru pamiętał tą noc. Koniec końców, i tak się nie dowiedział kto pomógł mu się dostać do jego domu, i do łóżka.
-Powinieneś pamiętać, to był pierwszy raz jak piłeś alkohol. W każdym razie, upiliśmy się, a ja miałem odprowadzić ją do jej domu. Najgorsze było jednak to, że gdy położyłem ją do łóżka, taką bezbronną, upitą, to ledwo mogłem się powstrzymać. Chciałem się z nią przespać! Wiedziałem, że może być jeszcze gorzej, i kiedyś mogę się nie powstrzymać. Dlatego po liceum zniknąłem bez słowa. Stchórzyłem, ponieważ za bardzo bałem się pożegnania. Tak bardzo nie chciałem jej zrobić krzywdy.
Oikawę bolało to co usłyszał. Co za głupia farciara. Zakochał się w niej najlepszy człowiek na świecie, a ona nie dość że tego nie zauważyła, to jeszcze go raniła swoim zachowaniem. Tylko... Co o miało wspólnego z nim? Przecież z nim mógł o tym pogadać? Co nie?
-Powiem i tak. Nigdy się nie spodziewałem, że zostanę zamknięty w moim własnym biurze, zmuszony do tego wyznania. I to osobie którą od zawsze kochałem.
-Coś ty powiedział?- Oikawa myślał, że się przesłyszał, albo że wczorajszy alkohol jakimś cudem jeszcze działa- T-to ja?
-Wybacz, że ci to powiedziałem. Wybacz że zniknąłem. Wiem jakie masz teraz o mnie zdanie, ale-
Jego słowa zostały zduszone przez delikatny pocałunek, którego się kompletnie nie spodziewał.
-Kocham cię debilu, i nie wierzę, że mogę ci to w końcu powiedzieć. Powiedział przeszczęśliwy Oikawa- Ty chyba nie wiesz, jak długo czekałem na ten moment.
Po tych słowach znowu go pocałował. Z każdą chwilą ich pocałunek, stawał się namiętniejszy. Ich języki zaczęły walkę o dominację. Po chwili Tooru się poddał, i pozwolił wyższemu dominować. Obrócił ich tak, by móc nad nim zawisnąć.
Kolejny pocałunek. Chciał przelać w ten sposób wszystkie swoje uczucia, które kłębiły się w nim od ich pierwszego spotkania. Od momentu kiedy po raz pierwszy coś do niego poczuł. Oraz uczucia sprzed ponad siedmiu lat. Po chwili zaczął pocałunkami schodzić w dół, obdarowując nimi delikatną żuchwę, i szyję.
Zassał się na jego szyi, pozostawiając po sobie mały czerwony ślad. Chłopak jęknął.
-I że niby ty kiedykolwiek miałeś jakąś dziewczynę?- spytał, patrząc na drżącego delikatnego chłopaka pod sobą.
-Powiedz mi jedno Iwa-chan- rzekł brunet ciężko oddychając- Byłeś moim najlepszym przyjacielem. Czy kiedyś jakąś widziałeś?
Na tą odpowiedź Hajime nie był przygotowany.
-Oho, mówisz to takim tonem, więc uznaję, że za te kłamstwa chcesz dostać karę~...- powiedział głębokim głosem nachylając się nad nim- To mi chcesz powiedzieć?-delikatnie ugryzł go w płatek ucha powodując u niego dreszcz.
Nie przedłużając więcej, powrócił do przerwanej czynności. Ponownie zassał się na jego szyi, powodując przy tym jego jęk. Nie przerywając oznaczania jego skóry, wsadził jedną z rąk podkoszulkę bruneta, dotykając przy tym zimną ręką rozgrzanego ciała. Powoli ta ręka badała każdy skrawek jego lekko umięśnionego brzucha. Tooru zaczął trochę ciężej oddychać. Większy szybko zdjął z niego koszulkę, i zaczął zajmować się ustami jednym z jego sterczących sutków. Drugą zaczął ugniatać drugiego. Niższy zaczął drżeć od tych zabiegów.
-I-Iwa-chan...S-spodnie-jęknął chłopak. Ten tylko zerknął na wybrzuszenie, które wyrosło w jego spodniach. Chyba musiało boleć. Szybko zdjął z siebie koszulkę, a z niego spodnie.
Iwa popatrzył się na jego rozepchane bokserki. Pochylił się nad nimi i popatrzyłem w piękne orzechowe oczy bruneta.
-A co my tu mamy- powiedział lekko szturchając jego powstanie w spodniach-Czyżby ktoś się podniecił?
Chłopak nic nie odpowiedział, tylko ukrył twarz w obu dłoniach. Cóż za uroczy widok.
-Spokojnie, zajmiemy się tym- rzekł po krótkiej chwili
Większy zaczął delikatnie masować wybrzuszenie przez cienki materiał.
Tooru jęknął cicho. Po chwili jednym ruchem dominujący zerwał z niego ostatnią część garderoby. Na moment odsunął się, by podziwiać chłopaka w pełnej okazałości.
Przysunął się z powrotem, i zaczął robić malinki na wewnętrznej stronie ud chłopaka. Zostawił za sobą szlaczek czerwonych śladów, aż wreszcie dotarł do penisa.
Zebrał na język odpowiednią ilość śliny, by chwilę potem przejechać nim po całej długości bruneta, który spiął się i na kilka dłuższych sekund wstrzymał oddech w płucach.
Hajime uśmiechnął się na taką reakcję chłopaka który zaraz gdy na niego spojrzał lekko zamglonym wzrokiem. Miał mocno zaczerwienione policzki.
Chłopak jeszcze raz go polizał, po czym zassałem się na czubku. W tej chwili do jego uszu doszedł odgłos urywanego oddechu. Powoli włożył sobie całą męskość do ust, i zaczął delikatnie poruszać głową. Kiedy oprócz poruszania głową, zaczął jeszcze ssać poczuł, że brunet położył mu ręce na głowie, i zaczął powoli nadawać tępo jego ruchom. Rękoma chłopak zaczął delikatnie ugniatać jego jądra. Z każdą chwilą oddech Oikawy był coraz cięższy, i Hajime poczuł, że też ma mały problem. No w sumie, to nie aż taki mały.
I-Iwa-chan...J-Ja zaraz...- dobrze wiedział co chłopak chciał mu w ten sposób powiedzieć, dlatego jeszcze bardziej przyspieszył swoje ruchy. Po kilku sekundach brunet doszedł z głośnym jękiem na ustach. Chłopak połknął wszystko z lubością, i trochę spermy skapnęło mu po brodzie. Wiedział jak Tooru się na niego patrzy, więc otarł ciecz ręką.
-Słodki jesteś...- powiedział głębokim głosem i oblizał dłoń, cały czas patrząc na jego reakcję.
-I-Iwa-chan n-nie mów t-tak-chłopak ledwo umiał mówić
-Ale czego mam nie mówić, pomidorku?- pochylił się nad nim i pocałował go namiętnie. Po tych słowach włożył mu do ust dwa palce.-Pośliń.
Chłopak popatrzył na niego zdezorientowanym wzrokiem, ale posłusznie zaczął ślinić palce. Kiedy chłopak uznał, że już są wystarczająco mokre wyciągnął je. Delikatnie wsadził w młodszego jednego palca, i zaczął go w im poruszać. Oikawa zaczął cicho jęczeć. Pochwili dołożyłem też drugiego. Zaczął ruszać nim na wszystkie strony.
Kiedy uznał, że ten jest już wystarczająco przygotowany, włożył w niego trzeciego palca. Po chwili, kiedy je z niego wyciągnął, chłopak wydał z siebie jęk zawiedzenia. Rozbawiony podniósł wysoko brwi.
-Widzę, że ktoś tu jest niecierpliwy- powiedziałem z uśmiechnął się i delikatnie pocałował go w czoło.
Szybko zsunął z bioder spodnie wraz z bokserkami i przystawił swojego przyjaciela do jego dziurki.
-I-Iwa- chan. Jesteś p-pewny?- zająkał się uroczo- N-na pewno tego chcesz? Z-ze mną?
-Głupku, czekałem na to siedem lat. Nawet jeśli ty byś się teraz rozmyślił, ja chyba nie dałbym razy się powstrzymać...- ale jednak na wszelki wypadek spojrzał na jego oblaną rumieńcami twarzyczkę, szukając na niej choćby cienia pozwolenia. Bądź co bądź, nie chciał jednak wyrządzić mu krzywdy.
-O-okej. Tylko tyle chciałem wiedzieć- powiedział trochę uspokojonym głosem Oikawa- Spokojnie. Nie będę cię zatrzymywać.
W odpowiedzi zaczął w niego wchodzić. Kiedy doszedł do połowy, z ust bruneta wyrwał się zduszony okrzyk bólu.
W ramach zniwelowania bólu, zaczął obsypywać całe jego ciało pocałunkami zostawiając po sobie malinki. Starał się nie wchodzić głębiej, by nie zrobić mu krzywdy. Po kilku minutach poczuł jak Oikawa zaczął zniecierpliwiony ruszać biodrami. Iwaizumi uśmiechnął się, i wszedł głębiej. Zaczął się w nim powoli poruszać, starając się trzymać miarowe tępo.
-I-Iwa-chan, s-szybciej...-stęknął Tooru-P-Proszę...
Nic nie odpowiedział tylko jeszcze zwiększył tempo swoich ruchów. Wyszedł z niego, tylko po to, aby odwrócić chłopaka na brzuch, i wejść w niego bez zahamowań. Przez co chłopak wydał z siebie głośne westchnienie. Zaczął poruszać się w nim z coraz większym zapałem. Po chwili bez zastanowienia oplótł palcami jego przyrodzenie i zaczął poruszać miarowo nadgarstkiem by zwiększyć ilość doznań.
-Och, tak..., proszę...jeszcze! - brunet począł niemal krzyczeć od tych poczynań.
Ten bez zastanowienia spełnił jego prośbę, i dopchnął z całych sił.
Nagle jego ciało zadrżało w spazmach, i chłopak jęknął. Iwaizumi poczuł na ręce spermę bruneta. Poruszał się w nim jeszcze trochę, po czym również doszedł.
Bez siły o padł na gorące plecy chłopaka. Otumaniony błogim odczuciem wtulił swoją twarz w słodko pachnącą czekoladą szyję. Po chwili stoczył się obok, i oplótł rękoma jego talię.
-Tooru...kocham cię- powiedział ostatkiem sił.
-J-Ja ciebie też-szepnął- Od zawsze Iwa-chan.
Przytulił się do niego, i po chwili oboje zasnęli wyczerpani dzisiejszymi wrażeniami.
Kto by się spodziewał, że po siedmiu latach wszystko wreszcie się ułoży.
Że po siedmiu latach, szczeniacka miłość, odnajdzie swoją drugą połowę.
No cóż, na pewno nie oni sami.
____________________________
*\/*Tym czasem w pomieszczeniu ochrony*\/*
Asahi i Daichi patrzyli się nierozumiejącym wzrokiem, to na nagrania z monitoringu, to na szamoczącego się Sugę.
Przywiązali go do krzesła, które i tak ledwo wytrzymywało siłę szarpiącego się na nim, nadto pobudzonego szaracza.
Pomimo knebla, dało się zrozumieć jakieś krzyki, że jego plan się powiódł.
Mężczyźni zastanawiali się, czy aby na pewno ich przyjaciel nie potrzebuje jakiegoś lekarza, a może nawet specjalisty.
~4595 słów
____________________________
* - moja głowa be like:
https://youtu.be/fFl7hEVSE1Q
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top