[14] Eret
- Alastair!
Rozejrzałaś się po pokoju, jednak nigdzie nie dostrzegłaś wyżej wspomnianego chłopaka. A to dlatego, że był w innym pomieszczeniu, z którego zrobił wejście w wielkim stylu. Specjalnie dla ciebie ubrał na imprezę swój najlepszy outfit, czyli sukienkę w truskawki, szpilki, i plastikową, srebrną koronę. Dumnym krokiem podszedł do ciebie i do nastolatka, który zażenowany strzelił face palma. Ty za to zachichotałaś, zachwycona jego strojem.
- Czy ja ci już dziś mówiłam, że wyglądasz świetnie?
- Nie - zaprzeczył z uśmiechem. - Miło słyszeć to akurat od ciebie, [y/n]. Poza tym, ty również wyglądasz świetnie.
- Proszę cię, widziałam siebie w lustrze - zaśmiałaś się, doskonale wiedząc jak aktualnie wyglądałaś. - Półtorej godziny w szafie, a wyglądam jakby napadł na mnie jakiś gank z przedszkola.
- Myślę jednak, że to całkiem urocze.
- Fuj, ale simp! - mruknął zniesmaczony Tommy.
- I kto to mówi, hmm? - spojrzałaś na niego wymownie, przez co zrobił się nagle cały czerwony.
- Dobra! Idźcie już do tej szafy jak macie iść! - krzyknął, popychając waszą dwójkę w jej stronę.
Szatyn zaśmiał się i złapał cię za rękę, za którą cię do niej wprowadził. Od razu po zamknięciu się za wami drzwi, Alastair przyjął ci się z góry na dół.
- Faktycznie wyglądasz jakby napadł cię gang przedszkolaków - przyznam z rozbawionym wyrazem twarzy. - Ale nie ma się co dziwić! Miedzy naszą bandą, a gankiem przedszkolaków jest niewiele różnic.
- Dlaczego tak ciężko mi zaprzeczyć? - spytała retorycznie, po czym oboje się zaśmialiście.
W międzyczasie chłopak podszedł zaciekawiony do przestronnego wieszaka, na którym wisiały twoja ubrania. Jedna z rzeczy zainteresowała go bardziej od pozostałych. Konkretnie to identyczna sukienka, jak ta, którą miał na sobie. Dostałaś ją od niego jakieś pół roku temu, tak bez konkretnej okazji.
- O! To sukienka ode mnie! - powiedział ucieszony, ściągając ją z wieszaka. - Może wdziejesz ją na siebie? Będziemy wyglądać jak takie totalne bf.
Roześmiana wzruszyłaś lekko ramieniem.
- Pewnie! W połączeniu z tym wszystkim na pewno będzie wyglądać na mnie bajecznie - powiedziałaś i przyjęłaś od niego kreacje.
Chwilę ci zajęło, zanim nieporadnie ją ubrałaś. Oczywiście na ubrania, które na sobie miałaś, czyli między innymi bluzę Sapnapa. Wyglądałaś przekomicznie, jednak sukienka sama w sobie prezentowała się bajecznie.
- Wyglądam jak debil - zaśmiałaś się, chowając twarz w dłoniach.
- No co ty! Wyglądasz świetnie... Mimo tego wszystkiego - również nie mógł powstrzymać się przed zaśmianiem. - Ubierz jeszcze to i będzie ideolo! - dodał, podając ci buty na szpilkach.
To była jedyna para takich jaka posiadałaś, gdyż niezbyt w takich chodziłaś. Po prostu nie potrafiłaś.
- No nie wiem Eret czy to dobry pomysł - mruknęłaś nieprzekonana. - Jeszcze się przerwie i powybijam zęby.
- Nie martw się, będę cię asekurować - zapewnił. - No nie daj się prosić!
- Okey, okey!
Wzięłaś od chłopaka czarne szpilki, które zamieniałaś ze swoimi ulubionymi trampkami, w których miałaś pewność, że się nie zabijesz. Na początku podpierałaś ścianę, nie będąc w dalszym ciągu przekonaną.
- No dalej [y/n]!
Niepewnie odepchnęłaś się od ściany i przeszłaś kilka kroków. Szło ci całkiem nieźle, dlatego nabrała pewności siebie i przyjęłaś pozę dumną jak paw. To okazało się błędem, gdyż nagle podwinęła ci się jedną z nóg i leciałaś na spotkanie z podłogą. Na całe szczęście Eret złapał cię w ostatnim momencie, chroniąc przed upadkiem.
- Totalnie nie umiem w szpilki - mruknęłaś, obejmując ramionami kark chłopaka.
- Szło ci całkiem nieźle - pochwalił mnie z uśmiechem. - Wystarczy, że nabierzesz trochę wprawy.
- Mam nadzieję, że będzie tak jak mówisz - powiedziałaś, wpatrzona w oczy chłopaka. - Wiesz za to w czym mam wprawę?
Szatyn uniósł jedną z brwi, zapewne nie wiedząc. Uśmiechnęłaś się szelmowsko i przyciągnęłaś chłopaka do pocałunku. Na początku był zaskoczony takim gestem z twojej strony, jednak szybko oddał go z pomrukiem przyjemności. Trwaliście tak, dopóki obojgu wam nie zabrakło powietrza.
- Przyznaje, masz wprawę - powiedział z uśmiechem, po tym jak odsunęliście się od siebie.
Odwzajemniłaś miły grymas, nie przerywając z nim kontaktu wzrokowego. Wpatrywaliście się tak w siebie do momentu, w którym Quackity nie zapukał w drzwi, wyrywając was ze swego rodzaju transu. Alistair postawił cię do pionu, a ty pierwsze co zrobiłaś to zdjęłaś ze swoich nóg szpilki. Po tym nie fatygowałaś się nawet, aby założyć z powrotem trampki - w samych kolorowych skarpetach, razem z szatynem udałaś się w stronę wyjścia.
Za drzwiami posłaliście sobie jeszcze uśmiechy i rozeszliście się w swoje strony. Podeszłaś do blondyna, który z bliżej nieokreślonym grymasem spytał:
- Serio?
Jedynie niewinnie wzruszyłaś ramieniem i wsadziłam rękę do miski. Kilkukrotnie w niej zamieszałaś, po czym wyciągnęłaś najmniejszą karteczkę z napisem...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top