7. Pierwsze spotkanie

Jessica

-Coś ty narobił idioto?! Wiesz co on może jej zrobić?! - krzyczałam nie powstrzymując łez.
-Jess, ja... Ja przepraszam. Całkowicie zapomniałem.- Matthew chyba rzeczywiście żałował swojego czynu, więc podeszłam do niego i mocno go przytuliłam.
-Dobra... Nic nie szkodzi, czasu nie cofniesz, ale musimy jej jakoś pomóc, bo inaczej on ją tam chyba zabije. - W pewnym momencie usłyszeliśmy głośny krzyk roznoszący się po korytarzu. Największym zdziwieniem dla nas było to, że nie był to krzyk Ashley, a Pana Maxa. Od razu zerwaliśmy się na równe nogi i wbiegliśmy do biura. Pierwszym co zauważyłam było otwarte okno. Nagle zobaczyłam Arka, który wręcz rzucił się w strone Ashley, siedzącej skulonej w kącie. Dookoła było mnóstwo krwi, którą jakimś cudem zobaczyłam dopiero teraz. Matt poszedł zadzwonić po policję, pogotowie i Panią McGowan, a ja stałam jak ta wryta patrząc się na martwego Maxa i nie wiedziałam co zrobić.

Ashley

Tak mocno trzymał moją rękę, szarpałam się... To na nic. Moją ostatnią nadzieją był plecak, w którym był składany nóż. Byliśmy już w środku. Odwrócił się twarzą do mnie i uderzył mnie tak mocno, że z wielkim hukiem runęłam na podłogę. Zaraz, zaraz... Czy ja słyszę krzyk McGowan'a? Nagle, przez fale łez zauważyłam krew. Gwałtownie odsunęłam się w kąt, ale każdy kto zna mnie i mojego farta wie, że to tak się nie mogło skończyć. Wazon, tak wazon, on zrujnował to wszystko. Razem z kwiatkiem poleciał wprost na moją głowę. Jedyne co zauważyłam to czarne włosy oraz cudowny, krwisty uśmiech i wtedy... Film mi sie urwał.

*** W NOCY, 3:22 ***

Obudziłam się... W swoim łóżku? No tak, z tego wszystkiego można wywnioskować, że straciłam przytomność, a tutaj przywlekł mnie Matt lub Arek. Spojrzałam na zegarek, była 3:24, a mi tak bardzo chciało się do toalety, że postanowiłam mieć gdzieś godzine i panujące o tej porze zasady brzmiące: ,,od godziny 22 do 7 obowiązuje cisza nocna, kazdy kto wynurzy choćby nos ze swojego pokoju, może się pożegnać z jedzeniem przez tydzień''. Pani Emily była bardzo chamska, ale jakoś trzeba było to przeżyć. Wyszłam z pomieszczenia potykając się o najbliższe przedmioty stojące na mojej drodze. Całe szczescie toaleta była naprzeciwko trzynastki, więc dojście tam długo mi nie zajęło. Po zapaleniu światła ujrzałam otwarte okno i... Brak kraty? Przecież była tu zawsze jak w każdym innym pomieszczeniu. Wyjrzałam przez nie i zorientowałam sie, że ktoś lub coś musiało je wyrwać bo zostały jeszcze ich ,,szczątki''. Po paru minutach weszłam do kabiny i załatwiłam to xo musiałam. Umyłam ręce i przepłukałam twarz. Gdy popatrzyłam ponownie w lustro nad umywalką, widziałam jakby coś przeleciało. Gwałtownie się odwróciłam. Latającym przedmiotem okazała sie cegła (?). Wzięłam ją do ręki i odwróciłam, widniał na niej napis. Osoba, która to pisała chyba piątek z polskiego nie miała. Jednak był trochę czytelny.
-''Nie bój się'' ? Czego mam się bać? -nie zrozumiałam co ta osoba miała mi do przekazania, więc postanowiłam to zignorować i iść ponownie spać. Powoli wstałam odkładając cegłę na miejsce, odwróciłam się, a moim oczom ukazała się postać z tym samym uśmiechem, co widziałam zanim straciłam przytomność.
-Witaj skarbie- zaczął.
-Hhejj? Skąd się tu wziąłeś?
-Widzisz to okno?- było to pytanie, na które raczej nie chciał odpowiedzi, ale no...
-Tak, ale to jest przecież 2 piętro.
-Trudniejsze drogi miałem do przebycia. Tak w ogóle jestem Jeff, ten Jeff
-Witaj 'ten Jeffie'- zaśmiałam się. -Jestem Ashley.
-Wiem jak masz na imię. Obserwuje cię od czasu twojej śpiączki. Byłem przy twoim wypadku, to ja zainterweniowałem i zadzwoniłem na pogotowie. Od tamtej pory zdecydowałem, że cię nie opuszcze i będę chronić żeby się jakoś odpłacić.
-Odpłacić? Za co?- nic z tego wszystkiego nie rozumiałam.
-Bo to wszystko stało się przeze mnie. -Jeff spuścił głowę.- Na początku byłaś moją ofiarą i chciałem cię zabić i dlatego zepsułem hamulce, bo myślałem, że jak się stoczycie z jakiejś górki to zabicie was będzie o wiele łatwiej- popatrzył się na mnie, a ja dopiero teraz zauważyłam jego powieki, a raczej ich brak. Postanowiłam zmienić temat i dowiedzieć się przy okazji czegoś o nim.
-Twoje, twoje powieki... Co się stało?
-Długo by tu opowiadać, może kiedyś do tego wrócimy. A teraz lepiej idź sie położyć, bo jesteś strasznie przemęczona. - zatroskał się Jeff.
-Nie mam pewności, że znów nie chcesz mnie zabić. -podejrzewałam go o najgorsze.
-Przecież gdybym chciał to zrobiłbym to już dawno, albo i nawet teraz, wiec nie masz się co obawiać. - uśmiechnął się, a mi nagle serce zaczęło bić mocniej. Popatrzyłam w lustro za Jeffem. Jestem cala czerwona! O nie, lepiej już pójdę .
-No tak racja -mówiłam w takim tempie, że chyba nie zrozumiał ani słowa - Dobranoc Jeff.
-Dobranoc Ash. -ponownie się uśmiechnął, a ja cała w skowronkach udałam się do pokoju.

Notka

Martynka przepraszam :c dzisiaj postaram się nadrobić, bo i tak nic ciekawszego nie mam do roboty xd

*W mediach - Jeff the Killer*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top