22. Wesele!

*22 czerwca 2020, dzień ślubu, 9:30*

Ashley

Obudził mnie dźwięk budzika, poczułam się jakbym znów chodziła do szkoły. Jednak tym razem nie będę miała lekcji. Zjechałam z łóżka niczym po zjeżdżalni i udałam się na dół. Nie zastałam tam Jeffa. Zamiast niego stała tam Jessica. Mój narzeczony zdecydował, że dzisiejszą noc spedzimy osobno, więc wczoraj wziął rzeczy i poszedł do Rezydencji Slendermana. Według niego nie powinniśmy się widzieć przed ślubem. Właśnie, ślub. Wszystko było już naszykowane. Część koscielna będzie na dworze. Zabawa zaś w sali balowej za lasem. Pomyślicie jakim cudem mordercom udało się wynająć sale i skąd mieliśmy na to hajs? Trzy słowa: opuszczona sala balowa. To wszystko tłomaczy, prawda? Mimo tego, że nikt dawno tam nie urzędował, to i tak było bajecznie. Balony, serpentyny i te sprawy. Postanowiłam, że zrobię sobie śniadanie. Kanapka i sok pomarańczowy będzie dobrym wyjściem.
-Uważaj żebyś się nie przejadła - powiedziała z sarkazmem Jess i usiadła naprzeciwko mnie.
-Wiesz, trochę się stresuje przed weselem, więc nie jestem szczególnie głodna.
-W sumie racja, jak się jeszcze bardziej zestresujesz to nie będziesz miała czym pawia puścić. - zaśmiała się
-Nie denerwuj mnie nawet. To że mam mdłości od kilku tygodni to nie znaczy, że będę haftować na moim weselu.
-Co ty taka oschła. Już tak jest od kilku dni. Jak nie siedzisz w kiblu i zygasz to żresz, albo śpisz...- w tym momencie dziewczyna popatrzyła na mnie jakbym zmieniła się w kosmite - Stara powiedz mi, że to nie to o czym myśle! -wykrzyczała na cały domu.
-Nie mam pojęcia o co ci chodzi, a poza tym nie drzyj się.
-Czy ty i Jeff.. Coś ten teges?
-Niee? No.. No coś ty.. Pfy.. Nie żartuj sobie nawet.
-Jakoś ciężko mi uwierzyć, ale niech ci będzie. - Po skończonej rozmowie odstawiłam talerz oraz szklankę do zmywarki. Usiadłam na kanapie i włączyłam telewizor. Błądziłam po kanałach, gdy do domu wparował Toby.
-Puka się, nie wiesz? -syknęłam. Tak naprawde, to nie chciałam być dla nikogo niemiła, ale jakoś taki humor dziwny miałam.
-Ciebie też miło widzieć. - podszedł i przytulił mnie na powitanie.
-Nie przejmuj się, jest taka od jakiegoś czasu. - poinformowała go Jess i pocałowała. Wspominałam już, że Toby i Jessica są razem? Nie? To już wiecie.
-Po co przyszłeś? - zapytałam wstając z kanapy.
-Sprawdzić czy wstałyście i...mam niespodziankę dla Jess. - uśmiechnął się do dziewczyny.
-Ooo Toby, jaką? - zapytała blondynka, na co chłopak wyciągnął z plecaka worek z biedry (orginalnie Toby) i podarował go Jessice. W środku znajdowała się sukienka i buty. Dziewczyna rzuciła się chlopakowi na szyję i zaczęła dziękować.
-Chciałbym abyś ubrała ją dzisiaj. -odezwał się
-Nie ma sprawy. - uśmiechnęli sie oboje. Wyglądają razem przeuroczo. Po kilku minutach Toby wyszedł z domu. Wyłączyłam telewizor i spojrzałam na zegarek, 11:20. Musze zacząć się ogarniać, wesele za trzy i pół godziny. Pobiegłam do łazienki i wzięłam kosmetyczke, zbiegłam ją na dół, postawiłam na blacie, a sama usiadłam obok niego na krześle. Chwilę później naprzeciwko mnie pojawiła się Jessica. Dzisiaj ona będzie robić mi makijaż. Tak samo jak i fryzurę. Siedziałam już dobre dwie godziny.
-Skończone! Wyglądasz bosko laska. - powiedziała i podała mi lusterko. Rzeczywiście, wyglądałam mega ładnie.
Mój makijaż wyglądał tak:

A fryzura tak:


Napiłam się jeszcze wody i poszłam do garderoby. Wyciągłam moją sukienke i ubrałam ją tak, żeby nie zniszczyć dzieła Jess. (Zdj sukienki joł)

A no i jeszcze buty:

Wyszłam z garderoby i zbiegłam na dół. 14:00. Za pół godziny będzie po mnie E.J., L.J. i Toby. Usiadłam przy stole i czekałam. Nie ukrywam, że bardzo się stresowałam. Jest to dla mnie ważny dzień i mam nadzieję, że nic ani nikt tego nie zepsuje. Liczyłam każdą sekundę. 14:10 - słyszę kroki Jess. Weszła do pokoju a szczena mi po prostu opadla. Jej zestaw wyglądał w ten sposób:


-OMG laska, wyglądasz genialnie!
-Weź, bo się zarumienie - przyjaciółka zaśmiała się. - za ile przyjadą chłopcy? - zapytała po chwili ciszy.
-Za 15 minut - odpowiedziałam. Siedziałyśmy ten czas nie odzywając się ani słowem. Nagle usłyszałyśmy trąbienie. Już są -pomyślałam. Wraz z przyjaciółką wyszłyśmy przed dom. Jessica podeszła do czarnego BMW, którego kierowcą był Toby. Ja zaś wsiadłam do białej limuzyny, którą władał L.J. Usiadłam obok E.J., który skedział z tyłu.
-Stresuje się... - powiedziałam cicho.
-Spokojnie, nie ma czym. - to mnie pocieszył. - Za księdza robi Slendi, a goście to ludzie których bardzo dobrze znasz. - O! Już lepiej.
-Dziękuje. - powiedziałam i nie wiem nawet dlaczego, ale dwie łzy pojawiły się na moim policzku.
-Nie rozklejaj mi się tu ślicznotko! Jeszcze mi się rozmażesz, a tego byśmy nie chcieli - zaśmiał się. Chwile później byliśmy na miejscu, tak samo jak i wszyscy goście. Siedzieli na ławkach ustawionym przed ,,ołtarzem'', do którego prowadził bordowy dywan. Na jego końcu stał Slendi oraz Jeff. Znów ma na sobie garnitur, wygląda uroczo. E.J. otworzył mi drzwi. Wyszłam z samochodu i stanęłam na początku dywanu.

Jeff

Eyeless Jack pociągnał klamkę. Z samochodu wylonił się jej but, jedna noga, druga, a teraz widze twarz, talia... Wyszła! Jak ona nieziemsko wygląda! Uśmiechnąłem się do niej, co odwzajemniła. Jack stanął obok niej i zgiął (?) łokieć. Ashlet złapała go za przedramię, zaczęli iść w stronę ołtarza. Przełknąłem ślinę. Jest już koło mnie. Jack sobie poszedł na miejsce świadka. Tak, jest świadkiem wraz z Jessicą. No i zaczęła się ,,przemowa'' Slendermana. Bla, bla, bla, bla, aż do śmierci, bla, bla, bla. O! Najlepsza część.
-Możecie się pocałować.- Wpiłem się w usta Ash, jakby był to nasz pierwszy raz. Chwilę później każdy był w drodze na sale balową.

Ashley

Już po wszystkim, jesteśmy małżeństwem! Cieszę się bardzo. Już od dawna na to czekałam.
Jesteśmy już na sali. Jest ślicznie! Chłopcy się postarali. Zaczeło się od jedzienia, bo jakby inaczej. Każdy zasiadł na swoim miejscu, a po chwili wszedł Slendi z przystawką. Następnie obiad i... Czas na taniec! Na to czekałam. Naszym DJ'em był Ben, bo przecież nikt inny się nie znał na sprzęcie. Muzyka grała na full'a. Każdy bawił się w najlepsze. Od zawsze czekałam na ten dzień.

Nieznajomy

*mówi do telefonu*
-Co dziwne, jest wtorek. Zazwyczaj wesela były w soboty, ale oni raczej się tym nie przejmują. 16:20. Ceremonia ślubna już sie zakonczyła. Są na sali. Każdy tańczy, nikt się nie spodziewa tego, co stanie sie za chwilę...

--------------------
Wielkimi krokami zmierzamy ku końcu :/
Niby nie chcę, ale pomysły co do tej książki się kończą, a nie mam zamiaru tego zawieszać.
Ale luzik arbuzik, już niedługo (mam nadzieje) pojawi się nowa książeczka :3

Do nastepnego rozdziału! ;*

*w mediach Bars &Melody - Don't Let Me Down (cover)*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top