16. ,,Ooo so cute *.*''

Ashley

Szliśmy już jakieś piętnaście minut. Jeff caly czas coś mówił. Najpierw opowiadał żarty, a później wymieniał imiona swoich noży. Ostatnie dwie minuty przeszliśmy w ciszy.
-Mogłabyś zamknąć oczy? - zapytał chłopak.
-No dobrze, tylko mnie prowadź żebym się tu nie wywaliła - zaśmiałam się.
-Okej, ale nie podglądaj.
-Nie będę, nie chcę zepsuć sobie niespodzianki. - Zamknęłam oczy, a Jeff dodatkowo przysłonił mi je rekami.

Jeff

Zasłoniłem jej oczy rękami. Mimo tego, że ją prowadziłem i tak co chwilę się potykała, ale nawet teraz wyglądała uroczo.
-Już jesteśmy, ale nie otwieraj jeszcze oczu. - Poprosiłem. Gdy zobaczyłem, że się mnie posłuchała podbiegłem do stolika i na jej talerzu położyłem kopertę.
-Juuż? -niecierpliwiła się Ashley.
-Jeszcze chwila...- Poprawiłem jeszcze kilka szczegółów i stanąłem przed dziewczyną.
-Już! - wyszeptałem. Mina Ash po otworzeniu oczu była bezcenna, a i ona w tym świetle wyglądała przepięknie.

Ashley

Nie wierze w to co widze. Maly stolik, dwa krzesła, kwiaty, balony i światełka na tle lasu. To jest po prostu coś pięknego! I pomyśleć, że to wszystko zorganizował morderca.
-Jeff tu jest cudownie!
-Starałem się, chciałem żebyśmy oboje zapamiętali ten wieczór.- Ojejuu Jeffuś się zarumienił. Po kilku sekundach podeszliśmy do stolika. Można było się domyślić, że Jeff odsunął mi krzesło. Jakiś napad kulturalności z jego strony, ale mi się to tam podoba. Pierwsza w oczy rzuciła mi się koperta leżąca na moim talerzu. Widniał na niej napis; ,,Otwórz i przeczytaj dopiero w domu, kilka minut przed północą.''
-Okej skoro nalegasz to tak zrobię. - Popatrzyłam się na chłopaka z uśmiechem i schowałam kopertę do torebki. Jeff usiadł na przeciwko mnie i pstryknął palcami. Chwilę później moim oczom ukazał się brunet. Był on niewiele niższy od Jeffa, miał na czole google, a usta zasłaniała mu chusta. Przy pasie miał przyczepione dwa toporki.
-Ashley, proszę poznaj Ticcy Toby'ego. - zaczął Jeff - To on przygotował dzisiejszą kolację.
-Nie ja sam, pomagał mi Hoodie i Masky - powiedział brunet - Miło mi cię poznać Ash. - dodał i wyciągnął w moją stronę rękę.
-Mi również. -powtórzyłam jego czyn - czyli mogę się spodziewać gofrów i sernika, tak?
-Tak właśnie. Widzę, że Jeff zdarzył ci co nie co o nas poopowiadać.
-Tak to też, ale czytałam creepypasty o was.
- Z creepypast dużo się o nas nie dowiesz, większość jest zmyślona.
-Okej, rozumiem. - I na tym skończyła się nasza rozmowa, Toby wrócił do budynku, który zauważyłam dopiero teraz.
-Aa właśnie, Ash - zaczął Jeff - to właśnie jest Rezydencja Slendermana. Jak będziesz chciała, to po kolacji mogę cię zapoznać z niektórymi ludźmi.
-I mam rozumieć, że każdy z nich zabija, tak?
-No tak, znaczy nie do końca, bo taka Sally to raczej nie zabija, jak na razie.
-No dobra, ale to później. Możemy już coś zjeść? Bo szczerze ci powiem, że zgłodniałam. - zaśmiałam się.
-Tooooby! Kobieta mi zgłodniała! - krzyknął Jeff, a brunet przyszedł do nas z tacą.
-No to masz do wyboru; gofry z nutellą, cukrem pudrem lub bitą śmietaną i owocami.- powiedział uśmiechnięty Toby.
-Poprosze każdy po jednym. - po mojej wypowiedzi chłopcy popatrzyli na mnie jak na wariatke. - No co? Nie lubie sernika to bynajmniej goframi się najem.
-Już ją lubie - zaśmiał się Toby i podał mi talerze.
-To ja wezme z owocami. - Powiedział Jeff i także dostał o co poprosił. Jedliśmy w ciszy, a po skończonym posiłku udaliśmy się do Rezydencji.
-Poprosiłem, aby każdy kto chce cię poznać czekał w salonie, więc nie będziemy musieli chodzić po pokojach. - poinformował mnie chłopak. Weszliśmy do środka. Na kanapie siedziało kilka osób, a obok nas pojawił się prawdopodobne Slenderman. Wnioskuje to po twarzy, a raczej jej braku.
-Witaj dziecko. - powiedział iście męskim głosem.
-Dzień dobry. - uśmiechnęłam się.
-Miałaś poznać dzisiaj dużo więcej osób, ale wszyscy nie mogli się tu zjawić.- Na jego odpowiedz kiwnęłam głową. Po chwili podbiegła do mnie mała dziewczynka w różowej sukience.
-Hej, jestem Sally. Już nie mogłam się doczekać żeby cię poznać. Pobawisz sie ze mną? - powiedziała na jednym wdechu.
-Obawiam się, że nie będzie to możliwe - wtrącił sie Slender - musisz iść już spać.
-No dooobrze, ale musisz sie ze mna pobawic, gdy następny raz tu będziesz. - Powiedziała uradowana i wskoczyła Slenderowi na ręce.
-Musisz jej wybaczyć, ona taka jest. - Zaśmiał się Jeff.
-Jest urocza, ale nie tak bardzo jak ty. - pogłaskałam go po policzku. - A teraz może zapoznasz mnie z resztą?
-Naturalnie - czyżby jego kulturalność powróciła? - To jest Ben;

-To Laughing Jack;

Ci dwaj to Hoodie i Masky;

To jest Eyeless Jack;

A tam siedzą Grinny Cat i mój kochany Smile Dog;

-Miło mi was wszystkich poznać- usmiechnęłam się.
-Nam ciebie również - odpowiedzieli niemal chórkiem.
-Dobra, już się zapoznaliście, więc my będziemy już lecieć bo mamy jeszcze kilka spraw do zalatwienia przed północą. - powiedział Jeff i pociągnął mnie w strone wyjścia.
-No ale Jeff, ja chciałam z nimi trochę popadać...
-Jeszcze będziesz miała na to czas, a teraz mam dla ciebie propozycję.
-No więc słucham..
-Co jakbyśmy przygarnęli Smile Doga? -To wspaniały pomysł, już od dawna planowalam zwierzątko. - rzuciłam się Jeffowi na szyję. Zawsze lubiłam psy, ale czy ten wiecznie uśmiechnięty nie bedzie sprawiał problemów? Nieważne... Ciesze się, że w końcu będzie zwierzątko. Nawet się nie zorientowałam, kiedy byliśmy w domu. Spojrzałam na zegarek, 23:30, wiec postanowiłam zmyć makijaż i przebrać się w moją onesie. Gdy już to zrobiłam była 23:50, pobiegłam do pokoju i rozpakowałam koperte od Jeffa;
,,Kochana Ashley, tradycyjnie piszę do ciebie liścik, ale nie umiałbym przekazać Ci tego ustnie. Do rzeczy... Odkąd tylko Cię ujrzałem, zakochałem się w tobie. Wiedziałem, że to jest miłość, bo tego uczucia nie doznałem ani razu po śmierci Liu. Była to miłość od pierwszego wejrzenia i taką samą miłością darze Cię do teraz. Całe osiem lat. Mam nadzieję, że czujesz do mnie to samo i pomiędzy nami będzie coś więcej niż przyjaźń.
Kocham Cię,
Twój Jeff ❤''
-Ja ciebie też...- wyszeptałam. 23:57, zbiegłam na dół, na korytarzu stał Jeff., któremu bez zastanowienia rzuciłam się na szyję. - Ja ciebie też wariacie! - krzyknęłam.
-Ashley?
-Tak Jeff?- zapytałam, a chłopak uklęknął przede mną z pierscionkiem w ręku.
-Czy uczynisz mnie najszczęśliwszym mordercą na ziemi i wyjdziesz za mnie?- ooo so cute *.*
-Tak... Tak, tak! - Jeff wstał i mnie pocałował, a ja pogłębiłam pocałunek. Gdy odsunęliśmy się od siebie chłopak wyciągnał swój nóż, który nazwał moim imieniem i precyzyjnie wyciął mi uśmiech, taki sam jak miał on. Nie odezwałam się ani słowem. Szczerze? Zawsze taki chciałam. Kiedy skończył, zegarek na mojej ręce wskazywał północ, mogę więc powiedzieć, że był to najlepszy dzień w moim życiu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top