Dzień szósty

Wielki, wielki dzień.

Byłeś obok, tak blisko.

Mogłam patrzeć na Twój uśmiech i wywoływać go z łatwością, z którą stopiłeś bariery mojego lodowatego serca.

Przez chwilę zajmowałam miejsce po Twojej prawej.

Podziwiałam Cię, kiedy obejmowałeś dłońmi kierownicę, kiedy zaciągałeś się papierosem, kiedy naciągałeś kaptur na głowę, kiedy sprawdzałeś godzinę na zegarku lub kiedy odrzucałeś głowę do tyłu, nie dowierzając moim słowom i śmiejąc się na głos.

Kochałam jak wypowiadałeś moje pełne imię.

Zapach fajek i gum do żucia nie wydawał się nagle taki okropny. Kojarzy mi się z Tobą. Chyba już zawsze będzie.

Zależało nam na sobie, nie mogłam sobie tego wymyśleć.

Wszystko zmierzało w dobrym kierunku, byłam tego pewna.

Zapomniałam tylko, że niczego nie można być pewnym. A zwłaszcza ludzi.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top