Prezent...
Hmm... Już piętnaste urodziny. No to już naprawdę stara jestem. Obudziłam się rano z poczuciem, że to moje urodziny, więc zapewne będzie fajnie. I tak jak myślałam -wszystko wyszło wręcz odwrotnie.
Jak tylko otworzyłam oczy zauważyłam, że coś mi tu nie pasi.... Przed wszystkim stał nade mną jakiś gościu z kamienną twarzą i z okularami przeciwsłonecznymi. Ogólnie polecam - okulary słoneczne, w pokoju, w bloku i do tego w pochmurny dzień. No naprawdę nie ma w tym nic dziwnego... Czuliście ten sarkazm?
- Eee... Halo? - wiecie nie za bardzo wiedziałam co powiedzieć... no bo taka sytuacja zdarza się jakieś raz na tysiąc?
Miałam nadzieję, że gościu się uśmiechnie, zdejmie okulary i okaże się, że to mój ziomek z klasy postanowił zrobić mi kawał... No ale oczywiście musiało być inaczej...
- Cześć Aleksa. Zapewne mnie nie pamiętasz, ale jestem twoim wujkiem. Nazywam się Tom. Tu masz prezent na urodziny. - po tych słowach wręczył mi jakieś pudełko i zniknął.
Ale nie tak w stylu wyjścia przez drzwi... Oczywiście musiał zniknąć w jakiejś chmurze dymu... Czy tylko mi wydaje się to troszku TROSZKU tandetne?
Wzięłam pudełko i zrobiłam to co każda zaspana osoba zapewne by zrobiła, gdyby miała kieszenie w piżamie - schowałam to do kieszeni. Nie pytajcie dlaczego, ani jak po tym zasnęłam... Bo nie wiem.
W każdym razie znów zasnęłam ale nawet w śnie, ten "wujek" nie dawał mi spokoju... Nie mogłam się pozbyć wrażenia, że gdzieś go już widziałam... Jak się okazuje, dopiero miałam widzieć...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top