Fin
Sebastianie,
Chciałbym powiedzieć, że jestem szczęśliwy, ponieważ przeżyłeś.
Chciałbym wyznać, że wiele dla mnie znaczysz.
Chciałbym po raz kolejny znaleźć się w Twoich ramionach, a także usłyszeć ten głęboki, melodyjny głos, którym wymawiasz moje imię z tych ładnie skrojonych, bladych ust.
Niestety.
Nie pamiętasz mnie.
Spotkaliśmy się po drugiej stronie tylko na chwilę. Był to zaledwie ułamek sekundy, w którym widziałem Twój uśmiech, ale nie ten szyderczy, czy też kpiący. Uśmiechnąłeś się szczerze, a twoje rysy nabrały łagodności, delikatności.
Byłeś piękny mimo, że skrajnie wyczerpany i nienaturalnie wychudzony. Twoja blada skóra przybrała ciemny, brudny odcień, a gnicie tego niegdyś wspaniałego, silnego ciała dało się wyczuć z odległości w jakiej się znajdowałem.
Bałem się, nie chciałem oglądać Twojego unicestwienia.
Nie wiedziałem gdzie Cię zabierze.
Nie próbowałem myśleć co się z Tobą stanie.
Całą moją uwagę, obraz pochłonąłeś Ty, jednym, słabym uśmiechem.
Nie wiem ile czasu minęło od Twojego zniknięcia z Nim, ale gdy ponownie wyłoniłeś się z ciemności byłeś kimś znajomym, ale pewne było to, że nie byłeś tym samym demonem, który aż do śmierci mnie szukał, nie. Stałeś się tym samym potworem, który przyszedł po zbłąkane, przestraszone dziecko. Osierocone, wykorzystane i żądne zemsty odpowiedziało na Twoje zaproszenie, ale Tobie nie chodziło o sprawiedliwość, czy też o tego małego człowieka.
Dusza.
Znów widziałem to wygłodniałe, obojętne spojrzenie. W imię wyższego dobra pozbawił Cię człowieczeństwa -czegoś co odróżniało Cię od reszty Twojego gatunku.
Widziałem koniec naszej znajomości zanim cokolwiek zrobiłeś.
Stałem kilka kroków przed Tobą i nawet na mnie nie spojrzałeś.
Spytałem Cię o Twoje imię.
Odpowiedziałeś zwięźle, prawie warknąłeś.
Ale to nie było Twoje imię, nie to którym Cię nazwałem.
Byłeś zdenerwowany, ale starałeś się zachowywać godnie, przecież On patrzył i nim całkowicie zniknąłeś posłałeś mi przepełnione odrazą spojrzenie.
Starałem się wytłumaczyć przed samym sobą, że odszedłeś. Żyjesz swoim życiem, którego nie dostałbyś po odebraniu mi duszy. Byłbyś bezsilny i niechętny do współpracy z własnym Tatą!
Nie martw się, znam szczegóły i wiem dlaczego taki jesteś.
Pozwól, że Ci wyjaśnię.
Byłeś pełen podziwu, że Twój Ojciec nie pozbawił mnie pamięci, ale On doskonale wie co robi. Zrozumiałem czemu nie uwolnił mnie od przeszłości.
Naraziłem Cię na definitywną śmierć, a także samego Władcę Piekła na utratę pierworodnego syna i przyszłego spadkobiercy tronu.
Moją karą będzie nieodwzajemnione uczucie, którego od tamtego dnia już nigdy nie zaznasz, ani nikogo nim nie obdarzysz.
Jestem bezsilny wobec jego władzy i mocy.
Ale wtedy jeszcze nie wiedziałem o Jego planie.
Mój pakt z Szatanem był wręcz za bardzo perfekcyjny, by ziścił się bez konsekwencji, a także wiecznego potępienia. Myślałem, że wygrałem los na loterii;
Ocalę Cię i razem powrócimy na Ziemię, by dopełnić nasze zobowiązania.
Co prawda żyjesz, ale bez połowy siebie.
Powróciłeś na Ziemię by żerować na słabszych istotach, a moje miejsce jest już tylko w TYM miejscu.
Jedyną niewyjaśnioną sprawą jest moja dusza.
Jestem duchem bez duszy?
Najwyraźniej tak, a może to ucieleśnienie świadomości?
Wydaje się być niematerialny, ale dusze nie są tak racjonalne i nie piszą listów!
Czymkolwiek jestem i cokolwiek dalej się ze mną stanie zależy od Niego, a w niedalekiej przyszłości również od Ciebie.
On nosi podobne rany do tych, które sam miałeś, ale jego są bardziej cuchnące i mniej rozległe za to głębsze.
Król powoli umiera.
Ta choroba postępuje szybko.
Słyszałem, że On cierpi dwa razy mocniej przez dwie różne od siebie relacje jakimi obdarzył Boga i Twoją nieżyjącą matkę.
Rozumiem, że chciał Cię przed tym uchronić. Nie jest potworem, a na jego miejscu postąpił bym tak samo.
Nie mogę wymagać od Ciebie, że przypomnisz sobie NASZĄ przeszłość. Nie chcę oglądać Twoich poczynań na Ziemi. Nie mam zamiaru obserwować Cię w roli lokaja, kucharza, sprzątacza czy innego przebierańca służącemu jakiemuś nadętemu dzieciakowi, ale On mnie zmusza.
Widzę Cię codziennie z miejsca, w którym się znajduje.
Nie mogę opuścić tego więzienia nawet na chwilę, co nie zmienia faktu, że odczuwam niewyobrażalny ból za każdym razem, gdy widzę Twoją niewzruszoną minę, albo gdy jest mi dane przypomnieć sobie Twój zapach. Wariuję, gdy inni Cię dotykają lub bezwstydnie szczerzą do Ciebie zęby z wdzięczności lub jakiś innych pobudek.
Świadomość mnie zabija.
Rozrywasz na kawałki moje myśli.
Z Twojego powodu nie chcę istnieć.
Niestety, zawsze będę tuż obok Ciebie.
Kochałem Cię, kocham i nie przestanę aż do naszego końca.
Mam nadzieję, że nigdy tego nie przeczytasz. Wydajesz się być szczęśliwszy bez uczucia, które połączyło nasze osoby, a ja nie mam o to żalu.
Sebastianie Michaelis uratowałem Cię, ale to z mojej winy trafiłeś TU w krytycznym stanie.
Przepraszam.
Na zawsze twój,
Ciel.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top