6 Strzał

-nie masz butów - zauważam, dopiero mi się przypomniało gdy zobaczyłam jej bose stopy

-no tak, nie mam na sobie nic z domu

-powinienem mieć jakieś w samochodzie, ale dopóki jesteśmy tu bezpieczni, dopóty tu zostaniemy, módl się o to byś nie musiała zakładać butów z auta

-masz dla siebie wodę i jedzenie siódemka?

-tak, a ty dla siebie?

-tak, podzielę się z Corą, na spokojnie starczy

-jeśli będą to dwa dni - mówi ruda, patrzę na nią z lekkim przerażeniem, nawet gdybym się z nią nie dzieliła, dwie butelki wody nie wystarczyłyby mi na dwa tygodnie, krakersy i trochę suszonych owoców tak samo, może jakoś wytrzymałabym tydzień ale nie ma mowy że więcej.

-dla ciebie - podaje jej jedną butelkę, dziewczyna dziękuje, upija kilka łyków, a ja robię to samo z swoją wodą, jednak bieg i to wszystko sprawiły że chce mi się pić.

-dwudziesta pierwsza - szepcze łysy chłopak siedząc na ziemi opierając plecy o kuchenkę, tak by być centralnie naprzeciw nas.

-44 godziny pierdolnika - odpowiadam. Nagle słyszmy jakieś rozmowy, ja odrazu na chwilę nieruchumieje, ale chłopak podnosi rękę i przyciska palec do swoich ust w porozumiewawczym geście byśmy były cicho.

-dokładnie pod nami jest czyjaś sypialnia, musimy być cicho - obie z dziewczyną kiwamy głowami że rozumiemy.

-szkoda mi tych dzieciaków - da się usłyszeć, nie każde słowo jest dobrze zrozumiałe ale mniej więcej da się załapać sens całej rozmowy.

-wiem, pamiętam jak ja się te kilkanaście lat temu stresowałem, nawet nic nie mów - chyba mąż tej pani

-dwójka już nie żyje - patrzę na Iana, albo dwie osoby, albo numer dwa, z tego co pamiętam numerem tym była ta 16 latka co by w sumie pasowało.

-a dziesiątkę już zgubili, teraz nastolatkowie są sprytniejsi, zobaczysz uda się dużej ilości przetrwać - na naszych twarzach maluje się nadzieja, oczy przepełnione są jednocześnie szczęściem i przerażeniem.
Nigdy nie zdążyło się żeby zgubili dziesięć osób w przeciągu czterech godzin, a nawet i dwunastu, jesteśmy rekordem, ale jednocześnie jest to znak że pewnie będziemy musieli wytrzymać dwa tygodnie, dużo osób się dobrze schowało. Pozwalam sobie zasnąć koło czwartej na trochę, ruda dziewczyna zasnęła już po północy, mając głowę na moich kolanach, cóż przydałaby się poduszka ale i tak materac dużo daje.
Budzi mnie lekkie szturchanie w bok, widzę ciemne oczy chłopaka i natychmiast zrywam się do siadu.

-co jest?

-jest siódma, oni przed chwilą wyszli do pracy, nie spałem całą noc, zmienisz mnie? - jasne, mówili coś jeszcze?

-mówili o tych którzy uciekli, mam dobre wieści, słyszałem twoje imię. Wyłapałem również Mateo, Cris, ruda dziewczynka więc pewnie to o naszej

-a ty?

-nie znali jeszcze imion wszystkich, ale sądząc że nie zgubili ciebie i piątkę to raczej mnie też

-dobra, idź spać - wstaję z miejsca, na szczęście młoda ułożyła głowę na materacu. Zajmuje miejsce chłopaka na zimnej ziemi i otwieram paczkę z daktylami, skubie małe kawałki owoców i słucham melodi granych przez katedry.
Zjadłam cztery daktyle i wypiłam łyk wody, tyle wystarczyło by zaspokoić mniej więcej głód. Dzwon bije dziewięć razy, liczę dokładnie na palcach chociaż godzinę wcześniej równie dokładnie u liczyłam osiem ale chce mieć pewność. Dziewczyna nareszcie się budzi, podaję jej paczkę z daktylami i zabiera dwa, uśmiecha się delikatnie po czym wpycha je po kolei do buzi.
Jesteśmy cicho by nie obudzić mężczyzny, ale gdy wybija jedenasta, postanawiam się do niego zbliżyć. Może cztery godziny snu to nie dużo ale sama spałam trzy.

-hej, siódemka wstawaj - trącam go w ramię, po chwili ogarnia co się dzieje i siada przecierając twarz dłońmi.

-miałem nadzieję że to tylko sen

-ja też siódemka - odpowiadam.

-Ian słyszał rano jak mówią że dziesięciu zgubili, mówili o rudej dziewczynie i słyszał moje imię więc jest dobrze - zaczynam po chwili ciszy, by ruda wiedziała też cokolwiek

-jak daliśmy radę ich zgubić to damy radę przetrwać racja? - uśmiecha się, kiwam głową że się zgadzam, a jej uśmiech się poszerza, spoglądam na chłopaka który mi się przypatruje, ma minę analizującą to wszystko, on wie że zapewne czekają nas dwa tygodnie, chyba że zabiją jakieś gromady naraz, wie też że nie chce smucić dziewczyny iż przetrwanie dwóch tygodni gdzie tyle osób na ciebie poluje nie jest łatwe.

-w grze zostało albo 29 albo 28 uczestników , nie wiem czy zginęły dwie osoby czy dwójka - zaczynam

-dwójka to ta 16 latka? - pyta Ian

-tak

-więc zostały 28 osób, słyszałem jak mówią że ta najmłodsza również jakoś uciekła, podobno przechytrzyła kamery wbiegając wprost w gęste krzaki, a że jest niska to ciężko było ją namierzyć, była o tym cała rozmowa, dowiedziałem się że ktoś chciał ją załatwić bo to łatwa zdobycz i zanim przeczesał z wspólnikiem całe te pole krzaków to ona mogła być już kilka kilometrów dalej

-daje jej to szanse

-tak, 28 uczestników, trzech siedzi tu czyli mamy 25 rywali

-dwóch chłopaków i najmłodsza tak? Oni uciekli prócz nas czyli 22 jest w akcji

-nadal dużo

-nie wiesz ile zginęło przez te kilka godzin - i pada strzał. Odrazu padam na ziemię, skulam się i próbuje o tym nie myśleć, wszystko jest dobrze prawda? Podnoszę głowę i dotykam swojego ciała, ale nigdzie nie wypływa ciepła ciecz, ani u moich kompanów

-to było z pół kilometra dalej

-nie tylko my zapuściliśmy się na skraj miasta

-jesteśmy tu bezpieczni

*****
Hejka, jeśli ktoś to czyta to zostawcie jakiś komentarz

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top