17.
1 czerwca 1999, 283 dni później
Promienie zachodzącego słońca odbijają się w tafli jeziora, wprowadzają romantyczny, tajemniczy nastrój.
Wiem
Domyślam się, czego mogę się spodziewać
Mam nadzieję, że się mylę.
Teo od dwóch dni dziwnie się zachowuje. Nerwowo, podejrzanie, nie podoba mi się to.
Patrzę na nasze złączone ręce, patrzę na jego zamyśloną twarz.
Jest przystojny, jest kochany, opiekuńczy.
Tego chciałam, chcę, tego szukam.
Prawda?
Prowadzi mnie na brzeg jeziora, zauważam rozłożony koc, kosz piknikowy, szyjkę butelki wina skrzatów.
Wie co lubię, wie czym mnie udobruchać, zna mnie bardzo dobrze.
Siadamy, bez słowa proponuje kieliszek, bez słowa go przyjmuję. Jedyną wdzięczność pokazuję uśmiechem, chłonę jego nerwowy nastrój.
Upijam łyk, cisza się przeciąga, nie wytrzymuję.
Sięgam do jego dłoni, zwracam na siebie uwagę.
- Teo, wszystko w porządku?
Patrzy mi w oczy, odwraca się w stronę jeziora, bierze głęboki wdech, znów łączy spojrzenia.
- Hermiono, ja... - waha się, miesza, chwilowa odwaga ulatuje z niego, jak powietrze z przebitego balona, moje serce bije coraz mocniej. Domyślam się. Chcę się mylić. - Nie jesteśmy ze sobą zbyt długo... wiem jednak, że cię kocham.
Bierze kolejny wdech, zbiera się w sobie, przybliża, obejmuje moją dłoń swoją własną.
Chcę zaprotestować, chcę powiedzieć, żeby zamilkł, nie mówił ani słowa więcej.
Boję się, jestem pełna obawy, moje serce bije mocno, panicznie
Wiem, że nie ma odwrotu.
Patrzę mu w oczy, widzę w nich światło, oddanie, niepewność.
Sięga wolną ręką do koszyka, wyciąga małe pudełeczko, jestem o krok od utraty przytomności.
Gdy widzę morganit, zdobiący srebrną obrączkę, moje obawy się potwierdzają.
Wiem skąd to dziwne zachowanie, nerwowość
Wiem skąd tajemniczość, pytania o wspólną przyszłość.
Jak mogłam się nie domyślić?
Jak mogłam zauważyć to dopiero dzisiaj?
A co by to zmieniło?
Ostatnie promienie słońca odbijają się w jego ciemnych oczach, gdy zadaje pytanie.
Pytanie, które niegdyś miałam nadzieję usłyszeć od kogoś innego.
Pytanie, na które kiedyś z pewnością bym czekała, a którego teraz się obawiam.
Pytanie, które...
- Czy mimo tak krótkiego stażu... - puszcza moją dłoń, łapie zagubiony kosmyk, z czułością zakłada mi za ucho. - Zrobisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?
Nie ma znaczenia, że wiedziałam co usłyszę
Nie ma znaczenia, że się tego spodziewałam.
Jest mi słabo, jest mi źle
niedobrze.
Patrzę w jego pełne nadziei oczy,
Wspominam jego miłość, oddanie, lojalność i opiekę.
Wspominam siebie z nim
Wspominam własne emocje, uczucia, chwile szczęścia, spokoju.
Nie wiem co powiedzieć.
Tego chciałam
Na to się zdecydowałam.
Tak ma być.
Dlaczego się waham?
Przywołuję w myślach twarz Draco, wypalam ją w sercu, chowam głęboko, żegnam się na zawsze. Nie było, nie ma i nie będzie dla nas nadziei.
Jestem z Teo. Chcę być z Teo.
Tak musi być. Tak będzie najlepiej.
Biorę głęboki wdech, usta ubieram w uśmiech, mam nadzieję, że łzy w moich oczach uzna za wzruszenie.
Kładę dłoń na jego twarzy, przełykam ślinę.
Jestem szczęśliwa, jestem smutna, jestem zdecydowana.
- Tak, Teo - szepczę. - Tak, zostanę twoją żoną.
Wypuszcza powietrze, z głośnym wydechem. Widzę, że się rozluźnia szczęśliwy, spełniony.
Wstaje z miejsca, łapie mnie w ramiona, kręci wokół siebie, obiecuje nigdy mnie nie opuścić.
Śmieję się, tłumię iskrę smutku.
Tak musi być.
*
30 czerwca 1999, dzień zero
- Kochanie, wszystko w porządku? - łagodny głos odrywa mnie od morza wspomnień. W samą porę, na czas, nim zacznę tonąć.
Odwracam się do Teodora, stoi w drzwiach przedziału, patrzy na mnie z uczuciem. Czuję ciepło w sercu, czuję pustkę, kiwam głową.
- Jesteśmy na miejscu?
Potwierdza, wyciąga rękę, pomaga mi wstać. Gdy nasze dłonie się łączą nie ma iskier, elektryczności. Nie ma namiętności, ognia. Jest ciepło, stabilizacja, bezpieczeństwo.
Wychodzimy na stację King's Cross, machamy innym uczniom, żegnamy się.
Ginny rzuca mi się na szyję, całuje, obiecuje odwiedzić mnie za dwa tygodnie w moim nowym domu. W Nott Residence.
Oddaję uścisk, odwracam się do Harry'ego i Pansy, zamieram.
Jest tam, parę stóp od nas. Stoi, patrzy, jego usta zdobi lekki uśmiech.
Zamieram, umieram, rozpadam się, rozsypuję.
Rozglądam się, panikuję, zaczynam szybciej oddychać.
Nie widziałam go pół roku. Sześć długich miesięcy, od kiedy z niego zrezygnowałam.
Sto osiemdziesiąt jeden dni, od kiedy złożył mi obietnicę.
Myślałam, że zapomniał.
Byłam pewna, że zapomniał, zrezygnował.
Sądziłam, że się uwolniłam
Zapomniałam
Ruszyłam dalej
Uciekłam.
Od jego zapachu, dotyku, ciepła, widoku jego twarzy.
Spadam.
Tonę.
Tracę oddech.
Robi parę kroków w przód, zbliża się do nas, Teo łapie mnie za dłoń. Trzyma mnie mocno, jest spięty, zdenerwowany, nie potrafię oddać uścisku, odwracam głowę.
- Granger... - głos Draco przebija się przez moją świadomość, dostaje się do krwiobiegu, zmierza wprost do mojego serca. Serca, które nigdy o nim nie zapomniało.
Nie odpowiadam, odwraca się do Teo, lustruje nasze złączone dłonie, na moment zatrzymuje się na pierścieniu, zdobiącym serdeczny palec mojej prawej ręki.
Widzę to spojrzenie, widzę jak zmienia się wyraz jego oczu.
Widzę wślizgujące się cierpienie, ból.
Mam ochotę zerwać pierścionek z ręki
Odciąć, razem z palcem
Pozbyć się go, spalić, ukryć przed jego spojrzeniem
Żeby nie widział, żeby nie cierpiał, żebyśmy mogli...
- Nott - mówi. Jeszcze dłuższą chwilę nie odrywa spojrzenia od mojej dłoni. Gdy patrzy na mojego narzeczonego, jest spokojny, opanowany... pusty. Mam ochotę wyć. - Widzę, że należą się gratulacje.
Teodor obejmuje mnie ramieniem, przyciąga do siebie, naznacza teren. Walczę ze sobą, by nie zrzucić jego ręki, nie odsunąć się.
Co ja robię?
Jest mi dobrze, jestem szczęśliwa, jestem bezpieczna.
Dlaczego moje serce wyje z żalu?
Zaczynam kwestionować własne decyzje
Zaczynam podważać uczucia.
Nie wiem, czy dobrze zrobiłam, przyjmując oświadczyny.
Wtedy byłam pewna
Wtedy myślałam, że mam wszystko ułożone, że nie będzie już przeszkód
Byłam pewna, że...
- Dziękujemy - odpowiada Teodor. Na jego usta wypływa wymuszony uśmiech, wciąż jest spięty, czujny. Obraca się do mnie, patrzy mi w twarz, łączy spojrzenia. - Niecały miesiąc temu zrobiła mi ten zaszczyt i zgodziła się zostać moją żoną.
Szczerość, łagodność w jego oczach łamią mi serce.
Odwracam się do Draco, przewierca mnie spojrzeniem, usidla siłą uczuć, emocji.
Tonę w jego oczach, widzę żal, widzę niepewność, widzę ból.
Przygląda mi się, szuka czegoś w mojej twarzy, oczach, postawie.
Zaciska dłonie w pięści, odwraca się do odejścia.
Nie wytrzymam dłużej.
- Draco... - moje ciało, moje usta, serce, wszystko działa wbrew mojej woli. Robię krok w przód, wyciągam rękę, szokuję wszystkich, nawet siebie.
Zamiera, obraca głowę, zerka na mnie przez ramię, czeka.
- Ja...
Odbiera mi głos. Nie wiem co powiedzieć. Nie wiem czego chciałam, jaki jest mój cel.
Czuję dłoń Teodora na ramieniu, odbiera mi resztkę pewności siebie, odbiera siłę, determinację, przypomina kim teraz jestem.
- Hermiono, daj spokój - mówi łagodnie, jednak słyszę w jego głosie napięcie, zawód. - Chodźmy do domu.
Draco po raz ostatni odwraca się w moją stronę, patrzy mi w oczy. Siła jego spojrzenia obraca moje serce w popiół.
Zanim odchodzi czuję, że już nigdy nie będę w stanie wziąć pełnego oddechu
Nim znika za rogiem rozumiem, że moje życie nie będzie już nigdy takie samo
Nim wiatr zabiera jego zapach wiem, że nigdy nie przestałam go kochać i prawdopodobnie nigdy nie przestanę.
*
https://youtu.be/K4zvL5gn8Eo
30 dni później
Żar leje się z nieba, nowo zakupione książki wyślizgują mi się z rąk. Myślę tylko o tym, by skończyć zakupy i wypić zimną lemoniadę. Nie skupiam uwagi gdzie idę, nie rozglądam się. Jestem zmęczona, jestem spocona, nie cierpię takiej pogody.
Że też nie mogłam poczekać, aż się ochłodzi...
Nie chciałam
Nie potrafiłam
Nie byłam w stanie znieść dziwnej atmosfery, która towarzyszy mi i Teodorowi od zakończenia Hogwartu.
Nie wiem o co chodzi
Nie mam pojęcia...
Rozumiem to bardzo dobrze.
Wzdycham z frustracją, potykam się na nierówności chodnika.
Lecę twarzą w dół, szykuję się na siniaki, łapią mnie silne ramiona.
Wiem kto mnie uratował, zanim jeszcze podnoszę głowę.
Czuję to każdym skrawkiem mojego ciała
Czuję zapach
Czuję dotyk
Tak znajomy, tak utęskniony
Moje serce bije jak szalone.
- D-draco? - W mojej głowie pojawia się scena sprzed ponad roku, przeżywam deja vu. Znów spotykamy się przypadkiem, znów na Pokątnej, znów niosę książki...
Pomaga mi wstać, odgarnia włosy z twarzy, opamiętuje się odchodzi na krok, żal wkrada się w moje serce.
Poprawiam książki w ramionach, nie wiem gdzie podziać oczy... zupełnie jak wtedy.
- Śledzisz mnie? - pytam wreszcie, gdy nie odzywa się ani słowem. Rozbiera mnie wzrokiem, chłonie, podziwia. Czuję mrowienie w rękach, brzuchu, sercu, rumieniec ogrzewa moje policzki. Co robić?
Uśmiecha się, miękną mi nogi.
Przekrzywia głowę, zaraz zemdleję.
- Nie - mówi. - Wybrałem się na zakupy, bo brakuje mi kilku składników do domowej apteczki - tężeje, rozgląda się. - Gdzie masz Notta?
- Jestem sama - odpowiadam szybko, zbyt szybko, zbyt emocjonalnie.
Unosi brew do góry, jego uśmiech się poszerza, zasycha mi w ustach.
Podchodzi bliżej, patrzy mi w oczy, nie mogę się ruszyć.
- Masz coś jeszcze do załatwienia?
Mam.
- Nie - chrypią moje usta. Przełykam ślinę, odchrząkuję, jego uśmiech staje się jeszcze szerszy.
Znów przekrzywia głowę, odbiera mi książki z rąk.
- Co powiesz na drinka? - pyta. - Nie widzieliśmy się pół roku - przenosi spojrzenie na moją prawą dłoń, jego uśmiech przygasa. - Sporo się wydarzyło...
- Draco...
Nie mogę
Nie pójdę
To się źle skończy.
Patrzę w jego oczy, dawno uśpione motyle w brzuchu budzą się do życia.
- Chętnie - mówię, moje serce robi fikołka na widok figlarnego uśmiechu, którego nie widziałam już tyle czasu.
*
2 godziny później
Dłoń przy dłoni, puste szklanki na stole. Dwa, trzy, cztery drinki... później tracę rachubę.
Tracę poczucie czasoprzestrzeni
Tracę samokontrolę.
Nie powinnam tyle pić, nie powinnam się rozluźniać w jego obecności, a jednak śmieję się głośno z opowiedzianego żartu, oderwane skrawki mojej duszy wracają na miejsce.
Serce bije radosne, spokojne.
Tu należę, tu powinnam być,
A jednak nie jestem
Nie mogę.
Przenoszę spojrzenie na morganit zdobiący pierścień - kamień szlachetny Nottów. Obracam obrączkę palcami, uśmiech znika z mojej twarzy, serce ściska żal, niepokój.
- Chcesz tego? - pyta mnie łagodnie. Widzi co się ze mną dzieje, widzi moją niepewność.
Unoszę głowę, patrzę mu w oczy. Widzę w nich napięcie i wiem, że walczył z tym pytaniem od kiedy mnie zobaczył.
Niszczyło go od środka, spalało wnętrzności.
Przygryzam wargę, przysuwa się bliżej.
Jego zapach wypełnia całą przestrzeń wokół mnie, budzi wspomnienia, rozbudza zmysły, moje serce wariuje.
- Jesteś szczęśliwa?
Przymykam powieki, nie jestem w stanie odpowiedzieć. W gardle mam ogromną kluchę, której nie było tam już bardzo długi czas.
Przełykam ślinę, biorę wdech, który tylko pogarsza sprawę.
Kawa i mięta, tak jak pamiętam... za tym tęsknię cały ten czas, choć wydawało mi się, że jest inaczej.
Odchrząkuję.
- Tak...
Mój głos jest słaby, niepewny, widzi to, słyszy, czuje.
- Kłamiesz.
Odwracam się. Jeszcze chwila, a nie zapanuję nad sobą. Nie mogę na to pozwolić. Jestem w związku, jestem zaręczona, taką drogę wybrałam.
Czuję dłoń na ramieniu, dotyk na policzku, palce czule odgarniające włosy z mojej twarzy.
- Granger - szepcze. Umieram, spadam, kruszę się, mój mur upada. - Hermiono, spójrz na mnie.
Nie mogę
Nie chcę
Kręcę głową
Walczę
Przegrywam.
Tonę w jego pięknych, pięknych oczach.
Jego spojrzenie jest światem
Jego dotyk domem
Jego zapach życiem.
Co ja robię?
Nie zdejmuje dłoni z mojego policzka, nie odrywa spojrzenia od moich oczu
Jestem tobą, tak jak ty jesteś mną
Jego słowa sprzed pół roku pojawiają się w mojej głowie, odbierają dech, ustawiają wszystko na swoim miejscu.
A jednak podjęłam inną decyzję.
Przybliża się, jego usta dotykają moich ust. Nie potrafię się odsunąć
Nie potrafię uciec
Muszę uciec
Nie chcę.
Oddaję pocałunek, delikatny, jak tchnienie wiatru, chce mi się płakać.
W mojej głowie pojawia się Teo, z ust wydobywa się jęk. Wyrzuty sumienia palą mnie od środka.
Jestem złym człowiekiem. Niedobrą narzeczoną. Koszmarną kobietą.
Kręcę głową, odsuwam się.
- Draco, nie mogę - mój głos jest płaczliwy, drżący. Muszę wziąć się w garść. - Jestem zaręczona...
Opuszcza głowę, odsuwa się, nasze nogi wciąż są złączone, jego zapach wciąż krąży w powietrzu.
Mimo moich słów zauważam zadowolenie, malujące się na jego twarzy.
Milczy chwilę, przygląda mi się, analizuje.
- Wciąż mnie kochasz.
Wszystko znika jest tylko on, moje serce bije w zwolnionym tempie.
Puk
puk
puk
Sekunda
Dwie
Trzy
Jak się oddycha?
Wpatruję się w niego szeroko otwartymi oczami, nie zaprzeczam, nie potwierdzam, nie wiem co powiedzieć.
Jestem zażenowana, jestem zła, czuję się poniżona.
Zrywam się z miejsca, w jego oczach pojawia się panika.
- Zaczekaj! - wstaje tuż za mną, łapie za dłoń, wyrywam ją. - Nie chciałem cię urazić, ja...
Kręcę głową, nie pozwalam mu skończyć. Alkohol krążący w moich żyłach, emocje pompujące krew... wiem, że jeśli zostanę, zrobię coś naprawdę złego, coś niewybaczalnego.
- Nie mogę, Draco - szepczę. Chcę dotknąć jego twarzy, wyciągam dłoń, rezygnuję. Strach w jego oczach burzy wszystkie tamy. Muszę uciec, muszę zniknąć.
Pozwalam sobie na jeden, pojedynczy, ostatni dotyk. Opuszkami muskam jego policzek, znikam za drzwiami.
Jestem rozbita
Zła
Niezdecydowana.
Mój ułożony świat ponownie lega w gruzach.
*
https://youtu.be/CL4l-KK6JbI
55 dni później
- Wszystko w porządku? - słowa Teo wyłaniają mnie z krainy myśli, niespełnionych marzeń. Uświadamiam sobie, że już dłuższy czas patrzę w przestrzeń, bawię się pierścionkiem. Otwarta książka zaczęła zsuwać się z moich kolan, jeszcze chwila i niechybnie spotkałaby się z ziemną.
Unoszę głowę, patrzę na jego ciemne oczy, przystojną twarz.
Wspominam dobro, przywołuję opiekę, którą mnie otoczył.
Tego chciałam.
Sądziłam, że to mi wystarczy.
- Tak - odpowiadam. Odsuwam koc, kładę stopy na podłodze. - Zamyśliłam się. Co słychać?
Przygląda mi się jeszcze chwilę, jestem pewna, że widzi co się ze mną dzieje.
Jest silny, wyrozumiały... boi się.
Boi się spytać, boi się drążyć.
Boi się tego, co może usłyszeć.
Boję się, jakby zareagował.
W końcu kiwa głową, siada tuż obok, kładzie moje nogi na swoje. Jak w Hogwarcie. Jak zawsze, gdy spędzaliśmy czas razem.
Obracam się do niego przodem, moje serce drży z przywiązania, wdzięczności do tego dobrego chłopaka.
Kładzie głowę na oparciu, wygląda na zmęczonego. Zbieram dłonią zagubione kosmyki, zsuwam mu z czoła.
- Chciałem porozmawiać o ślubie - moja dłoń zamiera między nami, serce zaczyna bić szybciej. Nie jestem gotowa na taką rozmowę, spinam się. - Pomyślałem, że moglibyśmy zorganizować coś jesienią. Sądzę, że będzie wystarczająco czasu, żeby...
- Teo - przerywam mu. - Nie wiem, czy jestem gotowa. Ja...
Patrzy na mnie, jego spojrzenie traci wyraz, twarz tężeje. Zaciska zęby, odwraca się.
- Chodzi o niego, prawda?
Zaczyna szumieć mi w uszach, słyszę wszystko jak przez grube szkło. Serce próbuje wyrwać się z mojej piersi, bije tak mocno, że aż boli.
- Słucham...?
- Chodzi o niego - odwraca się do mnie, nie poznaję go. Nie poznaję tej wykrzywionej złością twarzy. - Chodzi o Malfoy'a, tak?
Przygryzam wargę. Nie jestem w stanie potwierdzić, nie potrafię zaprzeczyć. Nie odzywam się, brakuje mi słów.
Zrywa się gwałtownie z miejsca, moje nogi opadają boleśnie na ziemię. Nie mam odwagi wydobyć z siebie dźwięku.
Jest zły, wytrącony z równowagi, krąży po pokoju tam i z powrotem.
- Sądziłem, że udało ci się o nim zapomnieć, myślałem, że cię wyleczyłem, że zdołałaś mnie pokochać... - przystaje, patrzy na mnie. - Dlaczego w ogóle przyjęłaś moje oświadczyny? Dlaczego zgodziłaś się zostać moją żoną?
Jedyne na co mnie stać to kręcenie głową.
Prawo lewo
prawo lewo
prawo lewo
Brak mi odwagi, brak mi słów, nie wiem co powiedzieć, jak się wytłumaczyć, jak załagodzić.
Nie zasłużył na to.
Wstaję z miejsca, wyciągam do niego rękę, w moich oczach formują się łzy.
- Teo...
- Wiedziałem, że wszystko przepadło, jak tylko zobaczyłem go na stacji - ignoruje mnie, jakbym nigdy się nie odezwała. Przeczesuje dłonią włosy, rozkłada ręce. - Przegrałem. Nie ma znaczenia co zrobiłem, zrobię lub powiem. Przegrałem.
Zamieram w pół kroku, moja ręka bezwiednie opada do boku.
Nie jestem pewna czy dobrze rozumiem jego słowa.
Na pewno się mylę
Muszę wiedzieć.
Moje serce wali, boleśnie obija się o żebra, mam mroczki przed oczami.
- Co masz na myśli, że przegrałeś? - pytam ostrożnie, mój głos drży.
Zamiera, jego oczy się rozszerzają, zdaje sobie sprawę, że powiedział za dużo, mam wrażenie, że zaraz zemdleję.
Uśpiony potwór w mojej piersi mruczy, budzi się do życia, pompuje w moje żyły złość, ból, niezrozumienie.
Zaciskam pięści, wymijam go, zmuszam, by spojrzał mi w oczy.
- Co. masz. na. myśli. - mój głos jest stanowczy, pewny, całkowicie nie współgrający z tym, co czuję.
Łagodnieje, miesza się, odwraca wzrok. Czuję łzy formujące się pod moimi powiekami.
- Hermiono, ja...
- Po prostu to powiedz, Teo - mówię. Bez emocji, bez życia, w środku wyję z bólu. - Założyłeś się, tak? Znów byłam zakładem?
Zagryza wargę, opuszcza głowę, nie wierzę.
Nie wierzę, że drugi raz dałam się złapać na to samo
Nie wierzę, że można być tak głupim, tak naiwnym!
Takie rzeczy się nie dzieją, nie w prawdziwym życiu
To niemożliwe
Nie nie nie...
Łapię się za głowę, natłok myśli, emocji, złości, niszczy mnie od środka. Odsuwam się od niego na krok, dwa, wyciąga do mnie rękę, kręcę głową.
- Hermiono... - w jego głosie słychać rozpacz. Bierze głęboki wdech. - Nie byłaś zakładem... przynajmniej nie w taki sposób, jaki to rozumiesz.
Nie rozumiem co do mnie mówi
Słyszę, ale nie dociera do mnie sens.
Prycham.
- Zdecyduj się na jedną wersję wydarzeń, Nott, dobrze ci radzę.
Mam ochotę przywalić. Jemu, sobie, wszystkim, których znam. Chcę się wyżyć, wyładować. Nie wierzę, że mnie to spotyka.
- Wysłuchasz mnie? - przyglądam mu się chwilę, zastanawiam, analizuję.
Chcę powiedzieć nie, ale część mnie chce wiedzieć.
Chce dać się zniszczyć jeszcze bardziej.
Kiwam głową, zakładam ręce na piersi.
Wskazuje dłonią kanapę, zostaję w miejscu, wzdycha ze zrezygnowaniem.
- Nie założyłem się z nikim - mówi, głupieję jeszcze bardziej. - Chodzi bardziej o... o rywalizację, która jest między mną, a Malfoyem od najmłodszych lat. Zawsze był lepszy. Miał lepsze ubrania, oceny, kobiety. Choć raz mogłem mieć coś, czego on pragnie, a mieć nie może, ja...
Nie mogę tego słuchać.
- Uznałeś więc, że związek ze mną pomoże ci udowodnić swoją wyższość? - pytam, ton mojego głosu rośnie z każdym kolejnym słowem. - Uważasz, że jestem zabawką, bronią, którą możesz wykorzystać przeciwko Malfoyowi? - Jestem wściekła, zła, rozgoryczona. Czy każdy facet w moim życiu musi okazywać się ostatnim dupkiem?
Kręci głową, w jego oczach widać desperację.
- Nie! - mówi, miesza się. - To znaczy... początkowo tak, tak było, przyznaję. Ale w trakcie...
- W trakcie mnie pokochałeś - ironizuję. Wyrzucam ręce w górę, przewracam oczami, odwracam się od niego. - Skąd ja to znam...
Milczy. Cisza towarzyszy nam dłuższą chwilę, przeciąga się, ciąży.
- Taka jest prawda... pokochałem cię - mówi cicho. - Chcę z tobą być, po prostu, nie dlatego, żeby z nim wygrać, ja...
- Więc dlaczego o tym wspomniałeś, co? - pytam. Jego gadka zupełnie mnie nie przekonuje. Moje serce pulsuje bólem, nie pozwolę znów traktować się jak zabawkę.
- Ja...
Nagle rozumiem, opuszczam ręce, jestem w szoku.
- Chciałeś mnie zranić, prawda? - pytam cicho. - Dlatego o tym wspomniałeś... Cierpisz, więc chciałeś, bym cierpiała i ja... mam rację?
Widzę po jego oczach, że trafiłam w samo sedno. Odkryłam prawdę stojącą za jego działaniem, słowami.
Rozumiem go i nie rozumiem.
Sama chciałam odegrać się na Draco, zranić go, pogrążyć tak, jak on pogrążył mnie...
Jednak nie potrafiłam.
Chyba.
Patrzymy na siebie, cisza znów się przedłuża. Widzę w jego spojrzeniu, że wie.
Wie, że moje serce należy do innego
Wie, że nigdy nie będę jego, choćby nie wiem jak się starał
Choćbym nie wiem jak chciała.
Biorę głęboki wdech, wreszcie podejmuję decyzje zgodnie z sumieniem, potwierdzam pewnym biciem serca.
Sięgam do pierścionka, zsuwam go z palca, w jego oczach widzę ból.
Boli również i mnie. Boli czas spędzony razem, boli, że go ranię.
Nie mogę inaczej.
Jeśli zostanę, zranię go jeszcze bardziej.
Trzymam pierścionek między palcami, bawię się, obserwuję odbijające się w kamieniu światło.
Biorę kolejny wdech, krokiem w przód przypieczętowuję własną decyzję.
Wyciągam przed siebie pierścionek, obietnicę małżeństwa- przyjmuje go bez słowa.
- Tak będzie lepiej, Teo - mówię cicho, z bólem. Mimo wszystko zdążyłam go pokochać... w jakiś sposób. Byłam szczęśliwa, bezpieczna, jednak nie zapełnił dziury w moim sercu.
Podchodzę do niego, wspinam się na palce, składam na policzku pocałunek. Przymyka powieki, łapie mnie za ramiona, powstrzymuje nim jestem w stanie uciec.
- Jesteś pewna? - pyta, jego głos drży. - Jeszcze może nam się udać.
Kręcę głową, moje serce już podjęło decyzję.
- Nie uda się, Teo - mówię. Mój głos jest łagodny, spokojny, kojący. Przykładam dłoń do jego twarzy, intuicyjnie staram się załagodzić ból pożegnania. - Nie mogę być w związku zbudowanym na złych pobudkach. To nie tak powinno wyglądać...
Zamiera zamyślony, dociera do niego dwuznaczność mojej wypowiedzi. Widzę w jego oczach wahanie, zastanawia się czy drążyć, dopytywać, czy odpuścić.
W końcu rezygnuje, w jego oczach błyska złość.
- Idziesz do niego, prawda?
Odsuwam się, zaciskam dłonie w pięści.
- Nie... nie wiem, Teo - mówię zgodnie z prawdą. - Nie wiem co zrobię, ale na pewno nie pójdę do nikogo. Nie teraz. Muszę się zastanowić, przemyśleć parę spraw, poukładać w głowie...
Przygląda mi się jeszcze chwilę, wygląda jakby chciał coś powiedzieć, poddaje się. Rezygnuje. Widzę po jego oczach, że stracił wolę walki, stracił mnie...
O ile kiedykolwiek naprawdę mnie miał.
- Wybacz, Teo.
Gdy znikam za drzwiami czuję, że z mojej piersi znika ogromny ciężar
Gdy zbiegam po schodach wiem, że wreszcie mogę wziąć pełny oddech
Mogę zacząć żyć.
Wychodzę przed bramę, obracam się wokół własnej osi wdzięczna, że rozumie, że nie próbuje mnie zatrzymać.
*~*~*
Ostatni rozdział... czeka nas już tylko epilog. Chciałabym dodać go dziś wieczorem, ale zobaczymy jaka będzie responsywność na ten wpis :)
Jeśli chodzi o treść - czuję się naprawdę okropnie, że po raz kolejny to Teodor jest poszkodowany. Po raz kolejny beznadziejnie się zakochał i skończył ze złamanym sercem.
Jest mi go ogromnie żal... ale nie potrafiłam zostawić ich razem. Mam wrażenie, że wtedy skrzywdziłabym go jeszcze bardziej, jako autorka. Nie sądzę, aby był szczęśliwy z kobietą, która nie kocha go szczerze.
Dajcie znać co sądzicie, jakie są Wasze przemyślenia, emocje. Nie zapomnijcie też o gwiazdkach! :)
Buziaki i do napisania przy epilogu <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top