12.
63 dni później
Nie widzę, nie słyszę, nie czuję… nie istnieję. Nie wiem już kim jestem, nie wiem co mam myśleć.
Nie potrafię myśleć.
Mój umysł jest jedną wielką czarną dziurą, serce jednym ogromnym bólem.
Rozpacz, Nienawiść, Bezradność - trzy najlepsze przyjaciółki, w końcu się spotkały i teraz sieją zamęt w moim wnętrzu.
Nie mogę.
Nie wytrzymam.
Zwijam się w kłębek, zaciskam mocniej powieki, dłoń zwijam w pięść, przyciskam do klatki piersiowej.
Jakim cudem czuję bicie serca, skoro już dawno go nie mam?
Zginęło, przepadło. Tyle razy było już łamane, że ostatni incydent wprost obrócił je w pył.
A jednak czuję jego napędzane rozpaczą uderzenia. Czuję z jaką siłą pompuje ból w moje żyły. Nienawidzę go.
Rozkładam dłoń, szarpię za bluzkę, próbuję dostać się do irytującego organu, wyrwać go z piersi.
Czy wtedy przestanę czuć? Czy przestanie boleć?
Czuję, że tracę grunt pod nogami.
Jak długo jeszcze będę musiała to znosić?
Czuję, że dawno zapomniane bagno pokrywa moje stopy, ciągnie niżej. Kolana, uda, brzuch…
Czy kiedykolwiek będzie lepiej?
Błotnista maź beznadziei dotyka moich warg, zalewa nos, odbiera oddech.
Czy tak wygląda koniec?
Wymęczona, mokra od łez, odpływam w niebyt.
*
66 dni później
Idę korytarzem, spojrzenia nie opuszczają mnie na krok.
Zaciekawione, pogardliwe, prześmiewcze, pełne współczucia. Wiedzą, co się wydarzyło, każdy wie.
Zaciskam dłoń na pasku torby, opuszczam głowę, przyspieszam.
Jest dokładnie tak samo, jak po kłótni z Ginevrą…
Nie, jest gorzej.
Wtedy miałam osobę, na którą mogłam liczyć. Miałam swoją opokę, kotwicę, która trzymała mnie w miejscu, nie pozwalała porwać nurtowi nienawiści. Teraz jestem sama.
Bez rodziny
Bez przyjaciół
Bez miłości
Bez serca
Jestem nikim. Pustą skorupą, wypraną z uczuć.
Nieposłuszny umysł zaczyna przywoływać niechciane, bolesne wspomnienia.
Minęło pięć dni. Minęły lata świetlne.
Wciąż czuję ból, wciąż pali mnie upokorzenie. Tym razem jestem bezbronna pod ostrzałem spojrzeń, nie potrafię ich odeprzeć, nie potrafię sobie poradzić.
W oczach zbierają się niechciane łzy, szybki krok zmienia się w bieg. W ostatniej chwili wpadam do łazienki, za nic mam obecność dziewczynek z pierwszego roku.
Otwieram kabinę, zamykam się w środku. Chcę płakać, chcę krzyczeć, chcę stąd zniknąć i już nigdy nie wrócić.
W przypływie bezsilnej złości rzucam torbą, zwijam dłonie w pięści, wargę przygryzam do krwi.
Ból fizyczny przynosi otrzeźwienie. Otrzeźwienie przynosi zmęczenie.
Jestem otumaniona, bezsilnie osuwam się po ściance kabiny, chowam głowę w dłoniach.
Co się ze mną stało?
Gdzie jest ta pewna siebie dziewczyna?
Nie istnieje. Nie żyje. Zniknęła na zawsze wraz z ostatnim skrawkiem złamanego serca.
- Ee… wszystko w porządku? - słyszę głos, w którym rozpoznaję Ginny. Gwałtownie unoszę głowę, ból w klatce piersiowej się wzmaga.
Ocieram mokre policzki, sięgam po torbę, otwieram drzwi. Na mój widok dziewczyna zamiera, ręce założone na piersi opadają luźno po bokach.
Widzę, że nie wie co powiedzieć. Widzę, że nie wie jak się zachować.
Czuję pomruk złości, która na nowo zaczyna wkradać się do mojego serca.
- Jesteś zadowolona? - pytam. Zjadliwość w moim głosie, szokuje nawet mnie samą. Ginny unosi brwi do góry.
- O co ci chodzi? - odpowiada pytaniem na pytanie. Spodziewam się szyderstwa, a otrzymuję uprzejme pytanie. Ledwo skrywana troska w jej głosie tylko jeszcze bardziej nakręca moją wściekłość. Wychodzę z kabiny, trzaskam drzwiami. Nie obchodzi mnie, że zachowuję się jak rozwydrzony bachor.
Zbyt długo siedziałam cicho. Zbyt długo cierpiałam w milczeniu. Zbyt długo tęskniłam. Zbyt długo…
- Stało się tak jak mówiłaś - mówię drżącym głosem, którego ton rośnie z każdym kolejnym słowem. - Zrobił to. Wykorzystał mnie, zabawił się moim kosztem. Jestem głupią, naiwną gęsią.
Teraz drżę już cała, zaciskam pięści, z moich oczu znów zaczynają lecieć łzy. Dziewczyny, które chciały skorzystać z toalety rezygnują i taktownie wycofują się na korytarz.
W innej sytuacji uznałabym minę Ginevry za zabawną, jednak teraz… cóż, mam ochotę jej przyłożyć. Za wszystko i za nic. Za to, że mnie zostawiła. Za to, że miała rację. Za to, że byłam taka głupia!
- Hermiono, ja…
Robi krok w przód, cofam się.
- Miałaś rację, okej?! - krzyczę. Nie panuję nad łzami. Nie panuję nad sercem. Nie panuję nad sobą. Nienawidzę się za to. - Miałaś rację, więc mam nadzieję, że jesteś zadowolona!
Ewidentnie chce coś powiedzieć, ale ja z pewnością nie chcę tego słuchać.
Bez żadnego więcej słowa mijam ją i wychodzę na korytarz. Mam gdzieś to, że patrzą. Mam gdzieś, że gadają.
Mijam ślizgonów, ktoś woła moje imię. Nie mam odwagi spojrzeć w ich stronę, uciekam jak najzwyklejszy tchórz.
Nie mam siły na konfrontację.
W ten dzień znów rezygnuję z obiadu i kolacji. Zamykam się w dormitorium, zwijam w kłębek otoczona przez wciąż unoszący się, delikatny zapach ukochanego mężczyzny.
*
70 dni później
Stoję pod ścianą, torba z książkami ciężko opiera się o moje nogi. Trzymam w dłoniach podręcznik do Obrony przed Czarną Magią, co parę sekund przewracam kartkę. Udaję, że czytam. Udaję skupienie. Udaję, że nie ruszają mnie niewybredne komentarze. Udaję, że nie widzę ukradkowych spojrzeń Ginny stojącej po jednej stronie i jawnych Malfoy’a po drugiej.
Przywołuje mnie, prosi o uwagę prosi, żebym spojrzała.
Nie mogę, nie chcę.
Przymykam powieki, powoli unoszę głowę.
Jak mogę być tak słaba?
Łapie moje spojrzenie, jedyne co słyszę to szum krwi w uszach i bicie własnego serca.
Odbija się od ściany, nie spuszcza ze mnie wzroku, przestaję oddychać.
Chcę się schować, chcę uciec. Po co, głupia, patrzyłam w tamtą stronę?
Trzęsą mi się nogi, trzęsą mi się ręce, dłużej nie wytrzymam.
Jak zbawienie witam pojawienie się nauczyciela, wbiegam do klasy tuż za nim.
Znów zachowuję się jak tchórz. Jestem tchórzem. Zajmuję stałe miejsce, mam mroczki przed oczami.
Jak przez mgłę rejestruję, że Ginny siada obok mnie, nieco bliżej niż zwykle.
Przez całą lekcję czuję na plecach moc jego spojrzenia. Wwierca się, wbija z mocą niewidzialnych igieł, które torują sobie drogę do strzępków mojego serca.
Nie chcę się odwrócić.
Chcę się odwrócić.
Zaciskam pięści i gapię się w tablicę przez pełną godzinę. Nawet nie wiem czego dotyczyła lekcja.
*
74 dni później
Pukanie do drzwi rozprasza moją uwagę. Od godziny usilnie próbuję przeczytać rozdział na następną lekcję Historii Magii. Od godziny sromotnie przegrywam.
Nie potrafię się skupić. Nie potrafię przeczytać ani jednego zdania!
Wzdycham głośno, z trzaskiem zamykam książkę, odwracam w stronę drzwi. Zastanawiam się kto to może być, zastanawiam czy odpowiadać.
W mojej głowie pojawia się twarz, którą tak bardzo chcę, a zarazem nie chcę oglądać.
Kręcę głową, podnoszę się z miejsca. Szybkim spojrzeniem omiatam pokój, uświadamiam sobie, że nic mnie nie obchodzi bałagan, który tu panuje.
Podchodzę do drzwi, uchylam, zamieram na widok stojącej na korytarzu Ginny.
- Co tu robisz? - pytam. Poszerzam wejście tak, by mogła zobaczyć moją twarz.
- Przyniosłam ci obiad - unosi do góry pudełko, którego wcześniej nie zauważyłam. - Mogę wejść?
Nie odpowiadam.
Przyglądam się jej twarzy, lustruję oczy, analizuję postawę.
Szukam fałszu, złości, niechęci.
Szukam czegokolwiek, co prezentowała przy ostatniej kłótni.
Nie znajduję.
Postawa prezentuje niepewność, twarz smutek, oczy nadzieję. Bez słowa odsuwam się na bok, wpuszczam ją do środka.
Wchodzi, dostrzegam wahanie na jej twarzy, gdy widzi w jakim stanie jest mój zawsze uporządkowany pokój. Nie dziwię się jej.
Dużo się zmieniło. Moje życie, przyjaźnie. Zmieniłam się ja.
Zgarniam piżamę z łóżka, zapraszam gestem, by usiadła. Wypakowuje jedzenie, cisza między nami się wydłuża. Jest ciężka, pełna napięcia, mam wrażenie, że za chwilę się zapętli i eksploduje.
Pocieram kark w zakłopotaniu. Już dawno chciałam z nią porozmawiać, już dawno chciałam…
- Przepraszam - mówi, czym kompletnie mnie zaskakuje. Unoszę gwałtownie głowę, moje serce zaczyna szybciej bić.
- Słucham?
Miesza się, odwraca wzrok, zaczyna pocierać ręce, jak zawsze, gdy się zdenerwuje.
- Przepraszam za wszystko, co wtedy powiedziałam - mówi. - Martwiłam się i chciałam dobrze, a zachowałam się jak suka. Nie tak miało to wyglądać…
Słyszę jej słowa, ale ich treść do mnie nie dociera. Wciąż nie patrzy w moją stronę, więc nie jestem w stanie ocenić jej twarzy, jednak napięcie całego ciała sugeruje szczerość.
Nie odzywam się dłuższą chwilę, więc w końcu na mnie patrzy. Łączy nasze spojrzenia, znów widzę nadzieję w jej brązowych oczach.
Świadomość tego, jak bardzo za nią tęskniłam, zdaje się zapierać mi dech.
- Wybaczysz mi?
Kręcę głową, zaciska usta, wzdycham, moje ramiona opadają.
- Ginny… jak mówiłam, miałaś rację - mój głos jest pełen rezygnacji. - Byłam głupią, naiwną gęsią…
- Przestań to w końcu powtarzać! - protestuje. Wstaje, podchodzi do mnie, łapie za ramiona, podciąga, żebym wstała. - Jesteś Hermioną Granger, moją najlepszą przyjaciółką. Zamieram, mam wrażenie, że naprawdę straciłam umiejętność oddychania. Moje serce na sekundę przestaje bić, by po chwili ruszyć z niezwykłą mocą.
- Nie miałam prawa mówić o tobie tych wszystkich rzeczy, a już na pewno nie na środku korytarza. Tak nie zachowują się przyjaciele!
Kręcę głową, w moim gardle pojawiła się gula, której nie umiem połknąć, nie ważne jak bardzo próbuję.
- Ginny…
Sądziłam, że stałam się skałą. Sądziłam, że poradziłam sobie z problemem na tyle, by móc żyć, nie przejmować się, zacząć powoli zapominać.
Jak bardzo się myliłam!
Jej słowa, skrucha, nadzieja i determinacja burzą wątłą tamę, którą dałam radę postawić. Wszystkie emocje, wydarzenia, uczucia ostatnich tygodni wracają do mnie ze zdwojoną siłą. Nie potrafię powstrzymać łez, drżenia. Robi mi się ciemno przed oczami, osuwam się na kolana, nie pozwala mi. Łapie mnie w połowie i z siłą, której w życiu nie podejrzewałam, pomaga dojść do łóżka.
Przypominam sobie, jak po naszej kłótni rozpaczałam pod prysznicem i z pomocą przyszedł mi Draco. Jak wielką ironią jest to, że Ginny koi moją rozpacz po rozstaniu z Nim?
*~*~*
W końcu jest! :) przepraszam, że musieliscie tyle czekać, jednak miałam naprawdę bardzo duży problem z weną. Wydawało mi się, że nie dam rady utrzymać dłużej poziomu tego opowiadania... Cóż, mam nadzieję, że się myliłam, ale ocenę zostwiam Wam :)
Jeśli coś się nie zgrywa edytorsko, to poprawię, jak tylko będę miała dostęp do komputera.
Pozdrawiam, całuję, czekam na gwiazdki i komentarze!❤️
Lady_M.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top