Dodatek - Kac Seul: część II


*^*^*

Taehyung rozkoszował się kąpielą błotną w towarzystwie przyjaciół podczas własnego wieczoru kawalerskiego, który zorganizował w willi rodziców, kiedy jego telefon zadzwonił po raz pierwszy. Na początku starał się to zignorować i cieszyć muzyką klasyczną, popijając szampana o wartości przeciętnego samochodu w Polsce, ale ktoś usilnie próbował się z nim skontaktować. Gdy wibracje i dźwięk Boss bitch co minutę przerywały jego dyskusję z Seokjinem i Tzuyu na temat projektu luksusowego, spersonalizowanego fotela do nowego kombajnu jego przyszłego męża, stwierdził, że tego już za wiele. Na wpół wściekły, na wpół zrezygnowany, odebrał telefon.

— Czego? — zapytał, ale jego głos od razu złagodniał, kiedy przywitała się z nim matka Jeongguka. — Chaelin, jak cudownie cię słyszeć! Czyżbyście już zakończyli przygotowania? Masz zdjęcia? Jisoo skończył dekorować kościół?

— Tak, ale ja nie o ty-

Kobieta nie zdążyła nic więcej powiedzieć, ponieważ na łączu nastąpiły silne zakłócenia.

— Co? Nic nie słyszę! Jeon nadal nie ogarnął tego zasięgu, ugh! Powtarzam mu to od tak dawna, a ten jak zawsze mnie nie słucha. Powtórzysz? ­— poprosił Taehyung.

I Chaelin próbowała, ale niestety zasięg był po stronie Jeona i nie pozwolił matce przyszłego pana młodego na sprzedanie swojego syna.

— Dobrze Chae, raczej się nie usłyszymy, więc mam nadzieję, że Jeon już grzecznie śpi. Daj mu buziaka w czółko ode mnie, aby mu się lepiej spało, a ja muszę lecieć! Całusy — powiedział i rozłączył się, nawet nie upewniając się, czy kobieta go usłyszy. Mimo wszystko nie chciał, aby ten wielki wieczór był przerywany – w końcu był to jego ostatni dzień jako Kim Taehyunga. Już niedługo miał być nazywany panem Jeon, mężem największego gospodarza w Kokobop Village i okolicach, a musiał przyznać sam przed sobą, że brzmiało to wybornie.

Matka Jeongguka usłyszała jednak, co pan młody jej powiedział, bo wtedy zasięg wrócił na tyle, że byłaby w stanie przekazać mu złą nowinę o ucieczce rolnika i jego ferajny, ale mężczyzna tego nie wiedział i wyszedł spokojnie z kąpieli błotnej, aby przygotować się na kolejną atrakcję tej nocy.

Tzuyu nałożyła mu maseczkę na twarz, a Jin pomalował odżywką paznokcie. Uczucie relaksu otuliło jego ciało, a głowę  opuściły wszelakie myśli o ukochanym. Teraz liczył się tylko przyjemny zapach ze świeczek zapalonych w całym domu, ponieważ jego ojciec doszedł do wniosku, że w innym wypadku aura Taehyunga może zostać skażona przed ślubem, oraz przyjemny dotyk maseczki z glinki.

Co do Erica, to właśnie biegł zapalić kolejną świeczkę w miejsce, gdzie inna się wypaliła. Gdy tylko załatwił tę jakże istotną sprawę, postanowił pójść do swojego gabinetu, jak obiecał swojej żonie, aby nie przeszkadzać w kawalerskim swojego jedynego syna.

Taehyung nigdy nie sądził, że spośród wszystkich znanych mu kobiet (Kim Kardashian niestety nie była w stanie się zjawić), to akurat Tzuyu będzie bawić się z nim podczas kawalerskiego i jeszcze tak dobrze się sprawi. Seokjin poszedł do Suho, który wybierał muzykę na przybycie kolejnego gościa, a Kai zajmował się napojami, bo kto wiedział, kiedy Taehyung zażyczy sobie swojego ulubionego drinka – Mohijto z limonką i cytryną. Parobek właściwie nie był pewien, czy został tu zaproszony jako Kai, czy jednak bardziej obsadzono go w roli loKaia.

Wszystko toczyło się w bardzo przyjemnej atmosferze i nikt z obecnych nawet nie przeczuwał, że w tym czasie Jeon wraz z ekipą buszują po stolicy, siejąc istne spustoszenie i robiąc ich wsi nie lada antyreklamę.

— Słyszałeś kochanie o tym proteście w centrum? Jak dobrze, że mieszkamy na tyle daleko, aby tego nie słyszeć — zagadnęła Chungha, siadając obok syna na kanapie w salonie.

Mężczyzna przytaknął głową.

Mieszkanie w luksusowej dzielnicy na obrzeżach miało swoje zalety i oprócz posiadania wystarczającej ilości miejsca na lądowanie samolotu, był jeszcze fakt, że wszystko co się działo w stolicy, zostawało w stolicy, a ich głowy nawet nie były tym zaprzątane.

— O, chyba nasz gość przybył! — zawołała Tzuyu, gdy rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi i pobiegła, aby otworzyć.

Korzystając z okazji, matka wzięła Taehyunga, aby zmyć mu maseczkę. W tym czasie tajemniczy gość szykował swoje show przed przybyciem przyszłego pana młodego. Lokai pomagał mu wyciągnąć wszystko, co ten miał w swojej torbie, a Suho uzgadniał w międzyczasie kolejność piosenek. Później gość poszedł przebrać się ze swoich normalnych ubrań w robocze. Po chwili wszystko było gotowe, a szczupły, średniego wzrostu mężczyzna stanął tyłem do kanapy i czekał, aż główna gwiazda w końcu wróci z łazienki, gdzie oprócz zmywania maseczki wdał się w dyskusję z Chunghą o Kim i programie Rodzina Kim.

Po dobrych dwudziestu minutach Taehyung postanowił wejść do salonu, gdzie już wszystko na niego czekało. Kiedy zobaczył tył mężczyzny otulony tylko w szlafrok, aż pisnął i usiadł szybko na kanapę.

— Jestem gotowy! — zawołał, a inni usiedli po jego bokach, aby podziwiać występ.

Z dramatyczną miną loKai kliknął jeden z przycisków na pilocie, a z głośników poleciała akustyczna wersja Sexy back Justina Timberlake'a, do której nowo przybyły zaczął powoli ruszać ramionami, spuszczając i nasuwając z powrotem szlafrok na ciało i drażniąc tym samym swoją widownię, która gwizdami wyrażała swoje emocje.

Tancerz odwrócił twarz w ich stronę i mrugnął, sprawiając, że serce wszystkich obecnych zrobiło mocne doki-doki. Nic dziwnego, bo Zhang Yixing był bardzo przystojnym mężczyzną, który pomimo pozornie niewinnego uśmiechu, doskonale wiedział jakie są jego silne punkty i jak może doprowadzić klientów do krzyku z zachwytu samym spojrzeniem. Po pierwszym ruchu ramionami zaczął machać biodrami, przy okazji pstrykając kciukiem i serdecznym palcem. Następnie ukucnął, aby z pełną gracją wrócić do pozycji wyjściowej.

Taehyung był zdecydowanie zadowolony z wyboru striptizera.

To był pomysł jego matki, by go sprowadzić na imprezę – podobno jej przyjaciółki, które same niedawno wychodziły za mąż za swoich bogatych (i równie starych) ukochanych, zatrudniały go i mówiły o nim w samych superlatywach.

Mężczyzna w końcu opuścił szlafrok do pasa, ale wciąż nie odwracał się do swoich gości, więc mogli tylko podziwiać dobrze wyrzeźbione plecy Yixinga. Ich spojrzenia wodziły po wszystkich krzywiznach mięśni i tylko czekały na punkt kulminacyjny. Jedynie Kai z zawstydzenia zakrył oczy dłońmi, choć w rzeczywistości oglądał wszystko przez szparę między palcami. Skoro już zapłacono, to aż grzechem byłoby nie patrzeć, jak powiedziałby Yoongi.

Wtem muzyka się zatrzymała, a zaraz zamiast melodii piosenkarza rozbrzmiała wszystkim bardzo dobrze znana, akustyczna wersja Marzenie mam z bajki Zaplątani, która była jedną z ulubionych Taehyunga.

Przyszły pan młody aż zaklaskał w ręce, uradowany z wyboru muzyki. Yixing odrzucił gwałtowanie materiał i odwrócił się do swojej publiczności. Miał na sobie dobrze wyprofilowane, krótkie bokserki... w owieczki.

Choć do wsi mi daleko i posiadam uczulenie na mleko, z chęcią poznałbym radosną damę, z którą bym założył farmę — zaśpiewał, a im wszystkim opadły szczęki, bo głos miał nieziemski.

Wysoki i posiadający w sobie coś takiego, że nie można było przestać słuchać.

Chciałbym się parać owiec hodowaniem, lecz cieszę się swym hojnym zarabianiem — kontynuował, przy okazji ruszając biodrami i zataczając koła na dywanie przed kanapą, lecz zaraz zaczął podchodzić do swoich klientów.

Głęboko w sercu, tak! Marzenie mam — zakręcił się przed Taehyungiem i położył dłoń na jego ramieniu, a mężczyzna bez słów wyciągnął pieniądze, jakie miał w kieszeni przygotowane na tę okazję i schował za bokserki tancerza, na co ten posłał mu buziaka w powietrzu i przeszedł dalej. Każdy z gości dał od siebie pieniądze.

Marzeniemam — zaśpiewał wysoko i wrócił na środek salonu.

Ukłonił się przed nimi wszystkimi i sięgnął po kajdanki leżące niedaleko, po czym wrócił do uśmiechniętego Taehyunga. Zatrzasnął jego nadgarstki i poprosił o krzesło, które zaraz przyniósł Suho. Gwiazda wieczoru została na nim posadzona i Yixing miał zaraz ponownie tańczyć, już do innej piosenki, kiedy influencer poprosił o powtórkę tej wcześniejszej, do której śpiewał. Mężczyzna bez żadnych oporów wykonał polecenie. W końcu klient nasz pan! Tańczył przed skutym Taehyungiem, a w międzyczasie złapał za leżące niedaleko kłosy pszenicy, które także przyniósł (wcześniej zrobił odpowiedni research na temat upodobań pana młodego). W trakcie tańca sunął zbożem po skórze mężczyzny, śpiewając swoją piękną piosenkę o hodowli owiec.

Kiedy Taehyung bawił się w najlepsze, nasi towarzysze latali po Zoo, a influencer nie wiedział, że jego ślub powolutku zbliżał się do katastrofy. Może by się dowiedział, gdyby odebrał telefon od Chaelin, która specjalnie poszła w miejsce o najlepszym zasięgu (dach posiadłości Jeona) i próbowała się ponownie skontaktować, aby go poinformować o całym zajściu. Pluła sobie w brodę, że zapomniała zatankować samochód, a wszyscy inni jak na złość nie byli w stanie jej zawieźć do Seulu. Po którymś z kolei nieodebranym połączeniu spojrzała w niebo i tylko powiedziała: „Niech się dzieje wola Wonhowska, tylko ona może uratować tego idiotę od śmierci z rąk Taehyunga".

Noc trwała w najlepsze, lecz nie dla każdego bezpiecznie, jak już wiemy. Taehyung po podziękowaniu tancerzowi za usługi, uradowany zasiadł do oglądania Zmierzchu z uczestnikami swojego kawalerskiego, kiedy jego ojciec wypadł spanikowany z gabinetu i oznajmił, że ma złe przeczucie dotyczące aury Jeongguka. Jego syn bardzo się nie przejął, bo był pewny, że wyczuwa najwyżej złość za abstynencję, na którą go skazał. Nie mógł przecież wiedzieć, że w tym momencie jego ukochany wybiega z firmy Siwona, porzucając swojego najlepszego przyjaciela na pastwę losu jakiegoś polskiego ochroniarza.

Kolejny znak z niebios, że źle się dzieje na kawalerskim rolnika, przybył wraz z Jiminem dzwoniącym do Taehyunga, gdy ten kończył drugą część Zmierzchu.

— Taehyung. Zjebaliśmy — powiedział rozstrzęsiony Jimin.

Liczył na wybaczenie ze strony swojego soulmate'a, za nieupilnowanie rolnika, oraz za to, że sam wypił, choć nie powinien. Czekał aż Taehyung odezwie się i wykrzyczy wszystko, co czuł wobec takiego nieudacznika jak on.

— Hę? Jiminnie, co wy tak głośno muzykę słuchacie? Nie słyszę cię kompletnie — odpowiedział Taehyung, zirytowany delikatnie, że przerywa mu się celebrację ostatniego dnia bycia Kimem, ale starał się tego nie okazać. W końcu nie rozmawiał z Jeonem, tylko z Jiminem.

Przyjaciel wziął głęboki oddech i chciał już wytłumaczyć, ale wtem telefon się rozładował, więc Taehyung usłyszał tylko.

— Jeon spi...

Miał usłyszeć, że Jeon spierdolił, ale los tak zachciał, że influencer zrozumiał, iż jego przyszły mąż śpi, tak jak powinien był o tej godzinie, więc odłożył telefon, myśląc, że to było rutynowe połączenie, aby go uspokoić. Wyłączył telefon, aby nic już mu nie przeszkadzało w oglądaniu i skupił się na historii Belli i Edwarda, a później udał się do swojego pokoju, tak jak reszta gości. Tylko Jin został w salonie, ponieważ chciał dokończyć swój serial.

W tym czasie Jimin spojrzał płaczliwie na czarny ekran. Taehyung nie wiedział, że ślub wisiał na włosku, a drugi pan młody zamiast próbować coś w tym kierunku zrobić, pił dalej z małolatami. Wszystko stoczyło się na jego głowę, a on jako dobry soulmate postanowił wszystko naprawić i wylać piwo, które Jeon naważył.

Miał zamiar zebrać wszystkie pozostałości z tej imprezy, ale... Jackson i Sehun zniknęli.

Ta noc nie mogła skończyć się dobrze.

Passivo złapał Tena oraz Jeongguka, jedynych, których był w stanie znaleźć i wyciągnął ich z imprezy w celu znalezienia miejsca do naładowania telefonu. Dlaczego tego nie zrobił w domu, gdzie trwała impreza? Dobre pytanie, ale takie rozwiązania są zbyt trudne dla osoby równie pijanej i spanikowanej co student podczas sesji z metodologii badań. Szli przed siebie, aż dotarli do parku zmęczeni, ponieważ Jeon w takim stanie ledwo szedł i wymagał pomocy dwóch osób. Ten żałował każdej chwili jaką spędził tej nocy z tą dziką bandą. W końcu położyli wspólnymi siłami rolnika na ławkę, Jimin zaczął rozglądać się za czymś, co pomogłoby mu naładować telefon. Wtem z krzaków wyszedł mężczyzna wyglądający jak bezdomny w delikatnie osmolonych ubraniach.

Ten uniósł brwi i spojrzał na pozostałą dwójkę, ale nie widząc żadnej reakcji z ich strony, zaciekawieniem postanowił się przyglądać rozwojowi sytuacji. Mężczyzna podszedł do Jimina i zapytał, czy może potrzebuje powerbanka, na co jeździec zaczął mu dziękować. Podładował telefon na tyle, aby się uruchomił i zadzwonił po taksówkę. Nieznajomy lekko się zataczał i majaczył pod nosem coś odnośnie Wonho. Jimin pomyślał, że to musi być bardzo religijny bezdomny. Oddał mu powerbanka i podziękował raz jeszcze. Następnie wziął Jeona na barki i razem z Tenem odeszli w stronę pojazdu, a bezdomny usiadł na ławce i zasnął.

Pojazd zabrał ich pod dom Taehyunga bardzo szybko. W trakcie drogi Jeongguk powtarzał, że chce, aby jego owieczka go zdeptała, że jego marzeniem jest bycie podnóżkiem, co spowodowało dziwne spojrzenia kierowcy, a Jimin nic nie wytłumaczył, tylko przeprosił i zatkał usta gadającego, który próbował go ugryźć.

Kiedy dotarli na miejsce, mężczyźni udali się pod drzwi, choć w pewnym momencie Jeon stwierdził, że chce być jak Romeo i pobiegł do drzewa przy oknach domu, po którym próbował się spiąć. Jednak zrobił to nieumiejętnie, co poskutkowało upadkiem z kilku metrów i bardzo nieprzyjemnym dźwiękiem chrupnięcia w nodze gospodarza, który jednak był tak zamroczony alkoholem, że nawet tego nie poczuł i po prostu zasnął z twarzą w trawie. Ten natomiast poszedł do samochodu Sehuna i Suho, który stał na podjeździe. Był niczym jego dom zważywszy, ile musiał w nim siedzieć, dlatego gdy tylko otworzył drzwi i położył się na siedzenia, sen przyszedł szybciej niż nowy kombajn Jeona. Tylko Jimin zmarnowany zapukał do drzwi.

Otworzył mu zdziwiony Jin, który zobaczywszy stan, w jakim znajdował się Jimin, bez zbędnych pytań wpuścił go do środka.

— Jeon leży na dworze — oznajmił Passivo i położył się na kanapę, gdzie i on zasnął.

Zszokowany model wyszedł z domu i spojrzał na bok posesji, gdzie faktycznie leżał narzeczony jego przyjaciela. Jin nawet nie próbował zrozumieć, jedynie westchnął ciężko i wrócił do domu.

— Taehyung — zawołał. — Mamy problem.

Jeon w tym czasie śnił o polu pszenicy, po którym biegł i czuł się jak największy gospodarz na świecie. Święty Wonho patrzył na niego z chmur, napinając mięśnie, a po chwili pokazał uniesiony kciuk do góry, mówiąc, że nie odpowiada za los rolnika i umywa ręce od tego, co za chwilę się stanie, bo nawet jego wola go nie uratuje. Zdziwiony Jeon zatrzymał się, po czym spojrzał w tył, gdzie zobaczył zmierzającego ku niemu z uśmiechem na ustach Taehyunga. Lecz im bliżej influencer się znajdował, tym bardziej mężczyzna uświadamiał sobie, że jest źle, bo tak naprawdę jego ukochany nie jest uśmiechnięty, a wkurwiony.

I naprawdę było źle, gdy otworzył oczy, a przed nimi nadal miał wściekłego Taehyunga.

— CO DO CHUJA SIĘ TU ODJEBAŁO? DLACZEGO JIMIN LEŻY NIEŻYWY W SALONIE, A KAMERZYSTA SEHUNA ŚPI W AUCIE? GDZIE JEST RESZTA? ŻARTUJESZ SOBIE ZE MNIE? PRZYSĘGAM, ŻE...

Jeon wyłączył się na czas krzyków jego ukochanego, bo po pierwsze: i tak mało do niego docierała, a po drugie, bardzo nie chciał tego słyszeć, bo bał się do jakich konkluzji Taehyung dojdzie.

— Więc nie obchodzi mnie, czy gówno pamiętasz, masz ich wszystkich znaleźć i przyprowadzić! Ja już wracam do domu, bo zjebałeś mi humor — skończył swój wybuch influencer.

— Po prostu chciałem się zabawić! Gdybyś nie zabrał nam możliwości chlania na wsi, to nie musielibyśmy chlać w Seulu.

— Jeon, nie prowokuj mnie.

— I co ci się tak śpieszy? Do Heeseunga? Tak ci się podoba nasz pilot? — powiedział Jeongguk, próbując dźwignąć się na nogi.

Twarz Taehyunga z czerwieni stała się bordowa.

— Powtórzyłeś to imię — wycedził — po pierwsze: ostrzegałem cię, a po drugie, jeśli jutro rano nie będzie ciebie razem ze wszystkimi z twojego kawalerskiego na ślubie, przysięgam, że to jest ostatni dzień, kiedy mnie kiedykolwiek widzisz — odparł i poszedł do domu, gdzie Jimin przebudził się i zaczął mu zdawać relację ze wszystkiego, co się wydarzyło od początku, na tyle ile sam pamiętał (choć nie było tego dużo, ale wystarczająco, aby wiedzieć, że mają przejebane). Kai siedział obok niego, głaszcząc chłopaka po różowej główce i nie sprawdzając, czy jego gospodarz żyje, bo jak to mówią, love before host.

Jeon natomiast nadal siedział na dworze, gdzie Seokjin przyniósł mu kawę, mówiąc, że mu się przyda. Rolnik z wdzięcznością przyjął napój i wziął dużego łyka. Głowa go bolała, a pamięć zdawała się być serem z dziurami. Nie miał zielonego pojęcia, jak się tutaj znalazł i nawet, gdy Kai w końcu przyszedł zobaczyć, czy oddychał, nie dał rady odpowiedzieć na jego pytania, co się wydarzyło tej nocy. Lokai wzruszył więc ramionami i wrócił do ukochanego, bo w jego mniemaniu tamten bardziej potrzebował jego uwagi.

Taehyung wyszykował się do wyjazdu ignorując fakt, że jego narzeczony nadal leżał na dworze i się stamtąd nie ruszył. Reszcie towarzystwa szybko została nakreślona sytuacja, więc i oni bez słowa przygotowali się i ruszyli do samolotu Heeseunga.

Dopiero przed wejściem Taehyung odwrócił się do gospodarza.

— Pamiętaj. Jutro cię widzę, albo to koniec — powiedział dobitnie i wszedł do pojazdu.

Na posesji pozostał Jimin, Jeongguk i Kai, który obiecał przypilnować tę dwójkę.

Jeongguk wyglądał okropnie, a jeszcze gorzej się czuł. Kac morderca nie miał serca dla rolnika, co swą owieczkę zdenerwował, więc umierał przemożnie, ale nie o tym historia, gdyż mieli cel, do którego musieli dojść, choć i to mieli utrudnione, ponieważ w upadku z drzewa Jeon uszkodził sobie nogę i ledwo kuśtykał.

Przerażenie oblało naszego rolnika, bo nie miał zielonego pojęcia, gdzie znajdowała się reszta oferm znanych inaczej jako jego przyjaciele, a od tego zależało przeciez jego przyszłe życie u boku instagramera. Złapał się więc za głowę i bardzo dojrzale powtarzał pod nosem „to wszystko przez alkohol". Kai przytulał Jimina i pocierał jego ramiona w nadziei, że jakkolwiek przyniesie ukojenie jego bólu głowy.

— Nic nie pamiętacie? — zapytał dla pewności Kai, bo bez ich wspomnień nic nie mogli zrobić.

— Nic. Zero. Null — odparł Jimin, kładąc głowę na ramieniu loKaia.

Rozpoczęła się burza mózgów, która miała im pomóc poskładać wszystko w całość, ale było to nieudolne. Ostatnim wyraźnym wspomnieniem było wsiadanie do samolotu Heeseunga. Reszta była niczym strzępy bluzki, którą próbuję się poskładać bez dodatkowych elementów mających załatać dziurę. Dopiero oświecenie o obecności jedynej trzeźwej osoby dało nadzieję.

— Dziwne, że Ten nie poleciał z Suho — odparł Kai, a wtem wszystkich olśniło.

— TEN — krzyknęli mężczyźni, ale zaraz pożałowali, bo ich głowy przeszył wielki ból.

Kiedy przeboleli parę minut po krzyku, udali się do wskazanego przez loKaia samochodu, gdzie miał skrywać się kamerzysta i faktycznie znaleźli go tam, śpiącego na tylnym siedzeniu. Obudzili go nawet nie siląc się na grzeczności. Jeon zaczął nim potrząsać jakby był drzwiami, które mu przeszkadzały w dotarciu do szczęścia.

Mężczyzna obudził się i niczym karateka zaczął rzucać rękoma, jakby miało go to obronić przed gwałtowanymi ruchami Jeona.

— O CO WAM CHODZI? — krzyczał przesuwając się z dala od jego rąk.

— O ten tramwaj co nie chodzi, mów co wiesz. Jak tu trafiliście — powiedział Kai, zabierając narwanego gospodarza od niego.

— Jaki tramwaj? To nie Wrocław — odparł zapany Ten, ale po chwili dotarło do niego, o co pytał Jeongguk.

Przetarł twarz i zaczął opowiadać całą historię o tym jak Jeon prawie zjebał sobie życie w kilka godzin. LoKai trochę niedowierzał we wszystko, co słyszał, a pozostali mężczyźni przyrzekli uroczyście, że już nigdy nic nie wezmą od znachora poza lekarstwami.

— Dobra, lecimy ratować życie Jeona, bo wiemy, że ono się rozpadnie, jeśli Taehyung z nim zerwie.

I tak postanowili, a pierwszym przystankiem był miejsce domówki.

Sami nie wyglądali dobrze, ale to, co tam zastali, można było nazwać cmentarzyskiem. Wszędzie leżeli ludzie, a pośród nich znajdowały się śmieci, czyli kubki, butelki, czipsy i tym podobne. Krążyli wokół nich w poszukiwaniu dwóch znajd niczym kruki nad miejscem bitwy, bo według Tena, Sehuna i Jacksona zgubili właśnie w tym domu. Jednakże wśród takiego tłumu ciężko było kogokolwiek znaleźć i nie pomylić z innym upitym. Poszli na wyższe piętro, a tam osobnik o imieniu Jeno zapytał, co oni tutaj robią. Próbowali opisać mu wygląd osób jakie poszukiwali, ale zarzekał się, że nikogo takiego nie widział. Dopiero Hyunjin i Seungmin, którzy wyszli z sypialni obok, potrafili określić ich ostatnie położenie. Okazało się, że ta dwójka zasnęła przy drzewie. Jackson łysy, a Sehun z tęczą na głowie. Odhaczyli ludzi na swojej mentalnej liście. Z trudem obudzili youtubera i chórzystę, którzy drzemali wtuleni w siebie tak mocno, jakby zależało od tego ich życie.

— Co się... — zaczął Jackson, kiedy zniecierpliwiony Jeon wylał na obu mężczyzn wiadro zimnej wody, jednak było to jedyne, co zdążył wypowiedzieć, nim głos uwiązł mu w gardle i wydostał się z niego jedynie skrzek.

— No i chuj, Wonho to wam raczej na ślubie śpiewał nie będzie — skomentował to Sehun, otrzepując mieniące się wszystkimi kolorami włosy z wody.

 Następną osobą, jaką mieli odzyskać, był Namjoon i tutaj para chłopców znowu obiecała pomóc, jako że Krzysztof był ojcem jednego z nich. Żadna taksówka nie chciała ich jednak zabrać – kierowcy zapewne nie wierzyli, że osoby wyglądające jakby urwały się z dżungli mogłyby mieć pieniądze na przejazd, dlatego musieli iść na piechotę.

Kiedy dotarli na miejsce firmy, roiło się tam już od korposzczurów, pomimo naprawdę wczesnej godziny. Niczym ludzie po przejściu rewolucji, rolnicy oraz youtuber z kamerzystą weszli do środka i od razu skierowali się w stronę kanciapy ochroniarskiej. Pracownicy nawet nie zwrócili na nich uwagi, zbyt zajęci swoim życiem. W środku pomieszczenia znaleźli śpiącego Krzysztofa, który przytulał posklejany wazon, oraz Namjoona, który leżał związany sznurem na podłodze, z ręką utkwioną w drugim wazonie.

— Ojciec, co do...? — powiedział Seungmin, nie wierząc w to co widzi.

Jego ojciec przebudził się i wstał na równe nogi. Zaczął wykrzykiwać coś po polsku, więc nikt oprócz tej dwójki nie rozumiał o co chodzi.

— Stefan, znowu przyprowadzasz tego patałacha!?

— Tato, mieszkamy w Korei od piętnastu lat! Mów do mnie Seungmin, bo nie jesteśmy już w Polsce! — zdenerwował się młodszy Bang.

Jimin spojrzał na Jeona i skinął głową. Podeszli cicho do ciała parobka i podnieśli go. W tym czasie Krzysztof zaczął coś pokazywać na Hyunjina, mówiąc coś o jakimś Henryku, na co Seungmin odpowiedział coś dziwnie brzmiącego. Byli w swoim małym kłótliwym świecie, dlatego rolnicy, Sehun i kamerzysta po prostu wyszli z pomieszczenia, niosąc związanego Namjoona, który nawet się nie odezwał, bo najchętniej by się zakopał w gnoju ze stresu, plus nie miał nic ciekawego ani mądrego do powiedzenia.

Następną lokalizacją było Zoo. Spodziewali się znaleźć tam znachora, ale zamiast tego zastali pracowników łapiących się za głowy, ponieważ sołtys spał jak gdyby nigdy nic pośród lwów, które lizały go po włosach. Mężczyźni nie byli pewni, czy powinni się zgłosić, udać, że tego nie widzą, bądź cichaczem go wykraść. Zdecydowali się umniejszyć kłopoty, więc po prostu podeszli i wytłumaczyli co się stało. Przeprosili, a Jeon machnął czekiem, więc zaraz mieli wśród nich czwartą znajdę. Pozostały dwie.

Największy problem był z Yoongim. Otóż nie byli pewni, gdzie duchowny mógłby się znajdować. Ten dopiero po chwili zapytał, jakim cudem nie rozpoznali duchownego wtedy w parku. Jimin spojrzał na niego, niedowierzając, że mogli zamiast na domówkę, udać się do parku, ale co się stało, to się nie ostanie, dlatego po prostu poszli w miejsce, gdzie trójka ocalałych z domówki spotkała wcześniej kapłana, którego Passivo pomylił z bezdomnym.

Min Yoongi w osmolonym wdzianku leżał na ławce i spał w najlepsze. Odetchnęli z ulgą. Jackson wziął go na swoje szerokie ramiona i udali się w dalszą podróż.

Można by sądzić, że wszyscy najważniejsi byli już na miejscu, ale prawda była taka, że to G-znachor posiadał ze sobą obrączki, które przez cały czas nosił w niewielkiej, damskiej torebce, a co za tym idzie, to on był powiernikiem pierścienia – symbolu zawarcia małżeństwa. Bez nich Jeongguk mógł się od razu pożegnać ze wszystkim czego pragnął od życia, czyli Kim Taehyungiem.

Ten wspomniał o strajku, podczas którego mężczyzna jechał na żyrafie. Była szansa, że się tam znajdował. Jednakże gdy dotarli na miejsce, w którym kilkanaście godzin wcześniej odbywała się demonstracja, na środku placu zastali jedyne strzępy sukienki Królewny Śnieżki.

— TOWARZYSZU! — zawołał rozdzierająco Jeon, a Yoongi wykonał znak krzyża.

Do oczu zaczęły napływać mu łzy, ale nie był pewien, czy gdyby nie miał obrączek, to również płakałby tak bardzo. Pewnie tak, ale brak pierścionków potęgował ból i płacz.

— Na pewno zrobili z niego sałatkę cezar, takim wielkim osobistością to wbija się nóż w plecy, gdy chcą zmieniać twarz — wołał rozpaczliwie.

— Tacy jak znachor dobrze wiedzą, że pewnego dnia mogą ponieść ofiarę męczeńską — dodał Min ze łzami w oczach. — Wiedzą, że oni i wielu innych mogą polec na polu bitwy, ale jest to poświęcenie, na które są gotowi.

Reszta się nie odzywała, bo bolała ich głowa, nawet nie mieli sił, by cokolwiek mówić, bądź jak Kai mieli już dość tego dnia. Jimin podniósł gospodarza z ulicy i zaczął prowadzić w stronę lotniska, ponieważ zdążył już poinstruować Heeseunga, gdzie powinien lecieć. Szli powoli, nie wiadomo, ile im to zajmowało, ale zmierzali niczym na ścięcie.

Nie podołali. Tyle z ich przygody. Mogli już tylko wrócić po to, aby Jeon przeżył swoje pierwsze prawdziwe zerwanie i dał sobie złamać serce.

Wonho jednakże nigdy nie śpi.

Gdy tak szli, usłyszeli głos szamana. Nawołującego do walki – nawet kac nie tłumi takich emocji.

Na tyle, ile zmęczenie im dało, rzucili się na niego przeszczęśliwi. Nawet nie zwrócili uwagi na fakt, że był nagi. Najważniejsze, że żył, a na jego szyi zwisała torebka, gdyż oznaczało to, że był w posiadaniu biżuterii przyszłego małżeństwa. W głosach towarzyszy w końcu dało się usłyszeć radość. W międzyczasie głaskali małpkę, którą miał na plecach znachor.

Niestety musieli ją zostawić i z przemożnym bólem się pożegnali. Żegnaj, Józefie S.

Gdy przybył pilot, bez słów zaprosił ich do środka i zawiózł do Kokobop. Reszta załogi także nie komentowała stanu, w jakim się mężczyźni znajdowali. Po prostu dostarczyli ich do kościoła – a reszta...

Już się wydarzyła.

I żyli długo i w pszenicy.

*^*^*

Szczęśliwych 365 dni z hektarami!

Kochamy was.

Wasze Kim, Seok i Jin

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top