9. Do dupy ten las
*^*^*
Przybycie tej cholernej platynowej koperty sprawiło, że życie Kim Taehyunga wywróciło się jeszcze bardziej do góry nogami, a może raczej wylądowało głębiej w gnoju. Dalsza rodzina gospodarza zapowiedziała, że za tydzień zaszczycą jego dom swoją obecnością, więc Jeon ma się szykować i lepić pierogi. Cała służba aż do ich przyjazdu miała latać ze szmatami, mopami i miotłami. Nawet loKAI na kolanach czyścił kafelki za pomocą szczoteczki do zębów. Changbin za to biegał z wiadrem, rozlewając wodę wokoło i tylko przysparzając wszystkim trosk. Nasza gwiazdeczka czuła się bardziej jak spadająca gwiazda. Przez parę sekund wszyscy na nią patrzyli, po czym zaczęli mieć ją gdzieś. Taehyung całe dnie spędzał na kanapie pijąc herbatę, którą uwaga, sam musiał sobie zrobić — bo oczywiście kucharz już planował, pod jakim kątem skleić pieroga, by gościom najlepiej smakowało.
Co do Jeona? Dostał pierdolca. Biegał. Krzyczał i poprawiał. Żyć nie dawał nikomu, bo przyjazd krewnych był sprawą wyższej wagi. Namjoon wspomniał Taehyungowi, że ta rodzina nie przyjeżdża zbyt często, ale kiedy to robi, to jest to celebrowane z równym rozmachem, co przyjazd papieża na plebanię. Taehyung chciał się dowiedzieć więcej o tych niesamowitych gościach, którzy raczyli odebrać mu całą uwagę, ale nawet Nam został zaraz zagoniony do pracy w gnoju, którego miało nie być w dniu przyjazdu gospodarskiej rodziny.
— To jest nieśmieszny żart i ujma na mym bogatym honorze — mruknął do siebie Taehyung i wziął łyk herbaty.
Siedział na kanapie w salonie, opuszczony przez wszystkich. Mijał właśnie siódmy dzień tego cyrku, co oznaczało upragniony przez wszystkich (nie do końca wszystkich) przyjazd tych wyjątkowych od siedmiu boleści kuzynów, w których płynęła ta sama, co u Jeona krew. Wyglądał jak zdenerwowana wiewiórka, kiedy wydymywał w zdenerwowaniu policzki. Jeon może i by to zauważył oraz mógł się pozachwycać jego słodkością, ale właśnie wtedy był zajęty wrzeszczeniem na Namjoona, który zniszczył kolejne widły. Influencer niedawno się dowiedział, że ten platynowy egzemplarz, którego użył do ataku na rolnika, swój wygląd także zawdzięczał destrukcyjnemu pomocnikowi farmera.
— Jeon, nie drzyj się już, moje uszy już więcej tego nie zniosą — warknął pod nosem Tae, nie mogąc wytrzymać tego hałasu.
Z mordem wymalowanym na twarzy wyszedł na podwórko, aby pokazać gospodarzowi, co sądzi o darciu mordy podczas IGNOROWANIA GO. Kiedy wyszedł na dwór, zobaczył jak Jeon wymachuje widłami przed twarzą Namjoona. Krzyczał, że wsadzi mu je w dupę, jeśli ten egzemplarz również zniszczy, przez co tamten zamarł, zapewne już czując przyrząd w swoim odbycie.
— TY! — krzyknął Taehyung wskazując palcem na zdziwionego jego nagłym przybyciem gospodarza. — Musimy sobie o tym wszystkim kurwa porozmawiać.
Jeon przeraził się słysząc takie słowa z ust swojej owieczki.
— Powiedz mi to prosto w twarz, znudziłem ci się? Porwany, to jak długoletnia żona, wyruchana i odstawiona w kąt? Jakieś "Hej, chcesz coś z sadu?" by cię nie zabolało, wiesz? Skończmy tę farsę i odstaw mnie do domu, skoro i tak zamierzasz nie poświęcać mi nawet sekundy uwagi! Porwałeś mnie, więc powinieneś patrzeć na mnie! O to chodzi w porwaniu! Nawet takiej kurwa podstawowej rzeczy nie wiesz? Nie dość, że podrywać nie umiesz, to teraz wychodzi na to, że nawet porwania ci nie wychodzą. Jesteś dwulicowy w chuj, wiesz? ŻAŁOSNY, rozumiesz? TAK, JAK TA DZIWNA RODZINA PASSIVO — ostatnie słowa celebryta wykrzyczał tak, że cała rodzina Passivo aż odwróciła głowy w swoim, bardzo oddalonym od miejsca tegoż zdarzenia, domu.
Jeon nie ruszył się z miejsca. Czuł się, jakby dostał w twarz od Pudzianowskiego. Zaniedbał swoją owieczkę i teraz ta porównywała go do różowych kurw z Bottom! Żałował, że nie znajdował się w jednym z tych koreańskich komiksów, w których główne bohaterki nagle cofały się w przeszłość. Jednakże trzeba było ponieść konsekwencje czynu, jakim było zostawienie celebryty samego jak palec.
— Owieczko kochana, słoneczko ty moje, co świecisz jaśniej niż... — zaczął, ale nie dokończył, gdyż rozbrzmiały fanfary.
Na podwórko wjechało BMW (skrót od Bolid Młodych Wieśniaków), przed którym biegły dzieci z kwiatami, którymi rzucały wokół. Na masce samochodu widniał znak z koperty wysadzany brylantami. Jeon po raz drugi tego dnia zbladł przeraźliwie.
— Za szybko — wyjęczał i spojrzał na Namjoona. — Dupy chociaż świniom wytarliście?
Jego parobek, także przerażony, zaprzeczył gwałtownie głową. Wszystko w tym dniu dążyło do katastrofy. Wściekły Kim Taehyung i zbyt szybkie przybycie gospodarskiej rodziny. Mózg Jeongguka pracował na najwyższych obrotach. Jak udobruchać owieczkę, ale przywitać gości w odpowiedni sposób?
Taehyung patrzył na to wszystko z konsternacją i wewnętrzną niechęcią. Nawet zrobiło mu się żal Jeongguka, który wyglądał jak kot srający na pustyni.
Po chwili z samochodu wyszli dwaj mężczyźni ubrani w białe garnitury. Obeszli oni pojazd i otworzyli tylne drzwiczki, uprzednio wyciągając czerwony, satynowy dywan z brylantowym obszyciem.
Tae aż przetarł oczy z wrażenia. Czy da się złożyć porywaczowi reklamację? Dlaczego na jego przyjazd tutaj nie zapewniono takich atrakcji?
Moment później na czerwonokrwistym dywanie pojawiła się para stóp w czarnych, wiązanych butach, a obok nich kolejna, w białych skarpetkach i brązowych sandałach. Na początku z samochodu wyszedł chłopak o jasnych, tlenionych włosach. Miał na sobie luźną koszulkę z wizerunkiem dzięcioła, kraciaste szorty oraz słomiany kapelusz. W ręku trzymał foliówkę z zakupami, na której widniało logo jakiegoś owada. Cały strój dopełniał wiszący na szyi aparat.
Tae zaśmiał się pod nosem, krytykując w głowie jak bardzo wieśniacki był ten strój. Kiedy już miał wyrazić swoje zdanie na głos, jego oczom ukazał się drugi chłopak. Stanął on obok farmerskiego dziwaka. Kimowi wydawało się, że zaczął emanować bogactwem i wyczuciem stylu. Jego aura bycia najlepiej ubierającą się osobą we wsi, została zachwiana. Chłopak prezentował się po prostu obłędnie. Na jego wątłym ciele wisiała nieco przyduża koszula w paski, charakterystyczna dla Gucciego. Przetarte jeansy z Levisa idealnie dopełniały strój, nie mówiąc już o czarnych Ray Banach, które ów człowiek miał na nosie.
Dzięciołowy zapaleniec stanął na środku dywanu i uśmiechnął się szeroko w stronę Jeona. Drugi natomiast oparł cały ciężar ciała na chłopaku, wpatrując się ze znużeniem w szopkę, jaka miała miejsce, lecz zaraz prawie upadł, kiedy jego wyluzowana poza została zaburzona przez ucieczkę chłopaka z aparatem w kierunku Jeongguka.
— Ggukie! — krzyknął właściciel sandałów i rzucił się na rolnika, przez co obaj upadli na trawę.
— Też miło mi cię widzieć — zaśmiał się rubasznie Jeon.
— Yugyeom, debilu! Spróbuj go nie zabić przed tym, jak nas zaprowadzi we właściwe miejsce! — wrzasnął zdenerwowany chłopak w okularach, który w końcu odzyskał równowagę.
Podszedł do tulącego się do Jeongguka fotografa i podniósł go za koszulkę.
— Ale Jae, nie widziałem go, odkąd spadł z kombajnu! — poskarżył się Yugyeom.
Tymczasem orszak nowoprzybyłych stał i nie wiedział co ze sobą zrobić. Nastała niezręczna cisza, w której ekipa Jeongguka wpatrywała się w gości, a goście ignorowali całą tę sytuację.
— Jeon, wstawaj i nie rób z siebie kretyna — wtrącił się Tae.
Miał tego po dziurki w nosie. Bae, czy jak mu tam było? Jae? Zrobił na nim początkowo wrażenie, ale teraz, gdy stał i opieprzał drugiego chłopaka, zabierał mu potrzebną atencję.
— Poznajcie moją muzę — powiedział Jeongguk przeczuwając wybuch zazdrości influencera i podrywając się z ziemi. — To istny cud biologii, ale ma na imię Taehyung.
Dopiero teraz Jae i Yugyeom zwrócili uwagę na stojącego przy pracownikach Taehyunga. Z zadowoleniem stwierdził, że w oczach pierwszego ukształtowało się coś na wzór zaciekawienia.
— No no — zacmokał stylowy gość. — A byłem pewien, że nie będzie tutaj nikogo godnego uwagi.
Właśnie tego potrzebował Tae - docenienia swojej cudownej osoby. Początkowo myślał, że zainteresowanie, jakie otrzymywał, może mu przynieść wiele radości, a nawet nowych ciuchów z Gucci, jednak to jak bardzo się mylił, przerosło go. Jeon przecież nawet nie zabrał go do prawdziwej galerii handlowej.
— Chodźmy na śniadanie — stwierdził rolnik klaszcząc w dłonie. — Namjoon, zaprowadź gości do stołu, a ja zamienię słowo z moim słońcem.
Parobek natychmiast wziął gości pod ramię i poprowadził ich do ogrodu, a Changbin bez żadnego rozkazu udał się do ich szoferów, aby pokazać im, gdzie powinni zostawić samochód.
— Taeś, słuchaj — zaczął Jeongguk. — Strasznie mi zależy, aby dobrze wypaść przed Jae. On jest drugim najbogatszym rolnikiem w rodzinie! Wszystko musi pójść idealnie, aby dalej znał swoje miejsce w hierarchii dominacji. Więc proszę, nie kłóćmy się, aby nie przynieść hańby mojej pozycji.
Taehyung już miał się zdenerwować i odpowiedzieć, że jedyną osobą przynoszącą hańbę pozycji Jeona, jest on sam, ale zacisnął szczęki pod wpływem jego szczenięcego spojrzenia.
— A co będę z tego miał? — zapytał zamiast tego.
— A czego pragniesz?
— Cieb... Znaczy się czereśni, przyniesiesz mi wieczorem czereśnie. I nawet nie próbuj myśleć, że chodziło o coś innego! — odparł i zawstydzony pobiegł na śniadanie.
Jeon za to uśmiechnął się pod nosem, gdyż dobrze wiedział, jakie słowo prawie opuściło usteczka jego owieczki.
*^*^*
Taehyung i Jae szybko znaleźli wspólny język podczas posiłku. Influencer dobrze się bawił rozmawiając z nietypowym, bo stylowym rolnikiem. Ten z kolei był zadowolony, że w końcu znalazł się ktoś, kto podzielał jego pasję do mody, gdyż rodzony brat przynosił mu wstyd ubierając skarpety do sandałów i kompletnie olewając zasady łączenia barw. W ich rozmowie nawet padła propozycja pojechania do galerii, ale szybko została stłamszona przez Jeona, który mówił, że jest to zbyt niebezpieczne, a jego owieczka ma wszystko czego potrzebuje. Taehyung nie wierzył w to co słyszał; cała jego radość tak jakoś prysła, więc postanowił udawać, że gospodarz nie istnieje i skupił się tylko na Jae, który jako jedyny go rozumiał. Yugyeom za to był bardzo zajęty ptakami, jakie pojawiły się na ogrodzie i tam spędzał większość czasu zamiast siedzieć przy stole, czasem tylko wołając domowników, aby dołączyli do niego w obserwacji tych przepięknych stworzeń.
— Co was sprowadza na tę zapomnianą przez Boga wieś? W końcu Jae, ty wiesz, że tutaj nie ma nic do oglądania — zagadnął go Taehyung przyglądając mu się uważnie.
— Wiesz Taesiu... Jeśli oczywiście mogę tak mówić? Mimo wszystko jestem rolnikiem. Ale przechodząc do sedna: zawsze, kiedy Księżyc układa się w tej samej pozycji co Jowisz — mówił zatrzymując się tylko, aby dostać zgodę na nazwanie Taehyunga Taesiem, a po jej otrzymaniu kontynuował wywód — w Lesie Seme pojawia się bardzo rzadki gatunek gównoptaka.
Jae palcami pokazywał linię, w jakiej Księżyc z Jowiszem miały się ułożyć w konkretny sposób. Był śmiertelnie poważny, kiedy wypowiadał te słowa i tylko dlatego Taehyung nie wybuchnął śmiechem, usłyszawszy tego typu wytłumaczenie. Rozmówca miał dokończyć myśl i już nawet otwierał usta, kiedy rozemocjonowany Yugyeom pojawił się tuż przy uchu biednego Kima.
— NIE TYLKO TO! — krzyknął entuzjastycznie patrząc w aparat i na swoje cenne zdjęcia. — Mój ukochany ptak pojawia się tylko i wyłącznie o tej porze, czyli popołudniu i kiedy indziej nie da się go zauważyć. Koniunkcja Jowisza z Księżycem ma miejsce raz na 15 lat! Jeszcze nikomu nie udało się zrobić mu zdjęcia, a ja będę pierwszy.
Gwiazdka zmarszczyła brwi i spojrzała na Jae, prosząc o jakieś wytłumaczenie.
— Za zdjęcie tego gównoptaka można dostać w cholerę hajsu — podsumował prosto Jae i wzruszył ramionami.
Taehyung przytaknął w zrozumieniu, gdyż pieniądze za zdjęcie jakiegoś ptaka już bardziej do niego przemówiły. Można by za nie kupić jakieś nowe ciuchy. Sam Jae miał wyczucie stylu, więc nie dziwił się, że chce uzyskać kasę za tego zwierzaka.
Nim wyruszyli do lasu, aparat kuzyna Jeona musiał zostać poświęcony przez ulubionego kapłana Kokobop Village — Yoongiego. Duchowny przybył zaraz po śniadaniu z wielką walizką w ręku i z zapałem zabrał się do pracy.
— Salvete, moi drodzy wierni. Zebraliśmy się tutaj, aby święty Wonho pobłogosławił waszą zacną wyprawę — powiedział uroczyście Yoongi, trzymając w dłoni nie kropidło, a spryskiwacz do mebli bez etykiety.
Tae przechylił głowę w bok, przyglądając się temu zjawisku z konsternacją. Nawet nie był zdziwiony, że ksiądz Min znowu zawitał w nie takie skromne progi rodziny Activo.
— O tak, tak — westchnął z rozmarzeniem Yugyeom. — Ale proszę nie żałować, aparat wodoodporny, ksiądz rozumie.
Wszyscy stali w kółku trzymając w dłoniach swoje telefony i aparaty. Yoongi uniósł ręce do nieba, i nakazał reszcie złożyć ręce jak do modlitwy. Wszyscy przymknęli oczy, a Min potrząsnął pojemnikiem pryskając na każdego odpowiednią ilość wody święconej. Rzeczywiście nie szczędził jej sobie, bo już po chwili podkoszulek Tae był cały mokry.
— To na zdrowie i przeciw kleszczom. Święty Wonho wytępi je zawczasu — zaśmiał się serdecznie Min obserwując swoje dzieło.
Kim miał tego po dziurki w nosie, szczególnie dlatego, że Jae ewidentnie się z niego śmiał. Jak on ma go poprosić o ciuchy z Gucci, skoro świat robi z niego pośmiewisko? Naburmuszył się i tupnął nogą.
— Żądam nowego odzienia, jestem cały mokry — warknął patrząc na Jeona z mordem w oczach.
— Ale to jest poświęcone! Nie możesz teraz tego z siebie zdjąć — wykrzyknął przejęty Jeongguk.
— Tak, yhym. To mam być taki cały czas, fajnie, jeszcze jakieś robactwo się do mnie przylepi.
Jeon zamyślił się.
— Jesteś teraz miss mokrego podkoszulka. Nawet nie wiesz, jak dobrze wyglądasz, owieczko.
Tae miał otworzyć usta i coś odpowiedzieć, ale dotarło do niego, co powiedział starszy. Przygryzł wargę i zawstydzony odwrócił wzrok.
— Dobra, chodźmy już — westchnął patrząc z politowaniem na to całe święcenie.
— Z Wonho — odezwał się Yoongi i delikatnie popchnął towarzyszy w stronę lasu. — Jeon, przyjacielu, nie zapomnij o darowiźnie!
Jeongguk przytaknął i pomachał Minowi oraz służbie na pożegnanie.
W naturalny sposób zostali podzieleni na dwa zespoły: Jae i Taehyunga, którzy najchętniej poszliby do butiku Gucci oraz napaleńców lasu, Jeona z Yugyeomem. Nasze dwie pary ruchem jednostajnym poruszały się po lesie w konkretnym celu. Gospodarz już po raz drugi w tej części historii zapomniał o istnieniu swej ślicznej owieczki. Tak napalonego, jak teraz na grzyby, nikt Jeona nigdy nie widział. Dosłownie czołgał się po ziemi, wołając jakie piękne blaszki posiadają, jak się mienią w słońcu i prawie śpiewał o ich zapachu. Yugyeom natomiast latał z aparatem skierowanym do góry, mówiąc, że to jest jego dzień i zrobi zdjęcie temu ptakowi, choćby miałby zamieszkać w tym lesie już na zawsze.
— Grzyby to moja pasja. — usłyszeli nagle od Jeona, który trzymał i podziwiał w ręce jeden z urwanych okazów.
Taehyung delikatnie mówiąc się załamał. Nie wierzył, że tym razem coś takiego zabrało uwagę Jeona, która powinna była przecież należeć do niego! Dopiero teraz spostrzegł, że bluzkę, którą gospodarz miał na sobie gospodarz, zdobił wielki napis "Grzybobranie to moja pasja", i to chyba była kropla, która przelała czarę goryczy. Pieprzony fetyszysta kombajnów okazał się również fetyszystą grzybów! Dlaczego nie ubrał koszulki z wizerunkiem jego pięknej twarzy albo napisem ,,Taehyung — miss owieczek 2020''? Prychnął pod nosem i przyśpieszył kroku tak bardzo, że nawet Jae nie mógł go doścignąć. Wtem wydarzyły się dwie rzeczy: Jeon znalazł ukochany gatunek grzyba i prawie posikał się ze szczęścia, a na nieszczęsnego Taehyunga spadł pająk, co spowodowało, że instagramer jak Usain Bolt wystrzelił do przodu i... Tyle go widzieli. Biegł przez las jak na złamanie karku. Nawet zwierzęta obecne w tym przybytku zatrzymały się, i patrzyły jak ten rasowy mieszczanin dawał popis swoich lekkoatletycznych umiejętności. W głowie kotłowało mu się tylko jedno: "Do dupy ten las". Biegłby tak nawet i na koniec świata, gdyby nie to, że zamknął na parę sekund oczy, przez co nie zauważył pewnego obiektu. Pięknie, z istną precyzją, wbiegł w sam środek drzewa. Odbił się od niego niczym postacie w kreskówkach i padł jak długi.
— Nie wierzę, kurwa — mruknął, zanim zrobiło mu się słabo i omdlał po raz enty.
W tym czasie przez las przechadzał się pewien różowowłosy osobnik. Nucił pod nosem utwór Sober Big Bangu i z rękami założonymi za plecy podziwiał widoki, jakie go otaczały. Kontemplował od kilkudziesięciu minut sytuację, w jakiej się znalazł i przeklinał los, który musiał go umieścić w rodzinie bottomów, choć on nie lubił w dupę. Kiedy właśnie opluwał wewnętrznie kolejne fakty związane z jego byciem Passivo, omal nie wszedł na omdlałego osobnika. Przeraził się, że natrafił na zwłoki i będzie musiał dzwonić po straszną, wiejską policję, a co gorsza nie będzie gdzie go pochować, bo na Wzgórzu Top nie ma już miejsca. Jednakże w momencie, w którym pochylił się nad twarzą Taehyunga, ten otworzył ociężale oczy. Zamrugał parę razy, a kiedy zobaczył postać ubraną na biało, przeraził się.
— Czy ja kurwa w końcu umarłem od tych uderzeń w głowę? — zapytał płaczliwie influencer. Przecież on nie mógł tak młodo umrzeć, i to w dodatku bez uprzedniego wyprowadzenia Sehunowi lewego sierpowego. — Nikt mnie nie zaorał, jestem dziewicą! Nie mogę zostać duchem dziewicy! TO NIE FAIR! — krzyczał przeraźliwie, łapiąc się głowę z tego wszystkiego.
Blondyn zawodził, usilnie wmawiając sobie, że nie żyje. Jednak ewidentnie żył, a nawet dawał popis wokalny swoim lamentem. Różowowłosy podszedł bliżej i ukucnął przy rozszalałym chłopaku. Po chwili wytrzeszczył oczy uświadamiając sobie, że to przecież Taehyung.
— Ej spokojnie, ty nie umar... — chciał sprostować sytuację, ale niestety raz zaczęty monolog, nie dał się tak prosto zatrzymać.
— Nie dość, że dziewica, to jeszcze przesiąknięta tym... Tym... Wieśniackim slangiem! Zbrukana moja dusza już nie zazna spokoju!
— Oddychaj, wdech, wydech — spróbował ponownie chłopak i zrobił to, co sam sobie robił, kiedy dostawał hiperwentylacji przez denerwujących braci.
Głaskał powoli Taehyunga po włosach i pokazywał mu w jakim tempie powinien oddychać. Gwiazdka powtarzała po nim czynności i faktycznie się uspokajała, przez co mogła zrozumieć z kim ma do czynienia.
— O! Ty jesteś tym Spasibo! — odparł mądrze Tae wskazując na niego palcem. — Jimin, prawda?
— Tak, znaczy, O MÓJ WONHO, PAMIĘTASZ MOJE IMIĘ! — zapiał z zachwytu różowowłosy chłopak. — Wiem, że już ci to mówiłem pod kościołem, ale jestem największym fanem twojego instagrama, a Rodzinę Kim oglądałem z milion razy!
To mówiąc przylepił się do boku influencera, który po komplementach poczuł się o wiele lepiej.
— Dobrze widzieć kogoś z klasą na tym zapyziałym Wzgórzu Jeona — powiedział Tae z lubością.
— Tak właściwie, to jesteśmy za Wzgórzem Top. Jeongguk to świnia i nie pozwala chodzić po swojej części lasu, dlatego spaceruję po obrzeżach — odparł Passivo. — Ale zaraz, co ci ten kretyn zrobił, że poobijany wylądowałeś pod drzewem? Jak on śmiał potraktować w ten sposób mojego idola?
Taehyung zastanowił się chwilę jak ma odpowiedzieć na to pytanie, gdyż sam nie do końca rozumiał, w jaki sposób znalazł się w tym miejscu. Zupełnie jakby miał jakąś dziurę w pamięci. Pamiętał dobrze święcenie ich wyprawy, ale w ogóle nie mógł sobie przypomnieć, dlaczego znalazł się w tej części lasu, a w dodatku bez Jeona. Może Jeongguk go porzucił? O nie, tak się nie będą bawić... Nikt nie porzuca Kim Taehyunga tak łatwo. Postanowił, że wróci do posiadłości i najebie temu aroganckiemu fetyszyście kombajnów.
— Powiedzmy, że zabłądziłem goniąc za pewnym króliczkiem.
— Hmm... A masz ochotę na mały spacer ze mną? Mogę cię zabrać do Doliny Bottom, zobaczysz, będzie super! Felek ma mnóstwo nowych maseczek, moglibyśmy je przetestować na wieczorze z filmami! — zapalił się na swój pomysł Jimin.
— Brzmi świetnie, chętnie pospaceruję, ale wolałbym, żebyś odprowadził mnie do domu Jeona — odpowiedział Tae nie mając pojęcia, co skłoniło go do takiej odpowiedzi. — Muszę tam załatwić coś ważnego.
Tak naprawdę chciał pokłócić się z Jeonggukiem, który ośmielił się go zostawić. Wcale nie zabolało go serduszko, kiedy o tym pomyślał. Wcale.
— Jasne, ale wiesz, gdyby kiedykolwiek ten napakowany, królikopodobny stwór zaczął cię denerwować, to drzwi domu Passivo stoją przed tobą otworem — zapewnił go różowowłosy.
Kiedy spacerowali, rozmowa dobrze im się kleiła. Taehyung oczywiście bardzo dużo mówił o sobie, ale to nie przeszkadzało zapatrzonemu w niego koniarzowi. Po czterdziestu minutach celebryta skończył monolog o dziejach swojego życia (a dokładniej z popsutą lampą do hybryd, na której usiadł jego jeszcze nie do końca były chłopak) i pozwolił dojść do słowa Jiminowi.
— To nie tak, że lubię w dupę. Po prostu urodziłem się nie w tej rodzinie, co trzeba! — żalił się chłopak. — Niestety z jej powodu musiałem też zrezygnować ze studiowania prawa. Właśnie, nie wspomniałem wcześniej, że studiowałem prawo! Świetny kierunek, niezwykle rozwijający. No ale odkąd ojciec zajął ostatnie wolne miejsce na cmentarzu, ktoś musiał się zająć naszą rolniczą mafią. Żeby mnie chociaż słuchali tak, jak powinni! Felix cały dzień mógłby się stroić i malować, a Baekhyun lata do swojego faceta częściej, niż kotka w rui! Suho prawie nie wychodzi z pokoju! — jego żalom nie było końca.
Tae uważanie go słuchał. Naprawdę zainteresował go dom, w którym mieszkała rodzina Passivo. Sam czuł pewną przynależność do tej grupy, bo przecież zawsze wyobrażał sobie siebie na dole.
Po jakichś trzech godzinach, kiedy Słońce chyliło się ku zachodowi i zaczęli się zbliżać do granicy lasu z Wzgórzem Top, Jimin się zatrzymał.
— To najdalej, jak mogę cię odprowadzić. Inaczej ten cep mnie spali na stosie — powiedział przez zaciśnięte zęby.
— Dość porywczy z niego facet, to fakt — przyznał Tae. — Przynajmniej przystojny.
Jimin przewrócił oczami.
— Tak na pożegnanie... Mogę cię przytulić? — zapytał nieśmiało patrząc uważnie w oczy Tae.
— Tak! Jasne, nie ma sprawy! Jesteśmy już sobie tacy bliscy! — zawołał uradowany influencer.
Na te słowa, chłopak bez większego zwlekania chwycił Tae za rękę i przycisnął do siebie, zamykając go w silnym, ciepłym uścisku. Influencer z ochotą wtulił się w drobne ciało towarzysza. Jimin pachniał miętą i truskawkami. Podobał mu się ten zapach, a jeszcze bardziej cieszył się, że znalazł pokrewną duszę na tej zapyziałej wsi.
I właśnie w takiej pozycji zauważył ich Jeon.
Rolnik, który po zniknięciu Tae zwołał ekipę poszukiwawczą, który właśnie miał na sobie inną koszulkę (widniał na niej napis "ZAGINĘŁA OWIECZKA, JEŚLI WIDZIAŁEŚ - DZWOŃ DO JEONA"), który biegał od dwóch godzin z megafonem po wsi i lesie nawołując zgubę, stał właśnie i nie wierzył własnym oczom. Passivo, ten wstrętny, odrażający Jimin, tak po prostu stał i tulił jego ukochanego! To z pewnością on go zagarnął i omotał! A Taehyung... Taehyung mu na to pozwalał! Ba, stał przytulony do tej różowowłosej wywłoki!
Jeon był wściekły do tego stopnia, że nie mógł się ruszyć — od tego nabuzowanego testosteronu aż skostniały mu wszystkie mięśnie. Prawdopodobnie właśnie ten fakt uratował Jimina od niechybnej śmierci z rąk hodowcy ziemniaków. Gdy Passivo spostrzegł mordującego ich samym wzrokiem mężczyznę, szepnął Tae na ucho słowa pożegnania, aby dodatkowo podkurwić rolnika, po czym gwizdnął przeciągle, a zza drzew wybiegł dostojnie wyglądający wierzchowiec. Jimin wskoczył na niego z gracją godną najlepszej baletnicy i machając Taehyungowi na pożegnanie, odjechał w stronę zachodzącego słońca.
— O Hanbinie, jakie to było gorące! — westchnął influencer z zachwytem, nie zdając sobie sprawy ze stojącego za nim zagrożenia.
Jeśli Jeongguk myślał, że bardziej wkurwiony niż w chwili, kiedy zobaczył tę dwójkę razem być nie może, to teraz już wiedział, jak bardzo się mylił. Zacisnął swoje królicze zęby tak mocno, że jego linia szczęki wyostrzyła się nawet bardziej niż zwykle. Dodatkowo zwinął dłonie w pięści i zmarszczył charakterystycznie brwi. Czuł, jakby zaraz miał doświadczyć hiperwentylacji, a jego ciało miało zapłonąć.
— Kim Taehyung — powiedział wolno i wyraźnie tak, żeby jego zguba go dobrze usłyszała.
— O, Jeon, wreszcie się zjawiłeś. Musimy sobie poważnie porozmawiać. To, co zrobiłeś, było nie do pomyślenia i chyba cię kombajn przekosił, że dam tak siebie traktować! Coś ty sobie wyobrażał, co? Grzyby ci przeżarły mózg, czy ten gównoptak ci nasrał na głowę? Wiesz co, powtórzę się, ale dwulicowy jesteś w chuj. Nie dam ci nic z Avonu, rozumiesz? Planowałem ci coś kupić na te twoje umorusane od roboty paznokcie, ale teraz to się wypchaj — wypalił Tae patrząc z wyrzutem w oczy Jeona. — Ty mnie słuchasz w ogóle?
Otóż Jeongguk nie słuchał. Od jakichś 10 minut próbował przetworzyć sobie zaistniałą sytuację i dalej nie mógł uwierzyć, że jego Słońce pozwoliło się tknąć temu pizdokleszczowi, jakim był Jimin Passivo.
W końcu niewiele myśląc złapał Taehyunga w pół i przerzucił sobie przez plecy, jak worek ziemniaków. Kiedy influencer dotknął skóry Jeona, niemal się sparzył - wściekłość tak bardzo rozpaliła rolnika.
— Kurwa, Jeongguk! Postaw mnie na ziemię! I przeproś! — wrzasnął blondyn, wierzgając z całej siły, jednak na niosącym go mężczyźnie nie zrobiło to najmniejszego wrażenia.
— Odbiór. Znalazłem owieczkę, choć bardziej pasowałoby określenie zdradzieckiego baranka. Odbiór — powiedział Jeon wyciągnąwszy ze swoich sportowych spodni krótkofalówkę.
Taehyung nie wiedział, co odbiło szatynowi. Nie dość, że go porzucił, to jeszcze teraz traktował go, jak worek kartofli! Co chwilę uderzał rolnika pięściami w tył pleców, drąc się, że ma go zostawić albo nici z jakichkolwiek wypadów z nim gdziekolwiek.
Jeon był tak pogrążony w swoich myślach, że nie zwracał uwagi na to, co się dzieje. Z wyszukanym wręcz uporem niósł wyrywającego się Taehyunga. Jednak znudził mu się powolny marsz w towarzystwie zawodzeń Kima, więc postanowił przyspieszyć. Gdy zaczął biec, a Tae uniósł głowę do góry, wydarzyła się następna tragedia. Otóż jak to zwykle bywa, blondyn całą siłą zarył w wystającą gałąź. Natychmiast jego ciało zwiotczało i ustało wiercenie.
— Wonho przenajświętszy, Tae! — zapowietrzył się Jeon przekładając sobie celebrytę na ręce.
Sprawdził, czy poza omdleniem wszystko w porządku z jego ukochanym, i ruszył co prędzej do posiadłości — bo co jak co, ale nigdy nie chciał, aby Taehyungowi stała się krzywda. Mimo wszystko wciąż był wściekły na celebrytę, a Jimina w myślach wykastrował już z sześć razy.
W międzyczasie odwołał resztę ekipy poszukiwawczej, w tym Jae i Yugyeoma, którzy po skończeniu sesji zdjęć gównoptaka, pomagali mu w odnalezieniu zaginionej owieczki.
— Namjoon, opatrz Tae. Zostawiam go w sypialni — powiedział twardo do przerzucającego gnój parobka. — I przygotuj standardową karę gospodarską w wersji 2.
*^*^*
Witajcie zagubione owieczki!
Niedawno, kiedy oglądałyśmy nowy film Susa, natknęłyśmy się na taki oto komentarz:
Musiałyśmy się upewnić, że to prawda, bo nie wierzyłyśmy własnym oczom, kiedy zobaczyłyśmy św. Wonho w komentarzu XD Jest nam niezmiernie miło, że spotkałyśmy naszego czytelnika na YouTube! Pozdrawiamy cię serdecznie słonko — uprzedzając pytania, to Jin ci odpisała.
Kochane owieczki, zbliża się sesja, przez co tylko jedna z nas będzie mieć czas na pisanie. Postaramy się jakoś ugrać, żeby wstawiać rozdziały tak regularnie, jak to miało miejsce dotychczas. W razie jakiejś zmiany, poinformujemy was. Ale bądźmy dobrej myśli — specjalnie dla was napisałyśmy część na zapas, właśnie na taki wypadek.
Do zobaczenia w kolejnym rozdziale!
Wasze Kim, Seok i Jin
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top