8. Zbrodnia i Kara

*^*^*

Taehyungowi było dziwnie gorąco, kiedy rano zaczął się wybudzać. Spało mu się o dziwo dobrze, jakoś tak za wygodnie. Był tylko jeden problem - nie pamiętał, kiedy zasnął, a tak właściwie to nie przypominał sobie niczego, co wydarzyło się wczorajszego wieczoru. Jedynym, co mu zostało w głowie, był widok pijanego Jeongguka, który jawnie się do niego przystawiał i kokietował jego własny tyłek. 

Chciał się rozciągnąć, gdy nagle coś skutecznie mu tu uniemożliwiło. Próbował się dźwignąć, jednak był czymś przygnieciony. Dopiero, gdy otworzył swe najpiękniejsze w świecie oczy, ujrzał, że pewne umięśnione ramię oplata go wokół piersi. Momentalnie stracił możliwość oddychania. Nie przypominał sobie, żeby kiedykolwiek kładł się do łóżka z mężczyzną, który miałby aż tak boskiego bicepsa! Sehun chodził na siłownię, ale jego ramię nie było nawet w połowie tak wyrobione, jak to, które właśnie zobaczył! Boże, może ktoś zakradł się do niego w nocy i odebrał mu dziewictwo! To nie mogło tak być, nie stworzył nawet listy potencjalnych kandydatów do odebrania mu cnoty!*

Na całe szczęście tyłek go nie bolał, więc odetchnął z ulgą. Jednak nadal czuł się bardzo niespokojny. Z impetem spróbował odrzucić od siebie obcą rękę, jednak bezskutecznie. Po chwili usłyszał:

- Orałbym, co nie - ktoś mruczał przez sen. - Yhym Tae... Tak, usiądź mi na mordzie, proszę.

To musiał być Jeongguk. Jak on w ogóle śmiał zaciągnąć go do łóżka? Ich relacje dopiero co się ociepliły, a on co! Widły mu platynowe w dupę! 

Zebrał w sobie całą moc i odepchnął męskie ramię Jeona. O dziwo, zrobił to z taką siłą, że starszy przewrócił się na drugi bok i spektakularnie spadł z łóżka.

- Do stu kombajnów! - zawołał zaspany rolnik, kiedy powoli podnosił się z podłogi. - Nie po to płaciłem za owieczkę, żeby mną teraz miotała... Czy można prosić o zwrot pieniędzy? - bełkotał ledwo przytomny.

Taehyung na te słowa najpierw pobladł, a zaraz potem poczerwieniał. Dobrze zrozumiał? Został kupiony? On? Teraz miał dwóch debili w kolejce do morderstwa: chłopaka, który postanowił się go pozbyć dla pranku oraz rolnika, który najwidoczniej zakupił go tylko dla słynnych krągłości.

- Co? Czy ja dobrze słyszę? - wydarł się dotknięty do żywego Kim. - Kupiłeś mnie? Jak jakąś tanią panią spod latarni!?

Jeongguk oprzytomniał i był potężnie wkurwiony.

- Kurwa, miałeś się nie dowiedzieć - załamany trzasnął się w łeb z taką siłą, że znowu upadł na podłogę.

- Ja pierdole! Nawet porywaczowi nie można zaufać w tych czasach!

Wściekły Taehyung z całej siły kopnął Jeona w krocze. Gdy ten wrzasnął z bólu (jego najukochańszy sprzęt mógł zostać uszkodzony), Tae z prędkością światła wybiegł z pokoju.

Miał daleko gdzieś to, co się teraz będzie z nim działo. Poczuł się wyruchany, mimo że nikt go nigdy nie tknął. Przecież już pomału zaczął przekonywać się do Jeona... Dlaczego on mu to zrobił? 

Influencer wybiegł z pokoju, a następnie z budynku. Nie chciał patrzeć na ten dom, ani na tego przebrzydłego fetyszystę kombajnów i niewinnych tyłków zagubionych owieczek. Kiedy znalazł się już na dworze, zatrzymał się na chwilę. Jego jedynym celem była ucieczka stąd. Będąc na tarasie zauważył ciała poległych. Biedni ludzie. Nad nimi pochylały się dwie kobiety, ubrane w mundury policyjne.

- Dzień dobry, tutaj wiejska policja - oznajmiła długowłosa brunetka. - Szanowny Kim, jak mniewam?

- Dla pań, pan Kim - odburknął.

Kobieta uniosła brew i wzruszyła ramionami.

- Hwasa, czy to już wszyscy? - zapytała.

Domniemana posterunkowa na jednym ramieniu trzymała księdza Min Yoongiego, a na jej drugim opierał się skacowany sołtys Leeteuk.

- Na to wygląda - odparła melodyjnie. - Z tygodnia na tydzień coraz gorzej. Ji-eun, spisz raport o stanie ich nietrzeźwości.

Namjoon pochrapywał pod stołem, Kai rzygał do wiadra, i tylko najmłodszy Changbin znowu jadł czipsy. 

- Kolejna libacja alkoholowa zaliczona! - zawołała ucieszona sierżantka. Była tu od niedawna, jednak już po raz drugi udało jej się zobaczyć skacowane trupy.

Hwasa uśmiechnęła się z powodu entuzjazmu młodszej koleżanki. Doceniała jej zapał, jednak pomyślała, że niedługo wypady na Wzgórze Top staną się dla Ji-eun rutyną. Jeongguk zniknął, co nieco ją zdziwiło, jednak nie chciała zadawać niepotrzebnych pytań.

Tae przyglądał się temu z jawnym zażenowaniem. Na początku myślał, że ci ludzie mają jeszcze trochę klasy, jednak on wcale nie powinien myśleć. Tylko na gorsze mu to wychodziło.

- To ja może już pójdę - stwierdził, nie chcąc już dłużej na to patrzeć.

- A niech będzie pochwalony. Szczęść Wonho - odparły równocześnie kobiety i zajęły się powolnym wnoszeniem księdza z sołtysem do radiowozu w postaci starego fiata 126p. 

Influencer szybko odszedł od zbiegowiska i ruszył wolnym krokiem. Miał tego wszystkiego dość, a po jego policzku spłynęła samotna łza (tak, jak w tych wszystkich fanfikach napalonych nastolatek). Dlaczego go to spotkało? Łza zamieniła się w wodospad. Po chwili cały już był rozmazany i zagilany.

Nagle coś go tknęło. Wypruł niczym strzała. "Zapierdalał, jak twoja stara" - jak to mawiał często Jin. Mijał podwórka i pola, po czym wbiegł na polną drogę, oglądając się, czy przypadkiem nikt (szczególnie w postaci nieznośnego rolnika) za nim nie podąża. Wtedy właśnie usłyszał przeciągłe, końskie rżenie, a po chwili już szybował w powietrzu, wprost w kierunku wielkiego kamienia leżącego obok płotu. Po uderzeniu w głowę już drugi raz w ciągu kilkunastu godzin, zobaczył gwiazdki i stracił przytomność.

- O kurwa, chyba go zabiłem! - krzyknął rozemocjonowany różowowłosy chłopak i zeskoczył z konia.

Szybkim krokiem podszedł do poszkodowanego, klękając przy nim. W innej bajce byłaby to scena, w której książę klęka przed Królewną Śnieżką. Ale niestety na braku przytomności głównej postaci podobieństwa się kończyły.

- Jimin powiesi mnie za jaja - jęknął nieznajomy i zaczął płakać nad bezwładnym ciałem Taehyunga.

Wtedy jednak pomyślał, że te leżące przed nim zwłoki mogą być jeszcze żywe i zaczął sprawdzać czynności życiowe poszkodowanego. Ku zadowoleniu i uldze jeźdźca, trup zdecydowanie żył. Z niemałym trudem przybysz zaczął wciągać celebrytę na swojego wierzchowca. Kiedy chłopak leżał bezwładnie, sięgnął po telefon wybierając znany numer.

Chciał dodzwonić się do Jimina, jednak dotarło do niego, że przez Wzgórze Top nie przechodzi sieć należąca do jego rodziny. Jeongguk osobiście uciął każdy kabel.

- Kurwa jego dominująca mać! - wrzasnął zdenerwowany chłopak. - Baekhyun, kurwa, myśl! 

A może by tak rzucić omdlonego w krzaki? Zostawić na pożarcie kunom i psom? Ta wizja była kusząca, jednak po chwili jego pasażer się poruszył. Wtedy różowowłosego olśniło. Przypomniało mu się kazanie księdza Min Yoongiego i słowa św. Wonho. To właśnie on mówił o ratowaniu ślepych i upośledzonych w wypadkach z udziałem koni. Jako że chciał być zbawiony, wyjście było jedno. Zasiadł w siodle, ówcześnie przywiązując Taehyunga do zadu swego wierzchowca i ruszył.

*^*^*

Przez całą drogę biedny Kim był jeszcze bardziej obijany. Ponownie potraktowano go jak worek ziemniaków, które Jeon hodował na wódę. Po parunastu minutach zatrzymali się przed kościołem na granicy Wzgórza Top. Baekhyun z zerową ostrożnością ściągnął poszkodowanego z konia.

- Księże Jisoo! - zaczął się wydzierać, gdyż wiedział, że duchowny był wrażliwy na hałas i zaraz powinien się zjawić.

Nie mylił się, po zaledwie kilku sekundach z bramy kościelnej wynurzył się mężczyzna w sutannie i zaczął zmierzać w jego kierunku.

- Na św. Hanbina, który nasze dusze w swej opiece trzyma, cóż to za poturbowany człowiek z tobą przybywa? - zrymował jak pierwszorzędny raper.

- Wbiegł mi pod nogi wierzchowca, chyba ledwo żyje - odkrzyknął różowowłosy.

- Ale jak to ledwo żyje? Nie mamy już miejsca na cmentarzu, żeby kolejnego chować. Poza tym, kto to jest?

- To ten nowy od Jeona, nie wiem co mu ten bezmózgi kutas zrobił, ale nikt bez powodu nie rzuca się pod konia!

- Hanbinie, czy ty to widzisz i nie grzmisz! - zawołał Hong unosząc ręce ku górze. - Nawet tak nie mów, jak się Jeongguk dowie, to nie dość, że zabije ciebie, to zetnie głowę też mi! Nie chcesz chyba być pokarmem dla jego glebogryzarki!

- Nic nie mów, Jimin mnie udusi, i to nie w taki sposób jak lubię - drapał się po głowie zdenerwowany Baekhyun.

Hong Jisoo potrzebował chwili na zastanowienie się. Jeden święty Hanbin wiedział, co tu należało zrobić. Jednakże trzeba było podjąć stanowczą decyzję, jak na księdza i powiernika najczarniejszych, wiejskich sekretów przystało. Podszedł do poszkodowanego, aby ocenić uszkodzenia. Profilaktycznie sprawdził czy oddycha, bo trupy widywał tylko na pogrzebach. Upewniwszy się, że ma przed sobą raczej nieprzytomnego niż martwego pacjenta, przystąpił do działania. Swoim wprawnym okiem stwierdził, że skręcił kostkę, ma trochę siniaków, ale będzie żyć.

- Dobrze owieczki Hanbinowskie, przynieście maść na obrzęki i niech ktoś weźmie go do środka - zarządził i samemu wszedł do kościoła.

Baekhyun zawołał ministranta Heechula, który był tak religijny, że leciał na etatach w dwóch parafiach, aby przyniósł maść z apteki Hyungwona Passivo. Sam natomiast postanowił wziąć na ręce nieprzytomnego i zanieść go do wnętrza świątyni. Oczywiście nie mógł zdecydować się, gdzie położyć rannego, dlatego wybrał miejsce, które od razu przyciągnęło jego uwagę - ołtarz. Jisoo może i by zaczął krzyczeć, że to miejsce święte i nie wypada, gdyby nie fakt, że to w głównej mierze Passivo łożył na ten kościół (w zamian za szpiegowanie i donoszenie o tym, co się dzieje u Jeona), dlatego postanowił milczeć.

W pewnym momencie Baekhyunowi zaczęło się nudzić, więc zmacał trochę celebrytę i przeszukał mu kieszenie. Kto wiedział, jakie fanty mogły się znajdować w ubiorze Taehyunga? Uradowany dobył telefonu instagramera i wszedł na snapchata, aby porobić sobie zdjęcia ze słodkimi filtrami. Na szczęście kościelne wi-fi działało całkiem dobrze, jak na zapomnianą przez Boga dziurę, jaką była Kokobop Village. Po chwili jednak i to zajęcie znużyło Passivo, więc odłożył telefon do kieszeni blondyna.

Jisoo cierpliwie czekał na przybycie Heechula z maścią, bo w końcu posiadłość Passivo znajdowała się dosyć daleko. Taehyung w międzyczasie zaczął się powoli wybudzać. Uczuł olbrzymi ból w tyłku, więc przeraził się, że tym razem Jeon był trzeźwy. Otworzył gwałtownie oczy, aby rozpętać mu wojnę, ale kiedy spostrzegł księdza i różowowłosego mężczyznę obok, delikatnie mówiąc zdziwił się.

- Co kurwa? - zapytał chcąc powrócić do spania, gdyż pomyślał, że jego wyobraźnia ponownie postanowiła się z nim zabawić.

Kiedy przewrócił się na drugi bok, zdziwił się czując pod sobą bardzo twarde posłanie. Obejrzał swoje nowe łóżko i niemal dostał zawału, gdy doszło do niego, że leży na ołtarzu. Jak diabeł dotknięty święconą wodą zeskoczył z niego, co tylko poskutkowało większym ciężarem na skręconą kostkę i ponowny upadek.

- AUĆ, KURWA, NO TO JEST ŻART! - wrzasnął łapiąc się za nogę. - Dlaczego nie mogę wrócić do domu? Na tej jebanej wsi prędzej wyzionę ducha, niż Jeon zaora te 365 hektarów, no ja zipię, na całą moją kolekcję Gucci, zaraz się zabiję, i tyle Jeon będzie miał z mojego cudownego ciałka! Mam tylko nadzieję, że nie jest nekrofilem - trajkotał lekko oszołomiony bólem.

- Prosiłbym o pozostanie żywym, bo nie ma miejsca na cmentarzu, więc musielibyśmy cię zakopać w którymś gospodarstwie - odparł pozornie niewzruszony Jisoo, płacząc wewnętrznie, kiedy słyszał taką mowę w świętej instytucji.

Taehyung poczuł się wręcz urażony stwierdzeniem, że dla takiej persony jak on, nie ma miejsca na zapyziałym, wiejskim cmentarzu.

- A wy kto? - zapytał podejrzliwie. - Kolejni porywacze, co dają sobie hektary do zaorania, aby przetrzymywać moje ciało, czy może jakieś rytuały chcecie odprawiać i do tego potrzebujecie moich zwłok?

Jisoo niemal nie wyzionął ducha.

- Co? Oczywiście, że nie. Miałeś wypadek z koniem i cię opatrywaliśmy - wytłumaczył Baekhyun marszcząc brwi. - Tylko Jeon nie ma na co wyrywać, więc porywa.

Taka argumentacja przypadła Taehyungowi do gustu, gdyż idealnie wpisywała się w obraz Jeongguka, jaki wypracował w swojej głowie.

- A, to dzięki, dzięki. Moglibyście mnie teraz odwieźć do Seulu czy cuś - spróbował podejść swoich nowych porywaczy, czy ratowników.

- Dla mnie spoko - odparł Baekhyun.

- Ale gospodarz Jeon... - zaczął niepewnie Jisoo przykładając ręce do ust. - Nawet nasze kółeczko kościelne nie powstrzyma go od zburzenia tego domu hanbinowskiego.

- To się przeniesiesz do Doliny Bottom, nie rób z igły widły - stwierdził beztrosko różowowłosy.

Właśnie zapaliło się światełko w tunelu dla naszego bohatera. Z uśmiechem na twarzy zaczął się podnosić i chciał przyjąć pomocną dłoń nowo poznanego, ale wtem otworzyły się drzwi do kościoła. Nikt nie spodziewał się dwóch rzeczy: 1) hiszpańskiej inkwizycji i 2) płaczącego Jeona. Po jego przystojnej twarzy lały się strumienie łez, cały  był czerwony, a z nosa zwisały mu gluty, których nie nadążał wycierać. W ręku natomiast trzymał telefon, na którym włączona była aplikacja snapchata.

- Kim Taehyung, my sobie musimy porozmawiać - powiedział zaszlochany.

Influencerowi aż zrobiło się głupio przez obraz nędzy i rozpaczy, jaki sobą reprezentował Jeon. Mimo że wyglądał jak siedem nieszczęść, a w jego oczach zgasły gwiazdy, to nadal był cholernie przystojny. Co z tego, że zagilany.

- Ale najpierw, ty jebany Bekonie, lepiej wytłumacz, co ty kurwa robisz na moim Wzgórzu? W dodatku z moją owieczką! - skierował wściekłe spojrzenie na wroga swojej rodziny.

Baekhyun uniósł dłonie w obronnym geście.

- Ratowałem twojego kochasia. - odpowiedział spokojnie. - Wziął mi chłopaczyna wbiegł pod konia, dostał w głowę i zemdlał. No to go przyniosłem, aby ksiądz Hong go poskładał, bo byłem niemal pewny, że Yoongi jest właśnie na wytrzeźwiałce, a do znachora nie dałbym przecież rady go dowieźć - streścił krótko przebieg całego tego zdarzenia.

Jeon słuchał uważnie, aby móc wykorzystać każde słowo przeciwko niemu.

- Pytałem: co robisz na moim Wzgórzu? - powtórzył pytanie zaciskając dłonie w pięści.

- Złość piękności szkodzi, Jeon. Ja tam nie wiem, ale myślę, że twój skarb tylko od ciebie ucieka. Poza tym, przegrałem zakład.

- Co? Jaki zakład? - zainteresował się ksiądz proboszcz parafii.

- No ten... - zaczął jeździec odwracając wzrok. - Musiałem na jednym z wychodków Jeona napisać ,,Passivo tu był, a nawet srał''. Ja wiem, że zbyt inteligentne to nie było, ale cóż zrobić. Zakłady z braćmi ponad wszystko.

Jeongguk już miał chwycić różowowłosego za kołnierz i wyjaśnić mu, że jego bagna się nie tyka, gdy nagle kulejący Tae stanął mu na drodze.

- Jak mnie znalazłeś? - zapytał Kim patrząc szatynowi prosto w oczy.

- Po geolokacji na snapchacie, a po czym? - odpowiedział Jeon, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.

- Jak to? Przecież ja nawet nie otwierałem snapchata.

Baekhyun zakaszlał.

- Przepraszam, czy mogę się wtrącić?

- Nie - odwarknęli mężczyźni mierząc się wzrokiem.

Rożowowłosy zignorował odpowiedź.

- Generalnie to ja zawinąłem telefon, chciałem sobie porobić fotki mojej przystojnej twarzy.

Wszyscy spojrzeli na Baekhyuna z pewną konsternacją. To było tak głupie, że nikt nawet nie chciał tego komentować.

- Tae, błagam, musimy porozmawiać - jęknął żałośnie Jeongguk patrząc na celebrytę wzrokiem zbitego psa.

- Nie mamy o czym rozmawiać - żachnął się blondyn.

Już miał odejść, ale zapomniał o swojej skręconej kostce. Zachwiał się niebezpiecznie, ale w ciągu ułamka sekundy Jeon już przy nim był. Wziął go w ramiona i jakby nigdy nic skierował się w stronę zakrystii.

- Wysłuchaj mnie owieczko - poprosił  zamykając drzwi za nimi.

- Mówiłem, że masz przestać tak do mnie mówić - warknął Taehyung.

- Kim Taehyung, proszę.

Tae machnął dłonią na znak, że teraz Jeon może zaczynać.

- Wybaczysz mi? Nie chciałem, żebyś wiedział, bo bałem się twojej reakcji. A naprawdę mi na tobie zależy, dlatego cię kupiłem. Po prostu chciałem się do ciebie zbliżyć - powiedział Jeon i momentalnie zalał się łzami, niemal jak trzyletnie dziecko.

Ten władczy Jeongguk zachowywał się w tym momencie jak uległa kluska. Instagramer nigdy nie widział go w takiej rozsypce. Zazwyczaj był pełen energii i uśmiechnięty od ucha do ucha. Taehyung nadął policzki.

- Już dobrze, dobrze, nie rycz babo, bo ja też się rozkleję. Mam dość tego cyrku, więc być może ci wybaczę. Jednak musisz pamiętać o pokucie. Ja swoją noszę w sercu, ale to nie znaczy, że ty też nie powinieneś takowej posiadać. Musisz mi się odwdzięczyć za te wszystkie akty dręczycielstwa.

- Tak, tak, promyczku, zrobię co zechcesz! - wykrzyknął radośnie rolnik tuląc się do kolan Tae, który siedział przed nim.

- Oj, tak, nawet nie wiesz, jak mnie wszystko teraz boli, a to przez ciebie! - lamentował Tae, uradowany klęczącym przed nim Jeonem.

- Wszystko Ci wynagrodzę! Obiecuję! - to mówiąc Jeongguk wziął Taehyunga ponownie na ręce i ruszył z nim do wyjścia.

Taehyung czuł się wyjątkowo dobrze, jak na bycie poturbowanym przez konia. Właściwie jedynymi doskwierającymi mu rzeczami były ból głowy w miejscu, gdzie powstał guz oraz rwący ból w jego kostce. Wizja pomiatania Jeonggukiem wykorzystując uszczerbek na zdrowiu bardzo poprawiła mu humor. Kiedy Activo wynosił go z kościoła,  pomachał księdzu oraz Baekhyunowi na pożegnanie. W głowie już układał plany spierdolenia rolnikowi reszty dnia swoimi zachciankami oraz wyrzutami, że gdyby nie jego poranne zachowanie, to nic by się nie stało.

Gdy byli już przed budynkiem i mieli udać się do domu, usłyszeli syreny policyjne. Niby brzmiały jak normalny sygnał, jednak gdy Tae wsłuchał się bardziej, usłyszał dograną muzykę, której słowa brzmiały mniej więcej "Ko ko bop".

Po chwili ze starego, prawie rozwalającego się radiowozu wysiadły dwie piękne kobiety, które Kim widział dzisiejszego ranka.

- No no, Jeon, grabisz sobie - westchnęła Hwasa patrząc uważnie na szatyna, który z lekkością trzymał influencera na rękach.

- Masz przesrane gorzej niż Namjoon, kiedy zajmuje się obornikiem - dodała sierżantka.

Tae spojrzał na Jeongguka niezrozumiale, zadając mu nieme pytanie.

- Ależ drogie koleżanki, to była kwestia najwyższej wagi! Tylko Passivo by tak nie postąpił!

- Dobra dobra, ale mandacik za jazdę konną nietrzeźwym jest, czy tego chcesz, czy nie.

- Musimy z czegoś żyć Jeon, dawaj kasę i zapomnimy o sprawie - stwierdziła posterunkowa zakładając ręce na piersi.

Tae postanowił wtrącić swoje trzy grosze.

- Jeongguk, czyś ty do reszty zdurniał? Siano lub łajno przeżarło ci mózg, a może twoje królicze hormony popchnęły cię do tego, co? Czy ty zdajesz sobie sprawę idioto, że mogło ci się coś stać!

Wszyscy zamilkli. Policjantki zmarszczyły brwi, a Jeon spojrzał na niego pytająco. 

- No co? Nie jestem aż taki brzydki, znaczy wredny, jak mnie malują. Czasami człowiek ze mnie, może nie wieśniak czy rolnik, ale uczucia też posiadam! - krzyczał celebryta wiercąc się tak niemiłosiernie, jakby miał się zaraz wyrwać, jednak starszy trzymał go mocno.

Jeon spojrzał na niego, badając i przetwarzając co ten właśnie powiedział.

- Od zera do farmera, jak to mówią - wtrąciła Ji-eun przerywając tą bitwę spojrzeń. - Poprosimy pieniążki i już możecie sobie stąd iść. Niech nie przynoszą nam wiochy przed kościołem, prawda posterunkowa Hwaso?

- Tak tak, bardzo dobrze mówisz. Dawaj hajs Jeon, i wypad.

Jeongguk niechętnie przerwał wpatrywanie się w Taehyunga. Bardzo chciał zapytać o jego wypowiedź, i trochę się z nim podroczyć. To było takie słodkie, że jego owieczka się o niego martwi. Poczuł ciepło na serduszku, bo nikt wcześniej tego nie robił poza Namjoonem, który od czasu do czasu pytał się, czy jest szczęśliwy i czy wszystko z nim w porządku.

- Numer - westchnął ciężko.

- 69446921376661274421376944 - wyrecytowała z pamięci sierżantka.  

Najwidoczniej podawała ten numer już wiele razy, skoro taki ciąg cyfr nie stanowił dla niej wyzwania. Łapówkarstwo w biały dzień, ze strony stróżów prawa - Taehyung nawet nie był zaskoczony.

- Co to ma być? Jeongguk, rób ten przelew i wracajmy, moja kostka niesamowicie mnie boli i chcę do łóżka! - zaczął marudzić influencer płaczliwym tonem, gdyż chciał przetestować reakcję rolnika.

- Jasne promyczku! Już płacę, tylko nie mdlej i nie idź w stronę światła! - zawołał przelękniony stanem owieczki Jeon, prawie łamiąc sobie palce podczas pospiesznego wpisywania ciągu cyfr na aplikacji swojego banku.

Taehyung pomyślał, że przynajmniej w trzymaniu obiektów Jeon jest dobry, ponieważ wciąż go nie upuścił.

- Gotowe! - zawołał Jeon, który zdążył się już zestresować podczas tej skomplikowanej operacji.

Hwasa klasnęła w dłonie.

- Pamiętaj, następnym razem będzie więcej niż 44 miliony won.

- ŻE ILE!? - krzyknął rozemocjonowany Kim.

Wiejska policja wzruszyła ramionami. Hwasa skierowała się do radiowozu, a Ji-eun pomachała im na pożegnanie.

- To wracamy w końcu? - zapytał wykończony do reszty influencer.

- Tak tak, tylko muszę zadzwonić po Namjoona, żeby przyjechał po nas.

Nie czekając na odpowiedź, wyjął ponownie iPhona i wybrał odpowiedni numer.

- Joon zaraz będzie - powiedział patrząc na Kima z uwielbieniem.

- To niech będzie szybko, bo czuję, jak mi wody odchodzą - mruknął Taehyung cisnąc wewnątrz bekę.

Jeongguk przyłożył słuchawkę do ucha.

- NAMJOON, ZAPIERDALAJ, SŁYSZAŁEŚ? MASZ BYĆ ZA 5 MINUT, ALBO WSADZĘ CIĘ DO ŁAGRU Z ŁAJNA!

I rzeczywiście, dokładnie po 5 minutach ich oczom ukazał się ogromny, kolorowy traktor. Na boku miał napis ,,Bardzo Tęczowy Samiec ~ edycja limitowana 2k18''. Taehyung złapał się za głowę z zażenowania, co Jeongguk zrozumiał opacznie.

- Już już, skowronku, idziemy - odezwał się słodko. - Namjoon, ty wracasz na koniu, zrozumiałeś? 

- Ale gospodarzu, co się stało? - wykrzyknął zdenerwowany Joon. - Wszystko w porządku?

- Nie zadawaj niepotrzebnych pytań. Wracasz na Katie, temat skończony. Przeproś ode mnie Kaia za zabranie jego ulubienicy bez pytania. Śpieszyło mi się.

Namjoon wzruszył ramionami, bo wiedział, że prędzej czy później Jeon mu wszystko wyjaśni. Bez gadania wsiadł na klacz.

Rolnik z należytą ostrożnością niósł Kima do traktora o wdzięcznej nazwie BTS w skrócie. Z finezją położył Taehyunga na siedzeniu. Sam zajął miejsce prowadzącego maszynę. Uśmiechnął się zawiadacko i spojrzał na swojego towarzysza.

- Teraz pokażę ci, jak jeżdżą prawdziwi samce alfa.

Taehyung prychnął i przewrócił oczyma. 

*^*^*

Kiedy dojechali do posiadłości, Jeongguk zeskoczył z maszyny i ponownie wziął Kima na ręce. Udał się z chłopakiem do swojej sypialni, gdzie delikatnie położył go na swoim wielkim i niesamowicie wygodnym łóżku, a sam uklęknął przy poszkodowanym łapiąc go za rękę.

- Tae, ty moje ździebełko złotej pszenicy, co ci dolega? Mam posłać po znachora? Potrzebujesz czegoś? Gdzie boli? - zbombardował gwiazdę pytaniami.

W umyśle Tae od razu pojawiła się wizja wiejskiego lekarza (lub szamana), który nasmarowuje go wątpliwego pochodzenia maściami z odchodów zwierząt. Co gorsza mógłby dotykać nieskalanego przez żadnego osobnika męskiego pochodzenia ciała influencera.

- Nie! Nie trzeba, naprawdę dziękuję - krzyknął przestraszony Kim.

- Jeśli potrzebujesz, to naprawdę jestem w stanie zadzwonić po naszego znachora, zobaczysz, ziółka ci przepisze albo poskłada cię na nowo!

- Żadnego składania! Sam siebie craftuj w Minecrafcie, czy jakiejś tam grze albo u tego tam znachora, czy Hanbin wie co.

Jeongguk posmutniał. Naprawdę chciał dogodzić swojej owieczce.

- No już się nie dąsaj - burknął influencer. - Noga mnie napierdala, zrób coś z tym.

- Słodzino, cóż mam uczynić dla ciebie? Zrobię co zechcesz.

- Striptiz zawsze poprawiał mi humor. Myślę, że mentalnie mogę zostać uzdrowionym i dzięki temu moja noga poczuje się lepiej. Rozumiesz, siła podświadomości. Raduj duszę, a ciało będzie zdrowsze, jak pan Wonho przykazał - zaproponował Taehyung śmiejąc się w duchu, gdyż nie sądził, że Jeon posłucha tak kretyńskiego wytłumaczenia.

Jeongguk w sekundę rozerwał swój czarny t-shirt. 

To co zobaczył Taehyung, przerosło go. Jego oczom ukazał się boski, wyrzeźbiony tors. Figura w kształcie trójkąta, tak zajebistego, że aż chciałoby się go zmierzyć z każdej strony. Szerokie barki (bardzo, jednak trzeba przyznać, że Jin posiadał ociupinkę szersze). Klatka piersiowa, którą nie jedno słońce widziało. Rysowały się na niej mięśnie brzucha, tak idealne, jakby sam Brad Pitt mu je pożyczył. Jego perfekcyjnie ciało, które zostało objawione Taehyungowi, kończyło się tuż przy linii spodni, gdzie Kim nie miał już wzrokiem dostępu. Kiedy jego myśli zawędrowały pod materiał spodni Jeona, z nosa influencera zaczęła ciec stróżka krwi.

- O kurwa! Tae, ty krwawisz! - wrzasnął przestraszony Jeon.

Kim pomyślał, że no cholera, kto by nie krwawił na jego miejscu, na widok ciała samego Zeusa w pełni blasku chwały? Osunął się na poduszce wpatrując się zamglonym spojrzeniem w starszego.

- A wodę święconą masz? - zapytał słabo.

- Oczywiście! - zawołał uradowany Jeongguk. - Ksiądz Yoongi zawsze zostawia nam fiolkę po lanych poniedziałkach. Twierdzi, że to uwolni nas od grzechu i kaca.

- Daj mi to - odparł Kim ocierając krew. 

 Jeon (nadal od pasa w górę nagi) otworzył szafkę nocną i chwycił przedmiot, a następnie podał go Tae. Influencer złapał fiolkę i spojrzał na nią badawczo. Po chwili przechylił ją wlewając całą zawartość do ust.

- Święty Wonho, niech twa boskość spłynie na mnie i oczyści z podniecenia mego, niech to zejdzie ze mnie teraz!

To mówiąc ponownie opadł na poduszki patrząc w sufit. Jeongguk zastanawiał się, co zrobił nie tak, że Tae tak się teraz zachowuje.

- A noga jak? Lepiej? - zapytał skruszony.

- Co? - odpowiedział pytaniem na pytanie zbity z tropu blondyn. - Ah, tak, znaczy nie, idź przynieś mi lody, słodycze pomagają na ból. I przeciwbólowe też przynieś.

Kiedy Jeongguk wyszedł, Taehyung zakrył rękoma twarz i westchnął przeciągle.

- Nie wierzę, że mi stanął - jęknął mocno zarumieniony, na co przechodzący obok drzwi pokoju Kai prawie się zakrztusił, po czym pobiegł powiedzieć Jeonowi i reszcie o tym, co usłyszał.

Niczego nieświadomy Taehyung doprowadził się do porządku, myśląc o najbardziej odrażającej rzeczy, jaka go spotkała, czyli o zapachu jeonowskiego obornika. Kiedy Jeongguk przyszedł do niego (na szczęście już ubrany), uśmiechał się w sposób, który nie przypadł gwiazdce do gustu.

- Co cię tak śmieszy?

- Nic nic, pomyślałem sobie o tym, jak Jimin sie wyjebał i sobie ten głupi ryj rozwalił - odpowiedział Jeon przybierając najbardziej niewinny wyraz twarzy, na jaki było go stać.

- Yhym, jasne - mruknął Kim. - Masz te moje lody? Włącz mi telewizję.

Jeongguk wzruszył ramionami i zrobił, co mu instagramer nakazał, choć uśmiech satysfakcji wciąż powracał na jego usta.

- Mogę z tobą pooglądać? - zapytał z miną zbitego psa, patrząc na rozłożoną na jego łóżku gwiazdkę.

- Ehh... Niech ci będzie. Tylko bądź cicho, jakiś film leci.

Chwilę później łóżko ugięło się pod ciężarem drugiego ciała. Jeon chciał przysunąć się do Taehyunga, jednak Kim zgromił go wzrokiem. Starszy minutę nic nie robił, po czym i tak zignorował ostrzeżenie, przysuwając się bliżej chłopaka. Chwycił go za rękę i zaczął się bawić jego palcami, od niechcenia spoglądając na ekran.

- Igrzyska Śmieci?

- Igrzyska Śmierci głupku, czytać cię nie nauczyli na tej wsi? Jest napisane jak wół u dołu ekranu - żachnął się Tae.

- Wolę patrzeć na inne rzeczy - stwierdził szatyn.

- Na swój obornik?

- Na moją owieczkę.

Kim spojrzał na niego i trzepnął go po łbie. Już miał coś odpowiedzieć, gdy nagle do sypialni wpadł nieoczekiwany gość.

- Panie Jeon! Gospodarzu drogi! - krzyczał wysoki chłopak wymachując ręką, w której trzymał platynową kopertę. - Przesyłka priorytetowa, nakaz dostarczenia do rąk własnych. Pan wybaczy za najście, ale taka praca.

- Nie szkodzi Seonghwa, po kopercie widzę, że nie miałeś wyboru - westchnął rolnik. - Szczęść Wonho.

- Niech będzie Wonho pochwalony! - pozdrowił go Seonghwa i wybiegł z sypialni.

Jeongguk wpatrywał się z lekkim niepokojem w trzymaną przez siebie kopertę, na której widniał symbol wideł skrzyżowanych z grabiami. Tae natomiast przyglądał się temu wszystkiemu z zainteresowaniem pomieszanym z irytacją, gdyż przez to najście przegapił scenę, w której Peetah i Katniss pocałowali się po raz pierwszy.

- Właśnie miałeś okazję poznać najlepszego doręczyciela w gminie. To właśnie był listonosz Park - powiedział Jeon do blondyna.

* nawiązanie do fanfika I'm a virgin autorstwa @twojasprawa (niestety usuniętego przez autorkę). W ten sposób chciałybyśmy oddać hołd fanfikowi, który przyczynił się do powstania Hektarów, jak i samej autorce. Przesyłamy mnóstwo miłości!

*^*^*
Witajcie zagubione owieczki!

Mamy nadzieję, że rozdział się podobał! Jeżeli tak, to zapraszamy do zostawiania komentarzy i gwiazdek, chętnie też przyjmiemy słowa krytyki i uwagi, jeśli się pojawią (◍•ᴗ•◍)❤

Kojarzymy już wszystkich stałych czytelników. Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze - nie macie pojęcia, jak bardzo poprawiają nam humor T^T Jesteście wszyscy kochani i cudowni, pamiętajcie o tym! 

Bez was nie byłoby to możliwe. Przyznajemy, że trochę się wzruszyłyśmy.

Trzymajcie się ciepło, widzimy się w następnym rozdziale, jak zwykle w poniedziałek o 14:44.

Wasze Kim, Seok i Jin

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top