5. Pierogi z (Kim)chi
*^*^*
Taehyung kochał jeździć na zakupy. Chanel, Gucci i Versace zawsze były dla niego źródłem relaksu oraz szczęścia. Sam widok loga któregokolwiek z nich sprawiał, że zła diva żyjąca w naszym influencerze, była zaspokojona i nie rozpoczynała wojen. Niestety Jeon o tym nie wiedział, ani nie przeczuwał tego, co miało się wydarzyć, gdy zamiast drogich i markowych sklepów, nasza gwiazdeczka zobaczy giełdę pełną straganów z ubraniami nie nadającymi się na imprezę u Beyonce z Kingą Rusin. Podróż mijała im spokojnie niczym na Florydzie przed huraganem, za nim doświadczyli uderzenia pierwszego kataklizmu.
- Kiedy dostanę telefon? - zapytał nagle Taehyung, patrząc wręcz laserowym spojrzeniem na swojego oprawcę.
- Nie wiem - odpowiedział Jeongguk dłubiąc w uchu, jakby to pytanie było wnerwiającą muchą.
- Ja. Chcę. Mój. Telefon! - zażądał zrozpaczony blondyn.
Chwycił Jeona za rękaw i zaczął go cały czas pociągać z mechaniczną częstotliwością. Uważał to za niesprawiedliwe. Mogli mu odebrać wolność, ale nie jego skarb, który zawierał wszystko, co w życiu uważał za najcenniejsze (nie, nie byli to ludzie). Jeon chciał udawać, że, go nie słyszy, ale Taehyung mu na to nie pozwalał powtarzając pytanie o swoją własność, w kółko, w kółko, i w kółko. Nie dawał za wygraną. Po parunastu minutach Activo miał już serdecznie dość.
- Jeśli zaraz nie zamkniesz tej ślicznej buźki, to przysięgam na świętego Wonho, że wsadzę ci ten telefon w dupę! - zawołał w końcu wybuchając.
Jego rozmówca spojrzał na niego z pogardą marszcząc brwi.
- Nie jestem przekonany do takiej formy przyjemności. Może ty próbowałeś, ale ja raczej wolę klasyczne formy miłości - parsknął blondyn zaplatając ramiona na piersi.
- Ze mną spróbujesz wielu nowych rzeczy owieczko, ale na to przyjdzie czas. Jesteśmy na miejscu - odpowiedział Jeon kiwając głową ku celowi ich podróży.
Taehyung w końcu zamilkł i rozejrzał się zdziwiony. Nadal byli na jakiejś zabitej deskami dziurze. Przed jego oczami rozpościerał się widok mnóstwa małych kolorowych straganów, przy których wałęsali się wieśniacy w celu zakupienia potrzebnego odzienia. Influencer wciągnął gwałtownie powietrze. Potarł piąstkami oczy. Spojrzał na miejsce przed nim. Przetarł oczy. Ponownie spojrzał. I tak parę razy, ale giełda nie chciała się magicznie zamienić w galerie handlową.
Znowu poczuł się rozczarowany, ale o dziwo nie zaskoczony. W końcu gdzieżby indziej taki wieśniak, jak Jeon, mógł się zaopatrywać w swoje niemodne ciuchy? Taehyung pomyślał, że powinien był wiedzieć lepiej i się nie nastawiać na takie dobra, jak centrum handlowe.
- Chyba sobie ze mnie kurwa żartujesz - odparł bezsilnie.
- Już, już, nie mamy całego dnia, a mamy rzeczy do kupienia! - Jeon nagle odzyskał energię i zeskoczył z dorożki.
Jak prawdziwy gentleman wyciągnął rękę, aby pomóc Taehyungowi wysiąść. Tym razem gwiazdka przyjęła pomoc, lecz bardzo niechętnie stanęła na stałym gruncie.
- No, to czas na zakupy! - krzyknął Jeongguk i pociągnął go, jak manekina.
Przeszli przez około dwadzieścia stoisk. Przy każdym blondyn marudził o tym, jak to Gucci ma lepsze i ładniejsze wzory, materiały, czy krój. Jednakże Jeon nie dawał za wygraną i uparcie pokazywał mu coraz to nowsze propozycje ubrań. Był zachwycony, że tym razem nie przyjechał na giełdę sam, a w towarzystwie nieco wkurwionego, ale jakże słodkiego chłopaka.
- A może takie ogrodniczki? Zobacz, mają kolor mojego najnowszego kombajnu!
Taehyung przewrócił oczyma tak mocno, że aż go to zabolało. Bez słowa poszedł dalej machając ręką, co można było interpretować jako a) spierdalaj b) nie wytrzymię c) nie mów do mnie teraz.
Przy stoisku dwudziestym pierwszym, w końcu coś przyciągnęło spojrzenie Taehyunga. Była to czerwona koszula, na której znajdowało się logo Gucci. Dopiero przy bliższym przyjrzeniu się zobaczył, że brakowało jednego "C", a na końcu znajdowała się dodatkowa literka tworząc "Gucio". Normalnie by się oburzył, że podróbki są poniżej rozumu i godności człowieka, ale czas, jaki spędzał z tym wieśniakiem na zadupiu, był już poniżej jednego i drugiego, dlatego stwierdził, że niżej nie upadnie. Wziął tę koszulę do ręki, a za nim nagle pojawił się Jeongguk.
- O! Widzę, że coś ci się spodobało! - położył mu rękę na ramieniu.
Taehyung zrzucił ją i z marsową miną zapytał pani sprzedającej ile sobie ceni ten (kawałek szmaty z lumpeksu) ciuch. Usłyszawszy o wiele za wysoką cenę, wytrzeszczył oczy i już miał się wykłócać, kiedy Jeongguk bez zbędnych ceregieli wyciągnął portfel i zapłacił. Influencer przewrócił oczyma. Co ten gospodarczyk sobie wyobrażał? Musiał odetchnąć. Odeszli od staruszki, stając przy straganie z kaloszami, jednak to wszystko się w nim kotłowało. Nagle, jak grom z jasnego nieba, Taehyunga coś po prostu pierdolnęło. Nie było to nic nietypowego dla naszego humorzastego bohatera, jednak teraz sytuacja go przerosła. Jego wkurwienie osiągnęło apogeum, więc zaczął swój wielki monolog na targu, niczym Kordian na Mont Blanc:
- No kurwa, to jest jakiś żart. Mógłbym sam za siebie zapłacić! A NIE, CZEKAJ, NIE MOGĘ! DLACZEGO? BO ZABRAŁEŚ MI MOŻLIWOŚĆ UŻYCIA MOICH PIENIĘDZY! CO, LUBISZ, JAK LUDZIE SĄ OD CIEBIE ZALEŻNI, HMN? UTRZYMANEK ISSUES, CZY JAKI CHUJ? - począł się wydzierać czując, jak zdziera sobie cenne gardełko. - Chcę moje pieniądze, chcę mój telefon! Mógłbyś przestać mnie w końcu ograniczać, ty chory fetyszysto! Takie zainteresowania są chorobą, wiesz? Matka cię nie kochała? Ojciec do łajna wrzucił? Jakie ty masz problemy człowieku, że nie mogę nawet sam zapłacić za ten jebany materiał, wart co najwyżej jabłka na tamtym stoisku, ja pierdole, twoja mać! Mam pieniądze, jestem bogaty więc do świętego Gucciego, DAJ MI SPOKÓJ.
- Oh! Patrz, jak do siebie pasujemy. Obydwaj jesteśmy bogaci - odparł niewzruszony Jeongguk klaszczący z radością w dłonie i uśmiechnięty, jak do reklamy pasty do zębów.
Taehyung poddał się. Nadzwyczajnie w świecie zrezygnował z dalszych prób uświadomienia gospodarzowi źródła jego problemu. Odwrócił się na pięcie i poszedł przed siebie. Nie obchodziło go, co teraz zrobi Jeon, miał to w głębokim poważaniu.
- Czekaj na mnie! Muszę ci kupić jeszcze parę rzeczy - zawołał za nim Jeon.
Uwielbiał się droczyć ze swoją małą, słodką owieczką, która aspirowała do niezależności. Blondyn nie zwrócił na to uwagi i po prostu szedł. Dopiero stoisko z kapeluszami przyciągnęło jego uwagę. Jeden z nich bardzo przypominał mu ten, który nosił Luffy, główny bohater anime One Piece. Z małym entuzjazmem obejrzał go i przymierzył. Już chciał zapłacić za to cudo, kiedy uświadomił sobie, że nie ma pieniędzy. Zasępił się, a pojawienie się gospodarza i zapłata za kapelusz, tylko pogorszyły jego humor.
- Wcale go nie chcę - warknął odrzucając podarek.
Jeon uniósł brwi i nic mu nie odpowiedział, tylko konwersował z panem sprzedającym kapelusze. Musiał wejść głębiej do stoiska, aby usłyszeć co mówił do niego drugi mężczyzna i wtedy Taehyung doznał drugiego olśnienia. Czemu by nie spróbować znowu zwiać? Znajdowali się na obcym terenie, oddalonym kilka kilometrów od wiochy tego farmerskiego biznesmena. Niedaleko nich stał ładny rower. Miętowa damka. Albo jak nazwał ją nasz bohater, jego koło ratunkowe. Upewniwszy się, że Jeon jest pogrążony w rozmowie, podbiegł do pojazdu i szybko wskoczył na niego, z zamiarem odjazdu w kierunku zachodzącego słońca.
- Z drogi śledzie, Tae jedzie! - krzyknął triumfalnie.
Mankament był jeden. Taehyung nigdy się nie nauczył jeździć na rowerze. W jego nowobogackim, w dużej części wyreżyserowanym na planie Rodziny Kim życiu, zwyczajnie nie potrzebował tejże umiejętności (podczas nauki jazdy mógłby się w dodatku wywalić i zepsuć sobie tę boską twarzyczkę). Udało mu się przejechać może z trzy metry, nim rower zaczął się poważnie chybotać. Spanikowany kiwał się na wszystkie strony, próbująć utrzymać równowagę. Chwycił mocno kierownicę i zamknął oczy. Nie było zdziwieniem, że się wywalił. Chciałby móc powiedzieć, że z gracją, ale tak nie było (jego upadki zawsze wyglądały inaczej w jego wyobrażeniu, niż w rzeczywistości). Wrzask, jaki z siebie wydał, najprawdopodobniej usłyszano w wiosce obok. Po zamknięciu przez niego powiek, przednie koło wygięło się w bok, zrzucając Taehyunga z siedzenia. Upadł całym ciałem na twardy beton, zdzierając sobie kawałek skóry z łokcia. Po chwili, ze wszystkich stron wyłonili się dobrze znani panowanie w czerni. Otoczyli oni biednego blondyna, który za cholerę nie wiedział co się dzieje. Każdy z nich skutecznie go osłaniał. Po chwili pojawił się spanikowany Jeon.
- Co tu się do kurwy dzieje? Gdzie on jest? - powiedział zdenerwowany.
Zacisnął dłonie w pięści, gotowy do sprzedania solidnego wpierdolu każdemu, kto śmiałby położyć dłoń na jego gwiazdce.
Jakież było jego zaskoczenie, gdy zamiast napakowanych farmerskich bossów, ujrzał swoją zgubę, która leżała plackiem na ziemi. Jeon wytrzeszczył w zdumieniu oczy. Zakrył dłonią usta. Zagryzł wargę, a następnie złapał się za brzuch, śmiejąc się wniebogłosy.
- Litości. Boże, Tae - chichotał szatyn, nie mogąc przestać. - Na co ci pieniądze, skoro nawet na rowerze nie potrafisz jeździć?
- Nic. Kurwa. Nawet. Nie. Mów - wycedził z zaciśniętymi zębami dwudziestodwulatek.
- Mieszczuch z ciebie straszny. Nawet jednego dnia na wsi beze mnie byś nie przeżył - odparł rozbawiony do potęgi Jeongguk.
Influencer miał dosyć. Zamknął oczy, a po jego policzkach zaczęły spływać słone łzy. Objął rękoma kolana, a jego łkanie stało się coraz głośniejsze. Jeon momentalnie przestał się śmiać, a jego ciało oblał zimny pot. W sekund pięć podszedł do zasmarkanego Tae i wziął go na barana. Początkowo blondyn chciał się temu sprzeciwić, lecz po chwili po prostu wtulił się w plecy cuchnącego słomą mężczyzny. Niczym mała panda objął go za szyję i pozwolił się prowadzić w nieznanym sobie kierunku. Cały czas pociągał nosem.
- No, już nie rycz - odkaszlnął farmer. - Do wesela się zagoi.
- Żadnego ślubu nie będzie - żachnął się Taehyung, złośliwie pociągając za jeden z odstajacych kosmyków Jeongguka.
- Ależ oczywiście, że będzie, owieczko. Nasz - odpowiedział spokojnie szatyn.
Na te słowa Tae zrobił dodatkowy użytek z dłoni i postanowił udusić nimi niosącego go mężczyznę, ściskając go za szyję jak najmocniej potrafił. Niestety jego niedoszła ofiara miała tak doskonale wyrobione mięśnie szyi, że nie zrobiło to na niej większego wrażenia, ale i tak postanowiła zainterweniować. W końcu jego miłość nie powinna chcieć go zabić. Jeon pomyślał, że jego ukochany musiał się z nim w ten sposób droczyć. Kiedy dotarli do dorożki, chwycił swojego nieco rozsierdzonego węża boa i boleśnie opuścił na siedzenie. Taehyung ponownie tego dnia wrzasnął.
- Nie mógłbyś trochę delikatniej? Moja cenna dupa zniosła dzisiaj o jeden upadek za dużo.
I znowu zaczęło się marudzenie. Blondyn postanowił kolejny raz strzelić focha. Zarzucił nogę na nogę i z pełną pogardą odwócił się od swojego towarzysza. Jego poza przyniosła zamierzony efekt, bo już po chwili farmer położył na jego główce swoją dużą, męską (w dodatku żylastą) dłoń i zaczął nią delikatnie głaskać go po złotych, niczym najpiękniejsze pole dojrzałej pszenicy, kosmykach. Taehyung zamruczał na ten gest. Nie podobało mu się, że narusza on jego przestrzeń osobistą, jednak gest ten wydawał się całkiem miły. Jakby wiatr smagał go po jego czuprynie.
- Spokojnie ty moja bekso, mamy gdzieś maść na ból dupy. Specjalny przepis rodziny Activo.
Próbował tym rozładować napiętą atmosferę i o dziwo udało mu się. Już po chwili Tae zaczął chichotać. Nie wiedział dlaczego, ale żarty o dupie zawsze go śmieszyły. Jeon uśmiechnął się pogodnie, ale zaraz dostał kuksańca w bok. Urażony szatyn obrócił się w stronę towarzysza, jednak tym razem na twarzy Kima nie widniał już ten sam, dobrze znany mu grymas, a kąciki jego ust uniosły się do góry.
*^*^*
Ich oczom ukazał się dobrze znany Jeonggukowi znak z nazwą jego ukochanej miejscowości, jego domu, Kokobop Village. Wioska należała do tych większych, toteż pod posiadłość Jeona zajechali dopiero po jakichś piętnastu minutach, kiedy słońce chyliło się już ku zachodowi. Taehyungowi burczało od pewnego czasu w żołądku i domagał się natychmiastowego dostarczenia mu jedzenia, kopiąc uporczywie mężczyznę po łydkach.
- Spokojnie, słońce, zaraz zjesz najlepszą kolację w swoim życiu - zapewnił gospodarz młodszego, kiedy pomagał mu wychodzić z dorożki.
- Oby to była twoja ostatnia - mruknął Taehyung pod nosem, czego Jeongguk nie usłyszał (lub po prostu to zignorował).
Mężczyźni podążyli w kierunku budynku, Jeon dziarskim krokiem, a Kim omijając slalomem każdy napotkany kawałek błota.
- Długo jeszcze? - marudził influencer, kiedy już weszli do holu, a on usiadł na kozetce pod wielkim pejzażem farmy Jeon Activo.
- Namjoon zaraz powinien podać do stołu - odparł starszy z uśmiechem.
W tej samej chwili usłyszeli irytujący dźwięk krowich dzwonków, który dla Jeongguka był znakiem na kolację, czyli najpiękniejszym, wręcz anielskim odgłosem. Tae nie miał już nawet pytań, tak jak zresztą oczekiwań, więc ruszył po prostu z prowadzącym go za rękę mężczyzną. O dziwo spodziewał się kolacji na stogach siana, czy w jakimś innym równie okropnym miejscu. Jednak tym razem Jeon go zaskoczył. Znajdowali się w ogrodzie, niedaleko sadu. W centrum tego niewielkiego, kwiatowego raju znajdował się stół, a wraz z nim świece i przyszykowany serwis.
- Jeju - westchnął Tae z pewną dozą zachwytu.
Moment później zorientował się, że powiedział to na głos i dodał:
- Ale gówno.
Szatyn zaśmiał się perliście.
- Zapraszam do stołu - odparł i zaprowadził chłopaka na jego miejsce.
Niczym rasowy gentlemen odsunął krzesło Taehyungowi. Influencer jak zwykle chciał mu dogryźć, jednak to, że poczuł się jak księżniczka, przesądziło nad jego odpowiedzią.
- Dzięki - odparł bez dodatkowych uszczypliwości i zasiadł spokojnie do stołu.
Po drugiej stronie usiadł pan domu. Miał stąd idealny widok na swoją śliczną owieczkę, której nieustannie posyłał swoje królicze, ale jednocześnie zalotne uśmiechy. Kiedy jednak Taehyungowi po raz kolejny zaburczało w brzuchu, klasnął władczo w dłonie, a z posiadłości wyszedł dobrze już znany influencerowi lokaj, niosąc sporych rozmiarów platynową tacę. Blondyn wpatrywał się w zielonowłosego jak sęp w padlinę, czekając na moment, w którym ten położy na stole upragniony posiłek. Kai z niezwykłą, jak na pracownika rolnego gracją, położył tacę na stole i odkrył ją, ukazując zawartość.
Tak skonfundowanego Taehyunga, nie widział nikt nigdy.
Biedny influencer nie był pewny, na co dokładnie patrzy. Widząc jego pełen pytań bez odpowiedzi wzrok, Jeongguk zwrócił się do niego.
- To specjał naszej rodziny. Tradycyjne, polskie pierogi, ale z farszem zrobionym z naszego swojskiego, koreańskiego kimchi - wyjaśnił rzeczowym tonem.
Kim nie był co do tego przekonany. To całe kimchi w pierogach nie wyglądało zbyt apetycznie. Poza tym, co on tam powiedział... Polskie? Co to za wiejska prowincja? Spojrzał podejrzliwie na swojego towarzysza. Jeon z zapałem pochłaniał już czwartego pierożka. Jako że celebryta był potwornie głodny, postanowił, że jednak zaryzykuje i spróbuje.
Mimo swojego początkowego sceptycyzmu, musiał przyznać, że potrawa jedynie wyglądała, jak przeżuta przez psa, gdyż w rzeczywistości smakowała obłędnie. Tae czuł rozkosz w swoich ustach, jego podniebienie tańczyło kankana. Fuzja smaków wprost w niego uderzyła. To było lepsze niż jego ulubione ciastko ze Starbucksa. Z zapałem zaczął pałaszować kolację, pochłaniając coraz to większe pierożki. Jeon przyglądał mu się z zainteresowaniem, ciesząc się z reakcji chłopaka.
- I jak? Smakuje ci? - zapytał.
- Całkiem niezłe - mruknął Taehyung. - Jednak Seokjin robi lepsze.
Nie mógł mu pokazać, że ta potrawa wywołała w nim tyle emocji.
- Hmm - zamyślił się Jeon - Jeśli ci nie smakuje, to zawsze możemy zrobić coś innego.
- Nie! - zawołał blondyn. - Znaczy się nie, nie trzeba.
Szatyn zaśmiał się, ukazując tym samym rząd swoich króliczych zębów. Strasznie bawiło go to, jak ta pyskata gwiazdka zawsze miała ripostę na jego działania. Tymczasem pierożki jego babci skutecznie zamknęły mu tę niewyparzoną buźkę.
- Mógłbym coś do picia? - zapytał Tae, który był jedną stopą w grobie po zjedzeniu tylu pierożków.
W dodatku lokaj przyniósł jeszcze jakiś bigos (który też okazał się lepszy od wszystkiego, co go dzisiaj spotkało). Influencer był pełny po brzegi. Jeon zawołał służbę i już po chwili ich oczom ukazała się butelka z przeźroczystym płynem.
- Czy to jest wódka? - powiedział influencer mrużąc oczy.
- Ależ owieczko! Jakbym śmiał dać damie wódkę. Toż to czysty spirytus.
Taehyung zrobił przysłowiowego face palma. On nie pijał tego typu procentowych napojów prosto z piwnic proletariackich prostaków. Jego towarzysz natomiast wziął kieliszek i jednym haustem wypił zawartość. Blondyn przewrócił oczami. Jeon natomiast machnął ręką i już po chwili do ich stołu przyniesiono słynną popitę.
- Kompocik, najlepszy w całej gminie. Takiego nawet Passivo nie mają - zareklamował napój ze swoim firmowym uśmiechem.
- A jaki smak? Najbardziej lubię wiśnie - uciął jego starania Taehyung.
Na te słowa Jeon chwycił się za serce. Cały poczerwieniał, a jego dłonie zacisnęły się w pięści.
- W tym domu nie serwujemy tych... Tych... Owoców szatańskich z sadu tej podłej jędzy, Cherry Bomb - wydusił. - Tu się hoduje czereśnie.
- Dobra, Jeon, weź uspokój swoje królicze hormony, bo chyba przesadziłeś z paszą - westchnął dwudziestodwulatek. - Wiśnie, czereśnie, jeden kij. Smakują tak samo, więc się utkaj i nalej mi kompotu.
Jeongguk coś mruknął o paleniu wiedźm na stosie, ale ostatecznie wstał i podszedł do chłopaka, aby nalać mu do szklanki upragnionego napoju. Wziął w swoje umięśnione (stworzone wręcz do zgniatania jabłek) ręce karafkę komputu i nachylił się. Jego ciemne, brązowe kosmyki łaskotały Taehyunga w czoło, co niezmiernie go rozśmieszyło. Starszy uśmiechnął się i po chwili znowu zasiadł na swoim miejscu.
- Opowiedz mi coś o sobie - odezwał się szatyn po chwili dłuższego milczenia.
- Myślałem, że jestem znaną osobą - zauważył młodszy popijając kompot w skupieniu.
- Co nie zmienia faktu, że chciałabym cię poznać w zupełnie innym świetle. Nie jako teawithTae, czy dzieciaka z telewizji, a po prostu Kim Taehyunga.
Blondyn zmarszczył brwi na te słowa. Delikatnie złapały go za serce, bo jeszcze nikt nie chciał poznać prawdziwego Kim Taehyunga. Wszyscy dotychczas, poza Seokjinem, chcieli zbliżyć się do divy Tae z Rodziny Kim, topowego instagramera albo chłopaka znanego YouTubera, i nikt nie myślał o tym, czy poza tymi postaciami krył się ktoś jeszcze. Nawet Sehun zaczął poznawać Tae prywatnie dopiero po czasie.
- Nie jestem zbyt ciekawą osobą tak naprawdę - przyznał Tae i odwrócił wzrok.
- Weź nie gadaj, zawsze masz tyle do powiedzenia, to i teraz nie powinieneś mieć problemu. Zamieniam się w słuch.
Chłopak zamyślił się. Podparł podróbek dłonią i zaczął mówić.
- Imię już znasz. Urodziłem się w Seulu, a nie w jakiejś biedackiej wsi, jak niektórzy. Od dziecka mam uczulenie na ryż, ale nikomu o tym nie powiedziałem, bo gdybym go nie jadł, uznaliby mnie za podrabianego Azjatę. Nie mogę go jeść, ponieważ dostaję wysypki na tyłku - rozgadywał się. - Boję się klaunów, kocham Zmierzch i zawsze byłem team Edward. On był dla Belli, bo seksowny Jacob miał być dla mnie. Nie lubię autora Shingeki no kyojin, bo zabił wszystkich bohaterów, których kochałem. Oglądam anime i lubię grać w gry, ale się z tym nie afiszuję, bo jeszcze mnie te wszystkie nerdy zaczną napastować pytaniami o ulubieńców.
Jeon przez cały ten czas spijał każde słowo z jego kształtnych warg. To było wręcz niewiarygodne, jak intrygującą osobą była ta blondwłosa piękność. Taehyung nawijał, i nawijał. Naprawdę się rozgadał.
- Jesteś naprawdę słodki - odparł Jeon przerywając monolog Tae.
Taehyung zamilkł. Już miał znowu odpyskować, gdy szatyn zawołał.
- Ej Binnie, skrzacie, chodź tu do nas!
Po chwili zza rogu posiadłości wyłonił się ów krasnal. Był nadzwyczaj napakowany, jak na hobbito-podobną istotę. Niósł on pakunek dość dziwnych kształtów. Na papierze prezentowym były narysowane zielone traktory.
- Przyszedł mój ulubiony garażowy - oznajmił Jeongguk wskazując na ,,Binniego". - Ma tu coś dla ciebie.
Binnie ubrany był cały na czarno, a na jego koszulce widniał napis ,,I love dark". Podszedł powoli do spanikowanego Tae, który z wielką ostrożnością odebrał od niego paczuszkę. Powoli ją rozpakował, a jego oczom ukazał się ten sam słomiany kapelusz, który widział dzisiaj na targu. Cały się rozpromienił i od razu nałożył nakrycie na swoją nieco pustą główkę. Czuł się tak dumnie. Była to jedyna rzecz, która mu się stamtąd podobała i na którą by nie zwymiotował.
- O matulu, dziękuję! - wykrzyknął uszczęśliwiony. - A tak w ogóle, to ty teraz powinieneś opowiedzieć o sobie - dodał od razu, przypominając sobie, że gospodarz właściwie nic o sobie nie mówił.
- Mnie poznasz, kiedy będziemy spędzać razem czas - odparł Jeon.
- Czekaj, co? To po co ja ci to wszystko teraz mówiłem? - zapytał skonfundowany influencer.
- Jak to "po co"? Dla rozrywki - powiedział z szarmanckim uśmiechem pan posiadłości.
Taehyung poczuł się co najmniej urażony.
- Bo co? Bo jak jestem porwany, to jestem gorszy, tak? Mnie nie warto o sobie niczego opowiadać, tak? - zaczął dopytywać, cały czerwony z nagłego przypływu złości.
- Ale ty jesteś głupiutki, Taeś.
Kim natychmiast wstał od stołu, nie mając ochoty już tu przebywać. Czuł się co najmniej wykończony ciągłymi przytykami ze strony tej baby z okresem. Szybkim krokiem zaczął kierować się w stronę domu, gdy nagle poczuł ramię oplatające go wokół talii. Znieruchomiał, a przez jego ciało przeszedł dreszcz. Poczuł ciepły oddech na swojej małżowinie usznej.
- Czego chcesz? - zapytał cicho blondyn. - Jestem zmęczony.
- Jutro niedziela, idziemy do kościoła - szepnął mu do ucha Jeongguk seksownym tonem i natychmiast go puścił.
*^*^*
Witajcie zagubione owieczki!
Próbujemy się nawzajem nie pozabijać.
Ostatnio było wyzywańsko o 3 w nocy
XDD
Kim i ja zaczęłyśmy obrzucać się gnojem (haha), a Seok nie wiedziała co się dzieje.
Rozmowa wyglądała mniej więcej tak:
J: Idź spać
K: Nie będziesz mi mówić, co mam robić
J: Nie zesraj się, babo głupia
Nie żeby cała nasza przyjaźń tak nie wyglądała XD
Całujemy was w czółko, jak Jeon naszą owieczkę. Do zobaczenia w kolejnym rozdziale przygód naszego influencera z seksownym rolnikiem.
( ˘ ³˘)♥
Wasze Kim, Seok i Jin
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top