25. Państwo Jeon
(miłego dnia, kochani)
*^*^*
Po ostatnich wydarzeniach, życie na wiosce wróciło do normalności. Jeon orał swoje hektary (i Taehyunga), Passivo zajmowali się swoją ukochaną stadniną, a Tzuyu skupiła się na własnym gospodarstwie i sadzie. Jimin oczywiście dowiedział się wszystkiego odnośnie śmierć Starego Topa i także wybaczył wiśniarze, ale cóż — tak jak z pozycją na jeźdźca u Jeona, niesmak do wiśni pozostał. Jednakże jedna rzecz nie była od jakiegoś czasu taka sama.
Duchowny Yoongi praktycznie zaniemógł. Nie karcił gospodarza i owieczki za nie utrzymywanie czystości do ślubu, nie kłócił się z sołtysem czy znachorem, a najbardziej niepokojący był fakt, że nie przychodził na lane poniedziałki oraz nie zbierał datków w niedziele! Mieszkańcy Kokobop Village byli bardzo zmartwieni zachowaniem duchownego (oprócz osobników w posiadłości Activo oraz Justyny, ponieważ ci byli zbyt zajęci organizacją, aby zauważyli coś innego poza konkretnymi serwetkami na stole państwa młodych), a tym bardziej wioskowe mohery, które nie mogły przestać mówić o ostatnim kazaniu jakie wygłosił na jutrzni. Lokatorom Wzgórza Top nie udało się uczestniczyć w tej ważnej porannej mszy, więc wzięli udział w wieczornej. Nie mieli pojęcia ile ich ominęło przez tę jedną nieobecność.
Jeon wiedział, że coś złego dzieje się z jego dobrym przyjacielem i nie mógł tego odpuścić. Zwłaszcza, że było już coraz bliżej do ślubu, przez co Taehyung wraz z Chaelin oszaleli. Kobieta miała wyjechać, ale po spotkaniu z Justyną, którą influencer ściągnął z powrotem do wioski, jako zaufaną organizatorkę imprez, postanowiła zostać i dopilnować wszystkiego osobiście. W końcu jej syn oraz chłopak, którego traktowała jak syna, mieli stanąć razem na ślubnym kobiercu. Mimo obaw Jeona, tak dominujące kobiety doskonale się dogadały i razem toczyły zażarte negocjacje, w których Taehyung czuł się jak ryba w wodzie. Jeongguk za to miał ochotę odciąć sobie tlen wsadzając wiśnie do gardła, kiedy wysłuchiwał tych rozmów. Paplanie o ślubie i jego organizacji było dla niego straszne, dlatego pozostawił wszystko w rękach wspomnianej trójki, zostawiając im swoją kartę kredytową (owieczka już miała swoją, ale jakoś nie czuła potrzeby jej używać).
Jeon odwiedził Yoongiego na jego zakrystii, gdzie zobaczył jak duchowny siedzi przed wielkim portretem świętego Wonho na skrzydlatym koniu, polerując swój pistolet na wodę święconą. Ten widok prawie że go fizycznie zabolał, bo mina z jaką ksiądz to robił, wyrażała największy ból świata doczesnego. Można było wręcz dostrzec tę samotną łzę na policzku, co powoli spływała po bladej skórze, tworząc dróżkę niewypowiedzianych słów cierpienia.
— Yoongi, przyjacielu. Co ci się stało ? — zapytał zatroskany gospodarz podchodząc do jego fotela.
Mężczyzna nawet nie spojrzał na niego, tylko ciężko westchnął.
— Nie zrozumiesz tego drogi, parafianinie — powiedział ponownie wzdychając.
— Myślę, że dam radę! W końcu na egzaminie rolnika miałem 90%! — odpowiedział Jeon nie przepuszczając okazji do pochwał. Takim chwalipiętą był nasz koleżka.
— Właśnie twój rolniczy umysł nie da rady tego udźwignąć — skwitował gorzko Min i obejrzał swoją broń.
Przez myśl mu przeszło, aby prysnąć wodą prosto w twarz Jeona.
— Skoro twój religijny umysł ogarnął dzięki woli Wonho, to i mój ogarnie! — zawołał gospodarz.
— No właśnie w tym wszystkim rzecz, Jeon. Właśnie w tym rzecz.
— Mów jaśniej. Coś jest nie tak, potrzebujesz więcej na tacę? Ktoś ci popsuł wóz pogrzebowy? Mam komuś zajebać łopatą?
— To nic nie da. Nic nie pomoże — powiedział Yoongi. — Ciemno wszędzie, głucho wszędzie, niedługo nic nie będzie, bo wszystko jest kłamstwem...
Jeongguk zmarszczył brwi nie rozumiejąc o co chodzi jego przyjacielowi. Nie wiedział jak go podejść, aby ten mu powiedział w czym rzecz, ale wolał się nad tym głowić, niż nad doborem kwiatów do serwetek.
— Skoro nic nie pomaga, to chodź, pójdziemy chlać z Leeteukiem i wszystko będzie dobrze — zaproponował Jeon, naiwnie wierząc, że alkohol jest rozwiązaniem wszelkich problemów.
— Jeon, do jasnej cholery! Mówię ci, że nie dasz rady mi pomóc. Jak zadasz jeszcze jedno pytanie albo zaproponujesz jakieś kolejne durne rozwiązanie, to rozpierdolę ci życie jednym zdaniem!
— Nie masz na to psychy, Yoongs — rolnik podrapał się po głowie.
Yoongi uśmiechnął się kpiąco pod nosem i zdecydował, że jego przyjaciel wkurwił go wystarczająco bardzo, aby zniszczyć mu cały dotychczasowy światopogląd.
— Święty Wonho nie istnieje.
Jeongguk spojrzał na niego i wybuchnął tak gromkim śmiechem, że prawie się przewrócił.
— Niezła próba, chlejusie. Jakbym miał dwanaście lat, to może bym się przestraszył — odparł, kompletnie nie wierząc swojemu towarzyszowi od libacji.
Wiara w świętego Wonho istniała odkąd pamiętał (jego pamięć złotej rybki nie była dobrym argumentem, ale pomińmy to), dlatego dla niego takie oświadczenia odnośnie nieprawdziwości istnienia jego boga były niczym stwierdzenie, że oddychamy helem.
— Oh mój parafianinie. Młody byłeś, gdy przybyłem do waszego miasta. Kościół świętego Wonho założyłem w Seulu, kiedy nie miałem zbytnio rzeczy do robienia w swoim życiu więc pomyślałem, że stworzenie religii będzie dobrym zabijaczem nudy! Problem był taki. Nikt nie chciał w niego uwierzyć, dlatego udałem się w podróż niczym Kordian po Europie, aby poznać świat i może kogoś namówić do dołączenia. Los chciał, abym trafił tutaj, akurat kiedy wiara w Hanbina osłabła. Na studiach bawiłem się w sztuczki magiczne i pokazałem je tutejszym wieśniakom, dzięki czemu nagle wszyscy uwierzyli, że tak naprawdę istnieje święty Wonho, a kościół, który stał wtedy zaniedbany w Równinie Switch, jest jego dawną świątynia. To było łatwiejsze kłamstwo, niż wmawianie pani profesor, że słowa zapisane długopisem na ręce są przypadkiem, a nie ściągą.
— Yoongi, no co ty... Przecież wszyscy widzieliśmy cuda przez Wonho dokonane! Doskonale chronił moje maszyny rolnicze, obronił naszą wioskę przed budowlańcami... On nie może nie istnieć!
Mózg Jeona powoli przestawał pracować. Nie, to nie mogła być prawda! Duchowny na pewno robił sobie z niego jaja, nie było opcji, aby świętego Wonho tak po prostu nie było. Rolnik spojrzał na niego ponownie, a kiedy zobaczył jego całkowicie poważną twarz, przeraził się. To musiał być jakiś niezwykle abstrakcyjny sen, z którego nie był w stanie się obudzić...
Yoongi pomyślał z kolei, że Jeon powinien mu teraz wygarnąć wszystkie wydane na nieistniejącego boga pieniądze, ale najwidoczniej się na to nie zanosiło. Informacja o Wonho wytrąciła go z równowagi do tego stopnia, że gospodarz przestał myśleć logicznie.
— Ale nie istnieje, koniec kropka. Pogódź się z tym. — Powiedział niczym ojciec zmęczony płaczem dziecka o świętego Mikołaja.
I wtedy Jeon zaczął płakać.
— Dlaczego mi to powiedziałeś? Jak ja sobie poradzę w życiu bez opieki świętego Wonho?
— Jak do tej pory radziłeś sobie doskonale, więc jakoś to będzie. Pszenica ci od tego nie zgnije.
— Przestań tak mówić! — zawył rolnik głośno przełykając słone łzy.
Yoongi westchnął głęboko i prysnął Jeonowi wodą święconą z pistoletu prosto w twarz. Gospodarz pisnął niemęsko i odsunął się, wycierając policzki ręką. Kiedyś by się cieszył, że doznał spotkania z wodą uświęconą muskułami świętego Wonho, ale w tym momencie nie chciał mieć nawet jej pierwiastka na ciele.
— Ostrzegałem cię. Miałem ukrywać to do usranej śmierci, ale... Teraz to już mi wszystko jedno. Zarówno nieistniejący Wonho jak i święty Hanbin nasrali na moje szczęście, więc przynajmniej ty podzielisz mój ból — kapłan wzruszył ramionami.
Jeon na chwilę odsunął swój weltschmerz na bok.
— Co cię tak boli? — zapytał wycierając jeszcze mokre miejsca na twarzy.
Mina Yoongiego przybrała kwaśny wyraz.
— Ja i Jisoo... Bardzo dobrze się rozumiemy. Uwielbiam z nim rozmawiać i być ogólnie z nim. On mówił, że czuje to samo, ale jego celibat nie pozwala nam na zajście dalej niż do tej pory... W kościele Wonho nie ma celibatu.
— Jak to celibatu nie ma?
Ksiądz warknął zdenerwowany, że mu się przerywa w takim momencie.
— Normalnie. Nigdy nie pytaliście, więc stwierdziliście, że tak samo jest jak u Hanbina — odparł, hamując ochotę strzelenia raz jeszcze ze swojego pistoletu.
Jeon przytaknął, rozumiejąc teraz zagwozdkę z jaką się zmagał duchowny.
— W moim mniemaniu święty Wonho miał wspierać miłość wszystkich... Dawać szczęście i akceptację — powiedział Yoongi z rozmarzeniem, kiedy wspominał korzenie swojej religii. — Ale ponieważ mnie miłość postanowiła kopnąć w dupę, to zaczynam mieć już wyjebane.
— Ale Yoongs. Ty nie możesz powiedzieć reszcie wsi, bo nadzieją cię na widły i nawet ja cię nie uchronię od wieśniackiego gniewu — powiedział rolnik.
Duchowny mógł go okłamać w kwestii wiary, ale dalej był jego przyjacielem, który pomógł mu w życiu już wiele razy. Nie chciał, aby wzburzona gawiedź zrobiła mu krzywdę.
— Skoro przeżyli już moje niezbyt miłe kazanie, w którym zdissowałem wszystkich mieszkańców, to pewnie przeżyją i to... Powiedziałem im też o celibacie.
Jeon próbował nie przypomnieć mu, że go nie było akurat na tej ważnej mszy.
— Nie porównuj tego do informacji, że ich religia jest kłamstwem — powiedział poważnie jak nigdy gospodarz.
Yoongi ponownie westchnął.
— Jakby święty Wonho istniał, to wszystko byłoby łatwiejsze — odparł gorzko.
— Wystarczy nam żyć, jakby istniał — dodał słabo Jeon. — Nie mówmy Taesiowi, chciał piękny, wonhowski ślub.
— Ślub... Wasz ślub... — powiedział pod nosem Yoongi. — To już niedługo, parafianinie?
— Gdzieś z dwa miesiące zostało? — odparł gospodarz wstając z miejsca. — Muszę już wracać, nim wszystkie pieniądze z karty znikną.
Pożegnał się z przyjacielem i wrócił niczym pijany do domu. Prawie rozjechał ludzi kombajnem po drodze, ale cóż, przystojnym wszystko się wybacza. Troski gospodarza były jak najbardziej racjonalne, gdyż kiedy tylko wszedł do salonu usłyszał jak owieczka na pytanie, czy taka ilość gości nie będzie zbyt kosztowna, odpowiedziała:
— Za wszystko płaci Jeon! Spokojna wasza rozczochrana!
Chaelin siedząca obok swojego przyszłego zięcia kiwała przytakująco głową. Planowała z nim datę przyjazdu jego rodziców na wieś. Justyna zadowolona zapisała coś w swoim zeszycie, a jej uśmiech delikatnie przeraził gospodarza. Może próbowałby się kłócić, ale nie miał na to ani sił, ani chęci, więc po przywitaniu udał się do kuchni. O dziwo usłyszał jak Justyna przeprasza głównych zainteresowanych organizacją ślubu. Zaraz po tym pojawiła się przy nim.
— Jeongguk! — zawołała i go dogoniła. — Czy coś się stało? — zapytała, czując coś w rodzaju instynktu macierzyńskiego do tego mężczyzny.
Dominujący ludzie muszą się trzymać razem.
— Rozmawiałem z Yoongi i dowiedziałem się czegoś, ale wiesz, nie mogę...
— Chodzi o świętego Wonho, czy o niego i Jisoo?
Jeona na moment zatkało.
— Czekaj. Skąd wiesz o nim i o Jisoo? O świętym Wonho też wiesz?
Kobieta parsknęła śmiechem i machnęła ręką.
— Oh, przy kieliszku na weselu Hoseoka nie jedno i nie dwa się mówiło. Nigdy po prostu nie odblokowałeś poziomu wyznań u niego — odparła nonszalancko.
Świat Jeona właśnie się zawalił drugi raz tego dnia. Wszystko zaczynało tracić swój sen, bo w końcu to on był ulubionym parafianinem Yoongiego, a został pominięty!
— Pewnie nawet nie pamięta jak mi się żalił z powodu Jisoo — powiedziała po chwili zastanowienia.
— Nie. Zbyt pijany był... — mruknął zmarnowany Jeon. — Jest tak załamany i nieszczęśliwy, że nie przeszło mi przez myśl zapytać go, czy komuś jeszcze o tym mówił.
— Załamany? Nieszczęśliwy? — powtórzyła kobieta, patrząc na niego w szoku. — Myślałam, że postanowił zerwać tę znajomość.
— Tego nie wiem, ale wygląda, jakby ktoś go zerwał z drzewa i rzucił w kompostownik — skwitował Jeon, przypominając sobie wygląd przyjaciela.
Justyna zagryzła wargę i popukała się palcem o policzek.
— Niedobrze... Mój dobry ziomek od picia nie może być nieszczęśliwy... Przez ten ślub niczego nie zauważyłam! Hańba mi — mówiła do siebie zdenerwowana.
— Też późno zauważyłem... Gdyby tylko święty Wonho istniał i załatwił kwestię celibatu Jisoo — spróbował ją pocieszyć, ale słabo mu poszło.
— Zniesienie celibatu uszczęśliwi Yoongiego? — zapytała nagle, patrząc na gospodarza z ogniami w oczach.
Jeongguk poczuł tę dominującą siłę i aż się cofnął. Nie chciał się przyznać, że trochę go przeraził ten zapał.
— Ta... Ale to chyba papież tylko może załatwić — powiedział niepewnie, jakby bojąc się oberwać od kobiety.
— Papież... Celibat — mruczała pod nosem. — Dobra, muszę wyjechać! — zawołała nagle i pobiegła przez dom.
Po drodze tylko krzyknęła wszystkim:
— Organizacja wasza, ja mam sprawy do załatwienia! Jin, od teraz ty tu rządzisz! Oki to pa! — i jej nie było.
Jin, który się z nią mijał w drzwiach aż się zatrzymał i wpatrywał w jej oddalające się plecy. Każdy patrzył po sobie w niemym pytaniu "co do kurwy?".
— Jeon... Co ty jej powiedziałeś? — zapytał Taehyung wstając z kanapy.
— Ja? Nic! Ona nagle stwierdziła, że musi pojechać, a ja jej tylko powiedziałem, że Yoongi jest smutny! — zawołał obrończo Jeongguk.
Nikt mu zbytnio nie uwierzył, ale nie mogli zamordować pana młodego dwa miesiące przed ślubem. Następne dni przebiegały tak chaotycznie, że cała wioska miała dość i wręcz chciała powiedzieć "róbta ten ślub w mieście". O niczym innym nikt nie mówił, tylko o zbliżającej się uroczystości. Nawet ptaszki ćwierkały "rolniczy ślub". Świra szło dostać. Jednakże kiedy wszystko w Kokobop Village idzie gładko, to zawsze się coś odpierdoli po drodze. Otóż parę dni przed ślubem poruszono temat wieczoru kawalerskiego. Przyszła para młoda siedziała w salonie i dyskutowała zażarcie, kto u kogo będzie.
— Nie rozumiesz. Żadnych par! — odpowiedział Taehyung, kiedy Jeon kolejny raz próbował go przekonać do wzięcia ze sobą Namjoona. — Jin będzie u mnie, dlatego Nam idzie do ciebie.
— Dobra, ale chociaż Kaia lub Changbina weźmiesz — zasugerował Jeongguk, chcąc aby chociaż jedna zaufana osoba była z jego słońcem.
Taehyung przewrócił oczami. Wziąłby Changbina, ale wiedział, że ten zapłacze się zdala od gospodarza i Felixa.
— Dobra, biorę Kaia, warto mieć loKAIa przy sobie — odpowiedział ugodowo.
Influencer zapisał imię zielonowłosego na kartce po swojej stronie.
— Więc Jimin idzie do ciebie — dodał, od razu zapisując przyjaciela pod imieniem narzeczonego.
— Co? Dlaczego? — zawołał Jeon.
Mieli ugodę, przyjaźnili się, ale kurde kawalerski? W życiu.
— Zero par — odparł krótko Taehyung, a to wystarczyło, aby zamknąć buzię krzykaczowi.
— Dobra Gguk. U ciebie zostaje G-znachor, bo on ma nasze obrączki, sołtys, bo jest wodzirejem, Jackson, bo musi być na miejscu jako piosenkarz, Yoongi wiadomo - ksiądz i twój pijacki kolega, a no i Sehun, bo szanujmy się, były na moim kawalerskim jest zbyt wielką abstrakcją, nawet jak na nas — dopowiedział Taehyung, chcąc przyśpieszyć tę rozmowę, bo CL już czekała, aby mogli pojechać do "Stonki" po potrzebne dekoracje.
Jeon westchnął cierpiętniczo, ale się zgodził. Już w głowie planował do jakich wiosek się udadzą i jakie zaliczą. Yeonjun miał naprawdę dobry zestaw wódek, a Soobin win. Gospodarze z wioski Stare Motłochy natomiast lubowali się w rumie, więc wioska ta miała się stać pewnego rodzaju Mekką, do której Jeongguk miał zamiar zawędrować. Chciał na pewno też pójść do...
— Pamiętaj Jeon, że najważniejsze osoby na naszym weselu będą u ciebie, podczas gdy ja będę w Seulu, więc grzecznie zostaniecie w Kokobop Village, rozumiemy się? — zapytał z uśmiechem Taehyung, po czym wstał z kanapy.
Ten słodki uśmiech był niczym niewyczuwalna trucizna. Chciało się na niego patrzeć i go pochłaniać, ale z przy nieodpowiednim ruchu można było paść martwym. Rolnik poczuł się lekko zdominowany i choć może w łóżku by mu się to nie spodobało, to teraz nie wiedział jak zareagować oprócz kiwnięcia posłusznie głową.
— Dobry gospodarz — odparł influencer i dał mu buziaka przed wyjściem. — Bawcie się jutro dobrze.
*^*^*
Piętnasty maja roku dwa tysiące dwudziestego pierwszego. Dzwony kościoła na Równinie Switch wybijały kilka godzin do najwspanialszego ślubu, jaki ta wioska miała zobaczyć. Przybyli wszyscy ludzie, którzy mogli się liczyć nie tylko w Kokobop Village, ale także w mieście. Rodzice Taehyunga już od dwóch dni bawili z Chaelin w willi Activo, podziwiając piękne ziemie Jeongguka. Maria z Hoseokiem, w końcu wróciwszy ze swoich podróży poślubnych, za które oczywiście zapłacił Jeon, także siedzieli wśród gości, racząc wszystkich szerokimi uśmiechami. Wszyscy czekali na znak, aby można było wyjechać ze Wzgórza Top w kierunku miejsca zaślubin, jednak ten nie nadchodził. Prezenty piętrzyły się w rogu posiadłości, ponieważ nie było człowieka, który mógłby się tym zająć.
W świątyni rzecz się miała przerażająco, biorąc pod uwagę, że do ceremonii pozostało zaledwie nieco ponad dwie godziny. Organy smętnie odgrywały melodię, ale nikt nie ośmielił się śpiewać, ponieważ chór stał bez głównego dyrygenta i śpiewaka zarazem. Atmosfera przypominała raczej pogrzeb niż uroczystość złączenia serc niezrywalnym węzłem. W takiej sytuacji wodzirej powinien coś zaradzić, ale sołtysa nigdzie nie było widać. Ksiądz Jisoo stał za Taehyungiem i miał wielką ochotę uciec. W kościele świętego Wonho nie miał mocy prowadzenia sakramentu, mógł tego dokonać tylko kapłan tejże świątyni, a jego także dziwnym trafem zabrakło. Chaelin z Jinem prawie sobie rwali włosy z głowy, bo z tego wszystkiego nikt nie robił zdjęć, ani nie kamerował, gdyż kamerzysta z Sehunem także przepadli bez wieści. Przyszły pan młody stał pod ołtarzem i wpatrywał się uparcie w drzwi kościoła, a każdą próbę pytania gdzie ktoś jest zbywał jednym, krótkim zdaniem. Nie oszczędził go nawet własnej matce.
— Wonho nie pyta, tylko czeka, ty także powinnaś.
Warto by było wspomnieć, że G-znachor posiadający ze sobą obrączki, także nie znajdował się w kościele. Brakowało także świadków. Wszystkie znaki na niebie pokazywały wyjście ewakuacyjne, lecz duma Taehyunga nie pozwalała mu na opuszczenie kościoła i odwołanie ceremonii. Stał twardo na swoim miejscu, obiecując sobie, że zajebie Jeongguka od razu po ślubie lub na miesiącu miodowym. Był pewien, że wszelkie sądy by go uniewinniły po odkryciu, co ten rolniczy debil zrobił na kawalerskim.
Do uroczystości pozostawało mało czasu, a przyszłego pana drugiego nigdzie Wonho nie widział.
— Kochanie, może odwołamy? — zapytała jego niedoszła na ten moment teściowa. — Widocznie mu się nie udało wszystkiego załatwić.
— Kazałem mu dotrzeć na ślub choćby miał się czołgać, chcę widzieć jak to robi — odparł twardo Taehyung, czując to złe uczucie, jakie zalewało mu serce i pragnęło bólu Jeona.
— Ale Taesiu, zostały tylko dwie godziny — zauważyła Chungha.
Wtedy drzwi świątyni otworzyły się z hukiem, a do środka wkroczył (choć dość mało pewnym krokiem) rolniczy badboy w postaci Jeona Activo Jeongguka. Za nim weszła powoli ekipa z jego wieczoru kawalerskiego. Wszyscy, łącznie z panem młodym sprawiali wrażenie, jakby przejechało ich co najmniej sto kombajnów.
Jeongguk utykał na jedną nogę, która była spuchnięta i najprawdopodobniej skręcona. Wyglądał, jakby spędził trzy ostatnie noce zamknięty w kabinie na solarium. Reszta jego towarzyszy nie prezentowała się lepiej. Kroczący zaraz za rolnikiem Jackson był ogolony na łyso i pokasływał żałośnie, jakby dopiero co przeszedł poważną infekcję gardła. Sutanna i włosy Yoongiego były osmalone, a sam duchowny umazany był sadzą. Na jego ramieniu opierał się Sehun, który z jakiegoś powodu miał zafarbowane na tęczowo włosy i mruczał coś o tym, że już prawie widzi świętego Wonho na końcu tunelu. Za nimi szedł kamerzysta Ten, który zrezygnowany szukał wzrokiem Suho, aby przekazać mu, że nie pisał się na taki szajs, kiedy podpisywał z nimi umowę. Taehyung nawet nie próbował dochodzić co stało się z Namjoonem, którego ręka tkwiła w wyglądającym na drogi wazonie, ani dlaczego sołtys Leeteuk miał ślady pazurów na twarzy. Za całą zgrają wbiegł ledwo żywy G-znachor, który był nagi jakby go dopiero co Wonho stworzył - jedyną rzeczą, jaką na sobie miał, była wściekle różowa damska torebka. Tylko Kai i Jimin, którzy weszli na samym końcu, prezentowali się jak cywilizowani ludzie. Cierpliwość influencera się skończyła. Musiał jednak przyznać, że w końcu odetchnął z ulgą.
— Podejdź tu — warknął do niedoszłego męża.
Jeon nie patrzył influencerowi w oczy, ale poczłapał w jego kierunku, krzywiąc się przy tym z bólu. Miał nadzieję, że ojca Taehyunga nie ma nigdzie w pobliżu, ponieważ nie chciał stracić swojej najlepszej maszyny przed nocą poślubną.
— Kochanie, wróciłem do domu — powiedział, uśmiechając się niewinnie.
— Ty zasrany idioto! Noc poślubną spędzisz za pół roku za tę manianę, którą żeś odjebał —wrzasnął instagramer, ale zaraz potem objął swojego nędznie wyglądającego mężczyznę. — Ale zrobiłeś to, co kazałem ci zrobić w Seulu, więc ślub się odbędzie.
— Ja bym nie zrobił? Dla ciebie psychę mam zawsze, owieczko.
W tym momencie z zakrystii wyszedł Jin, który na widok zgrai nędzy i kapitalistycznej rozpaczy prawie się przewrócił.
— Na muskuły wonhowskie! Gdzie żeście byli? — złapał się za głowę, po czym podbiegł do swojego zmaltretowanego chłopaka, który w tym wszystkim wyglądał, jakby zaraz miał się rozpłakać.
— Zabierzcie ich sprzed moich oczu i doprowadźcie do porządku, bo inaczej ten kościół za dwie godziny zamiast prowadzić ceremonię zaślubin, będzie stał w ruinie — powiedziała bardzo powoli i chłodno CL. — Synu, ciesz się, że Eric jest w tym momencie w naszym domu i podziwia ogród, bo poprzestawiałby ci zęby przed wymianą obrączek.
Nikt nie zamierzał jej podpadać, więc Taehyung szybko zawołał Changbina i Felixa, którzy pomagali w czymś braciom NCT przy organach. Obaj przejęci zabrali zbiorowisko na plebanię Yoongiego, gdzie dosłownie wrzucili ich pod prysznice. Był to wyścig z czasem, aby prezentowali się względnie na mającej się odbyć niebawem uroczystości.
W końcu, po wszystkich mozolnych próbach udało im się przywrócić mężczyzn do stanu zbliżonego do normalności. Jeon miał niesamowite szczęście, że miał tak przystojną twarz, że nawet z zadrapaniami, przebijającym zza korektora siniakiem oraz zbyt mocną opalenizną prezentował się wciąż jako najlepszy towar we wsi.
G-znachor otrzymał swoje ceremonialne szaty, dzięki którym nikt nie musiał oglądać go ponownie w negliżu. Całe szczęście, że odnalazł zagubione obrączki i trzymał je teraz przy piersi, szczelnie otulając rękoma, jakby bał się, że mogą zaginąć ponownie, tak jak to miało miejsce w Seulu. Jin zaciągnął jego, Namjoona (który był świadkiem Jeongguka) oraz Jacksona i ustawił na odpowiednich miejscach w kościele, pod groźbą, że jeśli się stamtąd ruszą, to zobaczą, jak wychodzi z niego prawdziwy demon. Zaraz potem zadzwonił do posiadłości, aby Mari z Hoseokiem przekazali wszystkim, że mogą już udać się na Równinę Switch za pomocą udostępnionych przez Passivo eleganckich powozów.
— Ten kretyn zobaczył mnie przed ślubem w garniturze, jeśli nasze małżeństwo będzie beznadziejne, to pamiętajcie wszyscy, że to jego wina — marudził zdenerwowany Taehyung.
— Nie martw się, w razie czego razem skopiemy mu dupsko — odpowiedziała Chaelin, kiedy poprawiała mu włosy.
Wszyscy zaczęli powoli ustawiać się na swoich miejscach, a goście zajęli ławki. Panowie młodzi ustawili się przed kościołem, a Yoongi zajął miejsce tuż obok Jisoo przy ołtarzu. Matka Jeona rozmawiała z ojcem Taehyunga o przyszłych wspólnych świętach. Influencer wykorzystał moment braku uwagi i spojrzał na swojego ukochanego.
— Wiesz, że ci nie zapomnę tego kawalerskiego? — zapytał marszcząc brwi groźnie.
— Owieczko moja kochana, to się nie powtórzy! — zapewnił gorąco rolnik i postanowił, że ostatni raz posłuchał Sehuna i Changbina.
— To co stało się w Seulu, zostaje w Seulu — zadecydował Taehyung uznając rozmowę za zakończoną.
Jeon nie mógł się nie zgodzić.
— A teraz idź do ołtarza, zaraz do ciebie dołączę — dodał influencer i popchnął lekko swojego narzeczonego. Jeszcze przez chwilę obserwował, jak ten o kuli wchodzi do kościoła.
Ojciec Taehyunga przyszedł po kilku minutach, aby wziąć syna za rękę. Razem zaczęli powoli kroczyć w kierunku ołtarza, w akompaniamencie zachrypniętego głosu Jacksona (na szczęście go nie stracił, ale nie brzmiał jak zawsze). Chaelin objęła ramię syna, który już czekał na swojego przyszłego męża przy ślubnym kobiercu.
— Ojciec byłby z ciebie dumny, nawet za ten kawalerski — powiedziała, ale przy ostatnim się skrzywiła. — Sam nie był wiele lepszy.
— Zapomnijmy o tym — poprosił Jeongguk.
Muzyka grała przepięknie, ponieważ na całe szczęście muzycy nie byli na wieczorze kawalerskim gospodarza. Wszyscy wstali, kiedy Taehyung po przejściu z ojcem przez świątynie umiejscowił się przed księżmi, naprzeciwko swojego wybranka. Mimo wszelkich kłopotów, problemów i innych przeszkód, kościół był przepięknie ozdobiony. Yeonjun z Soobinem ze wzruszeniem wspominali swój piękny ślub, kiedy spoglądali na wystrój wnętrza. Z sufitu zwisały sznurki błyszczące od promyków słońca, które wpadały przez piękne witraże. Na ich końcach doczepiono białe piórka. Motywem przewodnim tego wesela było Jezioro Łabędzie, gdzie oczywiście łabądkiem był Taehyung, a jego biały garnitur, idealnie dopasowany do sylwetki tylko to podkreślał. Przy ławkach zamontowano puch, który wyglądał niczym śnieg ostały po godzinnym pruszeniu. Wszechobecna biel wręcz oślepiała wszystkich.
W tym na szczęście już wesołym dniu, na twarzy księdza Yoongiego znajdował się sztuczny uśmiech. Obecność jego ukochanego, którego nigdy nie będzie mógł uznać za swojego bardzo go bolała, zwłaszcza w takim momencie. Ceremonia trwała, a on recytował wszelkie formułki, które niegdyś sam wymyślił, aż wydarzyły się niesamowite rzeczy. Otóż na oczach Yoongiego wszyscy zamarli. Nikt się nie ruszał.
— Co to za chocholi taniec do cholery — warknął, nie wierząc, że na własnej skórze doświadcza sceny niczym z Wesela Wyspiańskiego.
— Nie przeklinaj synu w domu wonhowskim — zawołał głos z góry.
Przerażony Min spojrzał do góry i mógł zaobserwować jak przez sufit, pomiędzy tymi wszystkimi sznurkami, do pomieszczenia wlatuje przepiękny mężczyzna o wielkich mięśniach. Jego blond włosy błyszczały jak posypane brokatem, a uśmiech zsyłał słodycz większą niż fruktoza i glukoza razem wzięte. Z pleców wyrastały mu ogromne, białe skrzydła, którymi byłby w stanie ochronić każdego człowieka od złego. W dłoniach trzymał lirę, niczym Apollin na obrazach renesansowych artystów.
— Święty Wonho? Ty jednak istniejesz? — duchowny prawie popuścił w bokserki, kiedy bóg, o którym myślał, że nie istnieje, zaszczycił go we własnej osobie.
— A widzisz tu gdzieś tego przychlasta Hanbina? Patrz na te mięśnie, to jasne, że to ja — uśmiechnął się Wonho i stanął przed Yoongim w pełnej krasie. — Doprawdy, ślepego sobie wybrałem apostoła.
— Byłem pewien, że to ja cię wymyśliłem!
— A widzisz, moje dziecko. To ja podsunąłem ci myśl o stworzeniu mojego kościoła, ponieważ wiedziałem, że masz zdolności do tego, aby przekonać ludzi o moim dziele. Dobry z ciebie biznesmen. W przyszłości zajdziemy nawet dalej niż Kokobop Village. Ale ja nie o tym! Nie mogę już patrzeć na to jak we mnie wątpisz i cierpisz!
— Jakbyś chciał zakończyć moje cierpienie, musiałbyś zmienić tradycję świętego Hanbina, a to niemożliwe — powiedział Yoongi definitywnie wątpiąc w świętego.
— AISH! Kogo ja wybrałem na swojego apostoła... — zawołał załamany Wonho. — Pomogłem wam w walce z tamtą korporacją, więc postanowiłem i tobie pomóc w związku z kościołem Hanbina. Pogadałem sobie z moim ziomem i nie widział problemu, aby zmienić swoje zasady dla miłości, dlatego połączyliśmy siły, owieczko moja kochana! Pamiętaj, aby wierzyć! Wiara uzdrawia, tak jak me mięśnie - powiedział i dotknął ręką czoła Jeona. — I sio z tą wątpliwością — dodał, powoli przesuwając się do góry.
— Czekaj! Czyli spełnisz moje marzenie?
— Wiara i mięśnie owieczko, wiara i mięśnie — odparł enigmatycznie święty i zniknął, a wszyscy ponownie zaczęli się poruszać. — Zaraz zobaczysz, jakiego masz zajebistego boga. I nie martw się, Jeon nie będzie pamietać waszej rozmowy.
Yoongi zastanawiał się, czy kac jeszcze go trzyma, czy może wypił coś dodatkowego, przez co właśnie dostał halucynacji w trakcie posługi. Potrząsnął głową, a wszyscy wlepili w niego spojrzenia, jakby nagle również otrzeźwieli. Musiał wyjść z tego z twarzą.
— Nie mogę uwierzyć, że zawieracie związek małżeński po konsumpcji związku — powiedział, na co przyszła para młoda się zaczerwieniła, a goście parsknęli śmiechem.
Ceremonia trwała nadal (musiała być długa , w końcu tyle rzeczy trzeba było dokonać w jej trakcie), a Yoongi miał pewnego rodzaju przeczucie, że coś się wydarzy. Nie wiedział tylko, czy tego oczekiwać, czy nie, bo nie był pewny, czy święty Wonho sprzed chwili nie był jedynie wytworem jego umysłu.
— Kim Taehyungu, królu tej wioski, nadziejo instagrama, przyszły władco na Wzgórzu Top, światło jutrzenki, pszenico życia Jeongguka Activo, czy zgadzasz się wziąć tego oto rolnika za męża i trwać z nim na dobre i złe zbiory, w zdrowiu i kacach po lanych poniedziałkach oraz kochać po wszystkie hektary tego świata? — przeczytał z kartki, którą wcześniej wręczył mu sam pan młody.
— Tak, chcę jeździć z nim kombajnami na koniec świata i jeszcze dalej. Nawet w ubóstwie — odpowiedział z przekonaniem celebryta, patrząc w oczy swojej miłości.
Jego ojciec uronił łzę, pękając z dumy i wzruszenia, że jego synek właśnie oddaje swoje serce innemu mężczyźnie. Sehun natomiast zwrócił się do Suho:
— Nasz ślub będzie lepszy. Zrobimy z niego live na YouTube i dodamy clickbaitowy tytuł — powiedział mu na ucho.
— Zamknij się, kretynie — odpowiedział mu cicho drugi youtuber, ale zarumienił się przez to stwierdzenie.
Yoongi spojrzał krzywo w ich kierunku, ponieważ miał słuch nietoperza i usłyszał nawet tę cichą wymiane zdań, ale kontynuował.
— A czy ty, Jeon Activo Jeongguku, władco Wzgórza Top i 365 hektarów, dominujący panie, rolniku roku, czy bierzesz tego oto Kim Taehyunga, znanego influencera za swojego męża i obiecujesz poznać dla niego życie w blasku reflektorów, strzec od złego, trwać przy nim przy dobrych i złych plonach i nie opuścić nawet w najgorszym skandalu?
— Tak. Dla niego dropnę selcę nawet w dzień święty i nauczę się wszystkich tajników celebryckiego życia, gdyż chcę orać jego i nasze hektary po wsze czasy.
Każdy z gości westchnął na tę wzruszającą odpowiedź gospodarza.
— Dobrze, czy ktoś sprzeciwia si... — Yoongi chciał już spytać o sprzeciw i ogłosić parę małżeństwem, ale coś mu przerwało.
W świątyni rozległ się dzwonek z High School Musical, ponieważ zadzwonił telefon Jina. Model z mordem w oczach dyskretnie odebrał, kiedy zobaczył, że dzwoni Justyna. Mimo jego starań, wszyscy w kościele zamarli i wpatrywali się w niego jak sępy. Zwłaszcza Taehyung, który nie mógł uwierzyć, że jego własny świadek pozwolił na przerwanie ślubu w takim momencie.
— Stary, udało się? Przybiegł? — zapytała kobieta, która odpaliła się na wideorozmowie.
— Ale o co ci chodzi?
Nie musiał dostać odpowiedzi od kobiety, ponieważ w tej sekundzie do kościoła wpadł listonosz Park, niczym posłaniec z ostatniej sceny Kordiana. Wszyscy goście ze wsi wstrzymali oddech. Cóż to mogło oznaczać? Nie wiadomo było, czy przebył drogę konno czy nie, dlatego chwilę czekali, aż obwieści nowinę. Mężczyzna cały spocony i czerwony przebiegł przez kościół, aby podejść do księdza Jisoo. Pozostający w skonfundowaniu Jin specjalnie odwrócił kamerkę, aby Justyna mogła obserwować co się dzieje. Jej wielki uśmiech uspokoił parę młodą, że to nie była zła wiadomość, która zniszczyłaby ich i tak już nienormalny ślub. Jisoo wziął kopertę lekko mówiąc przerażony, kiedy spostrzegł pieczęć papieską. Zerknął na Yoongiego, mając przeczucie, że jego eminencja dowiedziała się o relacji jaka go z nim połączyła.
Tylko dlaczego papież miałby pisać do księdza na koreańskiej prowincji, nawet w takiej sprawie?
— Papież kazał, abyś to przeczytał jak najszybciej! — powiedział doręczyciel, ledwo łapiąc oddech.
Jisoo drżącymi dłońmi wyciągnął list. Im dłużej czytał, tym większy wyraz niedowierzania można było zauważyć na jego twarzy.
— MÓW CO TAM JEST! — krzyknęła Justyna przez telefon, niecierpliwiąc się już.
— Ja... Nie mam celibatu... Zniesiono go.... Jego eminencja mówi, że święty Hanbin mu się objawił oraz pewna kobieta przybyła i go przekonała, aby zmienić zasady! Yoongi, możemy być razem! — zawołał radośnie.
Yoongi popatrzył na niego, a potem na sufit. Oh Wonho najsłodszy.
— Dzięki ci, święty Wonho! — odparł i pocałował drugiego duchownego.
Wszystkie mohery westchnęły radośnie, bo one akurat były na mszy, kiedy Yoongi tłumaczył, że nie posiada celibatu i pokazał im nawet fragment w piśmie świętego Wonho, w którym ten kazał się miłować nawet swoim księżom.
Miłość zwyciężyła! Każdy się wzruszył.
— YOONGI, YOONGI, CZY JESTEŚ TERAZ SZCZĘŚLIWY?! — zapytała z telefonu zapłakana Justyna.
— Tak. To pewnie ty byłaś tą kobietą z listu! Dziękuję ci, towarzyszko libacji — odparł odrywając się od ukochanego i posyłając jej uśmiech.
— Nie musisz! Ważne, że jesteś szczęśliwy!
Było słodko, ale to był ślub, a nie spotkanie towarzyskie, dlatego Taehyung przerwał tę piękną scenkę swoim okrzykiem.
— Pocieszymy się jutro! Trwa mój ślub, więc kontynuujmy na litość wonhowską! To ja jestem tutaj głównym bohaterem.
Nikt nie odważył się zakwestionować tego stwierdzenia. Jin nadal pokazywał Justynie co się dzieje, a księża na chwilę odsunęli się od siebie, aby móc kontynuować tę ceremonię.
— Czy ktoś sprzeciwia się zawarciu tego związku? — zapytał uroczyście Jisoo.
— Nie, więc niech się całują, bo jedzenie stygnie w ogrodzie willi — zawołał Sehun, któremu kiszki zaczęły marsza grać.
Kilka miesięcy wcześniej próbował odzyskać Taehyunga, a teraz sam pchał go objęcia innego mężczyzny. Niezbadane są wyroki Wonho.
— Doskonale! Na mocy nadanej mi przez naszego świętego, ogłaszam was państwem Jeon — odparł Yoongi rozkładając ręce. — Możecie złożyć sobie pszeniczny pocałunek i konsumować związek kiedy tylko chcecie.
Panowie nie potrzebowali zachęty. Szybko i czule złączyli swoje usta, po czym wesoło odeszli od ołtarza. Nikt nie zwrócił uwagi na to, że Jeongguk nie był już spalony przez słońce i przestał kuleć. Para młoda szła za rękę, uśmiechając się do wszystkich i machając. Przed kościołem rolnik wziął swojego męża na ręce i w ten sposób zaniósł go do przystrojonego kombajnu JD. Każdy z gości klaskał radośnie, bo piękne dni nastały. Wszystkie pary wyszły za nimi. Jin z Namjoonem objęci rzucali w nich pszenicą, Changbin z Felixem śpiewali jedną z pieśni Jacksona, Kai i Jimin gdzieś zniknęli z widoku, ale także pewnie byli szczęśliwi z powodu ślubu. Sehun gdzieś w tłumie był opierniczany przez Suho, który nie zdążył tego zrobić przed ceremonią. Rodzice państwa Jeon płakali. Płakał też Jimin, pracownicy gospodarza oraz narratorki.
Wesele na Wzgórzu Top trwało do białego rana i było nawet huczniejsze od spontanicznej imprezy Hoseoka i Marii. Prezenty, które dostała para młoda przeszły do wioskowej legendy. Szczególnie przydatne i zapadające w pamięć okazały się te od znachora, Tzuyu oraz Baekhyuna z Chanyeolem, ale nic nie było w stanie pobić tego, co Eric podarował swojemu zięciowi.
— Co to jest, tato? — zapytał Jeongguk, kiedy teść wręczył mu jakąś ozdobną teczkę z uśmiechem.
— Otwórz, a się dowiesz — odparł Eric z uśmiechem.
Rolnik westchnął głęboko z niedowierzenia, kiedy ujrzał akt własności.
— Tysiąc siedemset siedemdziesiąt dwa hektary dla mojego kochanego zięcia. Wykupiłem wszelkie wolne pola i pustostany w Kokobop Village i okolicach. Na trzystu sześćdziesięciu pięciu hektarach ciężko byłoby się nam ścigać kombajnami, nie sądzisz? — dodał ojciec Taehyunga i mrugnął do gospodarza. — Razem daje nam to...
— Dwa tysiące sto trzydzieści siedem hektarów! — zawołał uradowany Jeon i popłakał się ze szczęścia. W ten sposób zdominował wszystkich jeszcze bardziej.
Pierwszy taniec był trochę niezręczny dla Jeongguka, ponieważ Taehyung uparł się na Rainism, ale ostatecznie wyszedł im dość seksownie, przez co wszyscy z uznaniem bili brawo. Kiedy goście również zaczęli tańczyć, influencer przyległ ciasno do męża i pozwolił sobie na czułość.
— Jesteśmy pojebani, wiesz Gguk?
— Wiem, skarbie.
— Kocham cię. Bardziej niż atencję, bardziej niż Chanel i Gucci.
— Ja ciebie też, gwiazdko — odpowiedział rolnik i pocałował ukochanego w czubek głowy. — Jestem dumny, że przeszedłeś całą tę drogę.
Obaj wspomnieli dzień, w którym Taehyung znalazł się w Kokobop Village po raz pierwszy. Od tamtego momentu minął niemalże rok. Zarówno influencer jak i gospodarz zmienili się bardzo przez ten czas.
— Od zera do farmera — skwitował celebryta i pocałował ukochanego.
W Kokobop Village w dzień ślubny, takie słyszało się dźwięki: tu jakiś płacz, tam czyiś śmiech, jeszcze gdzie indziej radosne rżenie, a to wszystko na znak, że nasza para będzie szczęśliwa po wsze czasy.
Piękne i dziwne rzeczy wydarzyły się tego dnia w wiosce i takie same będą w niej trwać już na zawsze.
*^*^*
Witajcie, zagubione owieczki!
Za tydzień epilog. A my wcale nie płaczemy :')
Do zobaczenia!
Wasze Kim, Seok i Jin
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top