24. 127 hektarów
(https://samequizy.pl/ktora-postacia-z-365-hektarow-jestes/ — zrobiłyśmy dla was quiz, możecie to traktować jako special 3 + zapraszamy na naszą grupkę na facebooku "Jak będzie w Kokobop Village? — sekcja zagubionych owieczek", gdyż pojawia się tam dużo memów, spojlerów i ogólnie jest lekki shitpościk)
*^*^*
Zaręczyny oraz aprobata rodziców sprawiły, że nasi główni bohaterowie byli wręcz wniebowzięci. Pozostali jeszcze na jeden dzień w Seulu, aby móc uzgodnić z rodzicami szczegóły ślubu. Postanowiono, że ceremonia jak i wesele odbędą się w Kokobop Village (a dokładniej mówiąc w ogrodzie Jeona), ponieważ to tam od teraz kręci się życie Taehyunga. Oczywiście przez fakt, że zarówno Chungha jak i Eric byli celebrytami, na barki gospodarza spadł obowiązek zapewnienia dobrego, stabilnego łącza internetowego (innymi słowy nie z sieci Orange) i nie było w tej sytuacji mowy o żadnych kompromisach. Nie mieli kontaktu z synem przez długi czas, gdyż sądzili, że wyjechał hen daleko do Kenii, kiedy tak naprawdę był w tym samym kraju, dlatego teraz nie mieli zamiaru odpuścić w tym aspekcie. Jeon natychmiast się zgodził. Wciąż czuł się niepewny przed swoimi przyszłymi teściami. Zadzwonił nawet specjalnie do Kaia, aby ten już rozpoczął rozmowy z operatorami oferujących sieć rolnicze 5G (wiedział, że dzięki temu znachor nie będzie mu sabotował sprowadzania burżujskiego internetu do ich wsi). Niestety parobek nie odbierał.
Gospodarza powinno to trochę zaniepokoić, ale jego mózg był zbyt zajęty wieloma bodźcami płynącymi z otaczającego go miasta, aby pomyślał, że to nie jest typowe dla jego pracownika. Stwierdził, że pewnie Kai po prostu go nie posłuchał i pojechał do Jimina, zamiast pilnować gospodarskiego porządku. Już w myślach widział jak każe mu przerzucać gnój razem z Namjoonem. Nad głową Jeona pojawił się cień, a na twarz wpłynął pełen złośliwej satysfakcji uśmieszek. Tak, teraz w jego wyobraźni obraz biednego loKaia, pracującego w tym śmierdzącym gnoju, był wręcz drogocenny jak zboża przy zbiorach. Taehyung nawet nie komentował zachowania swojego narzeczonego, ponieważ nauczył się ignorować jego dziwne odchyły dla wonhowskiego spokoju.
Kiedy mieli wyjeżdżać, Jeon powtórzył telefon do swojego parobka, ale ten ponownie nie odbierał, dlatego też spróbował się skontaktować z samym domem, ale tam też było bez odzewu. Ten fakt już bardziej zmartwił gospodarza i dlatego zadzwonił do Heeseunga, aby przyleciał wcześniej, niż planowo mieli ustalone. Na szczęście, dla tego młodego Asa przestworzy nic nie było niemożliwe, dlatego pojawił się nawet i przed czasem, jaki ustalili. Narzeczeństwo dzięki temu mogło jeszcze szybciej wrócić do wioski i sprawdzić co się dzieje w gospodarstwie. Nie spodziewali się widoku, jaki zastali.
Wszędzie widać było ślady po kombajnach i traktorach, a w niektórych miejscach jeszcze delikatnie jarzył się ogień, który zaraz przyszedł zgasić jeden z pracowników Jeona. Mężczyźni spojrzeli po sobie, bo jeśli taki widok zastali przed wjazdem na posesję, to co będzie czekać na nich w głębi? Szli powoli i rozglądali się wokoło. Wyglądało na to, że przez hektary gospodarza przejechała czerwona zaraza. Przy oborniku zobaczyli Namjoona, który był podrapany, brudny oraz miał wielkiego siniaka na policzku. Przerzucał mechanicznie gnój, recytując wiersz Leopolda Staffa.
— Czcigodny gnoju, dobroczynne łajna, tchnące jak znoja najmity pazucha i nowa skóra chłopskiego kożucha, ostrej tężyzny siłą życiodajną! — mówił, wykonując ruch łopatą, a w jego głosie dało się usłyszeć łzawe brzmienie, i to nie od zapachu. — Żyzności łaskę kryjesz w sobie tajną i ciało ziemi łaknie twego ducha. W tobie nadzieje pól i wsi otucha, bo czynisz siejbę stokrotnie wydajną — przetarł ręką czoło.
Para nie wiedziała, czy do niego podchodzić, czy jednak lepiej poszukać loKaia. Taehyung stwierdził, że skoro ziemia wygląda aż tak tragicznie, a sam Namjoon nie lepiej od gnoju, przy którym właśnie pracował, to musi się dowiedzieć co z Seokjinem.
— Zdrowiem z obory kiedy bijesz mlecznej, masz dziką świeżość potęgi odwiecznej, która się brzydzą mieszczuchowie słabi — parobek wrócił do recytacji, nabierając kolejną łopatę tak chwalonego przez poetę gnoju.
Taehyung poczuł się delikatnie urażony tym ostatnim wersem, ale bardziej go interesowało co się dzieje z jego przyjacielem, niż to co sądził zmarły poeta.
— Nam! — krzyknął, zwracając jego uwagę na siebie. — Co tu się odgospodarzyło? I GDZIE JEST JIN?
Przerzucacz gnoju, widząc swojego gospodarza oraz przyszłego pana, wybuchnął płaczem. Odrzucił łopatę na bok i nie mógł się uspokoić. Ta reakcja sprawiła, że owieczka się przeraziła.
— Chłopie, ogarnij łzy i mów co z moim przyjacielem.
Na szczęście znikąd pojawił się loKai, biegnący jak na złamanie karku.
— GOSPODARZU! — krzyczał i jak się szybko okazało, sam również płakał.
Jeon po prostu nie wierzył, że wystarczył jeden cholerny dzień dłużej w mieście, aby wszystko poszło się pierdolić. Bez niego to wszystko upadnie.
— Cherry Bomb dowiedziała się, że gospodarz wyjechał i nas zaatakowała! Walczyliśmy dzielnie o Las Seme, ale niestety bardzo ucierpiał przez naszą bitwę. Wygraliśmy starcia i obeszło się bez strat w ludziach, nawet zwierzęta są całe, ale ziemia potrzebuje twojej złotej ręki!
Rolnik westchnął i poklepał pracownika po ramieniu.
— A maszyny? Żywe? Całe? Nietknięte?
— Żywe, gospodarzu, własną piersią bronione — odparł Kai, na co Jeon uśmiechnął się z ulgą.
— Dobrze się spisałeś.
— A CO Z JINEM KURWA? — wydarł się Taehyung, mając dość płaczących parobków.
Spojrzał na Kaia, oczekując odpowiedzi, a jego spojrzenie mówiło, że jej brak może poskutkować atakiem jego ostrymi jak brzytwa pazurami.
— Jin także pomagał w obronie naszej ziemi i widłami przeganiał intruzów. Teraz odpoczywa w posiadłości ze względu na zmęczenie — odpowiedział zielonowłosy. Nie chciał się przekonać, z jaką precyzją Taehyung potrafi używać swoich paznokci.
Influencer westchnął głęboko, czując ulgę, że nic się nie stało jego przyjacielowi. Jednak to nie wyjaśniało płaczu Namjoona.
— Nie może sobie wybaczyć, że wywrócił się prosto w gnój, kiedy Tzuyu atakowała, przez co Jin musiał chwycić za widły i go bronić. Parobkowa duma, rozumie pan — odparł, delikatnie przewracając oczami na swoje ostatnie słowa.
— Dobrze, a gdzie reszta? — tym razem zapytał gospodarz, rozglądając się po zniszczeniach.
— Niektórzy sprzątają posesję, Changbin pomaga w opatrywaniu ran, które powstały podczas walk... Nic poważnego, zwykłe zadrapania od pochodni i wideł — zapewnił szybko, gdy oczy narzeczeństwa powiększyły się na słowo "rany". — Inni natomiast zajmują się naprawą tego co zostało z ogrodu...
— OGRÓD TEŻ JEST ZNISZCZONY? — zawołał Taehyung i zaraz złapał się za głowę, czując, że jeszcze chwila i zemdleje.
Wystarczył jeden wyjazd, aby posiadłość Activo była bliska upadku.
— Jeon. Idziemy do środka, bo przysięgam, że zaraz będziesz musiał budować nowy dom — powiedział kierując się do budynku.
Gospodarz bez słowa podszedł do niego i objął go ramieniem. Szli w trójkę (Kai oczywiście za nimi, jak na porządnego loKaia przystało) przez ukochane hektary gospodarza, teraz zniszczone i palące się. Nawet nie chcieli wiedzieć, jak musiał wyglądać Las Seme, skoro teren Activo był w tak opłakanym stanie. Na szczęście Kai nie kłamał i nikt nie był poważnie ranny. W salonie zorganizowano prowizoryczny gabinet lekarski, w którym smarowano otarcia i naklejano na nie plastry z wzorkami piratów i księżniczek. Changbin, niczym pszczółka w ulu biegał w te i wewte, aby być w paru miejscach naraz. Najdłużej zatrzymywał się przy Felixie, który miał jedynie małe zadrapanie na policzku, przy czym siedział obłożony poduszkami i bandażami, jakby go co najmniej pług połamał.
— Felusiu, nawet się nie ruszaj, bo jeszcze coś ci się stanie! — wołał miłośnik ciemności, biegnąc do kolejnego potrzebującego.
Felix mruknął pod nosem coś, co brzmiało jak "niańka od siedmiu boleści", ale grzecznie nie ruszył się z miejsca, kiedy zauważył nowo przybyłych. Pomachał im tylko ręką i zamknął oczy.
— Changbin, jak wygląda sprawa? — zapytał nagle Jeon, zwracając na siebie uwagę swojego pracownika.
Chłopak, który dopiero spostrzegł swojego pracodawcę zamarł w bezruchu, aby zaraz podbiec i przytulić się do niego jak dziecko do ojca, potrzebujące bliskości i pocieszenia.
— Gospodarzu, nie wyjeżdżaj więcej! — wychlipał.
Jeon pogłaskał go po głowie. Niby pracownik, ale tak naprawdę dziecko wychowane na własnej ziemi.
— Kai nam streścił co się wydarzyło, powiedz tylko jak ludzie — odpowiedział, nie zaprzestając przesuwania ręką po włosach Changbina.
— Nie jest źle, wszyscy żyją. Nawet Jimin, który dołączył do nas jak tylko znachor go uzdrowił. Dał mi order przyjaciela koniar! -powiedział garażowy odsuwając się.
Na jego twarzy wykwitł wielki uśmiech. Wskazał palcem na broszkę przedstawiającą Jimina z uniesionym do góry kciukiem oraz dorobionym na dole napisem "Honorowy przyjaciel koniar. Passivo approved". Jeon z Taehyungiem zmarszczyli brwi, bo nie wiedzieli po jaką owieczkę Jimin mu coś takiego dał.
— Po co... — zaczął Taehyung, ale zaraz Kai wszedł mu w zdanie.
— Jimin ma takie momenty, że obdarza ludzi tym orderem, to nic ważnego!
— Nie byłbym taki pewny, kochanie — odparł głos z innego pomieszczenia.
Jimin wszedł do salonu niosąc tacę z napojami.
— Gdyby nie Changbin, zaliczyłbyś identyczny upadek do szamba co Kook Gnuj, kiedy próbowałeś przegonić Tzuyu kombajnem. Dobrze, że chłopak tam był, to cię złapał za fraki i uratował! — odparł i odłożył tacę na stolik. — Witaj, Taeś.
Przywitał się ze swoim przyjacielem przytulasem, a Jeonowi zbił piątkę.
— Żyjesz, różowa flądro — powiedział na przywitanie gospodarz, co można uznać za naprawdę słodki sposób powiedzenia "miło mi, że nic ci nie jest" po Jeonowemu.
— Jak widać, ty mój słodki, różowowłosy chłopcze — odparł Jimin, uśmiechając się wrednie.
Gospodarz zmrużył groźnie oczy. Taehyung miał go przefarbować po ślubie Hoseoka, ale przez to całe zamieszanie i stres związany z zaręczynami, jakoś tak zapomniano kupić farbę w "Stonce". Takim właśnie sposobem gospodarz nadal chadzał w pięknym kolorze włosów Passivo. Jeongguk przejechał ręką po swoich jasnych włoskach i uśmiechnął się sztucznie, nie mogąc znaleźć odpowiedniej riposty. Obiecał sobie, że choćby miał poprosić znachora, to wróci do swoich czarnych włosów.
— Prawda, że pięknie wygląda w tym kolorze? — zapytał Taehyung, bo w jego oczach róż na włosach Jeongguka mógłby pozostać już na zawsze.
Owieczka uśmiechnęła się do ukochanego i poprawił jego włoski. O naszej gwiazdce można powiedzieć wszystko, ale na pewno nie to, że posiada coś takiego jak umiejętność odczytywania atmosfery w danym momencie. Jeon odwzajemnił uśmiech, ale w środku aż go skręcało, aby wybiec przed dom i zanurzyć głowę w błocie.
— Dobrze kochani. Z tego co widziałem, jeszcze nikt nie posprzątał ogrodu, więc ci co mają już opatrunki, niech się tam kierują! — zawołal Jimin, przejmując pałeczkę gospodarza tej posiadłości.
Jeon wręcz zawarczał, bo jak on śmiał dominować, kiedy Jeongguk Activo jest tuż obok? Chciał wytłumaczyć tą różowowłosą... osobę, ale Taehyung uderzył go łokciem w brzuch.
— Dobry pomysł, Minnie! My też pomożemy! Nikt nie będzie mi niszczył miejsca przeznaczonego na ceremonię ślubną.
— Co? Ślub? — zapytał Passivo, łapiąc od razu dłoń przyjaciela.
Kiedy spostrzegł pierścionek na palcu influencera i taki sam u gospodarza, pisnął głośno i ich przytulił. Gratulował szczerze, prosto z serca. Mógł się przedrzeźniać z Jeonem, ale życzył mu jak najlepiej. Wszyscy w pomieszczeniu także zaczęli składać gratulacje i tak by to trwało, gdyby Jeon nie pogonił ich do pracy. Gospodarzowi nie przeszkadzało bycie w centrum uwagi, ale wolał jednak nie być na świeczniku, zwłaszcza w takiej sprawie, która była w jego mniemaniu dosyć intymna. Wystarczyłoby, aby tylko Jimin, Changbin, Kai i Namjoon o tym wiedzieli... No i jeszcze duchowny z sołtysem. Inni ludzie nie byli ważni. Jego matka była kij wie gdzie, więc nawet by nie wiedziała, gdyby sprawili sobie dzieciaka. Właściwie nie wiedziała, co się u niego dzieje, odkąd...
— Dobra Jeon, skoro tak wszystkich przegoniłeś, to też idziemy pomóc — zadecydował Taehyung.
Gospodarz potrząsnął głową, jakby pozbywał sie nagromadzonych myśli i udał się z wszystkimi sprzątać w ogrodzie. Nie spodziewał się takich zniszczeń. Wszystko było w błocie oraz dziurach. Gdzieniegdzie widać było wiśnie roztrzaskane o drzewa. Altana razem z hamakami także były nie do użycia. Wokoło było też widać jakieś dziwne, rozrzucone zioła, a na trawie leżały porzucony sierp z młotem. Changbin, widząc spojrzenie Taehyunga, podniósł narzędzia.
— Znachor także przybył nam pomóc, bo w jego oczach ten najazd był niczym kapitalistyczny atak na jego socjalistyczną duszę. Zagrzewał do walki... Jak to szło? Wielu z was zginie, ale to jest poświęcenie dla komunizmu, na które jesteśmy towarzysze gotowi? — zacytował słowa, jakie wygłaszał w swoim płomiennym przemówieniu mężczyzna.
Tam gdzie bitwa, jest i znachor. Powinno to przestać dziwić Taehyunga.
— Nawet Jackson, niczym poeta Tyrtejski prowadził pieśni zagrzewające nas do walki. Przepiękne to były utwory, normalnie dałbym na zapętleniu w Spotify — dodał Kai.
Influencer nie rozumiał, jakim cudem ta wioska może jeszcze istnieć, ale postanowił zostawić tę sprawę i ratować co się dało.
Akcja ratunkowa posiadłości trwała niemal do wieczora, a i tak nie zrobili wszystkiego. Resztę pracy przenieśli na jutro, kiedy będą mieli więcej sił. Poszli na przód rezydencji, aby zabrać do środka rzeczy, jakie zostawili tam pracownicy, gdy zajmowali się chaosem przy wjeździe. Wtem z dala można było dostrzec naprawdę drogie auto, które jechało jak na złamanie karku. Taehyung westchnął głęboko i miał wielką ochotę przywołać znachora, aby rzucił jakieś zaklęcie odstraszające rodzinę Jeona.
— Jeongguk, co to za twoi krewni znowu zwalają się nam na głowę? Co tym razem? Zamiast ptaka będą szukać niesamowitego bagna, które leczy? A może istnieje gdzieś cudowny kompostownik do upraw? — pytał ironicznie, bo naprawdę nie chciał poznawać dalszej rodziny ukochanego, gdyż jedynym, o czym w tym momencie marzył, był prysznic. — Niby twoja ziemia, a każdy się wpierdala jak chce! Taki z ciebie pan dominujący, że nawet wizyt nie możesz ogarnąć?
Jeongguk niespecjalnie zwracał uwagę na wypowiedź narzeczonego. Auto, które właśnie zaparkowało przed jego willą wydało mu się podejrzanie znajome. Takim właśnie jego matka opuściła wioskę po śmierci ojca. Na samą myśl o tym, rolnik zrobił minę zdezorientowanego bazyliszka.
— Jeon, słuchasz ty mnie? Masz minę, jakby co najmniej twoja stara przyjechała — zaśmiał się Tae, ale kiedy starszy odwrócił się w jego kierunku w momencie, w którym z samochodu wysiadła kobieta w czarnym kapeluszu, jego mina wyrażała, że influencer trafił w samo sedno. — Ja pierdolę, Gguk, to naprawdę twoja stara!?
Stojący za Jeonem pracownicy i pomocnicy w sprzątaniu wstrzymali oddech. Wszyscy w wiosce wiedzieli, że Activo nie rozstał się z matką w pokoju i był to temat tabu. Nikt nie wspomniał o niej nawet słowem, odkąd postanowiła opuścić Kokobop Village na zawsze.
Kobieta niezbyt przejęła się na widok swojego skamieniałego syna i bandy stojących za nim przygłupów. W swoich dziesięciocentymetrowych szpilkach zmierzała w kierunku tylko jednej, stojącej przy Jeonie osoby. Jej długie blond włosy powiewały na wietrze, a skórzany kombinezon z najnowszej kolekcji Gucci, mienił się w słońcu. Wyglądała zjawiskowo i dominująco. Kiedy była w odległości jakichś dwudziestu metrów od zbiorowiska, Taehyungowi zderzyły się dwie ostatnie szare komórki.
— Na słodkie bicepsy świętego Wonho! Chaelin, to ty? — zapiszczał jak mała dziewczynka i podbiegł do kobiety przytulając ją, a stojący w tłumie za Jeonem Jin powtórzył ten pisk.
— Tak, Tae! Już chyba ze cztery lata się nie widzieliśmy! — odpowiedziała, a Jeonowi, jak i wszystkim innym obecnym, szczęki opadły z wrażenia. Jedynie Jimin nie wydawał się zaskoczony takim obrotem spraw.
Jin wyrwał się Namjoonowi i także podbiegł do dawnej koleżanki. Cała trójka się wyściskała i wycałowała swoje policzki, bardzo zadowoleni, że dali radę się zobaczyć, w końcu ze względu na ich grafiki nie mieli zbytnio możliwości, aby się spotkać. Świat gwiazd jest bardzo absorbujący.
— Ah, moje pięknotki! Jak ja tęskniłam — powiedziała Chaelin Jeon Activo, głaszcząc mężczyzn po policzkach.
Nawet w szpilkach była od nich niższa. Taehyung uśmiechał się tak szeroko, że prawie policzki mu zesztywniały.
— Ja też! Kochana, mam ci tyle do opowiedzenia... Zaraz — w końcu Taehyung połączył dwa wydarzenia, które właśnie miały miejsce. — TEN SYN, O KTÓRYM MI OPOWIADAŁAŚ NA PLANIE RODZINY KIM, TO JEON? — krzyknął, nie wierząc jakiego psikusa sprawił im los.
— No tak, czyż nie jest do mnie podobny? — zapytała, machając ręką w stronę swojego syna.
Jeonguk nadal stał niezadowolony. Nie podobało mu się, że jego matka wróciła tutaj na wieś. Nie miał jej nic do powiedzenia, po tym jak zostawiła go samego, gdy ojciec zginął. Nie było jej wtedy, gdy spadł z kombajnu, ani kiedy żałoba zaczynała się robić zbyt trudna. Wybrała miasto, zamiast wsi, w której ojciec zostawił serce. To tak jakby splunęła na wszystko, co dla niej zrobił i co było dla niego ważne. On tu został i zadbał o cały majątek, a ona szlajała się po Seulu. Wiedział, że nigdy nie przepadała za życiem na peryferiach. Przyjechała tutaj tylko ze względu na ukochanego, ale widocznie dziecko nie było wystarczające, aby pozostała w miejscu, którego nie znosiła.
— Podobny jak pięść do nosa. Urodę mam po ojcu — powiedział ostro Jeon, a reszta pracowników cofnęła się o krok, bo wiedziała, że właśnie są świadkami walki dominantów. — Skąd znasz tę wiedźmę, owieczko?
Kobieta parsknęła i zasłoniła ręką usta. Objęła Taehyunga tak jak matka obejmuje swoje dziecko.
— Humor także masz po nim, synku — odparła rozbawiona.
— Była razem ze mną w piątym sezonie rodziny Kim. Nie wiedziałeś?
Jeon nie mógł uwierzyć, że jego matka poznała Taehyunga szybciej od niego. Czyżby historia hektarów nie miała miejsca, gdyby te parę lat temu gospodarz choć raz obejrzał cały odcinek programu? Tego się nie dowiemy. Jedynie Jimin wiedział, że Chaelin wystąpiła w tamtym sezonie Rodziny Kim, ale nie widział potrzeby, aby wspominać o tym skłóconemu z nim rolnikowi. Poza tym, nie wiedział nawet, że Gguk przymierzał się do porwania Taehyunga, dopóki nie spotkał go na wsi.
— Mniejsza o to! Taehyung, twoi rodzice do mnie zadzwonili, że bierzesz ślub! Byłam bardzo zdziwiona, kiedy o tym usłyszałam, a tym bardziej, kiedy się dowiedziałam, że nie z Sehunem, ale moim synem! Ah wiesz, nigdy nie byłam na czasie, jeśli chodzi o internetowe gwiazdy, więc nawet nie wiedziałam, że zerwaliście! — mówiła do niego nawet nie patrząc na stojącego niedaleko Jeona.
Taehyung miał poczucie, że coś tu kurwa nie pasuje. Patrzył na Chae i na Jeongguka. W jego głowie już mu się odpalił Oprah mood, aby ich pogodzić.
— Słonka wy moje! Ale dlaczego? — zadała pytanie, rzucając także spojrzenie Jinowi. — Naprawdę Taehyung? Mojego syna wieśniaka wolisz? Przecież on nie odróżnia Chanel od Gucci! — powiedziała, jakby tego typu pomyłka była najstraszniejszą rzeczą na świecie.
— Wszystkiego da się nauczyć, Chaelin — odparł gwiazdor.
— Ja bym się wolał dowiedzieć, dlaczego tutaj przyjechałaś? Przecież to jest, jak określiłaś wyjeżdżając, "piekło na ziemi" — wtrącił się Jeon.
Nadal nie ruszał się ze swojego miejsca, ale wściekłość, którą emanował, docierała nawet te kilka metrów dalej.
— Spokojnie ździebełko, nie przyjechałam do ciebie, wiem jak bardzo nie chcesz mnie widzieć. Przyjechałam do Taehyunga, aby go uświadomić, jak złą decyzję podejmuje — odpowiedziała synowi, rozciągając pomalowane na czerwono usta w szerokim uśmiechu.
Taehyung nie raz widział, jak CL (bo tak ją nazywał w skrócie) bywała wredna, bądź okrutna, ale nigdy nie zachowywała się w taki sposób do osób jej bliskich. Musiał wiedzieć, co takiego zaszło między tą dwójką, że reagują na siebie jak rolnicy na widok stonki ziemniaczanej.
— Złą decyzję? Ty... — zaczął gospodarz, ale Taehyung dał mu znak ręką, aby nic więcej nie mówił.
— Kochana. Nie wiem, o co wam poszło, ale ja go kocham i pokochałem tę wioskę. Ludzie tutaj są dziwni, czasem męczący, ale traktują cię jak rodzinę. Spokoju i szczęścia, jakich tu zaznałem, nigdzie indziej nie dane mi było zaznać. Jeon to mój narzeczony i wezmę z nim ślub — zakomunikował stanowczo Taehyung.
— Taesiu, nawet nie wiesz co mówisz. Teraz myślisz, że to wystarczy, ale nim się obejrzysz, będziesz niczym najlepszy koń, który zaznaje wolności tylko w momencie, kiedy gospodarz go wyprowadzi. Zawsze stodoła będzie twoją złotą klatką, poza którą nic więcej nie zobaczysz. Byłam jak ty. Sądziłam, że kocham tę wieś i moją rodzinę, ale z każdym dniem czułam jak ich coraz bardziej nienawidzę, a łaknę miasta. Cisza, jaką tutaj słyszysz, stanie się dźwiękiem raniącym twoje uszy, widoki, jakie teraz podziwiasz, później będą niczym ciuchy z marketu... — wyszeptała, aby jej syn nie mógł usłyszeć co mówi.
Z jednej strony była wobec niego dosyć oschła, ale z drugiej nie chciała, aby słyszał, jak się czuła w ukochanej przez męża i syna wsi.
Taehyung wiedział jedno — nie jest drugą CL. Po pierwsze, nie przyjechał tutaj z własnej woli. Po drugie, jego ukochany przeżył upadek z kombajnu i nikt go jeszcze nie zabił. Nawet jeśli kiedyś będzie miał dość wsi, nie widział przeszkód, aby mógł wyjechać na jakiś czas do rodziny, a potem powrócić w ukochane ramiona gospodarza. Dom to miejsce, w którym człowiek chce przebywać i załatwiać swoje potrzeby, a takim miejscem była dla niego posiadłość Activo. Poza tym, gdyby kiedyś utracił Jeona, to miał także Jimina, swojego soulmate. W tej wiosce, mógł być zwykłym Kim Taehyungiem, członkiem społeczności.
Jin spojrzał na influencera i wskazał mu, że wróci do Namjoona. CL i Jin się uwielbiali, ale ich osobowości, często się ze sobą ścierały. Nie chcąc pogarszać sytuacji, wycofał się z pola rażenia.
— Nie jestem tobą — odpowiedział na to wszystko Taehyung.
Mógłby ją przekonywać, że nie ma racji, ale dla niego ta jedna kwestia kończyła całą rozmowę. Chaelin mogła być matką jego narzeczonego, jednakże nie musiał się przed nią tłumaczyć.
— Wasza dwójka wciąga mnie w jakieś cholerne porachunki! — dodał, odsuwając się od kobiety i machając palcem na nią i na Jeona. — Tak nie wolno! Mój tata zawsze powtarza, że aura, aby była dobra, musi zostać oczyszczona z konfliktów, dlatego teraz wasza dwójka pójdzie sobie wszystko wyjaśnić! — zawołał rozkazująco.
Matka z synem głośno zaprotestowali, ale jedno syknięcie i spojrzenie Taehyunga wystarczyło, aby umilkli. Mogli sobie być dominujący we wsi, ale to Kim Taehyung tak naprawdę był kierownikiem tego cyrku.
Pokazał im palcem, aby poszli na spacer matki z synem, a on sam wrócił do posiadłości, wołając resztę ekipy.
Para spojrzała po sobie, nie wiedząc jak się w tej sytuacji zachować. W końcu Jeon odchrząknął i zaczął iść w stronę Lasu Seme. Kobieta bez słowa podążyła za nim. Szli w ciszy i omijali zniszczenia, jakie spowodowała walka rolnicza 2.0, niczym wojna o las w Chłopach Reymonta. CL syknęła, ponieważ miejsce, które kiedyś widywała codziennie, teraz wyglądało jak po jakiejś katastrofie. Mogła mówić, że nienawidziła tej wsi, ale w jej sercu miała (i będzie) wyjątkowe miejsce. Całą drogę prowadził mężczyzna, nawet nie obracając się, aby spojrzeć czy jego matka daje radę pokonywać tę drogę w swoich butach. Można powiedzieć, że to była pewnego rodzaju zemsta, za to co zrobiła. Taka mała złośliwość i brak troski za te wszystkie lata, podczas których zniknęła dominować gdzieś indziej, zamiast być z nim.
Szli trochę czasu, aż doszli do Potężnej Góry, gdzie często wybierali się ze Starym Topem. To miejsce zawierało wszelkie dobre wspomnienia ich rodziny. Skoro tutaj Jeongguk przychodził jako dziecko, to teraz jako dorosły mężczyzna powinien zakończyć pewien rozdział związany ze swoją matką.
— Twój ojciec kochał tu przychodzić. Mógł zobaczyć wszystkie swoje hektary ze szczytu — powiedziała Chaelin z uśmiechem na twarzy.
Nie wyglądała na zmęczoną drogą, jaką musiała pokonać.
— Ojciec kochał każdy milimetr tej ziemi, w przeciwieństwie do ciebie — odpowiedział rolnik, zakładając ręce na piersi.
— W przeciwieństwie do mnie — zgodziła się. — Wiem, że go to bolało do końca, ale jeśli zamkniesz słowika w klatce, nie zdziw się, kiedy przestanie śpiewać — powiedziała patrząc na niego.
Ich uśmiechy były do siebie bardzo podobne, ale uraza jaką żywił do niej sprawiła, że naprawdę chciał zetrzeć z jej twarzy ten do niej należący.
— Więc tylko ojciec był w stanie zatrzymać ptaszka przed wylotem z klatki? — zapytał, ciągnąc jej analogię.
— Trzymał partner i dziecko, ale gdy ukochany zginął, a dziecko było dorosłe, w końcu dostrzegł możliwość powrotu na wolność.
Jeon podszedł do niej.
— Czeka nas długa rozmowa.
— Mam czas dla ciebie, synku — odparła i pogłaskała go po różowych włosach.
*^*^*
Podczas gdy Jeon ze swoją matką odgrywał scenę niczym z opery mydlanej, ekipa Taehyunga postanowiła się zrelaksować w nagrodę za ciężką pracę na posesji. Włączyli ulubiony film Changbina, a mianowicie Batmana. Może nie byli fanami tego typu filmów, ale przystojny aktor rekompensuje wiele. Jin razem z Taehyungiem i Jiminem wzięli wino i jakieś przekąski, a Namjoon z Felixem majstrowali przy telewizorze. Kai natomiast układał poduszki i koce, aby wszystkim było wygodnie usiąść i się skupić na ładnym ciele aktora, które opinać miał kostium nietoperza.
Seans przerwało pukanie do drzwi. Wszyscy zmarli w swoich pozycjach i spoglądali na siebie jak dzieci w podstawówce, gdy któreś musi iść do nauczycielskiego.
— Kai, idziesz — zawyrokował Jimin, jak najlepszy chłopak na świecie.
Mężczyzna z ciężkim westchnieniem podszedł do drzwi i je otworzył, a gdy zobaczył za nimi wroga, wrzasnął czyniąc w powietrzu znak krzyża.
— WIDŁY W RĘCE! CHERRY BOMB WRÓCIŁA!
— CZY ONA MA KURWA RADAR W DUPIE, KIEDY JEONA NIE MA W POSIADŁOŚCI? — odkrzyknął Namjoon, biegnąc po narzędzia.
Oczywiście wywalił się po drodze. Kto by się spodziewał? Jimin stanął walecznie przed Taehyungiem, a Jin wyciągnął spod kanapy łopatę (nie wiadomo dlaczego i na co ona tam była, a nikomu w głowie nie było zadawać takich pytań).
Stojąca w drzwiach Tzuyu miała na głowie krótko mówiąc szopę. Jej piękne, jedwabiste włosy, teraz mogły konkurować z tymi Einsteina. Na twarzy miała zadrapania, a na rękach siniaki. Jak widać, w wojnach rolniczych płeć nie miała znaczenia. Najdziwniejszymi rzeczami jednakże były łzy, które spływały jej policzkach.
— Ja w pokoju! Czy nie ma u was Marka i Yuty? — zapytała drżącym głosem.
Kai opuścił ręce, a Jin łopatę. Taehyung wyszedł do przodu, mocno zdziwiony.
— Nie. Odkąd przyjechałem nie widziałem ani Smarka, ani Ziuty.
Kobieta przełknęła łzy i wytarła policzki dłonią.
— Zniknęli. Byłam tak zajęta bitwą o Las Seme, że nawet nie zauważyłam ich braku! Jestem najgorszą siostrą! — zapłakała głośno.
Zielonowłosy niezręcznie poklepał ją po ramieniu i spojrzał po towarzystwie.
— Pomożemy ci ich znaleźć — zdecydował Taehyung nie przyjmując żadnych odmów. — Jeśli w końcu odjebiesz się od Jeona i naszej ziemi.
Jin nie miał żadnych obiekcji, w końcu patrząc po stanie, w jakim znajdowała się kobieta, warto było podać jej pomocną dłoń. Nie daj Wonho te dzieci zrobią sobie coś gorszego niż ich siostra.
— Naprawdę? Oh, jasne! Dziękuję ślicznie! — zawołała Tzuyu i chciała do niego podejść, ale Jimin jej nie pozwolił.
— Pomożemy, ale nie zapomnimy co zrobiłaś Jeonowi, Taehyungowi, a tym bardziej mojej rodzinie — odparł ostro.
Dziewczyna aż się cofnęła, ale kiwnęła głową, że rozumie. W tym momencie bracia byli ważniejsi niż jakieś tam przebaczenia.
— Idziemy po konie. Wszyscy muszą mieć ze sobą telefon. Będziemy się kontaktować, jeśli coś znajdziemy.
*^*^*
Złamana obietnica jest najgorszą rzeczą, jaką można zrobić dziecku. Mark i Yuta nigdy nie czuli się tak oszukani, jak wtedy, gdy usłyszeli rozmowę siostry z braćmi odnośnie wyjazdu Taehyunga z gospodarzem. Skoro influencer wyjechał, to oznaczało, że nie będą mogli przejechać się kombajnem Activo. A dał im słowo! Złamało to ich małe serduszka. Pierwszego dnia bitwy pozostali w domu, przeżywając rozczarowanie tak wielkie, że nawet Kochanowski nie dałby rady go ująć w swoich utworach. Ich rodzeństwo nawet nie zwróciło uwagi na zły nastrój jaki nastał w domu, bo było zbyt zajęte walką. Drugiego dnia Markowi przyszedł do głowy wspaniały pomysł. Jeśli góra nie przyjdzie do Wonho, to Wonho sobie weźmie tę górę.
Gdy tylko Cherry Bomb wyszła ponowić walkę, chłopcy udali się do jedynej osoby we wsi, która mogła im pomóc. Przeprawa przez bagna była trudna, ale determinacja z jaką szli dała im siłę, aby dostać się na miejsce. Mieli szczęście, że złapali znachora, który miał wyruszyć zagrzewać ludzi do walki z wiśniową hołotą. Mężczyznę bardzo zdziwił widok dwóch wiśniowych chłopców na progu jego domu. Niby walczył z ich siostrą, ale oni byli dziećmi, a co za tym idzie wyjątkiem od zwalczania młotem i sierpem.
— Tak, nasze wisienki? — zapytał.
— Znachor mówił, że wszystko jest wspólne — zaczął Mark.
— Oraz, że powinniśmy się dzielić — dodał Yuta.
— Tak wisienki. To jest styl życia, jaki aprobuję — zgodził się zaciekawiony, czego te dzieciaczki od niego chcą.
— Czyli maszyny gospodarza Jeona, także są wspólne. Chcemy się nimi przejechać, a tylko znachor rozumie ideę dzielenia się, dlatego ładnie prosimy o pomoc — odparli równocześnie.
— Widzę, że moje nauki nie poszły w las! Oczywiście, że pomogę! Za mną, wiśniowi towarzysze!
Tak oto dzieci razem z G-znachorem wyruszyły do posesji Jeona. Akurat walki nadal trzymały się w okolicach Lasu Seme, dlatego mężczyzna bez problemu wyjechał wskazanym przez dzieci kombajnem z hangaru. Kazał im poczekać, a sam poszedł wszystko pozamykać. Wtedy wydarzyło się parę rzeczy. Bitwa wylazła z lasu i skierowała się do ogrodu Jeona, przez co znachor, poczuwszy instynkt komunisty, pobiegł w tamtą stronę, wyciągając zza pazuchy sierp i młot.
— SIERPEM I MŁOTEM WIŚNIOWĄ HOŁOTĘ! — krzyknął, zostawiając dzieci same.
Braci Tzuyu. Z kombajnem Jeona.
Nim ktokolwiek zdążyłby powiedzieć "kurwa", chłopcy rozgryźli jak powinno ruszyć się maszyną i odjechali w siną dal. Chłopcy dostali zabawkę na praktycznie cały dzień, bo dopiero godzinę później przylecieli Taehyung z Jeonggukiem i rozegrała się cała akcja. Jakim cudem nikt nie zauważył brakującej maszyny? Nie wie nikt.
*^*^*
Taehyung z Jiminem jeździli końmi po całym Kokobop Village, ale nigdzie nie było ani śladu chłopców. Nawet nie zwrócili uwagi na odciśnięte opony kombajnu na ziemi, bo przecież był to dla nich codzienny widok.
Sytuacja robiła się coraz mniej ciekawa, dlatego Taehyung zadzwonił do Jeongguka, szybko tłumacząc jak wyglada sytuacja. Gospodarz razem ze swoją matką wrócił do posiadłości, gdzie zrobiono spotkanie w sprawie zagubionych dzieci. Dochodziła godzina dziewiętnasta, a co za tym idzie, było bliżej zachodu słońca niż dalej. Nikt nie miał pomysłu gdzie oni mogą być. Bracia Tzuyu zachowywali się, jakby ktoś im odrąbał ręce i nogi. Nie mogli kompletnie się porozumieć, ani ustać w miejscu. Aby harmonia była zachowana, wszyscy musieli być na swoim miejscu, a brak dwójki z nich był niczym uderzenie w ten jeden nerw w łokciu, od którego cała ręka promieniuje bólem. Wśród nich nie było tylko samej Tzuyu, która szukała najmłodszych jeszcze po Równinie Switch, mając nadzieję, że chłopcy zasnęli w swoich ulubionych miejscach zabaw. Rozpoczęła się burza mózgów, którą przerwał dzwonek telefonu.
— Tak? — zapytał w słuchawkę Jeon. — Yeonjun, witam gospodarzu Dużego Hitu... Co? Dwójka? Mój kombajn!? — wydarł się przy ostatnich słowach.
Słuchał uważnie co druga osoba ma mu do powiedzenia, zapewnił o swoim szybkim przybyciu i się rozłączył.
— Chłopcy jakimś cudem zabrali mojego Dominatora i jeżdżą po polu Yeonjuna. Podobno jeździli też po innych wioskach, ale gospodarze nie mogli się ze mną skontaktować... To wszystko przez potężną górę! Okropny jest tam zasięg! Całe szczęście, że przynajmniej Taehyungowi udało się dodzwonić.
— To przeznaczenie — odezwał się dumnie influencer, ale Jeon już go nie słuchał. Okropnie się martwił o swoją ukochaną maszynę, jego pierwszy, własny kombajn.
Taehyung potrząsnął głową i wybrał numer Tzuyu. Przekazał jej wiadomość i poszedł za Jeonggukiem. Wsiedli wspólnie do kombajnu JD i szybko pojechali w kierunku Dużego Hitu, zabierając po drodze Tzuyu z Równiny Switch. Akurat stamtąd było najszybciej do drugiej wioski. Kiedy tam dotarli, spotkali Yeonjuna razem z jego mężem Soobinem. Obaj wydawali się zmartwieni. W końcu dzieci nie powinny być w stanie zapanować nad tak potężną maszyną (choć robiły to już od kilku godzin). Wskazali od razu gdzie ostatni raz ich widziano, a trójka bohaterów szybko pojechała w tamtym kierunku.
Na szczęście młodym zostało mało paliwa, więc już nie mogli zbyt szybko jeździć, ale jak tylko spostrzegli za sobą wkurwionego Jeona i tak próbowali uciec. Na ich pecha, Jeongguk był gospodarzem z krwi i kości, więc drifty kombajnami wypił wraz z mlekiem z butelki. Dotarł do nich niemal od razu, a dzięki temu Tzuyu rzuciła się na drzwi, które zaraz otworzyła. Akcja niczym z Johna Wicka. Weszła do środka maszyny, gdzie ogłuszyła swoich braci, po czym przejęła sterowanie.
— Dobra robota, Bomba! — krzyknął jej Jeon.
Kobieta pokazała mu uniesiony do góry kciuk. Taehyung za to był naprawdę zadowolony, że znaleźli dzieci, więc mogą wrócić do domu. Zadzwonił do wszystkich poinformować o rozwoju sytuacji. Kiedy wrócili do Jeona, czekali już na nich bracia NCT razem z Kaiem, Namjoonem, Jinem oraz matką Jeona. Passivo musieli wrócić do domu. Tzuyu wychodząc z maszyny miała serce w gardle. Bała się reakcji Chaelin. Jeon i Jimin to jedno, ale ona była najstraszniejsza. Bracia pomogli jej wyciągnąć małych z pojazdu i chcieli niezauważeni odejść, ale Jeon to menda.
— O właśnie, mamuś. Skoro już się pogodziliśmy, to chciałbym ci przedstawić morderczynię ojca — powiedział. Pokazał tym samym, że chwila, w której jej pomagał się skończyła, a nastał moment zemsty za zniszczenia.
Taehyung spojrzał na jedną i druga kobietę, ciekawy tego co się miało wydarzyć. Chaelin bardzo kochała swojego męża. Jednak wbrew wszelkim oczekiwaniom, ona tylko pokręciła głową.
— Oj synku. Nigdy nie byłeś dobry w grach typu "mafia". To nie ona zabiła ojca, tylko jej matka. Kiedy wyjechałam do miasta, przeprowadziłam własne śledztwo, ale postanowiłam ci nie mówić, bo wiedziałam, że cierpisz z powodu jego śmierci. Poza tym, na każdy mój sms odpowiadałeś słowami, że nawet nie patrzysz na to, co wysyła ci zdrajczyni wsi.
Czyli kolejna rzecz mogłaby się nie wydarzyć w hektarach. Takie to śmieszne zbiegi okoliczności.
— Znałam jej matkę, była bardzo ambitną kobietą. Po zabójstwie Topa, kazała Tzuyu cię poślubić, bo myślała, że wykonasz wolę zmarłego ojca. W końcu on też chciał, abyśmy połączyli gospodarstwa. Niestety, albo i stety, jesteś gejem, więc kiepskie to były plany. Gdybyście się pobrali, Tzuyu zdobyłaby hektary dla sadowniczego imperium matki i tym samym zapewniłaby jej bezpieczeństwo, którego potrzebowała po zabójstwie Taemina. Ojciec Jimina został wyeliminowany, ponieważ planował założyć własny, konkurencyjny sad wiśniowy. Że też nigdy cię nie zastanowiło, że Hyori uciekła tak nagle ze wsi.
— Byłem pewny, że to z tobą uciekła — mruknął Jeon.
CL lekko mówiąc się załamała.
— Jak mówiłam, byłeś beznadziejny w takich grach, jak i w przewidywaniu fabuły.
Tzuyu odetchnęła z ulgą. Nie mogła wyjawić prawdy odnośnie śmierci ojca Jeona, bo matka wymogła na niej obietnicę milczenia, powiązaną z czarami znachora. Takich rzeczy się nie łamie, jeśli nie ma się myśli samobójczych. Chaelin widząc jej minę uśmiechnęła się do dziewczyny.
— Słonko, twoja matka i tak nie wróci. Od tylu lat sama prowadziłaś gospodarstwo. Te 127 hektarów jest idealne dla ciebie i twoich braci, bądźmy szczerzy, nie wszyscy zostaną na nim. Nie potrzebujesz hektarów Ggukiego, jesteś silną i niezależną kobietą. Mężczyźni tylko wchodzą w drogę.
Dziewczyna spojrzała na nią, a potem na braci. Miała rację, tyle lat radziła sobie sama, dlaczego miałaby czekać na matkę? Po co jej więcej hektarów?
— Masz rację. Będę panią Switch. Nie potrzebuję ani Activo, ani Passivo, Massivo wystarczy.
Jeongguk nie bardzo wiedział, co powinien powiedzieć. Po raz drugi w tej historii zatkało go całkowicie, a jego światopogląd legł w gruzach. Ostatecznie podszedł do Tzuyu i nie wyrzekł ani słowa. Dziewczyna wyciągnęła do niego dłoń w geście pokoju, a on przyjął ją i skinął jej głową.
— Jimin pierdolnie z wrażenia, kiedy to zobaczy — Taehyung zniszczył tę podniosłą chwilę. Nagrywał zdarzenie od momentu, w którym Chaelin zaczęła tłumaczyć, kto tak naprawdę zabił dwóch wielkich rolników.
— Żeby było jasne, nie jesteśmy przyjaciółmi, to tylko formalność, aby już więcej nie było w tej wiosce żadnych wojen — powiedział Jeongguk i odszedł w kierunku domu, pokazując jeszcze ręką Namjoonowi, aby wstawił Dominatora do hangaru.
Taehyung z CL przewrócili oczami, pomachali Tzuyu i braciom NCT na pożegnanie, po czym poszli za rolnikiem, zabierając ze sobą Jina i Kaia.
W ten sposób ostatni wielki konflikt w Kokobop Village został zażegnany i wszystkim mieszkańcom pozostało jedynie czekać na mający się odbyć za kilka miesięcy ślub.
*^*^*
Witajcie, zagubione owieczki!
Za tydzień w piątek ostatni rozdział, a za dwa epilog, w którym zapowiemy następnego crackfika oraz... angsta.
Do zobaczenia już niedługo!
Wasze Kim, Seok i Jin.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top