nadrobione: (19.01.2017)
- Keiji - rzucił Bokuto, uśmiechając się przyjaźnie, gdy podawał Akaashiemu kubek z herbatą.
- Koutarou - odpowiedział brunet, bez uśmiechu; zbyt na to był skupiony, a i zatroskany.
Czy jego partner właśnie ni z tego, ni z owego wstał wcześniej tylko po to, by przynieść mu śniadanie do łóżk? W porządku, to się zdarza... ale nie im.
Powinien się martwić?
- Keiji - powtórzył nieszczęśnie przedmówca, widząc tę nieprzystępną mimikę i odczuwając jakieś wyrzuty sumienia.
I to mimo że nic nie zrobił!
Żadnych zdrad i wypadków do wynagrodzenia. Najwyżej w pracy za wiele nasłuchał się o tym bajecznym romantyzmie i zastanowił poważnie, dlaczego u nich w domu to nie mieszka.
No bo... dlaczego nie?
- Bokuto-san. - Akaashi zabrzmiał jeszcze poważniej, olaboga, oficjalnie do tego. Kubek został odstawiony, ramiona ułożone na podołku, co podkreśliło podobną atmosferę.
- Ach, przestań! - stęknął Koutarou, uciekając wzrokiem w inną stronę, w związku z czym nie od razu zauważył rozbawiony uśmieszek Keijiego.
Starczy tego dręczenia i dokuczania, zdecydowanie już starczy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top