(15.01.2017)
Niekiedy - albo częściej - Akaashi dostrzegał powody, by się o siebie martwić. Na przykład w dni różnorakich testów, egzaminów i innych tego sortu potworności.
Nie z powodu samych prac również, bo do tych tortur przez lata cokolwiek przywykł. Martwił go jego własny umysł.
Przebrnął przez arkusz egzaminacyjny, ze skutkiem - mógł liczyć - dobrym. Tylko to jedno pytanie... Lekko zmarszczył nad nim brwi; wiedział, iż o tym czytał, na pewno czytał, uczył się, powinien umieć choć zacząć.
A jednak chwila obecna, bezruch długopisu i nadgarstka - wskazywały co innego.
Nie mógł się, ponadto, skupić. Może, paradoksalnie, pod ową presją tykającego na przeciwległej ścianie zegara.
Niezależnie jednak od przyczyny, fakt i problem był taki, że dumał o niebieskich migdałach. I nie mogąc sobie przypomnieć nieszczęsnego wzoru ni go rozpracować, przypominał sobie tysiące innych rzeczy.
Niektóre, trzeba przyznał, warte miejsca w pamięci. Wspomnienia, treść oraz sens jego żywota.
Inne, doprawdy, kumulowały się pod czerepem niepotrzebnie. Dane, których pamiętać nie musiał, przynajmniej na razie; numer komórki Bokuto, numer buta Bokuto, kod na klatkę schodową do... Bokuto, otóż to.
W jego głowie za dużo pozostawało po tym chłopaku...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top