(07.02.2017)
Z nowym rokiem pojawił się pewien pierwszoklasista, którego z początku posądzali o kiblowanie i który wprowadzał w treningową rutynę niezwykłe... natężenie decybeli. Niby z Yamamoto w składzie trochę się do tego przywykło, jednak "trochę" nie obejmowało nazbyt wielu rzeczy raportowanych przez skatowane bębenki.
I drugoklasiści, i nawet pozostali dwaj pierwszacy ponadto odczuwali, iż w podobnej sytuacji nader poręcznie jest mieć starszych kolegów, trzymających drużynę w kupie. Nie tylko Yaku, choć ten, trzeba przyznać, osiągał szczytową efektywność. Dzięki zaangażowaniu zapewne.
x
- Mamy tego nowego. Haiba Lev - relacjonował Kuroo swojemu nieodłącznemu druhowi z Fukurodani. - To znaczyło... - Próbował sobie przypomnieć, pstrykając intensywnie palcami, przekonany, że ma to na końcu języka. Tylko dopaść, tylko dopaść... Wreszcie zerknął za swoim libero. - Co znaczyło imię Haiby? - dopytał, podnosząc odrobinę głos.
W pierwszej sekundzie zapytany zmarszczył brwi, niby to próbując wykalkulować, na co to może być w zasadzie potrzebne.
- Lew - dopomógł jednak w następnej sekundzie, płynnie, jako że zagadnienie utrwaliło mu się w pamięci względnie dobrze.
- Yakkun wie - zauważył Kuroo, trącając swojego licencjonowanego bro łokciem. - Yakkun zawsze wie, jak chodzi o Lva.
- Oho ho - odpowiedział Bokuto konspiracyjnym szeptem.
- Oho ho ho - zgodził się Kuroo.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top