Wprowadzenie

Dwudziestosześcioletni Michael Clifford siedział przy barze, sącząc trzecią z kolei szklankę podwójnej whiskey. Wydawał na to swoje wszystkie oszczędności jakie udało mu się znaleźć i ukryć przed narzeczonym. Tamten by go po głowie uderzył, gdyby dowiedział się, że wydaje pieniądze, których, nawiasem mówiąc, nie mieli, na alkohol. Wyobraził sobie sytuację, w której Luke dowiaduje się o tym i od samej wizji rozbolała go głowa. Chwycił szklankę, przechylił, wypijając wszystko aż do dna.

Godzinę później tępo patrzył się w bursztynowy napój. Starał się siedzieć pionowo na stołku, ale jego ciało, jakby poddawało się prawu grawitacji. Pomimo promili we krwi, wciąż mógł sobie z łatwością przypomnieć ostatnią kłótnie z narzeczonym. Powód był banalnie prosty. Pieniądze. A raczej ich brak. Tamten oskarżał Michaela, że nic nie robi, a Michael jego, że wciąż się go czepia. Clifford naprawdę starał się z całych sił znaleźć pracę i to nie była jego wina, że z takim wykształceniem jakie posiadał, co najwyżej mógł się postarać o stanowisko na zmywaku. I gdyby nie ta głupia duma, pewnie by się skusił, żeby jakkolwiek pomóc swojemu ukochanemu w opłatach. Kochał go tak bardzo mocno i nienawidził patrzeć jak tamten wyrywa sobie włosy z nerwów w momencie, gdy liczy, ile wyjdą go wszystkie rachunki ani jak płacze z tego powodu. To po prostu rozrywało mu serce na kawałki. A jednak go ranił swoim nieróbstwem. Ranił i pozwał cierpieć. W takich momentach nienawidził siebie z całych sił i najchętniej zabiłby siebie samego za to jak traktuje miłość swojego życia.

Podniósł szklankę do góry i wypił do dna resztę trunku. Odstawił szkło z głośnym hukiem, a kelner spojrzał na niego z litością.

-Jeszcze jedną, poproszę. - wybełkotał, ale młody chłopak, stojący za ładną, dobrze znał język pijanych ludzi, więc bez problemu go zrozumiał

-Jesteś pewny? Która to już?

-Czy to ważne? - Oparł głowę o rękę, bo tak łatwiej mu było utrzymać równowagę. Chciał pokazać pracownikowi, że wcale nie jest z nim tak bardzo źle. - I tak, jak tylko wrócę, Puke… - przerwał, marszcząc brwi - Huke… To znaczy Luke, zrobi mi kolejną awanturę. I wierz mi, wolę jej nie zapamiętać. - czknął

Chłopak pokiwał głową na boki z dezaprobatą, ale co więcej mógł zrobić. Był tylko pracownikiem, a Michael klientem. W tym pubie wyznawało się tylko jedną zasadę: “Klient nasz pan”, dlatego posłusznie nalał do pełna bursztynowy napój.

Blond włosy mężczyzna podniósł szklankę do ust i zaczął sączyć. Nagle, jakby coś sobie przypomniał, odstawił whisky z hukiem, wylewając trochę na blat.

-Wiesz z czym się rymuje imię Luke?

Chłopak przerwał wycieranie kuli, by spojrzeć na Mike'a.

-Z czym?

-Z fiut! Luke fiut. - mężczyzna wybuchnął śmiechem, niemal wywalając szklankę z trunkiem.

-Nie bardzo to do siebie pasuje. - opowiedział troszkę zbity z tropu, jednak Michael tego nie usłyszał, bo wciąż podśpiewywał sobie te dwa słowa i śmiał się z tego mało śmiesznego żartu. Coś okropnego robi alkohol z człowiekiem. Clifford zdecydowanie był omamiony i pozbawiony zdolności racjonalnego myślenia przez procenty, które wypił. Jednak nie dopadło, go żadne poczucie winy, dlatego też nawet się nie hamował. Uciekł i chciał zapomnieć, choć na chwilę, jak okropnym człowiekiem był. Nawet, jeśli pokuta miała nadejść już następnego ranka, gdy tylko otworzy oczy.

Po jakimś czasie odstawił pustą szklankę i ponownie przywołał barmana.

-Nalej mi jeszcze troszkę. Tak ociupinkę. - wyciągnął rękę i palcem wskazujący i kciukiem pokazał chcianą ilość, zamykając przy tym jedno oko. - Tyci, tyci.

Chłopak sięgnął po puste naczynie i tym razem nalał mu zwykłej wody, do której później jedynie dolał łyżeczkę whiskey, żeby woda przybrała bursztynowy kolor. Tamten i tak się nie zorientuje, a dopóki umysł klienta niezbyt dobrze funkcjonował, on postanowił zdecydować za niego i oszczędzić mu większego kaca.

-Na zdrowie. - podstawił mu picie pod sam nos i wrócił do poprzedniej czynności.

I tak minęła kolejna godzina, podczas której Mike sączył mocno rozwodnioną whiskey przez słomkę, o którą poprosił, ponieważ nie chciało mu się podnosić szklanki. Uporczywie próbował nie zasnąć z głową na ladzie. Z tylnej kieszeni wyciągnął telefon i włączył go pierwszy raz odkąd wyszedł z domu. Natychmiast pojawiło mu się blisko sto powiadomień w tym smsy i nieodebrane połączenia. Nawet nie próbował czytać wszystkiego, ponieważ zupełnie nie potrafił rozczytać słów. Bardziej zainteresował się samym faktem, że mimo tak okropnej kłótni, Luke, wciąż się o niego martwił. Momentalnie poczuł się źle, że siedział sobie gdzieś w pubie, podczas gdy jego narzeczony pewnie znowu wyrywa sobie włosy z nerwów. Mężczyzna zaczął szukać pieniędzy, żeby móc zapłacić i wyjść. Suma była nie mała, więc oficjalnie Michael Clifford mógł nazwać się loserem bez pieniędzy. Zszedł z krzesła i stanął na chwiejnych nogach. Miał nadzieję, że stawi czoła temu ciężkiemu zadaniu, którym było dojście do domu bez wcześniejszego spotkania z ziemią. Zrobił pierwszy krok, zakręciło mu się w głowie i upadłby, gdyby nie szybka reakcja dziewczyny obok. Pomogła mu usiąść z powrotem na krzesło, a następnie poprosiła o szklankę wody. Mężczyzna napił się, ale ani na chwilę nie poczuł się lepiej.

-W porządku? - spytała. Miała bardzo przyjemny głos.

-Tak. - skłamał

Spojrzał na nią. Kobieta była zaskakująco piękna. Miła brązowe włosy z jaśniejszymi, blond końcówkami, które delikatnie pofalowane, opadały na jej gołe ramiona. Jasnoniebieskie oczy, które patrzyły na Michaela z pełną troską. Pełne usta pomalowane bordową szminką. Widoczne kości policzkowe i obojczyki. Ubrana w białą sukienkę, przylegającą do zgrabnego ciała, wyglądała naprawdę bardzo atrakcyjnie. Ale w życiu Clifforda już była osoba, która jednym swoim uśmiechem potrafiła rozjaśnić każdy jego dzień. Która była dla niego cudowna pod każdym względem i tak nieidealnie idealna. Która kochała go całym swoim sercem i którą on kochał równie mocno jak nie bardziej. Z którą chciał spędzić resztę swojego życia, chciał umrzeć w jej ramionach. Tą osobą był Luke Hemmings.

-Dokąd chciałeś pójść?

-Do domu

-Noc jeszcze młoda. - oparła się o blat, wyginając swoje ciało. Poprosiła barmana o drinka i ponownie wróciła spojrzeniem na Mike'a.

-Nie jestem skłonny do dalszej zabawy. - oparł głowę o rękę. Tak bardzo chciało mu się spać.

-A ja nie jestem pewna czy w takim stanie doszedłbyś co najmniej do wyjścia.

Kobieta odebrała swojego drinka i wzięła spory łyk.

-Nie znasz moich możliwości.

-Być może. - odstawiła szklankę - Za to wiem jak mogę je poznać.

Michael zmarszczył brwi. Nic z tego nie rozumiał. Dlaczego ludzie musieli mówić do niego zagadkami, podczas gdy ledwie odróżniał lewo od prawo? Kobieta bardzo powoli zaczęła się do niego zbliżać, ale on ani drgnął. Była bardzo blisko. Clifford mógł poczuć woń jej słodkich perfum. Nachyliła się do jego ucha, a włosy przeczesała na jedną stronę. Położyła dłoń na jego kolanie i wtedy zaczęła szeptać:

-Mam propozycję. Pomogę ci stąd wyjść, pojedziemy do mnie, a tam się tobą zajmę.  

Ręka kobiety zaczęła sunąć w górę aż zatrzymała się niebezpiecznie blisko krocza mężczyzny. Jej usta najpierw musnęły jego ucho, a następnie zjechały na szyję. Mike'a przeszły dreszcze, zamruczał z przyjemności. Jednak znalazł w sobie resztki asertywności i delikatnie odepchnął kobietę.

-Nie mogę. Mam kogoś.

Prychnęła

-Ja też. I co z tego. Czego oczy nie widzą - położyła mu dłonie na policzkach i spojrzała głęboko w oczy - tego sercu nie żal. - wpiła się w jego usta, a Michael nie miał więcej sił, by się postawić. Poddał się jej zupełnie. Jej usta zawładnęły nim, odbierając zupełnie racjonalne myślenie. To nie był pocałunek Luke'a. Ona nie była Luke’iem. I pomimo, że w sercu właśnie wszczął się głośny alarm, powiadamiający o intruzie, to w głowie była zupełna cisza, pustka, która nie krzyczała, żeby przestać. Tym razem Michael Clifford nie poszedł za głosem serca, a za głosem żeńskiej piękności.

Niedługo później wychodzili razem z pubu. Mężczyzna trzymał się jej mocno w razie, gdyby jego nogi odmówiły posłuszeństwa. Mike zaczął śpiewać o nowo poznanej kobiecie, a ta śmiała się głośno.

Pech chciał, że Luke właśnie zatrzymał się swoim samochodem niedaleko nich. Jakimś cudem udało mu się znaleźć lokalizację jego narzeczonego, o którego tak bardzo się martwił. Nie odczytywał wiadomości, nie odbierał komórki. Kto wie, co mogło mu się stać. Gdy tylko się dowiedział, że znajomy widział Michaela w pubie, od razu wsiadł w samochód i przyjechał na miejsce. Oczywiście mógł go zostawić, bo oprócz tego, że cholernie się martwił, był również okropnie wściekły, jednak tym razem troska i miłość wygrały. Wysiadł z auta, gdy usłyszał znajomy głos. Odwrócił się w tym kierunku, mrużąc oczy. Było ciemno i widział jedynie zarys dwóch sylwetek - kobiety i mężczyzny, którzy szli w jego kierunku. Kiedy byli bliżej, Luke już bez problemu mógł rozpoznać twarze, a jedną z nich znał lepiej niż własną. Michael. Jego Michael kurczowo trzymał w talii obcą mu kobietę i głośno krzyczał o jej atutach. Blondyn poczuł ból w klatce, a następnie ogromny gniew. Gdy miał już podejść do pary i ją rozdzielić oni zatrzymali się i na jego oczach Clifford pocałował kobietę. Następnie, jak gdyby nigdy nic, przeszli obok Hemmingsa, nawet go nie zauważając. Niedaleko później wsiedli do taksówki i odjechali.

Luke stał jak stał, przetwarzając to co właśnie zobaczył. Ból w klatce stał się nie do zniesienia, a obrączka na serdecznym palcu prawej dłoni zaczęła mu niesamowicie ciążyć. Zdjął, więc ją i wrzucił do kieszeni, a następnie po prostu się rozpłakał. Zakrył twarz rękami i kucnął, opierając się plecami o samochód. Przed oczami migały mu wesołe momenty z ich wspólnego życia. Śmiech Michaela rozbrzmiewał mu w uszach. Teraz tak po prostu miało to zniknąć? Te wszystkie lata miały zostać tak po prostu zapomniane? Co z ich uczuciami? Co z uczuciami Luke'a, które Michael zgniótł i wyrzucił do kosza? Co teraz będzie z nimi?

Po jakimś czasie zmusił się by wsiąść do auta i udać się do skromnego, ale wspólnego mieszkania. Tam wszystko zaczęło Luke'a przytłaczać. Nie mógł usiedzieć na kanapie, na której w każde piątkowe wieczory oglądali razem film. Nie mógł napić się kawy przy małym stoliku, przy którym w zwyczaju mieli jadać. Nie mógł skorzystać z łazienki, gdzie, raz na jakiś czas, brali wspólnie gorący prysznic. Największy smutek, jednak dopadł Luke'a, gdy wszedł do ich sypialni. Pościel na dużym łóżku była nie ułożona, a komputer Mike'a wciąż stał włączony na stoliku nocnym. To również tu odbyła się ich ostatnia rozmowa. W porządku, nazwijmy to kłótnią, awanturą, podczas której każdy z nich powiedział o kilka słów za dużo. Teraz nawet powód tej sprzeczki stał się błahy w porównaniu do tego co zobaczył po pubem. Jego narzeczony całujący obcą kobietę. Jego narzeczony jadący gdzieś z tą samą kobietą.

Luke usiadł na łóżku. Sięgnął po poduszkę, która należała do Clifforda i przystawił sobie ją do nosa. Przymknął oczy. Pachniała lawendowym szamponem, pachniała Nim. Mężczyzna mocniej zacisnął powieki, ale to na nic się zdało. Łzy zaczęły mu spływać po policzkach, a z ust wydobyły się dźwięki łkania. Hemmings zrozumiał, że nie może tu dłużej zostać. Odłożył poduszkę na miejsce, a z szafy wyjął walizkę i zaczął do niej pakować najpotrzebniejsze rzeczy. Na samym końcu wyjął z kieszeni pierścionek zaręczynowy i położył go na stoliku obok kartki, na której napisał kilka słów. Spojrzał ostatni raz na mieszkanie i wyszedł, zostawiając całość ich wspólnego życie za sobą.

Michael zaczął się przebudzać, kiedy poczuł delikatne pocałunki na plecach. Uśmiechnął się leniwie, to było takie przyjemne. Zdecydowanie lubił takie pobudki.

-Luke, daj mi jeszcze chwilę. - powiedział, nie otwierając oczu.

-Nie mam na imię Luke, ale dla ciebie mogę zrobić wyjątek. - odezwał się damski głos.

Mężczyzna zerwał się gwałtownie. Nie był to najlepszy pomysł, gdyż niemal od razu poczuł ból, który rozsadzał mu głowę. Ale teraz nie to było najważniejsze. Ważniejsze było to, że leżał w jednym łóżku z obcą, w dodatku nagą kobietą. Rozejrzał się po sypialni, która zupełnie nie przypominała tej, którą dzielił razem z narzeczonym. Połączył fakty i złapał się za głowę. Dopadł go ogromny strach.

-Nie. Nie, nie nie nie. Co ja tu robię? I kim jesteś? - zwrócił się do kobiety.

-Powiedzmy, że jestem twoim wybawieniem minionej nocy. Jesteśmy w moim mieszkaniu. Przyjechaliśmy tu taksówką. Nic nie pamiętasz?

-Nie.

-Huh. W takim razie - odkryła się zupełnie i usiadła na mężczyznę okrakiem - będziemy musieli to powtórzyć.

Mike patrzył z szeroko otwartymi oczami na zupełnie gołe piersi kobiety. Na całe szczęście miała na sobie dolną część bielizny. Zaczęła się pochylać aż jej usta spoczęły na jego szyi. Wtedy dwudziestosześciolatek interweniował i zsunął z siebie obce ciało.

-Powtórzyć, ale co? Czy my… No wiesz…

-Uprawialiśmy seks? A żeby to raz!

“Jest źle. Jest bardzo źle. Luke mi w życiu tego nie wybaczy” - pomyślał. Wtedy zaczął się rozglądać za swoimi ubraniami. Zauważył swoje spodnie niedaleko łóżka.

-Wiesz, ja muszę już iść. - powiedział i wyszedł spod pościeli. Na gołe pośladki założył spodnie, a następnie zarzucił bluzę, która leżała w kącie pokoju.

-Tak szybko? A śniadanie?

-Zjem już u siebie. Nie wstawaj, dotrę sam do wyjścia.

-Jak chcesz. A dostanę chociaż buziaka na pożegnanie? - spytała, przewracając się na brzuch.

-Naprawdę muszę iść.

Mężczyzna sprawdził tylko czy ma swoje rzeczy i nie czekając już dłużej, wyszedł z mieszkania kobiety. Okazało się, że mieszkała całkiem daleko od jego miejsca zamieszkania. Dotarł tam dopiero po upływie godziny. W międzyczasie cały czas myślał co powie Luke’owi. Czy powinien mu mówić całą prawdę, czy może zachowywać się, jakby nic się nie stało? Czuł ogromne wyrzuty sumienia. W końcu tyle razem byli, tyle razem przeżyli. Czy ta jedna głupia noc naprawdę musiała skreślić ich całą przeszłość i przyszłość?

Po cichu otworzył mieszkanie. Domyślał się, że jego narzeczony zapewne je śniadanie albo czeka z telefonem w ręce aż ten zadzwoni i da znać chociaż czy żyje. Równie cicho zamknął za sobą drzwi.

-Luke? Tak bardzo chciałbym cię przeprosić za wszystko. - zdjął buty i wszedł w głąb mieszkania. - Za to co wczoraj powiedziałem i za to, że przez ten cały czas nie dawałem znaku życia.

Najpierw przeszedł do miniaturowej kuchni ale tam nikogo nie zastał. Następnie zajrzał do saloniku jednak tam też było pusto.

-Luke?

Ruszył w kierunku ich sypialni, ale i tam wszystko wyglądało na nienaruszone od czasu, gdy był tu ostatni raz. Zmartwił się. Ponownie przeszedł do kuchni i wtedy zauważył że coś leży na stoliku. Podszedł bliżej i zbladł, gdy zobaczył tam obrączkę zaręczynową. Obok leżała kartka, na której pismem Luke'a było napisane:

“I'm so sorry I don't have those things that you're needing
And darling, a kiss
Kiss me I'm leaving”. *

* S.C.A.V.A. - Hollywood Undead

××

No to witam was w nowej historii. Mam nadzieję, że wstęp was zachęcił, żeby zostać i dowiedzieć się jak potoczą się losy Luke'a i Michaela.
Rozdziały będą krótkie, głównie w formie wypowiedzi, której na oko wypowiedzenie zajmie 30 sekund jak podpowiada wam tytuł.
Następną część dodam jak zrobi się tu was troszkę więcej.
Liczę, że taka forma również przypadnie wam do gustu. ^^

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top