Dzień siedemnasty

-Pewnie gucio cię to obchodzi, ale nie dostałem tej pracy. W sumie to się cieszę. Nie czułem się tam dobrze, a facet, z którym rozmawiałem, był okropnym bucem. Nie żebym szukał wymówek. Wierz mi, sam byś go nie polubił. W każdym razie, wiedz, że się nie poddam. Za kilka dni jestem umówiony na kolejną rozmowę i liczę na to, że ta pójdzie mi lepiej. Miesiąc się kończy, a za tym idą nachodzenia pana Adamsa z powodu niezapłaconego czynszu. Będę musiał pożyczyć pieniądze od Noaha. Albo od rodziców. Sam widzisz, że bez ciebie nie jest łatwo, ale jakoś sobie radzę. Na razie jest nie najlepiej, ale kiedyś musi być w końcu dobrze. Przynajmniej mam taką nadzieję, a mama zawsze mówi, że nadzieja umiera ostatnia. Powinienem ją odwiedzić. Ją i tatę, ale boję się, Luke. Boję się ich pytań o ciebie. Bo co miałbym im powiedzieć? Boję się, że przy nich nie będę umiał być silny. Każde wspomnienie o tobie boli, a dźwięk twojego imienia dosłownie miażdży mi serce. Zasługuję na to. Zasługuję na ten ból. Teraz przeżywam wszystko co najgorsze, bo ty byłeś najlepszym co w życiu miałem.

××

Dlaczego to ff umiera? Co robię nie tak? :(

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top