Dzień pierwszy
Michael wybrał po raz kolejny numer, który wyświetlał mu się jako pierwszy w ulubionych kontaktach. Nadzieja w nim nie umierała, chociaż to, że jego ukanchany nie odbierał, mocno go przytłaczało. I tym razem odczekał dziesięć pustych sygnałów, by na końcu wysłuchać wkurzającego głosu automatycznej sekretarki. Jednak tym razem nie od razu nacisnął czerwoną słuchawkę. Postanowił stawić czoła głuchej ciszy, która zapadała po ostatnim, głośnym "PIB". Odchrząknął i zaczął mówić.
-Luke, dzwonię do ciebie już chyba setny raz i za każdym razem włącza się poczta głosowa. Błagam, odezwij się do mnie. Porozmawiajmy jak dorośli ludzie. Daj mi chociaż szansę ponownie usłyszeć twój głos. Nie zostawiaj mnie. Ja się poprawię, przysięgam. Znajdę pracę. Pomogę ci jak tylko będę umiał. Nie zostawiaj mnie. Potrzebuję cię i nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo. Będę dzwonił, póki nie odbierzesz, rozumiesz? Będę dzwonił, pisał, szukał i jeśli będzie trzeba, wyciągnę w to twoich znajomych. Będę codziennie jeździł po mieście, licząc, że gdzieś cię znajdę, a wtedy wszystko na spokojnie sobie wyjaśnimy. Nie skreślaj mnie. Nie skreślaj nas. Proszę.
××
Nie mogłam już dłużej czekać, haha
Dawno nie pytałam, co u was słychać?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top