Day #24 - dealing with children
Ship; Adam Małysz x Simon Ammann
Simon miał właśnie zacząć panikować, gdy rozległo się pukanie do drzwi. Mężczyzna nieco nieporadnie chwycił swoją pociechę na ręce i podszedł, by otworzyć. Za drzwiami stał mały człowieczek z wąsami, legenda zimowych skoków i zdobywca czterech Kryształowych Kul, Adam Małysz. Polak obrócił się w stronę zmachanego Szwajcara i uśmiechnął się na widok dziecka.
- A więc to jest ten mały Theodore, o którym tyle mi pisałeś i mówiłeś? -zbliżył się do Simona i delikatnie pogłaskał dziecko po policzku. Chłopczyk spojrzał na niego uważnie swoimi niebieskimi oczami, bąbelki śliny pojawiły mu się w kącikach ust. Od razu skradł jego serce. Adam posiadał już córkę, lecz była już nastolatką i wyrosła z pieluch. Często tęsknił za czasami, gdy bujał ją w swoich ramionach i śpiewał kołysanki, gdy tylko znajdował czas, by wpaść do domu między zawodami. Uwielbiał,ubóstwiał swoje dziecko i chciał, by Karolina nie była sama, żeby miała rodzeństwo, ale w tej kwestii nie dogadał się ze swoją żoną, która i tak stała się podejrzliwa, gdy tylko Adam wyjeżdżał z domu poza sezonem. Czuła, że wciąż spotyka się ze swoim byłym kochankiem. Nie myliła się. Polak widywał się z Simonem, który wciąż był aktywnym zawodnikiem i nie zamierzał przejść na sportową emeryturę. A teraz dodatkowo został ojcem po raz pierwszy.
- Mogę? - spytał Ammanna, który kiwnął głową i Adam delikatnie wziął Theodore'a na ręce. Mężczyźni weszli do środka. Po ściągnięciu butów, Małysz ruszył w stronę salonu.Doskonale znał rozkład domu. Sam wybierał go wraz z Simonem, gdy ten planował się oświadczyć Janie.
- Jana wyjechała do rodziców na kilka dni. Jej matka się pochorowała i zostawiła mnie samego z Theo. A szczerze powiedziawszy to nie wiem jak się mam nim zająć. - mały Szwajcar oparł się o ścianę, przyglądając się swojemu byłemu partnerowi. Momentami żałował jak sprawy się potoczyły między nimi. Wciąż go kochał, lecz rozumiał decyzję Adama o odejściu do Izy, która dała mu coś, czego on sam nigdy by mu nie dał. Dziecko. Czasami jednak marzył, by Adam do niego wrócił i stworzył choć namiastkę rodziny.
- To samo miałem, gdy Karolina się urodziła.- Małysz w końcu oderwał wzrok od dziecka,wpatrując się w stojącego nieopodal Szwajcara. - Bałem się, że mogę cokolwiek jej zrobić, skrzywdzić ją. Wyglądała tak krucho i niewinnie. Nie wierzyłem, że stworzyłem takie maleństwo. A teraz jaka pannica z niej wyrosła. Niedługo wyfrunie z gniazda.Radzę ci cieszyć się tym okresem póki możesz. - zażartował,bujając delikatnie ramionami. Theodore powoli zasypiał, wkładając kciuka do buzi, zasysając go.
- Nie wiem jak ty to robisz, że zasypia ci na rękach. U mnie to musi minąć godzina zanim zaśnie.- westchnął Simon, kierując się do kuchni. - Chcesz się czegoś napić? Herbata? A może twoja ulubiona czekolada? - tu potrząsnął pojemnikiem ze szwajcarską czekolada, tak bardzo uwielbianą przez Adama.
- A wiesz, że się napiję? Już nie muszę trzymać linii. - mężczyzna ułożył śpiące dziecko do kojca i udał się po cichu do kuchni. W milczeniu obserwował jak brunet przygotowuje gorący napój.
- Trzymaj. Tak jak lubisz. Ze śmietaną. -szepnął Simon i położył parujący kubek na blacie. Adam już miał chwycić za niego, gdy jego dłoń zetknęła się z dłonią Szwajcara.
- Simon...nie...
- Ja wiem co chcesz powiedzieć,ale wiedz, że nadal cię kocham. Nigdy nie przestałem. Cholernie mina tobie zależy i wiem w głębi serca, że ty czujesz to samo. Nie okłamuj siebie ani nas. Mimo, że nie możemy być razem to kurewsko mi na tobie zależy. - Ammann podszedł bliżej do niego, chwytając go za nadgarstki. Wąsacz nie próbował się wyrwać, chcąc się dowiedzieć co ma do powiedzenia jego dawny kochanek. - Kocham Cię,Adam. Zawsze i na zawsze. - po tych słowach Polak przyciągnął go do siebie i pocałował go pewnie i agresywnie. Tęsknił za nim,lecz ich związek zrujnowałby im życie, a Simonowi dodatkowo karierę i żona zabrałaby mu syna. Całowali się tak jeszcze przez chwilę, obejmując siebie kurczliwie, jakby zaraz jeden z nich miał gdzieś zniknąć. Uczucie, które kiedyś ich połączyło, nigdy nie wygasło. Nadal płonęło tym samym ogniem. Mogliby tak stać i okazywać sobie uczucie, gdyby nie płacz Theodore'a, który niespodziewanie obudził się ze swojej drzemki. Simon jęknął.
-Nie wiem po kim to ma, ale na pewno nie po mnie. - Adam zaśmiał się i ciepłym wzrokiem odprowadził Ammanna, który pochylił się nad kojcem, by wziąć pierworodnego na ręce.
Przez moment przemknęła mu myśl o tym jak fajnie, by było tworzyć rodzinę z tym uroczym człowiekiem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top