Day #18 - one of them is sick

Ship; Maciek Kot x Markus Eisenbichler

-Widzieliście gdzieś Maćka? - do grupy Polaków podszedł jeden z Niemców, mianowicie Markus Eisenbichler. Mężczyzna podrapał się z zakłopotania po głowie. Piotrek z Dawidem wymienili się spojrzeniami.
- To ty nic nie wiesz? - Markus zaniepokoił się.
- Co się stało? - spytał lekko poddenerwowany, zaciskając i rozluźniając dłonie. Kamil widząc to, wywrócił oczami i wtrącił się do rozmowy.
- Nie zwracaj na nich uwagi i ich głupie żarty.Maciek jest po prostu chory i leży w pokoju. Trener zabronił mu nawet wyjścia z niego. I jeśli chcesz go odwiedzić to od razu mówię: nie jest w najlepszym nastroju. - Niemiec pokiwał głową i już ruszył w stronę korytarza, gdy się zorientował, że nie zna numeru pokoju, w którym leżał jego ukochany. Obrócił się, by oto spytać, lecz Stoch go ubiegł:
- 231. Nie dziękuj.Podziękujesz na melanżu wieczorem.
Co fakt to fakt. Markus lubił sobie poimprezować. Szczególnie z takim jednym kocurkiem o temperamencie i wyglądzie Latynosa, który skradł mu serce przed kilkoma miesiącami. Pamiętał to jak wczoraj, gdy wpadli na siebie między domkami i Eisenbichler wyznał, a raczej wyrzucił z siebie co do niego czuje. Denerwował się mocno tym, że Polak mógłby nie odwzajemnić jego uczuć, ale na szczęście się mylił i teraz tworzyli wybuchową, ale zgodną parę. Widywali się w miarę często, gdy zawody czy treningi nie wchodziły im w paradę,chodzili na randki do miejscowych lokali, oczywiście tych najmniej zatłoczonych, by nikt ich nie rozpoznał. Gdy tak rozmyślając o początkach ich znajomości, Markus nie zauważył, że znalazł się przed pokojem, w którym przebywał Maciek. Gdy się zorientował,zapukał cicho do drzwi. Nikt mu nie otworzył. Postanowił więc sam wejść, uchylając wpierw drzwi.
- Maciek? - szepnął, lecz nie dostał odpowiedzi. Wszedł głębiej i w końcu dostrzegł sylwetkę swojego ukochanego. Kot leżał na brzuchu, oddychając ciężko przez usta, gdyż miał zatkany nos, wtulony do poduszki. Markus zbliżył się do niego z uśmiechem na ustach i przyklęknął przy łóżku. Dłonią przejechał po nieco przetłuszczonych włosach bruneta, który uchylił oko, by zobaczyć kto go dotyka.
- Marki?Co ty tu robisz? - spytał chrapliwie, a na ustach zagościł mu leniwy uśmiech. Odkąd zachorował, nie miał siły nawet wstać i wziąć porządny prysznic. Leżał tylko w łóżku, zażywając leki i popijając herbatę.
- Chciałem cię zobaczyć, ale twoi koledzy powiedzieli mi, że jesteś chory. Gdzie ty się tak doprawiłeś, co? - Markus wpatrywał się w niego zatroskany,otulając go kołdrą, którą wcześniej skopał z łóżka Maciek.
- Nie przykrywaj mnie, bo mi gorąco. - wychrypiał Polak,przewracając się na plecy. Skutkowało to tym, że zakaszlał paskudnie, prawie wypluwając z siebie flegmę.
- Musisz się wypocić, by gorączka spadła, skarbie. - Eisenbichler dotknął czoła chłopaka i gwizdnął. Rozpalony. - Masz gorące czoło. -zauważył, rozglądając się za jakimiś lekami, by zbić gorączkę.
- Wiem, gorący chłopak ze mnie. - zaśmiał się cicho Maciek, starając się nie forsować gardła.
- I zabawny w dodatku. Leż, a ja pójdę po jakieś leki, bo to czym się teraz faszerujesz to nawet nie można nazwać lekami. Chyba Sev powinien coś mieć. Albo Cene.
- Nie zamierzam się nawet ruszać stąd. -odpowiedział sennie Maciek i przewrócił się na drugi bok. - Tylko wracaj szybko.
- Nie zauważysz, że mnie nie ma. - Markus dał mu całusa w policzek i wyszedł z pokoju, by poprosić kolegę z kadry,by ten podzielił się swoimi zapasami leków.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top