day 4 - banany

Hehehe, no to ten, czwóreczka! Bez sensu, ale cóż, nigdy nie napisałam czegoś, co miałoby sens. Mam nadzieję, że wam się spodoba! 

PS. Dziękuję za +600 odczytów i +90 votes asdfghj! Noo, dla kogoś to może być mało, ale dla mnie to ogromny sukces, także wielkie dzięki! x

✖ ✖ ✖ 

Cicho stąpałam po chodniku z Mayą po prawej stronie, gdy szłyśmy do Luke’a. Śmiałyśmy się głośno, przyciągając tym ciekawskie spojrzenia przechodniów, ale kogo to obchodzi?

- A jak tam twoja kara za przegraną? – zapytała nagle Maya, uśmiechając się i ruszając znacząco brwiami, na co wywróciłam oczami.

- Normalnie? – odpowiedziałam. Nie chciałam, żeby to zabrzmiało jak pytanie, ale nic na to nie mogłam poradzić.

- Byłaś ostatnio z Ashtonem? – dopytywała, a radość na jej twarzy była coraz bardziej widoczna. I irytująca.

- Ta – mruknęłam wymijająco.

- I nic więcej się nie dowiem? – stanęła w miejscu, podpierając ręce na biodrach i patrząc na mnie z niecierpliwością. Zaśmiałam się, objęłam ją ramieniem i pociągnęłam za sobą do przodu.

- Nie – potwierdziłam radośnie.

***

Patrzyłam, jak Maya podeszła do drzwi domu Luke’a, lecz nagle się zatrzymała z palcem przy dzwonku.

- Maya? – zapytałam, nie wiedząc, dlaczego się nie rusza.

A wtedy dziewczyna odwróciła się w moją stronę, pokazując mi ten swój chytry uśmieszek, i już wiedziałam, że cokolwiek wymyśliła, nie będzie mi się to podobać.

- Zróbmy im niespodziankę! – powiedziała, po czym cicho nacisnęła klamkę, otwierając drzwi.

- Nie, Maya! – zaprotestowałam, jednak szybko uderzyła mnie po głowie, sycząc, w mam się zamknąć.

To nie był dobry pomysł.

Z salonu słychać było muzykę i śmiech chłopaków. Coś tak bardzo typowego i kochanego przeze mnie. Cicho podeszłyśmy do wejścia do salonu, momentalnie stając w miejscu, nieprzygotowane psychicznie na to, co nas tam czekało.

To zdecydowanie nie był dobry pomysł.

Gdyby w tym momencie ktoś mi powiedział, że Ashton Irwin to całkowicie normalny chłopak, zaczęłabym się śmiać temu komuś prosto w twarz. No bo czy normalny chłopak tańczyłby w samych bokserkach w salonie swojego przyjaciela, z bananami w dłoniach? Odpowiedź brzmi nie.

A właśnie to robił Irwin.

Maya zakryła sobie usta dłonią, żeby nie wybuchnąć śmiechem, a ja wpatrywałam się w scenę rozgrywającą się przede mną, nie mogąc uwierzyć w to, co widziałam. Luke, Calum i Michael, konający ze śmiechu na kanapie, widząc nas zaczęli rechotać jeszcze głośniej. Biedny Mike nawet stoczył się z kanapy na podłogę. Powtórzyłam ruch Mai, nie chcąc przeszkadzać naszemu tancerzowi.

Ashton zauważył nas dopiero w momencie, gdy robił obrót. W zasadzie zrobił półobrót, bo widząc nas odskoczył gwałtownie do tyłu z szokiem na twarzy. Potknął się o leżącą na podłodze gitarę i poleciał na Michaela, uderzając przy tym Luke’a bananem w głowę.

Teraz mogłam wybuchnąć śmiechem.

Irwin z zażenowaniem na twarzy szybko chwycił swoje spodnie i koszulkę z podłogi, po czym pognał do pokoju obok, żeby się ubrać.

- Jego twarz, gdy was zobaczył! – wydukał Michael pomiędzy salwami śmiechu, masując sobie ramię, na które upadł Ashton. Gdy już się trochę uspokoiliśmy, Maya usiadła koło Hemmingsa na kanapie, a ja usadowiłam się obok Michaela wśród poduszek na ziemi przed sofą. Ashton wszedł ze spuszczoną głową, wywołując ponownie nasz śmiech. Usiadł po mojej drugiej stronie, mrucząc coś o pieprzonych niespodziankach.

- Dobrze się ruszasz, Irwin - szepnęłam do niego z rozbawieniem, na co posłał mi bezczelny uśmiech. 

- Przydaje mi się to w łóżku - odpowiedził szeptem, po czym zaśmiał się na widok mojej miny. On to na serio powiedział? 

- Czyżby Ashton Irwin się zawstydził? – zadrwił Calum, na co otrzymał piorunujące spojrzenie. Chyba dobrze, że nie słyszeli poprzednich dwóch zdań. 

- Mogliście mnie uprzedzić – powiedział z wyrzutem do chłopaków, a oni wzruszyli ramionami z minami niewiniątek.

- Przepraszam, stary – zaczął Luke z udawaną powagą – ale chcieliśmy zobaczyć, jak robisz z siebie idiotę.

Ashton prychnął. Miał zaczerwienione policzki, a na jego usta mimowolnie wchodził uśmiech.

- Kochamy cię, koleś, wiesz o tym – wyznał Clifford, czochrając włosy Irwina, które były już i tak w ogromnym nieładzie, z resztą jak zwykle. Chłopak się roześmiał i odsunął od ręki Michaela, spoglądając na mnie. Chwilę wpatrywał się w moje oczy (które się z niego wyśmiewały, tak nawiasem mówiąc), próbując powstrzymać uśmiech cisnący mu się na usta, ale w końcu parsknął i zakrył twarz poduszką.

- Nie patrz się tak na mnie – jęknął niewyraźnie.

- Mogę wiedzieć, co ty do cholery robiłeś? – zapytałam ze śmiechem. On zerknął na mnie z radością w oczach.

- Tańczyłem! – stwierdził oburzonym głosem, jakby to było coś oczywistego. – Nie widziałaś, że to był taniec?

- To był taniec? – uniosłam brwi, drocząc się z nim.

- Tak, to był taniec.

- To nie był taniec – wtrącił się Michael i wyszczerzył do Irwina.

- Był – wykłócał się Ashton.

- Nie był – powiedziałam. Nie spodziewałam się jednak tego, że blondyn uderzy mnie poduszką w twarz.

- Był – odpowiedział spokojnie, uśmiechając się bezczelnie.

Zirytowana szybko podniosłam poduszkę i mu oddałam. Zaczęliśmy okładać się miękkimi poduszkami, dopóki Clifford nie wcisnął pomiędzy nas swojej dupy.

- Przestańcie! – krzyknął zabawnie, próując nas powstrzymać. Ja z Ashtonem tylko na siebie spojrzeliśmy, a następnie w tym samym momencie uderzyliśmy Michaela. Chłopak jęknął niezadowolony i szybko wrócił na kanapę do Caluma, poprawiając swoje zielone włosy.

- Jesteś głupi, Irwin – powiedziałam, odgarniając brązowe kosmyki z twarzy.

- Idiotka – mruknął, na co wywróciłam oczami.

- Kretyn – odgryzłam się. Jakim cudem z bitwy na poduszki przeszliśmy do obrażania się?

- Jestem pewny, że się farbujesz, a naturalnie jesteś blondynką – stwierdził i uśmiechnął się do mnie, zadowolony z tego, co powiedział. Prychnęłam.

- Jestem szatynką – warknęłam. – Masz mentalność dziecka – powiedziałam z zamyśleniem.

- Hej, Ash – usłyszeliśmy Caluma, który zakrył usta dłonią tak, żebym ja nie słyszała. Boże, poważnie? – Ona ma łaskotki! – szepnął tak, że każdy go i tak usłyszał, po czym dyskretnie wskazał na mnie palcem. Co za geniusz.

Otworzyłam szeroko oczy, patrząc z lekkim przerażeniem na Ashtona. Uśmiechnął się do mnie i poruszył brwiami, nachylając się w moją stronę.

- Nie! Irwin, nie! – poprosiłam, ale w tym samym momencie on rzucił się na mnie i zaczął łaskotać. Mój śmiech rozniósł się pewnie po całym domu, gdy próbowałam odepchnąć jego dłonie, ale na nic się to zdało. Dlaczego muszę być taka mała w porównaniu do niego?

- Proszę! Irwin! – wysapałam, próbując złapać oddech, a jego ręcę nagle zatrzymały się na mojej talii. Nachylił się nad moją twarzą, zlustrował mnie wzrokiem i uśmiechnął się sarkastycznie.

- Chyba jesteś w sytuacji bez wyjścia, księżniczko – wyszeptał. Oddychałam ciężko, patrząc mu w oczy ze złością. – Przeproś.

- Niedoczekanie twoje – warknęłam.

- Och, Brooke – westchnął, a jego ciepły oddech uderzył w moją twarz. Był zdecydowanie za blisko. – Zła odpowiedź – stwierdził cicho i znowu zaczął mnie łaskotać.

- Okej, okej! – krzyknęłam, odpuszczając. – Przepraszam!

- Nie zabrzmiało to zbyt przekonująco – oznajmił, jednak przestał. Chwilę jeszcze nade mną wisiał. Za blisko, cholera. Chrząknęłam.

- Mógłbyś się odsunąć? – zapytałam cicho, kładąc ręce na jego piersi i odpychając go. Chłopak zamrugał kilkakrotnie i się podniósł, wracając na swoje miejsce. Usiadłam, odetchnęłam głęboko, zadowolona z odzyskania swojej przestrzeni, i przeczesałam dłonią włosy. Nawet nie wiedziałam, kiedy Michael i Calum zaczęli grać w fifę (normalka), a Luke i Maya rozmawiali ze sobą na kanapie, nie zwracając na nikogo uwagi.

- Wpadnę do siebie jutro – powiadomił mnie Irwin. Uniosłam brwi, na co uśmiechnął się do mnie chłopięco.

- Jasne – mruknęłam. Przysunęłam się bliżej Clifforda i starałam skupić na grze, próbując jednocześnie zignorować piwne spojrzenie Ashtona wypalające mi dziurę w tyle głowy.  

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top