22$
I znów piosenka to życie.
Słuchacie ich w ogóle? :D
Ta mi jakoś tak pasuje do Michaela.
Nie lubiłem spędzać samotnych nocy. Właściwie miałem tak już od dziecka, a moim ułatwieniem życia okazała się być mała ilość sypialni, na dużą ilość ludzi, w rodzinnym domu. To znaczy spałem z Michelle. Później, gdy przeprowadziłem się do Caluma, miałem tę świadomość faktu, iż on i Susanna leżą zaledwie ścianę obok, natomiast kiedy zająłem swoją brooklyńską klitkę, ów komfort zniknął całkiem. Zatem jak bardzo uwielbiałem sen sam w sobie, zasypianie okazało się być dla mnie istną męką.
Z odsieczą przyszedł Luke Hemmings, ale i jego straciłem w momencie odjazdu autobusu. Poniosło mnie, nie powinienem był całować chłopaka w policzek, bo pomijając moją istotną, zachwianą i tak orientację, on wciąż miał chłopaka, a ja wciąż byłem Michaelem.
Nie chciałem się mu podobać. Prawdę mówiąc w pierwszych dniach cieszyłem się ze związku Luke'a i Dicka, ponieważ w mojej głowie pojawiła się chora myśl, iż nasza przyjaźń zostanie zrównana z ziemią, kiedy Hemmings... potencjalnie rzecz jasna, poczuje coś do mnie. Później pojawiła się wręcz chora zazdrość o bliską osobę, nie o kochanka, bo...
Ugh, to takie trudne!
Wam ponad wszelką wątpliwość byłoby łatwiej, po prostu nie umiałem zaakceptować faktu własnej inności, bo wpajano mi kiedyś, jak wielkim ubytkiem byłaby w mojej osobie. Ponieważ... nie umiałem przyznać racji szkolnym znajomym. Ponieważ dla Luke'a wciąż nie byłem dostatecznie przystojny i...
Michael, skończ zachowywać się jak baba!
Założyłem poduszkę na głowę, jednakże to nie zaprzestało myślenia.
Co bym zrobił, gdyby wszedł przez te drzwi i...
Skrzypnęły. Cholera. Zamknąłem oczy, wsłuchiwałem się w jego kroki i pamiętałem o cięższym oddechu, by Luke rzeczywiście myślał, że śpię. Czekałem aż wypije herbatę, weźmie prysznic, przebierze się w stare dresy i wróci do łóżka.
Nie objął mnie, a robił to często. Nie leżał nawet twarzą w moją stronę. Wolał wpatrywać się w ciemność, płytko łykając powietrze. Coś musiało się więc stać. Coś złego. Oswobodziwszy twarz z pościeli, obróciłem się na bok. Niepewnie powiodłem palcami po jego plecach, ale Luke tylko się spiął.
- Hej, co jest? - Posunąłem dłonią po jego tali, a obejmując go, przywarłem policzkiem do łopatki Luke'a. - Wszystko w porządku? - Serce chłopaka biło niesamowicie prędko. - Lu?
Nic nie odparł. Wciąż osłupiały leżał tak, jak się położył, nie oddając mojego uścisku. Chyba nad czymś myślał.
- Nie chcesz gadać, jasne, to może dam ci spokój? Albo pójdę na kanapę?
Znów cisza.
- Luke?
Westchnąwszy ciężko, poluźniłem uścisk i już miałem wstawać kiedy poczułem jak Hemmings splata nasze palce razem. Dlatego niepewnie znów się położyłem w takiej samej pozycji. Był małą łyżeczką.
- Chcę żebyś został. - Chłopak gładził moje knykcie w skupieniu, jakby oglądał każdy palec z osobna. - Po prostu mnie nie zostawiaj.
- Nigdy cię nie zostawię.
- Wiem o tym. - Uśmiechnąłem się lekko. - Bo ciągle mam cię w głowię. - Poczułem to przyjemne ciepło w sercu. Poczułem, że się czerwienię, na szczęście Luke nie mógł dostrzec tego w mroku.
- Dobrze, że chociaż wiesz. - Musiałem odchrząknąć. - Masz zmieniony głos, płakałeś?
Milczał.
Parę długich minut wsłuchiwaliśmy się w ciszę, napawając się dotykiem, który był tak subtelny i niewinny, że nie miał prawa nieść ze sobą żadnej złości. Z drugiej strony miał w sobie coś namiętnego. Jakbyśmy zaczynali siebie pożądać.
- Zerwałem z Dickiem - powiedział wreszcie. - A raczej to on zerwał ze mną.
- Ojej, dlaczego? - Hemmings wzruszył ramionami.
- Chyba był zazdrosny - wyznał. - O ciebie. - Z niewiadomych przyczyn na moich ustach pojawił się lekki uśmiech, a czerwone plamy wciąż nie schodziły z moich policzków.
- Miał powód?
Luke się obrócił, zatem leżeliśmy twarz w twarz. Powiódł kciukiem po moim rumieńcu, później spojrzał mi na usta, a gdy nasze oczy się spotkały, oblizałem dolną wargę. Powietrze zgęstniało, ja sam poczułem się jak w śnie, jakby dziwne, bolesne, ale za razem przyjemne "coś", ogarnęło mnie od stóp do głów. Przełknąłem ślinę.
- Odpowiedz mi na to pytanie, Michael. - Spuściłem wzrok.
- Przepraszam, muszę przestać cię całować. - Wtedy to Luke mnie objął i przysunął do siebie. Zatopiłem nos w zagłębieniu jego szyi, oddając się przyjemnemu dotykowi na plecach.
- To w porządku. - Podparł brodę na mojej głowie. - Przecież nic nie znaczy, skoro jesteś hetero.
- Tak... - Zaśmiałem się krótko, niemniej jednak wciąż histerycznie. - Jestem hetero.
Czy kogokolwiek przekonałem do swojej tezy? Cóż. Zawsze byłem kiepski w rozprawkach.
- Hej, Michael!
Calum zawołał do Luke'a, który właśnie wpadł do pizzerii. Kończył pracę o szóstej, ja o ósmej, więc przyszedł tam na te dwie godziny, byśmy mogli razem wrócić do domu. Poza tym pub stał się takim naszym azylem, gdzie przesiadywaliśmy niemalże bez przerwy - my, Calum z Ashtonem, Susanna i od kilku miesięcy również Ashley.
- Michael? - Luke uniósł jedną brew, odrobinę zdezorientowany.
- Jak minął ci dzień w lepszej pracy, Michael? - Ashton dźgnął go znacząco w bok.
- Ludzie, o co wam chodzi? - Luke zachichotał nerwowo, siadając na blacie tuż obok Ashley.
- Przecież wszyscy jesteśmy Michaelami. - Dziewczyna poruszyła zabawnie brwiami. - Michael.
- Mają jakiegoś fizia na punkcie mojego imienia i robią lenny, jak mnie widzą. - Rozbawiony głupotą przyjaciół podałem Hemmingsowi talerz pizzy oraz butelkę coli z lodem. - Smacznego.
- Luke wie dlaczego. - Hood okazał się nieustępliwy. - Prawda, Michael?
- Moment, do którego Michaela się teraz zwracasz? - zapytał jakby nigdy nic Irwin.
- Chłopcy, rozmawialiście z Dickiem? - Luke, albo też Michael, omotał ich trochę przerażony, dlatego zainteresowałem się sprawą.
- Może. Jesteś pewien, że on nie ma na imię Michael?
- Ashton, dość! - Zaczerwienił się. Wtedy musiałem już wiedzieć, dlaczego im odbiło.
- Ashley, powiedz dobremu kumplowi. - Pogłaskałem dziewczynę po ramieniu, na co prychnęła. - Czy tylko ja nie wiem co jest grane?
- Niech Lu... Michael ci powie, nie mogę zdradzać takich sekretów. - Wzięła kawałek pizzy, który podarował jej Hemmings. Odniosłem wrażenie, iż jego żołądek skurczył się właśnie do mikroskopijnych rozmiarów ze... stresu?
- Jasne, w życiu.
- No przyznaj się. - Calum dał mu kuksańca.
- Jesteście wredni, nie.
- Dalej, Lukey, albo Mikey. - Naciskał Ashton.
- Mam powiedzieć Michaelowi, że krzyknąłem jego imię kiedy Dick robił mi dobrze?! - Dziewczyna obok aż wcisnęła pizze do jego ust, by nie pogrążał się bardziej, choć tego właśnie chcieli - żeby palnął głupotę.
Ja sam... Chyba upuściłem talerz. Nie wiem. Po prostu mnie zamroczyło, nie wiedziałem jak powinienem się zachować.
Cholera?! Miałem mętlik w głowie. To znaczyłoby, że Luke, że Dick, że ja...
- Mikey, to nie tak, to znaczy. - Chłopak mówił do mnie, ale zbyt mocno się motał, bym go zrozumiał.
- Spoko. - Uderzyłem go lekko pięścią w ramię. - Kumplu. To nic takiego, ludzie się mylą, kto by spamiętał te wszystkie imiona i w ogóle. Musicie wyluzować. Widzicie jak bardzo wyluzowany jestem ja?! - Tak bardzo, że potknąłem się o krzesło. - Jest okej. Jest totalnie okej, luz, nic wielkiego. - Podrapałem się po karku. - Może... Chodźmy na jakąś imprezę, co? Do klubu, dokładnie tak!
- W babylonie są najlepsze imprezy - rzuciła Ashley. - Może wolę facetów, ale tam naprawdę świetnie się bawi.
- Nie mogę dziś, ani jutro, wybaczcie. - Ashton uśmiechnął się przepraszająco.
- Ta, my też mamy plany. - Calum spojrzał znacząco na Susannę.
- Więc pójdziemy we trójkę. Ja, moja przyjaciółka Ashley i mój ziomeczek, kumpel, bro Luke!
- Michael usiądź. - Hemmings podniósł to krzesło, a potem pomógł mi zająć miejsce. - Pójdziemy gdzie tylko chcesz, ale wyluzuj.
- Jasne. - Przetarłem twarz dłońmi.
Cholera. Czy Luke naprawdę chciał, byśmy my... Bym ja jemu... Dlaczego w mojej głowie rozrysowała się wizja tego?
Ogarnij się, Michael.
Stare ale jare.
Mam fajne plany na przyszłe rozdziały, he he.
muke af w tytule ma jakiś sens ;-)
Okej, a teraz miłego dnia i mam nadzieję, że rozdział mimo tej całej patoli się wam podobał.
All the love xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top