$13

    Wspominałem już wielokrotnie o urokach Nowego Jorku, urokach samego Brooklynu, także wypadałoby powiedzieć też coś na temat Manhattanu, Bronxu i Queens, ale prócz ostatniego na dwóch pozostałych bywałem stosunkowo rzadko. Tamtej nocy jednak, gdy przebrany za kompletnego idiotę, wiem co teraz powiecie, Mike, ale ty nie potrzebujesz przebrania!, zabawne, serio, wracając. Przemierzałem chodniki Upper East Side, w kierunku Plaza Hotel, przy okazji mając przed nosem Solaris z moim kotem, Caluma i Ashtona, a za sobą ciotkę Luke'a - Bernice, czułem jak bardzo podoba mi się po tej stronie East River. 

   Mijaliśmy całkiem zbulwersowanych ludzi, krzyczeliśmy coś niezrozumiałego. Miałem serce w gardle i ogromną nadzieję, że Hemmingsowi nie stanie się nic złego. Ale musiał tylko uchylić okno garażowe. To starczyło, bo nie byłem pewien przez ile czasu jestem jeszcze w stanie uciekać. 

   Michael dodać wysiłek fizyczny równa się zawał serca. Zdecydowanie powinienem zacząć biegać dla formy. Słyszycie mój śmiech? 

   Telefon zadzwonił, jednak nie mogłem odebrać, bowiem trzymałem perukę. 

   Zaparłem się w sobie, przymrużyłem oczy, udało się, przyspieszyłem! 

   Solaris podała piszczącego Chandlera sąsiadowi. Jej komórka również wydała dźwięk przychodzącego połączenia, a nie mogła nie odebrać, bo "co gdyby dzwonili z solarium?!". Pan Prezes - tak kazał się nazywać, przekazał kota Ashtonowi, a od Ashtona - alergika, który niczym na złość, psiknął, trafił do Caluma. 

   Cholera. 

   Tatuś już biegnie futrzaku! 

   - Elo, Cliffo, dzwonił twój pedalski ziomek! - Wyprzedziłem ciotkę Bernice, gubiąc ją przy okazji na zakręcie. - Masz wziąć Chandlera i biec na Empire, czeka!

   - Ma kluczyki?! - Przez myśl mi przeszło, że przebieranie nogami w takich szpilkach musi być niewykonalne, a tu proszę. 

   - No chyba, ej. Powiedział, żebyś nie panikował i wskakiwał, ej. 

   - O chuj. 

   - Co?! 

   - Ma Impalę... Hood! - Skinąłem, by Calum zwolnił, a kiedy to zrobił, odebrałem kociaka. Dopiero wtedy jego malutkie serduszko przestało aż tak walić. Zasłużył na szynkę, skubaniec. - Zróbcie kółko i się schowajcie. Dzięki za pomoc, stawiam chlanie następnym razem.

   - Piszesz piosenkę, Michael. - Przypomniał mi Ashton. 

   - Cokolwiek, muszę biec. 

   Skręciłem na 350 5th Ave, zacząłem się rozglądać. Potrzebowaliśmy typowego, nowojorskiego korku, na nieszczęście ruch okazał się być płynny i przesadnie szybki. 

   - Nie bój się, zaraz będziemy. - Rozpadało się, więc ukryłem kota w pulowerku, a później, przypominając sobie o peruce, porzuciłem ją na pastwę losu. 

   Rozejrzałem się dookoła. Stałem równo pod Empire State Building, tak, jak zażądał Hemmings, lecz ani jego, ani samochodu nie dostrzegłem, a co jeśli Solaris mnie wkręciła? 

   - Kurwa mać! - No super, oberwałem torebką od jakiejś babci. Gorzej nie będzie.

   Poobijany, gdzieś na Manhattanie, z kotem na rękach. Może to was zaskoczy, ale nie pierwszy raz znalazłem się w podobnej sytuacji. Magiczne słowo wagary. Lubiłem pakować się w kłopoty, gdy jeszcze chodziłem do szkoły. 

    Wtem usłyszałem trąbienie, co w Nowym Jorku nie jest zaskakujące, ale kierowca trąbił na mnie. Dostrzegłem to cudo. Piękną Chevrolet Impalę 67 rocznik, lub Charlotte dla właściciela. Moje emocje sięgnęły zenitu, prawie pisnąłem. 

   Bez większego zastanowienia wtoczyłem się na siedzenie pasażera. Nie przeszkadzało mi nawet One Direction w radiu, bo hej, piosenka na upór pasowała do sytuacji. Spojrzeliśmy po sobie z Luke'iem. Chandler wyślizgnął się ze swetra, niczym obrażone dziecko, wskakując na tył. Tam też zasnął, mrucząc cichutko. Luke włączył się do ruchu. 

   - Pogięło cię? Miałeś tylko otworzyć okno!

   - Nie wrócę tam nigdy, Michael, Bernice kupiła sobie Shih Tzu. - Aż się wzdrygnął. - Tsa, shit tzu. - Wywrócił oczami. - Małe, ale wredne, ej, zupełnie jak ty. - Wtedy to ja prychnąłem. 

   - Wypraszam sobie, mam prawie metr osiemdziesiąt! - Luke uniósł obie brwi. - Siedemdziesiąt sześć, spierdalaj, dziwko. 

   - Nie nazywaj mnie dziwką! - Podgłośnił muzykę. - No Control jest super, dziwko. 

   - Nie nazywaj mnie dziwką! - Zaczęliśmy się przepychać. 

   - Nie czujesz się dziś bez kontroli? Bo to chyba najbardziej szalona rzecz na świecie i chcę krzyczeć, bo włamałem się na Manhattan, ukradłem auto... Drogi Burbon, tequilę, cztery stówy, przyjemny kocyk, jakieś książki i zjadłem beznadziejny Tartare de saumon Au basilic et aux artichauts. Zrobiłbyś to lepiej. 

   - Luke, powinieneś iść siedzieć, mieliśmy tylko zabrać twoje auto, o m g, jakby to powiedziała Janice, ale cholera, kocham cię! - Zacząłem się śmiać.

   -  Powerless, and I don't care it's obvious. I just can't get enough of you. The pedals down, my eyes are closed. No control! 

   - No control, złodzieju. - Dźgnąłem go w brzuch. 

   - Kochasz mnie!

   - Pieprz się! - Śmialiśmy się już oboje, gdy stanął na światłach.

   Poczułem, jak moje emocje buzują, poczułem, że jestem podniecony, poczułem wypieki na policzkach, piosenka zaczęła w jakiś sposób na mnie wpływać. Miałem ochotę rozładować wewnętrzny prąd. Nosiło mnie. Nie radziłem sobie ze samym sobą. To było takie cholernie nietaktowne. Zachowałem się jak skończony idiota, proszę nie wińcie mnie za to, ja tylko... 

   Straciłem zmysły. Byłem bezbronny. Jego perfumy trzymały mnie na uwięzi. Słodko-kwaśne, zżerając serce. Siedząc tam liczyłem godziny.  

   Poderwałem się, nie mając pasów, chwyciłem Luke'a za jego czarną bluzę, gwałtownie wsunąłem palce w jasne włosy chłopaka. Nie raczyłem go nawet uprzedzić. To działo się zbyt szybko. Poczułem prędkie bicie serca. Nawet nie wiem którego z nas. Działaliśmy jak magnesy. Przylgnąłem więc do jego ust, naładowanych przeciwnym ładunkiem, swoimi ustami. 

   I pocałowałem najlepszego przyjaciela...



   *muzyczka z polsatu*

   Rozdział jest krótki, ale chyba jednak mimo wszystko jednoznaczny. Ups? 

Tak, piłam wino przed pisaniem tego. Naprawdę przepraszam, cri, a jeśli chcecie obejrzeć świetny film, polecam wam Rain Man, jest cudny! Z młodym Tomem Cruisem. 

   All the love xx


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top