h̶o̶w̶ ̶w̶a̶s̶ ̶y̶o̶u̶r̶ ̶d̶a̶y̶?

Leżał na miękkim, białym materacu wpatrując się w tak samo jasny sufit. Nie chciał zaburzać idealnej ciszy, przerywanej jedynie odgłosami nocnego życia za oknem, dlatego milczał napawając się chwilą spokoju.
Czuł jak w jego mięśniach promienieje ból, doskwierający mu przy najmniejszym geście, jednak ignorował to, wyczekując chwili, w której zanurzy się w upragnionym śnie.

—Kacchan? —usłyszał głos dawnego przyjaciela, czując jak rytm jego serca przyspiesza.
Słyszał równomierny oddech ukochanego, co od teraz stanowiło oprawę tego momentu, a zapach jaki ze sobą przyniósł przypominał mu o ulotnym poczuciu bezpieczeństwa.
Pachniał deszczem i odległymi wspomnieniami wypraw do lasu, w którym to unosiła się woń czystego powietrza.
—Jak ci minął dzień? —Izuku spytał łagodnym, tak typowym, dla siebie tonem.
Przymknął powieki pogrążając się w wewnętrznym bólu, czując bijące od chłopaka ciepło. W jego umyśle, krótkimi urywkami przewijały się chwile, w których chłopak leżał spokojnie przy nim, zamierając na kilka minut jakby chciał ukryć przed światem swoją obecność.
—Jesteś zmęczony swoją rolą bohatera? —kontynuował, w odpowiedzi dostając on niego wymowną ciszę.
Tkwił wyczekująco w milczeniu na swoim miejscu,
walcząc ze słonymi łzami, które to zebrały się w kącikach jego oczu.
W nagromadzonych emocjach nie było nic erotycznego, niemoralnego, czy przesiąkniętego niezdrowym pragnieniem.
Czysty obraz ludzkiego zmęczenia i jeszcze bardziej człowieczej potrzeby przebywania z ukochaną osobą nasilił się z chwilą, w której to wydawało mu się, iż poczuł dotyk chłopaka.
—Dlaczego nie odpowiadasz? —dopytywał, barwą głosu nie zdradzając zniecierpliwienia, bądź innych negatywnych emocji.
Bezsilność, a także kiełkująca w nim nadzieja, iż przed jego twarzą ponownie znajdzie się piękne, niewinne oblicze jego Deku była na tyle silna, iż odwrócił głowę, w stronę głosu, spostrzegając puste miejsce tuż przy nim.

—Bo poza mną nikogo tutaj nie ma —odparł w końcu, czując jak po jego policzkach spływają gorące, słone łzy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top