"Home sama w domu"

Rankiem Home stanowczo nie czuła się świeżo i rześko, jak aktorzy w reklamach piżam Lidla.

Tak naprawdę to choćby wsadzono ją do pralki, a potem zrzucono z dachu, i tak nie zauważyłaby różnicy.

Zerknęła na swój plan dnia. Dzisiaj miała wysłać domowe projekty DIY na nowy film dla Decor i Instagram, a także spotkać się z Lifehack, by omówić najważniejsze kwestie jej następnej misji.

Przeciągnęła się, zapominając, że wciąż jest owinięta kołdrą, i spadła z łóżka. Leżała chwilę z nosem wbitym w ziemię, po czym doczołgała się do kuchni, starannie omijając wzrokiem brak porządku w jej mieszkaniu. Teoretycznie, jako Home powinna mieć najbardziej poukładane życie, ale było mniej więcej tak poukładane, jak książki na półce w salonie (swoją drogą, powinna wreszcie przykręcić ją do ściany).

Siadła na taborecie i znudzonym wzrokiem obserwowała gotującą się w czajniku wodę. Przeniosła wzrok na kubek z przygotowaną już torebką herbaty i zanotowała pierwszy projekt – ramka na zdjęcia z torebkami herbaty i podpisami, co to za herbata.

Czekając, aż napój się zaparzy, wymyślała i zapisywała kolejne pomysły. Wszystkie były tak naprawdę tak kretyńskie, że prędzej dałaby sobie zasadzić tulipana we włosach niż zawiesić to, co wymyśliła na ścianie, ale najwyraźniej się to sprzedawało, zresztą, po kilku zupełnie nieistotnych przeróbkach w Photoshopie końcowy efekt w filmach wcale nie wyglądał tak źle.

Już-już miała wypić pierwszy łyk herbaty, gdy telefon rozdzwonił się na całe mieszkanie. Syknęła, ale udało jej się nie wylać nawet mililitra.

Wyplątała się z kołdry, znalazła urządzenie i odebrała.

– Halo, tu Home – mruknęła.

– Home, twój pomysł z ostatniego filmu, ten z malowaniem kotów na szybach, ty wiesz, że ludzie go krytykują bardziej niż wszystkie inne?

Cisza.

– No i?

– Nie obchodzi cię to? – zapytał zaskoczony głos ze słuchawki.

– Kimkolwiek jesteś, dzwonisz do mnie o nieludzkich godzinach, przyprawiasz o zawał, i jeszcze informujesz o fakcie dość oczywistym, gdyż KAŻDY mój pomysł jest tak zaprojektowany, by przypadkiem ktoś nie zapomniał go zhejtować, więc nie, nie obchodzi mnie to. Bardziej zaskakuje, że jeszcze komukolwiek chce się czepiać – odpowiedziała, już nieco zirytowana.

– Nie wygłupiaj się, tu Cozy! Naprawdę mnie niby nie poznałaś?

Home rozłączyła się szybko. Przeczesała palcami brązowe kosmyki i skrzywiła się.

– Tłuste – mruknęła. Skierowała się do łazienki, żeby zaraz wrócić się do szafy.

„Naprawdę muszę dłużej spać", pomyślała, stając pod prysznicem.

Czując się o wiele świeżej naciągnęła na siebie dżinsy i koszulkę. Popatrzyła w lustro – nic nowego. Owalna twarz, brudnoszare oczy, krótkie włosy o bliżej nieokreślonym odcieniu, choć po ostatnim farbowaniu szły w jakiś gatunek kasztanu. Ot, taka zwyczajna postać. Gdyby jej życie było opowieścią, zapewne byłaby bohaterką trzecioplanową.

Szybko dopadła do notatnika, dopisując zdjęcie z dorysowanymi flamastrem serduszkami.

Przebiegła wzrokiem po liście projektów. 27 to chyba wystarczająca ilość, prawda?

Zeskanowała ją i wysłała do Decor. Dalsza część już jej nie obchodziła, najważniejsze, że wysłała, co miała wysłać.

Zabrała się za sprzątanie sypialni.

* * *

Hacki przeciągnęła się. Owszem, leżenie w celi wroga było dość upokarzające, ale z drugiej strony, podłoga była całkiem wygodna, szczególnie, że dresy od stroju więziennego ogrzewały dość porządnie, jedzenie, nawet jeśli niezbyt smaczne, to na tyle pożywne, by nie czuła się głodna, więc w zasadzie nie miała na co narzekać. No chyba, że to dopiero pierwszy poziom więzienia, a potem ma być gorzej.

Efekty uboczne tortur sprzed kilku dni dalej się odzywały. Przestała już pocić się brokatem, ale wciąż miewała napady strachu, a także przebłyski twarzy Gargamela wykrzywionej w grymasie koszmarnego bólu. Cóż, jeśli zafundowali mu to samo co jej, to się nie dziwiła, sama pewnie też tak wyglądała. Odruchowo podkuliła nogi pod siebie na wspomnienie... tamtego.

Usłyszała kroki na korytarzu i od razu wstała. Już raz ukarano ją za nieokazywanie szacunku pracownikom Troom Troom, a jako osoba o zdrowym umyśle zdecydowanie nie chciała tego powtarzać.

Miała szczerą nadzieję na to, że tylko wprowadzają nowego więźnia. Odwiedziny jednego z Facetów W Garniturach, jak na nich mówiła, nie wróżyły niczego dobrego.

Zacisnęła powieki, modląc się w duszy, by idąca osoba zawróciła, albo przeszła obok, nie zwracając większej uwagi na tę konkretną celę.

Przeliczyła się.

– Numer 67, do ciebie – warknął strażnik.

Otworzyła oczy. Za kratą stał jeden z Garniturów, ale nie wyglądał tak jak pozostali.

– Może pan pójść. Poradzę sobie, zresztą, muszę pomówić z tym... Więźniem w cztery oczy – oznajmił Prawie-Garnitur, przyglądając się jej z zainteresowaniem, a przynajmniej wywnioskowała to z mimiki twarzy mężczyzny, bo oczy zakrywały, jak u każdego garnitura, ciemne okulary.

Strażnik zamrugał oczami, zaskoczony, ale odszedł. Prawie-Garnitur upewnił się, że go nie zobaczy, po czym gestem nakazał dziewczynie podejść bliżej.

– Jesteś Hacki, prawda? – zapytał przyciszonym głosem.

Skinęła głową.

– W porządku. To do ciebie miałem przyjść. Chcesz się może przejść?

Tym razem to ona aż zamrugała z zaskoczenia. Nagle przez głowę przeleciała jej przerażająca myśl – co, jeśli chcą ją zabić „po cichu", i właśnie została zapytana o chęć na wyprawę do śmierci?

– Chcę – odpowiedziała wreszcie. Co najwyżej będzie musiała polegać na swojej sile.

Uśmiechnął się z zadowoleniem i otworzył wejście, przez które ona czym prędzej wyszła.

– Twoja przepustka – powiedział, podając jej identyfikator na smyczy, którą założyła na szyję.

– Muszę ci zasłonić tym oczy – dodał, zawiązując Hacki na górnej połowie twarzy ciemną chustę – Nie możesz wiedzieć, jak stąd wyjść.

Skinęła głową, dając się prowadzić do przodu. Po jakiejś półgodzinie chusta opadła, odsłaniając widok miasta.

– Od razu muszę ci też wspomnieć, żebyś mi zaufała, że masz fałszywą przepustkę. W normalnych jest dodatkowo zamontowany dyktafon i lokalizator, a mi zależy na dyskrecji. Tak między nami, oni nawet nie wiedzą, kim tak naprawdę jestem, choć pracuję dla Troom Troom już ładnych kilka lat. W każdym razie, pracujesz dla 5-Minute Crafts, prawda? – zapytał mężczyzna.

– Tak – powiedziała. Skoro Troom Troom tak czy inaczej zdaje sobie sprawę z jej prawdziwej tożsamości, to jeden więcej pracownik nic nie zmieni, czyż nie?

– Okej. Ja osobiście nie mogę ci zdradzić, dla kogo pracuję dokładnie, ale powiedzmy, że jestem szpiegiem i... mam pewną propozycję. Układ. Chciałabyś wyjść z więzienia, prawda?

Zaczynał ją irytować swoim sposobem mówienia, ale nie skomentowała, jedynie skinęła głową.

– Jeszcze lepiej. Mój układ nie wyciągnie cię od razu, ale w ogóle to zrobi, bo, jak się zapewne domyślasz, nasza kochana korporacja zbyt szybko cię nie wypuści ze swoich objęć, jeśli w ogóle będzie co wypuszczać, a tego byś chyba nie chciała, prawda?

Pokręciła głową. Ktoś oferował jej możliwość opuszczenia więzienia! Co prawda nie było najmądrzejszym ufać obcemu w tych czasach, w szczególności z tak podejrzaną propozycją, ale nie przejęła się tym.

– Dobra, więc... Kiedy zostaniesz wypuszczona, chciałbym, żebyś została szpiegiem. To, dla kogo zostaniesz szpiegiem, mogę ci powiedzieć dopiero wtedy, gdy się zgodzisz, ale na pewno nie jest to Troom Troom.

– Mam szpiegować 5-Minute Crafts? – upewniła się. Prawie-Garnitur kiwnął głową – A czy po zgodzeniu się mogę zrezygnować?

– Nie. Zgoda jest ostateczna. Dodam, że czasu do namysłu masz niewiele, ponieważ jeśli nie odpowiesz mi twierdząco na tej przepustce, to już się więcej nie zobaczymy.

Wciągnęła mocno powietrze. Była zmęczona, niedospana i jeszcze oczy zasłaniała jej nadzieja na wolność – zdecydowanie nieodpowiednie warunki do podejmowania takiej decyzji.

Raz się żyje, pomyślała.

– Zgadzam się.

– To cudownie, prawda? Pracować będziesz dla 123Go! Pamiętaj, że twoja rola jest tajna i miło by było, gdyby nikt się o niej nie dowiedział. Wkrótce odwiedzę cię ponownie, aby omówić szczegóły, a teraz wróćmy już może, bo nie chcemy konsekwencji za spóźnienie, prawda?

* * *

– Sorry za spóźnienie – wysapała brunetka, padając na krzesło – Ale trochę się zagapiłam i jeszcze była kontrola w tramwaju.

– Rozumiem – odpowiedziała Lifehack z tym swoim tajemniczym uśmiechem. Home od razu poczuła palącą zazdrość – sama chciałaby być tak piękna jak kapitan. Albo chociaż mieć taki autorytet, albo po prostu mieć ten jeden element, który powodował, że każde słowo Lifehack, nieważne, jakie by nie było, zawsze jest dla każdego prawem – Zaraz zaczniemy, tylko ktoś jeszcze musi przyjść.

– Mhm – mruknęła, skupiając się na łapaniu oddechu. Po chwili i tak go straciła, ktoś najwyraźniej zapomniał, że są inne sposoby otwierania drzwi od wyważania ich.

– Sorry, Lifehack, że tak późno, ale wcześniej nie mogłem – wypalił szybko stojący w progu chłopak o zielonych oczach z wesołymi iskierkami, oraz włosami, które wyglądały, jakby ktoś odpalił w nich petardę. Nie był niesamowity, a oczy nie miały tego intensywnego koloru trawy, jaki zawsze sobie wyobrażała, gdy w książkach pojawiała się postać o zielonych oczach – te oczy były po prostu mętne, jak rozwodnione pesto wymieszane z błotem.

„Ciekawe, czy on też jest postacią trzecioplanową w swoim życiu", przemknęło jej przez myśl.

– Dobrze, że oboje się tu znaleźliście. Home, to jest Pranki. To jeden z pracowników tego nowego wydziału. Pranki, to jest Home. Pracuje pod moimi skromnymi skrzydłami od trzech lat, no nie? – powiedziała kapitan, odgarniając do tyłu swoje złote włosy – W każdym razie. Wasze zadanie jest stosunkowo proste, choć będziecie musieli się do niego przyłożyć. Krysia – Lifehack pokazała im zdjęcie czarnowłosej dziewczyny z lekkim makijażem – To ten nabytek Troom Troom, który chociaż jest młody, ma dostęp do wielu bardzo cennych informacji. Ideał jej chłopaka? Niegrzeczny chłopiec, ale z dziecięcą niewinnością, nie taki typowy bad boy. Po małym śledztwie doszłam do jednej, choć dosyć istotnej rzeczy: jest sposób na to, by dostać te informacje. Porwanie odpada, tę dziewczynę całkiem nieźle chronią i zbyt dużo czasu by to zajęło, no i mogłoby się nie udać. Jak wiadomo, nagroda motywuje lepiej niż kara, a marchewka daje więcej efektów niż kijek, pszczoły łapiemy na brokat na ocet, te sprawy. Czyli, Pranki, będziesz musiał ją uwieść. W dość... Nieprzyjemnych okolicznościach dowiedziałam się, że bardziej ją kręcą zajęci typiarze, niż podrywacze. Macie oboje udawać parę przed jej oczami, póki ona nie zacznie działać w sposób, który was upewni, że leci na Prankiego. Nie będę ingerować w to, co zamierzacie robić. Pranki, masz być jutro o siedemnastej w parku, ona tam wtedy sama przesiaduje. Jakoś do niej zagadasz, jak, to twoja sprawa, ale ma być wiarygodnie. Czy to jasne?

– CO?! – krzyknęła zdumiona Home. Co ona miała zrobić? Przecież ledwo co poznała tego gościa!

– Jak już mówiłam, nie moja sprawa, jak to załatwicie. Aha, i jeszcze jedno: informacje chcę najpóźniej za miesiąc.

„MIESIĄC?! MAMY TĘ DZIEWCZYNĘ NAPOIĆ AMORTENCJĄ, CZY CO?!", pomyślała. W miesiąc rozbudzić w kimś takie uczucie, żeby wyjawił drugiej osobie tajne informacje?!

– Odejść! Miłego dnia – powiedziała blondynka, uśmiechając się.





ach, te plot-twisty! te wybuchy! 

1638 słów, znajcie moją dobroć :D

sorki, że tyle prywaty, a tak mało wojny, ale w książkach o wojnie moim zdaniem bez prywaty się nie obejdzie, and you can't change my mind

poza tym, życiowy tip, który nikomu się nie przyda: jeśli nie posiadacie cieni do powiek, a chcecie się jakoś fajnie umalować, i wpadacie na pomysł, by zastąpić cienie do powiek barwnikami spożywczymi w proszku, to nie. nie jest to dobry pomysł. serio.

miłego wieczoru, Łososie! :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top