Dzień 14
~Eleven~
Siedziałem w kuchni, popijając kawę. Klon jeszcze spał. Tak jak się spodziewałem, nie zasnąłem na dłużej niż dziesięć minut. Jutro wraca Zhalia. Będę musiał jej opowiedzieć o wszystkim, bo raczej mało prawdopodobne, że nie zauważy mojego podłego nastroju. A lepiej na pewno nie będzie. Zostało mi tylko zastanawianie się nad moim nędznym życiem. I tak pewnie nie dojdę do niczego sensownego, jedynie bardziej się przybiję. I po co mi było to wszystko? Naprawdę nie mogłem wyrzucić go z domu na samym początku? Zachciało mi się mieć dobre serduszko i pozwolić mu zostać. Wystarczyły dwa tygodnie, żebym nie umiał bez niego żyć. Był moim wrogiem, byłem pewny, że chce mnie zabić, a tu co? Zależy mu na mnie, co najgorsze, z wzajemnością. Gdybym umiał go jeszcze nienawidzić, nie byłoby problemu. Gdybym zabił go w grze, prawdopodobnie w ogóle by się tu nie pojawił. Dlaczego nie umiem cofać czasu? Nie mogę go ani wysłać z powrotem do gry, ani uratować. W sumie, gdybym miał możliwość, żeby go odesłać, sam nie wiem czy przy obecnym stanie rzeczy bym z niej skorzystał. Przywiązałem się do niego. Tak czy tak byłoby mi ciężko się z nim rozstać. Coś czuję, że po tym wszystkim długo nie będzie filmów na kanale.
Było około dziewiątej, gdy usłyszałem dzwonek do drzwi. Zajrzałem do pokoju sobowtóra, ale wciąż spał. Otworzyłem, a w progu zobaczyłem Erkasia, Graine i Yasu. Zaprosiłem ich do środka. Cała trójka rozsiadła się na moim łóżku, a ja zająłem fotel naprzeciwko. Chwilę trwaliśmy w ciszy. Obserwowałem ich uważnie. Kciukowaty i Lady wydawali się trochę zdenerwowani, natomiast czerwonowłosa sprawiał wrażenie zupełnie obojętnej. Ciekawe jak zareagują na wieść, którą mam zamiar im przekazać. Trzeba by to zrobić w miarę sensownie i delikatnie, ale jak siebie znam, nie ma co nawet próbować. I tak pewnie gdzieś w połowie się rozryczę, więc chyba lepiej zrobić to szybko i zdecydowanie, a potem mogą na mnie wrzeszczeć ile chcą. Odetchnąłem głęboko i zacząłem.
- Ludzie, mamy spory problem - walić sensowność i wczucie w sytuację. Przerwałem. Chciałem, żeby sami zapytali. Nie mogłem tak po prostu tego powiedzieć. Zwyczajnie nie byłem w stanie.
- Co takiego się stało Elevenku? - rzuciła Graine z uśmiechem. Już miałem się odezwać, ale nie mogłem nic z siebie wydusić.
- Pamiętasz, jak zaplanowałeś fabułę? - zapytałem w końcu w stronę Erkaesa - Jak miało potoczyć się życie mojego mrocznego klona?
- No tak. To nie było aż tak dawno... - odparł kciukowaty. Chyba nie zrozumiał od razu, jednak po chwili dodał - Czekaj, czy ty chcesz powiedzieć, że... Niee, proszę, powiedz, że nie.
- Niestety - spuściłem głowę - Przeniesienie się do tego świata nie zmieniło biegu historii. Jego los pozostał taki sam, jaki zaplanowałeś dla niego w grze.
Erkaes zastygł. Jego twarz wyrażała jednocześnie przygnębienie, zdziwienie i współczucie. To ostatnie zapewne kierowane do mnie. Graine zakryła usta dłońmi i wciągnęła głęboko powietrze. Spodziewałem się podobnej reakcji z jej strony. Wiedziałem, że polubiła Darka, więc pewnie było jej przykro, że już niedługo będzie po wszystkim. Yasu natomiast zachowała zupełnie obojętny wyraz twarzy. Tego także się spodziewałem. Była zła na mnie, na klona zresztą też i to jeszcze bardziej. Chociaż myślałem, że wizja jego śmierci poruszy ją chociaż odrobinę. Siedzieliśmy chwilę w ciszy, gdy nagle nabrałem wrażenia, że słyszę jego głos. Wstałem i ruszyłem do jego pokoju, a goście zaraz za mną, nawet się nie odzywając. Weszliśmy do pomieszczenia, a klon siedział na łóżku. Był jakiś taki... niewyraźny. I nie, nie jest żart odnoszący się do jego stanu. Wydawał się lekko przezroczysty. Usiadłem obok niego i spojrzałem w oczy. Wciąż były przeszyte fioletem i zielenią. Popatrzył na swoje dłonie, które coraz bardziej zanikały. Uśmiechnął się smutno.
- Na tym chyba kończy się nasza historia, Elevenie. Nawet nie wiesz, jakim szczęściem było dla mnie poznanie cię na żywo.
- Nie, błagam cię, nie mów tak. Coś na pewno da się zrobić - powiedziałem twardo, łapiąc go za rękę.
- Wiesz, że już nic nie jest w stanie mi pomóc. Ale mogę ci powiedzieć, że tutaj jest lepiej, niż w grze. Tam bolało. Czułem, że nieunikniony los wyżera we mnie dziurę, że to niszczy mnie od środka. Tutaj tylko zanikam. Trochę kręci mi się w głowie, to wszystko. Jest dobrze.
- Nie jest dobrze - czułem, że mam łzy w oczach - Jakim cudem tracenie ciebie i świadomość, że już nigdy się nie zobaczymy ma być dobra?
- Wiem, jak to brzmi, naprawdę, ale inaczej w tej chwili nie jestem w stanie myśleć. Powiedziałbym, że to wszystko było tylko grą, ale wiem, że i tak mi nie uwierzysz. I słusznie. Naprawdę się do ciebie przywiązałem i ciężko mi z tym, że zostałem zmuszony cię opuścić, ale nic nie mogę z tym zrobić. Taki mój los i oboje wiemy, że inaczej nie będzie, choćbyśmy się nie wiem jak starali. Tak musi być i koniec. Chciałbym, żebyś o mnie pamiętał - w jego oczach również błysnęły łzy - Pamiętaj, kim byłem. Pamiętaj, co robiłem. Żyłem z tobą tylko dwa tygodnie, ale zdążyłem cię poznać i mogę cię zapewnić, że nigdy nie zapomnę. Mówiłem to już, ale powiem jeszcze raz. Elevenie Mateuszu Gajewski, zależy mi na tobie i tak bardzo nie chcę cię opuszczać, ale nic na to nie poradzę. Zostałem już prawie wymazany. Nie mogę zrobić nic więcej. I ty też nie. Żegnaj.
Po moich policzkach popłynęły łzy. Chciałem coś powiedzieć, ale z mojego gardła nie wydobyło się ani jedno słowo. Dark położył mi dłoń na policzku i przyciągnął do siebie. Ostatni raz poczułem jego wargi na swoich. Potem zniknął. Zostało tylko powietrze i jego głos dźwięczący mi w uszach. Odwróciłem się. Graine chlipnęła. Erkaś objął ją ramieniem, a sekundę później stali już przytuleni. Ona płakała a on głaskał ja po włosach i kołysał delikatnie, żeby choć trochę ją uspokoić. Czerwonowłosa położyła mi rękę na ramieniu i uśmiechnęła się smutno. Czyli jednak nie zdołała zachować zupełnej obojętności. Niemal czułem, że coś w moim wnętrzu bezpowrotnie umarło. Nie wiedziałem już, co mam robić. Wyszedłem z pokoju i zrobiłem dla wszystkich herbatę. Potem włączyłem jakiś głupi film. Rozsiedliśmy się na łóżku i zaczęliśmy oglądać.
Po niecałej godzinie Graine i Erkaś już spali, wtuleni w siebie. Wstałem, przykryłem ich kocykiem i poszedłem do kuchni. Nawet nie zauważyłem, że Yasu ruszyła za mną. Usiadła na przeciwko i wpatrywała się we mnie bez wyrazu. Wyciągnęła rękę i złapała mnie za dłoń, którą opierałem na stole. Uśmiechnęła się pokrzepiająco.
- Wiem, że ci ciężko. Rozumiem to - szczerze wątpię, ale dobra - Posłuchaj, rozumiem, że był dla ciebie ważny, ale nie możesz się załamywać i spędzić reszty życia przy stole w kuchni, opijając się kawą czy herbatą. Jesteś youtuberem do cholery. Skończyłeś jedną grę, zacznij inną.
- To nie była gra - odpowiedziałem oschle - To było życie.
- Wiem o tym, nie to miałam na myśli. Słyszałeś o czymś takim jak metafora? Powinieneś nagrać ostatni odcinek Kronik i ewentualnie wyjaśnić widzom sytuację, żeby przypadkiem nie dobijali cię entuzjastycznymi komentarzami w odniesieniu do chociażby ostatniego streama. Żyj, człowieku.
Z tymi słowami opuściła kuchnię, a potem mieszkanie. Miała rację. Musiałem coś ze sobą zrobić. Nagle poczułem przypływ energii. Ruszyłem do pokoju nagrań. Odpaliłem sprzęt i włączyłem Kroniki. Czas to zakończyć.
- Cześć wam. Z tej strony Eleven, a to są ponownie Kroniki Elevena...
~~~
Udało się! Został już tylko epilog, ale to jutro. Jeśli macie do mnie jakieś pytania (niezwiązane z opowiadaniem) zapraszam do zadawania w komentarzach, odpowiedzi dołączę jutro do epilogu.
Przepraszam za błędy, ale sprawdziłam go tylko pobieżnie (=praktycznie nie) bo płakałam już pisząc to pierwszy raz.
Przepraszam za brak happy endu, ale tak miało być. Nie zostało mi chwilowo nic innego, jak powiedzieć:
Do epilogu.
Ata
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top