Dzień 13
~Eleven~
Kolejny raz obudziłem się wcześnie. Spodziewałem się zobaczyć przytulonego do mnie Darka, ale nie było go nigdzie w zasięgu wzroku. Czyżby to był tylko sen? Nie, na pewno nie. To nie mogło mi się wydawać. Był tu wczoraj, pytał czy może ze mną spać, na sto procent to zdarzyło się naprawdę. Ciekawe z jakiego powodu przywiało go do mojego pokoju. Nie sądzę, żeby bał się spać sam, bo przecież już to robił. Powiedział wyraźnie, że mu na mnie nie zależy, to po jaką cholerę do mnie przyszedł? Trzeba będzie go spytać. Wstałem i przebrałem się, po czym poszedłem do kuchni. Klon siedział przy stole, pijąc herbatę. Zrobiłem dla siebie czarną kawę i usiadłem naprzeciwko. Wpatrywałem się w niego, wyczekując jakichkolwiek wyjaśnień. On natomiast wbił wzrok w swój kubek, jakby chciał ukryć przede mną swoje oczy. Ciemne włosy skutecznie to ułatwiały. Nie odzywał się ani słowem. Ja także siedziałem cicho. Miałem nadzieję, że się odezwie, ale po dziesięciu minutach dzwoniącej w uszach ciszy, postanowiłem zacząć.
- Co jest? - tak, zdaję sobie sprawę, że to idiotyczne - Pogadajmy jak ludzie. To wczorajszego wieczora... Dlaczego do mnie przyszedłeś?
- Chyba ci się przyśniło - prychnął ze słyszalną niechęcią. O nie, tak być nie będzie.
- Wiesz doskonale, że nie - starałem się mówić spokojnie - Traktujesz mnie tak przez to, że przyznałem się wreszcie, że mi na tobie zależy? Takie sytuacje tylko mnie w tym umacniają - zauważyłem, że klon mocniej zacisnął rękę na uchu kubka, ale wciąż nie podniósł na mnie wzroku.
- Zapomnij o tym - powiedział sucho i jakby z irytacją - Nie przejmuj się, bo to bez sensu. Ma ci nie zależeć.
- No ciekawe kurwa jak? - o co mu chodzi? Co takiego zrobiłem?
- Po prostu - wzruszył ramionami - To nie takie trudne jak myślisz.
Nie zaszczycając mnie nawet spojrzeniem, wstał i wyszedł z kuchni, zostawiając niedopitą herbatę na stole. No nie zgodzę się z nim. Skoro już zaczęło mi zależeć, to nie umiem od tak stwierdzić, że jednak mam wyjebane. Tak się po prostu nie da. Co go ugryzło? Najpierw przychodzi do mnie, potem ucieka. Najpierw całuje, potem twierdzi, że ma mnie w dupie. Co się dzieje? Może to ze mną jest coś nie tak? No ale jak mam żyć, kiedy on zachowuje się tak jak teraz? Mówił, że to była gra, ale gdyby faktycznie tylko o to chodziło, nie przyszedłby do mnie wczoraj wieczorem. Zapukałem do drzwi jego pokoju, ale nie otworzył. Znowu. Może jakoś podświadomie zrobiłem lub powiedziałem coś, co go obraziło? Wróciłem do pokoju i napisałem do niego wiadomość.
Do Mroczny kurwiarz: Chciałbym z tobą poważnie porozmawiać. Mógłbyś wyjść z pokoju i zacząć się do mnie odzywać jak człowiek?
Od Mroczny kurwiarz: Nie. Nie mógłbym.
Do Mroczny kurwiarz: Bardzo kurwa śmieszne. Będę siedział w pokoju nagrań. O dziewiętnastej chcę cię tam widzieć.
Od Mroczny kurwiarz: Zobaczysz. Masz rację, czeka nas poważna rozmowa.
Dziwne, siedząc ze mną prawie się nie odzywał, a na wiadomości odpowiadał niemal natychmiast. Jakby czekał tylko, aż do niego napiszę. Do siódmej jeszcze dużo czasu. Mogę ponagrywać po południu. Tymczasem wypadałoby pójść na zakupy. Miałem zrobić to już wczoraj, ale wyszło jak wyszło. Dalej nie rozumiem, co się dzieje z Darkiem. On też zapewne chce mi coś powiedzieć. Coś ważnego. Jego ostatnia wiadomość trochę mnie niepokoi. Zhalia wróci pojutrze i muszę jakoś ogarnąć całą tę sytuację. Przydałaby się też pogadanka z Erkaesem. Może studio przygarnie sobowtóra? Raczej nie mieliby nic przeciwko. Załatwię to jutro. Dzisiaj mam ważniejsze rzeczy do zrobienia. Zabrałem portfel, puściłem ulubioną piosenkę i wyszedłem z domu.
~Dark Eleven~
W tej chwili myślicie o mnie zapewne jak o najgorszej osobie na świecie. Daję wam do tego pełne prawo. Sam w tej chwili mam o sobie takie zdanie. Ale uwierzcie proszę, że ja naprawdę tego nie chcę. Jest mi ciężko, gdy muszę go odrzucać, sprawiać mu przykrość. Wiem, że mu na mnie zależy, sam mi to powiedział. Ale nie mogę inaczej. I tak już jest za późno na cokolwiek. Oryginał za bardzo się zaangażował. Nic nie trwa wiecznie, a moje poczucie bycia komuś potrzebnym niedługo minie bezpowrotnie. Prześpię się jeszcze, czasu jest dużo. Do siódmej zdążę wszystko sobie poukładać i wymyślić, jak powiedzieć mu to, co już wcześniej powinienem. Chociaż kiedy przed nim stanę i tak prawdopodobnie zapomnę o całym scenariuszu i dam się ponieść emocjom, których jest już za dużo. To wszystko wywierca we mnie dziurę, uczucia i rozszalałe myśli chyba próbują rozerwać mi głowę, nie dając najmniejszej możliwości, żeby się obronić. Dzieje się zbyt wiele i stanowczo za szybko. Nic na to nie poradzę. Położyłem się na materacu z zamiarem snu, ale nic z tego. Ciągle miałem przed oczami jego twarz. I wizję. Wszystko mu powiem. Pójdę do pokoju nagrań punktualnie o dziewiętnastej i wreszcie do wszystkiego się przyznam. Koniec udawania. Koniec kłamstw. On musi wiedzieć. Nie ma już odwrotu.
*time skip*
~Eleven~
Siedziałem w fotelu, próbując uciec z łomem z domu Kyle'a. Prawie mi się udało, gdy do pokoju wszedł Dark. Spojrzałem na niego dosłownie na sekundę, a sąsiad zdążył mnie dogonić. Westchnąłem i wyłączyłem grę. Gestem pokazałem klonowi, żeby usiadł na krześle obok, co zrobił z ociąganiem. Przyszła pora na wyjaśnienia.
- Mogę wiedzieć, dlaczego zachowujesz się tak dziwnie? - zapytałem twardo - Chciałbym wiedzieć, co ja ci takiego zrobiłem, że jesteś w stosunku do mnie taki oschły. I dlaczego uciekłeś rano, skoro wczoraj sam do mnie przyszedłeś? I co cię do mnie w ogóle przywiało?
- Ja... Bałem się spać sam - mówił ze spuszczoną głową. Nie popatrzył na mnie ani razu od rana - Miałem sen. Leciałem po niebie. Z tobą. Za rękę. To nie było zwyczajne złudzenie. Czułem się, jakbym naprawę tam był. Czułem wiatr we włosach, mogłem dotknąć piór na naszych skrzydłach. W pewnym momencie moje zaczęły się rozpadać. Pod nami nie było nic, tylko czarna pustka. Spadałem. Eleven, ja naprawdę tego nie chcę - pociągnął nosem, a po jego policzku spłynęła łza. Położyłem dłoń na jego kolanie.
- Spokojnie. To tylko sen. Jesteśmy tu. Nic nam nie będzie.
- Mylisz się - powiedział ponuro, kręcąc głową - Nawet nie wiesz, jak bardzo się mylisz. Mateusz...
- Słuchaj - przerwałem mu - Jak możesz mówić, że się mylę? Umiesz przewidywać przyszłość? Nie wiesz, co się wydarzy. Ja też nie wiem, ale możemy to przetrwać. Razem.
- Mateusz... - mówił bardzo cicho.
- Nie mateuszuj mi tu. Zrozum, że to nic nie znaczy. Siedzimy i rozmawiamy, nic więcej. Ten sen to tylko złudzenie, nic takiego się nie wydarzy. Pogadamy z Erkasiem, przygarną cię, będziemy się widywać. Ja już do wszystkiego się przyznałem. Miałem nadzieję, że ty też powiesz mi...
- Mateusz, do cholery! - krzyknął, przerywając moją wypowiedź - Powiem ci. Wszystko ci powiem. Wytłumaczę. Obiecuję. Ale ja nie dam rady tak po prostu. Musisz coś dla mnie zrobić. Zrozum, że nie mam wpływu na to, co się teraz dzieje. Ja naprawdę tego nie chcę, ale nie jestem w stanie tego powstrzymać. Nikt ani nic nie ma szans, żeby to zrobić. Wszystko ma jakiś cel. Pamiętaj o tym. Miałeś rację. Miałeś cholerną rację. Zależy mi na tobie. I to bardzo. Dlatego byłem w stosunku do ciebie taki, jaki byłem przez ostatnie dni. I nie próbuj nawet mi przerywać. Słuchaj, to ważne, żebyś zrozumiał. Mimo że ja sam niezupełnie jestem w stanie to ogarnąć. Chcesz pewnie wiedzieć, dlaczego na ciebie nie patrzę. Za chwilę podniosę głowę i proszę cię o jedno. Spójrz mi w oczy i nic nie mów. Rozumiesz? - pokiwałem głową.
Klon zgarnął włosy z czoła i uniósł wzrok. Spojrzałem na niego i zamarłem. Jego oczy... Zwykle były czarne. Teraz można było dostrzec wyraźne, fioletowo - zielone pasma. Cienkie przebłyski, które złowrogo lśniły. To mogło oznaczać tylko katastrofę. W grze nie było czegoś takiego. Ale wcześniej... O nie. Nie. Cholera nie! Jak...? Dlaczego? Wstrzymałem oddech, ale siedziałem cicho. Po policzkach Darka płynęły łzy. Wyglądał jak tysiąc nieszczęść. Poczułem, że moje policzki stają się wilgotne, a jeszcze nic nie powiedział. To nie może się stać! Na pewno nie. To musi być coś innego. Moje nadzieje zostały jednak skutecznie zgaszone w ciągu sekundy przez jego smutny, przyciszony głos.
- Mateusz... Ja... Ja umieram - powiedział, po czym gwałtownie wstał i wyszedł z pomieszczenia, trzaskając drzwiami.
Natychmiast się poderwałem. Już sekundę później wpadłem do jego pokoju, do którego drzwi o dziwo były otwarte. Klon leżał z twarzą w poduszce, zapewne żebym nie mógł jej zobaczyć. Usiadłem obok niego i położyłem dłoń na jego plecach, gładząc je delikatnie. Po kilku minutach uspokoił się i usiadł.
- Przepraszam... - szepnął.
No ciekawe za co? Przecież tego nie zaplanował. Oparł się na moim ramieniu, wtulając w moją klatkę piersiową. Nie odezwałem się ani słowem, no bo co niby miałbym mu powiedzieć? Objąłem go tylko i tak trwaliśmy. Po jakimś czasie poczułem, jak jego oddech zwalnia i wyrównuje się. Zasnął. Położyłem go delikatnie na materacu i wyszedłem z pokoju. Chwyciłem telefon i napisałem wiadomość do Erkasia. "Jutro masz u mnie być. Choćbyś miał spotkanie z królową Anglii, mam to serdecznie w dupie. Przyjeżdżaj i koniec. Możesz wziąć kogo chcesz, nawet Yasu, ale bądź." Po niecałej minucie odpisał. "Nawet nie pytam, co się stało. Będę do dziesiątej." Dobrze, że nie próbował się kłócić. Może wbijać nawet o szóstej rano. I tak nie ma najmniejszych szans, że będę spał. Wróciłem do pokoju Darka i położyłem się na łóżku, wtulając w niego. Nic więcej nie byłem w stanie zrobić.
~~~
Oto ja, a wraz ze mną nowy rozdział. Mam nadzieję, że dam radę napisać kolejny jeszcze dziś. Wiem, że zapewne w tym momencie macie szczerą ochotę mnie zamordować.
Jutro mam zamiar dodać epilog, jeśli dzisiaj napiszę ostatni dzień. Gdzieś pod spodem będzie komentarz ode mnie, jeśli macie do mnie jakieś pytania czy coś, mogę dodać do epilogu takie powiedzmy pseudo q&a.
Tymczasem do następnego.
Ata
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top