Dzień 12

~Dark Eleven~

W nocy w ogóle nie spałem. Nie mogłem. Cały czas widziałem przed oczami twarz oryginału. Do tego ciągle było mi niewygodnie, przez co kręciłem się z boku na bok. Było mi duszno i miałem wrażenie, że ściany zaraz mnie zgniotą, a sufit spadnie na głowę. Próbowałem spać pod przykryciem, bez przykrycia, otwierałem i zamykałem okno, ale nic nie pomogło. W efekcie wyglądałem i czułem się jak trup. Poszedłem do kuchni i zrobiłem kawę, żeby jak najbardziej się rozbudzić. Było jeszcze wcześnie, więc zdziwiłem się ogromnie, kiedy zobaczyłem Elevena wchodzącego do kuchni. Przygotował dla siebie kanapkę i herbatę, po czym usiadł przy stole, kompletnie ignorując moją obecność w pomieszczeniu. Usiadłem naprzeciwko niego i dokładnie się przyjrzałem. Wyglądał normalnie, trochę zaspany i rozczochrany jak każdego dnia. Podniósł wzrok i zmierzył mnie spojrzeniem.

- Musimy porozmawiać - powiedział poważnie.

- To gadaj - rzuciłem i upiłem łyk kawy - Ja niczego od ciebie nie chcę.

- Mógłbyś przez chwilę być poważny i posłuchać, a potem spróbować odpowiedzieć w miarę sensownie na moje pytanie? - spojrzał na mnie wymownie. Wzruszyłem ramionami. Oryginał westchnął przeciągle i podjął ponownie - No to przynajmniej posłuchaj. Przez ostatnie dwa czy trzy dni naprawdę dużo myślałem o naszej aktualnej sytuacji, szczególnie po rozmowie z Erkaesem i Yasu, i doszedłem do wniosku, że... - przerwał na chwilę i spojrzał na mnie, jakby chciał, żebym wyczytał to z jego myśli, bo bał się, albo wstydził, albo zwyczajnie nie chciał powiedzieć tego, co zapewne wcześniej zaplanował.

- Że masz mnie serdecznie dosyć i masz zamiar wyrzucić mnie z domu jeszcze dziś? - uniosłem brwi w oczekiwaniu, znów upijając łyk kawy.

- Akurat nie - chyba wziął to na poważnie - Chciałem powiedzieć... Po prostu wizyta Erkasia uświadomiła mi pewną ważną rzecz. W sumie to głownie Yasu. Wypowiedziała trzy zdania, a skłoniła mnie do wielu poważnych przemyśleń i... emm... Doszedłem do wniosku, że... ten, tego... znaczy... - jąkał się, jakby miał zamiar co najmniej wyznać mi miłość.

- Wydusisz to w końcu? - zapytałem z nutą irytacji, unosząc kubek do ust.

- Zależy mi - wypalił. Nie wyglądał, jakby coś brał. Po chwili dodał - Na tobie.

Naczynie wyleciało mi z rąk. Co prawda przetrwało, ale kawa rozlała się po całym stole, przy okazji mocząc moje spodnie.

- Cholera! - wstałem gwałtownie - Zaraz to powycieram.

- Czy ty w ogóle słyszałeś, co ja przed chwilą powiedziałem? - również wstał.

- Słyszałem - odparłem zdawkowo, podchodząc do zlewu, żeby wziąć ścierkę i ogarnąć kawową powódź.

Obróciłem się, z zamiarem podejścia do stołu, ale oryginał zablokował mnie skutecznie, stając naprzeciwko i opierając dłonie na blacie po obu stronach. Zawzięcie się we mnie wpatrywał, jakby czegoś oczekując. Jego twarz znajdowała się bardzo blisko mojej. Za blisko. Zobaczyłem wczorajszą poranną scenę. Przypomniałem sobie moje oczy. Nie, nie zrobię mu tego. Cały świat może uważać mnie za najgorszą osobę na świecie, ale po prostu nie jestem w stanie mu tego zrobić. Wiedziałem, czego chce. Stojąc tak blisko, patrząc w taki sposób... Możliwość widziałem tylko jedną. I jeszcze to, co powiedział. Zależy mu na mnie. To tylko pogarsza całą sprawę. Zbliżył się jeszcze bardziej. Powinienem przerwać to w tej chwili. Czułem na skórze jego ciepły oddech. Błękitne oczy były pełne życia. Roztrzepane włosy opadały mu na czoło. Był uroczy. Nie! Stop! Co ja przed chwilą mówiłem? Muszę się ogarnąć.

Eleven znów przekroczył granicę. Chciałem tego cholernie mocno, ale musiałem się opanować. Po niecałych dwóch sekundach odepchnąłem go lekko. Wystarczyło. Oderwał się ode mnie a na jego twarzy malowało się zdziwienie.

- Co ty...? - tylko tyle zdołał wydusić.

- Powinieneś iść na zakupy - powiedziałem, starając się mówić bez emocji - I nie rób czegoś takiego nigdy więcej.

- Najpierw odwalasz jakieś dzikie akcje, a teraz coś takiego? - wiedziałem, że się wnerwił - Kuchnia, stream, całe to gadanie, czarowanie... Po ci to było do cholery? - teraz to już był wkurwiony - Jak mam nie robić niczego? Myślałem, że ty... Że to było w ramach zwrócenia mojej uwagi. Dlaczego to robiłeś?

- Żeby się tobą pobawić. Zabawne były przestrach w twoich oczach, przyspieszony oddech i bicie serca. Zwyczajna gra - uśmiechnąłem się złośliwie dla wiarygodności. Dobrze, że umiałem kłamać.

Oryginał zrobił minę, jakby przed chwilą umarł mu ktoś bliski, po czym odwrócił się i wyszedł z mieszkania, trzaskając drzwiami. Nie chciałem tego. Naprawdę tego nie chciałem. Sto razy bardziej wolałbym kontynuować to, co przed chwilą zaczął, ale nie mogłem. To było złe i musiało się skończyć. Wiedziałem, że tak będzie. Byłem świadom, że w tej chwili prawdopodobnie złamałem mu serce, ale po prostu nie mogłem inaczej. To i tak nie potrwa długo. Miałem zamiar wrócić do swojego pokoju, ale w progu znowu zakręciło mi się w głowie. Wyciągnąłem rękę, żeby oprzeć się o futrynę, ale niewiele to dało. Poczułem, że upadam. Zapanowała ciemność.

~Eleven~

Byłem jednocześnie wściekły i smutny. On ma mnie w dupie. Po prostu. Jego słowa bolały, ale nie mogłem się na niego gniewać. Byłem zły na siebie, za to, że w ogóle się przyznałem. Przed budynkiem zorientowałem się, że nie zabrałem ani portfela ani nawet telefonu. Wróciłem do mieszkania. Gdy stanąłem w progu, zobaczyłem klona leżącego w wejściu do jego pokoju.

- Jasna cholera, Dark!

Podbiegłem do niego i lekko potrząsnąłem za ramiona. Oddychał, tylko był nieprzytomny. Podniosłem go i ułożyłem na łóżku. Pogotowia nie wezwę. Przecież jest zbudowany ze spaczonych komórek i pochodzi z innego wymiaru, więc raczej mu nie pomogą. Moje serce waliło, jakby miało zamiar za chwilę uciec. Dlaczego akurat teraz? I czemu właśnie on? Już miałem dzwonić po Erkaesa i resztę ekipy, gdy poczułem jego dłoń na mojej. Odwróciłem głowę w jego stronę. Przyglądał mi się. Po chwili usiadł.

- Eleven... - przerwał na chwilę, wzdychając - Wyjdź stąd, proszę. Nic nie mów. Wszystko jest dobrze. Po prostu wyjdź.

Nie miałem siły ani nastroju, żeby się z nim kłócić. Poszedłem do siebie.

*time skip*

Leżałem pod kołdrą we własnym łóżku, już wykąpany i gotowy do snu, ale myślami cały czas byłem przy Darku. Dlaczego zachowywał się tak dziwnie? Miałem nadzieję, że jemu także na mnie zależy. Najwyraźniej się myliłem. Powiedział mi przecież, może nie wprost ale jednak wyraźnie, że mnie nie cierpi. No cudownie. Erkaś jak zwykle miał rację. Było mi się ogarnąć i nie próbować angażować. To był błąd, ogromny błąd. I co ja teraz mam niby robić? W sumie zostały raptem dwa dni do powrotu Zhalii. I tak będzie musiał się wynieść. Gorzej, że nie ma najmniejszych szans, że uda mi się o nim zapomnieć. Całowania się ze swoją mroczną wersją nie da się wyrzucić z pamięci, chyba że ma się maszynę do czyszczenia umysłu, której niestety nie posiadam. Usłyszałem ciche skrzypnięcie. Spojrzałem w stronę drzwi. W progu stał Dark. Czego on może ode mnie chcieć? Nie odzywałem się. Starałem się nawet nie ruszać. Tylko oddychałem i obserwowałem go.

- Mateusz? - jego głos brzmiał niepewnie i smutnie - Wiem, że to głupie, ale czy... Czy mógłbym dzisiaj z tobą spać? - chyba się przesłyszałem. Podszedł do mojego łóżka. Poczułem, jak na nim siada.

- A nie miałeś mnie nienawidzić? - zapytałem odrobinę oschle.

- A nie miałeś nie być gejem? - odgryzł się natychmiast. Trafił w sedno. Teraz to już nie mogłem mu odmówić.

- Dla ciebie mogę zrobić wyjątek - uśmiechnąłem się lekko i przesunąłem bardziej na brzeg materaca, żeby zrobić mu miejsce.

Położył się obok i wtulił w moją klatkę piersiową. Czułem, że się trzęsie a jego oddech odrobinę się urywa. Jakby był zrozpaczony i dopiero chwilę temu przestał płakać. Westchnąłem i wplotłem palce w jego miękkie, ciemne włosy. Jego oddech łaskotał mnie w szyję. Był taki ciepły. Pocałowałem go w czoło. Moje poczucie bezsenności natychmiast zniknęło.
Zasnąłem z uśmiechem na ustach.

~~~

Co się tu zadziało? Drugi rozdział dzisiaj. Nie mogłam się powstrzymać przed napisaniem go.
Zostały już tylko dwa dni. Czy Darkuś w końcu wyzna Elkowi swoje uczucia?
Dzisiaj trochę więcej akcji. W zależności od czasu wolnego, następny jutro, góra pojutrze. Tymczasem dobranoc i do następnego.
Ata

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top