04.02.16 ♡

✔ ROZDZIAŁ NIE JEST SPRAWDZONY

✔PRZEPRASZAM ZA EWENTUALNE BŁĘDY I POWTÓRZENIA (NA PEWNO SIĘ TRAFIĄ)

✔ENJOY

Louis od rana miał dobry humor, co dziwiło, zwłaszcza dlatego, że miał dziś pierwszą zmianę i otwierał kawiarnię, a to powodem do uśmiechu nie było, oj nie. Za to powodem do radości był Harry, prawda? Harry, z którym Lou spędził wspaniałe chwile. Harry, który stał się powodem uśmiechu na twarzy Tomlinsona. To był tak po prostu Harry.

Tommo pozapalał wszystkie światła, podlał kwiatki na parapetach, założył swój fartuch i poprawił zastawę na stolikach, uprzednio je przecierając. Uzupełnił wszystkie pojemniki, w pomieszczeniu i wywiesił karteczkę z "OPEN".

Zazwyczaj o tej godzinie, obsługiwał uczniów, lub ludzi śpieszących się do pracy i biorących zamówienie na wynos. Jakie więc było jego zdziwienie, kiedy przez drzwi wszedł wysoki chłopak w loczkach. Szatyn prawie upuścił na podłogę filiżankę, którą właśnie przecierał.

-Harry? -powiedział to z większą radością, niż sam się spodziewał.
-Cześć LouLou. -Serce szatyna zmiękło na przezwisko, jakiego użył Loczek. Styles zajął miejsce na wysokim krześle przed ladą.

-Nie ma jeszcze nawet ósmej, czemu już wstałeś? Ciebie też wzywa praca? -Styles lekko się zarumienił. Nie musiał pracować, nigdy nie musiał.

-Um, ja nie pracuję. Studiuję prawo, żeby później zatrudnić się w rodzinnej kancelarii, nie mówiłem Ci wczoraj?

-Chyba nie. -odpowiedział wolno. Harry, jako prawnik.... za ciasne spodnie dziś wybrałam, za ciasne.

-Nieważne, nie rozmawiajmy o tym. Może mógłbym Ci w czymś pomóc?

-Jeśli chcesz, to wskakuj w fartuszek i zapraszam.

Twarz loczka rozpromieniła się. Louis  podał mu uniform, a ten szybko zawiązał go na swoich biodrach. Stanął za ladą, obok szatyna i potarł dłonie, nie mogąc doczekać się tego, co nastąpi. Nigdy nie pracował, nie musiał. Tomlinson nie miał takiej swobody. Od najmłodszych lat starał się w jakikolwiek sposób ulżyć swojej rodzinie. Dzięki stypendium mógł trafić do wymarzonej szkoły, gdzie studiował dziennikarstwo. Uwielbiał pisać, w ten sposób mógł wyrazić siebie. Przelać swoje uczucia na papier.

-Może dziś to ja, obsłużę Ciebie, huh? -położył swoje dłonie na biodrach Tomlinsona, owięwając swoim oddechem szyję młodszego, na co ten zadrżał. Przełknął głośno śliną i skinął głową. Z wciąż gęsią skórką, usiadł przy najbliższym stoliku i obserwował poczynania Stylesa. Lokowaty chwycił notes i podszedł do "klienta".

-Dzień dobry, czy mogę przyjąć od Pana zamówienie? -posłał mu swój uśmiech z dołeczkami, a Louis cieszył się, że siedzi, bo gdyby było inaczej, już na pewno by leżał, w wyniku mięknących kolan.

-A co może mi Pan polecić? -odwzajemnił uśmiech i oparł swoją twarz na złączonych dłoniach. Styles odchrząknął.

-Mocną kawę na początek dnia, a do tego ciastko czekoladowe na osłodzenie. -pochylił się nad Louisem, ręce opierając na stole.

-Może... coś jeszcze? -położył dłoń na tej większej. Sam nie wiedział, skąd w nim, ten przypływ odwagi, ale Harry'emu wydawało się to nie przeszkadzać.

-Więc, co Pan powie na kino? Dziś, wieczór, tylko Pan i ja. -chwycił dłoń młodszego w swoją, a ten przybrał rumieniec na policzki. Nie przerwał flirtu, za bardzo mu się to podobało.

-Powiem; bardzo chętnie, Panie Stylesie. O której Pan kończy?

-W każdej chwili. Wystarczy jeden telefon i jestem, Panie Tomlinson.

-Trzymam Pana za słowo.

Szatyn z szybko bijącym sercem, obserwował, jak Harry zbliża swoją twarz do Jego twarzy. Przyśpieszył oddech i starał się nie zemdleć, kiedy usta Stylesa znalazły się na jego policzku.

Kurwa.

♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡

Ich magiczny moment mógłby trwać w nieskończoność, gdyby nie Rachel, która przypadkiem pomyliła zmiany. Wcale nie chciała spędzić więcej czasu z Louisem.

Harry przesiedział w kawiarni do końca zmiany Lou, tłumacząc się tym, że Jego towarzystwo jest lepsze, niż nudne wykłady i jeden dzień może sobie odpuścić.

Po pracy, odwiózł Lou do Jego mieszkania, a później wrócił do siebie, w celu przygotowania się na ich randkę.
♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡

Harry's Pov

Stałem przed drzwiami Lou i miałem wrażenie, że serce zaraz wyskoczy mi z piersi. Drżącymi dłonią, przycisnąłem dzwonek, który okazał się być włącznikiem światła. Kurwa. Westchnąłem i zapukałem. Po drugiej stronie usłyszałem tupot małych stóp, a już po chwili moim oczom ukazywał się ósmy cud świata. Miał nienagannie zaczesaną na bok grzywkę i zmarszczki w kącikach oczu. Był tak cholernie uroczy.

-Haz? Miałeś być za godzinę.

OOPS.

-Wybacz, nie mogłem się doczekać. -Louis zachichotał, a moim jedynym marzeniem w tej chwili było nagranie go i słuchanie tego dźwięku do końca życia.

-Wchodź. -przepuścił mnie w drzwiach, które po chwili zamknął.

-To dla Ciebie. -wyciągnąłem rękę za pleców, w której trzymałem bukiet żółtych tulipanów i mu je podałem. Jego oczy zabłyszczały. Przyjął podarunek z uśmiechem, na co odetchnąłem.

-Dziękuję H, to miłe. Chodź, wstawię je do wody. -chwycił w swoją malutką dłoń tą moją i poprowadził do kuchni. Wyciągnął z szafki biały, nieduży wazon, nalał do niego wody i wstawił kwiaty.

-Napijesz się czegoś? -usiadłem na krześle przy małym stoliczku i lustrowałem go wzrokiem.

Piękny.

-Może być herbata. -przytaknął i odwrócił się, próbując dosięgnąć do szafki nad zlewem. Toczyłem ze sobą wewnętrzną walkę, ale wreszcie chęć pomocy wygrała z chęcią obserwowania jego idealnej pupy.

-Oj, LouLou. -zaśmiałem się, stając za nim. Sięgnąłem dłonią i bez problemu chwyciłam dwa kubki do ręki, następnie stawiając je na blacie.

-Nienawidzę tego, że jestem taki niski. -burknął pod nosem, wrzucając do naczyń dwie saszetki herbaty.

-A ja uwielbiam. Jesteś jeszcze bardziej uroczy. -nachyliłem się do niego, a on pod wpływem moich słów, uroczo się zarumienił- I Twoje rumieńce też uwielbiam.

-Harry... -jęknął żałośnie.

-Po prostu mówię, jak jest.

-A Ty jesteś -dźgnął mnie palcem w klatkę piersiową- wkurzający.

-Przeszkadza Ci to? -powiedziałem, jak najniższym tonem. Położyłem dłoń na jego odsłoniętym ramieniu, po którym przebiegała gęsia skórka.
-N-nie. -jego drżący oddech owiał moją twarz, która była niebezpiecznie blisko tej, należącej do niego.

-Oh, Loueh... -moja dłoń znalazła się na jego biodrze, przysuwając bliżej do mojego ciała. Zacząłem sunąć nosem po szyi szatyna, okazjonalnie wyciskając mokre całusy na opalonej skórze. Zatopił palce w moich włosach.

♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡

WOW.

Więc, dokańczałam ten rozdział na szybko, żeby jeszcze dziś go  dodać.

Ten rozdział jest już i tak wystarczająco za długi, żeby dodawać tu jeszcze fragment z ich randką itd, dlatego będzie to ALBO przedstawione w formie wspomnienia w jutrzejszej części, ALBO po prostu rozbije to na 2 połowy.

Przekonamy się jutro

Zmotywuj mnie, zostawiając po sobie jakiś ślad! :) 

Lots of love ♡

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top