02.02.16 ♡
Harry's Pov
-Harry! -dobiegł mnie głos mojej najlepszej przyjaciółki, zaraz po przekroczeniu progu naszego mieszkania. Woleliśmy mieszkać tu, niż w akademiku. Do uczelni nie mieliśmy daleko, więc to było dobre. Nie zdążyłem ściągnąć butów, a blondynka już pojawiła się przede mną, z idealnym makijażem i fryzurą- Nie rozbieraj się, idziemy na zakupy?
-Zakupy? Czemu? -jęknąłem. Kochałem Pezz, jak siostrę, ale zakupy z nią, to była istna tragedia!
-Spójrz do lodówki, to się dowiesz. No już, wychodzimy. -westchnąłem i na nowo zapiąłem swój płaszcz. Zeszliśmy na dół, gdzie wsiedliśmy do mojego samochodu i ruszyliśmy do pobliskiego marketu.
Po około 15 minutach, Perrie biegała po całym sklepie i wrzucała do prowadzonego przeze mnie wózka, produkty.
-Haz, co powiesz na pizze, na kolacje?
-Myślałem, że jesteś na diecie. -uniosłem brew, patrząc na nią w dezorientacji. Wywróciła oczami na moje słowa i zaczęła przebierać rękoma w warzywach. Dorwała się do papryki, uważnie każdą przeglądając.
-Pieprzyć dietę. Faceci nie psy, na kości nie polecą.
-Zaledwie rano, kiedy przeglądałaś się w lustrze, twierdziłaś, że "faceci nie sikorki, na słoninę nie polecą". -założyłem ręce na piersi, a ta przez chwilę nic nie odpowiadała, nie zaszczycając mnie chociażby jednym spojrzeniem.
-Styles, sprawdź, czy nie ma Cię na dziale dla dzieci.
-Nie jestem dzieckiem.
-Umysłowo jesteś. -zaczęła zapakowywać potrzebne jej warzywa do woreczków- Bujnij się po drożdże i mąkę, Harreh.
Pokręciłem głową z dezaprobatą na przezwisko, którego użyła. Zostawiłem jej w połowie zapakowany wózek i ruszyłem po to, o co mnie prosiła. Po drodze, telefon w mojej kieszeni zawibrował, dając mi znać o nowej wiadomości. Nie ukrywam, że miałem cień nadzieji, że to Louis. Niestety, ale to nie on był nadawcą sms-a, tylko Perrie. Super, musiałem wziąć jeszcze trzy butelki mleka i czteropak piwa. Tak, na pewno się z tym zabiorę. Odwróciłem się, z zamiarem powrotu po wózek i wtedy... BUM! Poczułem ciężar czyjegoś ciała, na tym swoim. Miałem więcej szczęścia, bo osoba, na którą wpadłem wylądowała na podłodze. I oh kurwa. Tą osobą był Louis. Najbardziej uroczy kelner, którego miałem zaszczyt poznać!
-Przepraszam. -powiedziałem i wyciągnąłem do niego dłoń, pomagając mu wstać. Niepewnie ją chwycił i stanął na nogi.
-N-nic się nie stało, po p-prostu się zamyśliłem. Wybacz, Harry. -Jeszcze nikt tak pięknie nie wypowiadał mojego imienia, naprawdę!
-Nic Ci nie jest? -spytałam, a on zaprzeczył ruchem głowy. Za jego plecami dostrzegłem wkurzoną Edwards, która męczyła się z pchaniem ciężkiego wózka. Przekląłem pod nosem i puściłem dłoń Lou.
-Harry, czy zamiast flirtować, mógłbyś mi pomóc? -podjechała do nas wózkiem i stanęła obok mnie. Przeniosła wzrok na zdezorientowaną twarz szatyna- Jakiś ty uroczy! Uroczy, prawda H.? -dźgnęła mnie palcem w bok, nie odrywając błyszczących oczu od szatyna.
-Perrie... -jęknąłem.
-Nie przedstawisz nas sobie?
-Uh. Perrie, to Louis, którego wczoraj poznałem w kawiarnii. Louis, to Perrie- moja przyjaciółka.
-Najlepsza. -podkreśliła, zanim uścisnęła dłoń Lou- Nie chciałam przerywać, ale Harry, mój brzuch domaga się jedzenia, a my jeszcze nawet wszystkiego nie mamy. Umówcie się na jutro i po sprawie. Poprosiłeś już Lou o numer telefonu?
Chłopak zarumienił się wściekle, a ja odkaszlnąłem i odleciałem wzrokiem. Jeszcze nigdy nie byłem tak bardzo zainteresowany puszką kukurydzy.
-Faceci. -prychnęła i zaczęła grzebać w swojej torebce. Wyciągnęła wreszcie stamtąd długopis- Mogę? -spytała Lou, wskazując na opakowanie herbaty, którego wcześniej jakoś nie zauważyłem. Skinął głową, a ona wzięła produkt i zapisała na nim rząd cyferek. Mój numer.
-Teraz, uciekamy. Wpadnij do nas, jak będziesz miał ochotę. Miło było poznać, pa Loueh!
Niech ziemia się rozstąpi i mnie pochłonie, proszę.
-Pez, jesteś straszna. - Jęknąłem, kiedy byliśmy już w samochodzie- Przecież wiesz, że zostawiłem mu swój numer na tej pieprzonej serwetce, a on się nawet nie odezwał. Olał mnie!
Nieświadomie zaciskam dłonie na kierownicy. Perrie prycha tylko na moje słowa i chucha na parującą kawę, w papierowym kubku.
-Skończ pieprzyć Styles. Na pewno do Ciebie napisze.
-Jasne. -mówię sarkastycznie- Jeśli napisze do mnie dziś, to zmywam naczynia do końca tygodnia.
-Okej. -wzrusza ramionami i z uśmiechem, upija łyk ciemnej cieczy- Przygotuj rączki, Haz.
♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡
I Harry nie zwraca uwagi na to, jak szeroko się uśmiecha, kiedy zmywa po dzisiejszej kolacji. Nie zwraca uwagi również na Perrie, podkładającą mu, co chwilę nowy talerz, czy kubek, który specjalnie brudzi. Nie robi tego, bowiem całą swoją uwagę poświęca na myśli krążace wokół Louisa. Louisa i sms-a, którego od niego otrzymał niecałą godzinę temu. Niemożliwe, co ten chłopak z nim robi. Niemożliwe.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top