Dzień szósty

Po śniadaniu, które Paulina spędziła ze swoimi bliskimi dość spokojnie i bez żadnego zaczepiania, czy wpadania na siebie nawzajem, całą czwórką skierowali się do kolejki, by dostać się nią do miasta. Poza nimi, w ustalonym miejscu czekało jeszcze dość sporo osób, ale nie zwracali na to większej uwagi i wsiedli do jednego z pustych wagonów - Paula jak zwykle na wylocie, nawet jeśli było zamykane. Odruchowo tam siadała i zawsze zamykała ów drzwi, by nie wypaść.

Droga w docelowe miejsce zajęła im wyjątkowo mało czasu. Znów podziwiali krajobrazy, roślinność, a przede wszystkim rozpościerającą się przed nimi wodę. Cieszyli się, nie tylko z faktu, że tam byli - to miała być ich przygoda, odskocznia od szarej rzeczywistości, którą wiedli każdego dnia. Kiedy po kilku minutach jazdy wysiedli w końcu z kolejki, Paulina podążyła za wujostwem w odpowiednią stronę, trzymając się jednak krok za nimi. Rozglądała się wokoło, chcąc zapamiętać tamto miejsce, jak najlepiej się tylko dało. Uwielbiała takie malownicze krajobrazy.

- Rób zdjęcia, pokażesz tacie. - odezwała się Hanna, szturchając dziewczynę w bok. Uśmiechnęła się do niej szeroko.

- Tata przecież tu był. - przypomniała Paulina, marszcząc brwi. Pamiętała przecież, jak ojciec opowiadał jej kiedyś o wizycie na Sardynii.

- Ale może się zmieniło. - odparła niewzruszona kobieta, na co nastolatka przewróciła oczami.

- Taa, jasne. - prychnęła dziewczyna. - Na pewno zmienili ustawienie budynków, dróg i wszystkiego innego w przeciągu dwudziestu lat.

- Pesymistka z ciebie.

- Mówię, jak jest. I tak, jestem pesymistką.

Hanna zaśmiała się cicho i objęła swoją chrześnicę w matczynym geście. Kochała ją jak własną córkę, widziała w niej swoją siostrę, były w końcu tak do siebie podobne. Paulina miała też sporo zachowań po swojej matce, gestów, mimikę twarzy, nawet momentami mówiła, jak ona. To tak bardzo przypominało Hannie zmarłą siostrę.

Cała czwórka dość szybko dotarła do portu, który na szczęście nie znajdował się wcale tak daleko, jak z początku przypuszczali. Ustawili się nieopodal samego brzegu, a zaraz po nich również inni. Słońce wznosiło się ku górze, ogrzewając ich ciała, dlatego większość ze znajdujących się tam ludzi miała czapki, kapelusze i inne rzeczy na głowie, by jakoś chronić się przed słońcem. I o dziwo pomagało to w jakimś stopniu, nie raziło po oczach.

- Pilnuj Henia, Daniel.

Jak na zawołanie, mężczyzna wziął syna na ręce, bo masa osób za nimi zaczęła podchodzić do podpływającego tam statku. Paulina od razu podeszła bliżej ciotki i trzymała się jak najbliżej niej, nie chcąc się zgubić. Z resztą, to oni też mieli bilety. Wolała mieć pewność, że na pewno nie zostanie w tyle, bo takie sytuacje strasznie ją stresowały. Zdawała sobie sprawę, że, gdyby znalazła się w tamtej sytuacji, z całą pewnością by się rozpłakała z bezsilności.

Wreszcie każdy zaczął wchodzić na statek z małą pomocą znajdujących się tam chłopaków. Paulina spojrzała pod nogi, po czym złapała za dłoń jednego z nich i weszła na pokład, dziękując Bogu, że się nie poślizgnęła i nie wpadła do wody. Uśmiechnęła się do nastolatka delikatnie, po czym ruszyła za swoim wujkiem. Mężczyzna zaczął wchodzić za swoją żoną na wyższe piętro, gdzie kobieta chciała usiąść. Znajdowało się tam już całkiem sporo ludzi i coraz więcej też się tam ich zbierało. Paula obserwowała to w ciszy, aż w końcu poczuła, że statek powoli ruszył.

Wtedy nie było już odwrotu.

- I jak?

- Nie lubię statków. - skwitowała Paula, mimo wszystko patrząc w dół, prosto w wodę.

- Oj tam, będzie dobrze. To tylko chwila. - stwierdziła Hanna, szturchając ją w ramię i uśmiechając się delikatnie.

- Mam złe wspomnienia ze statkami.

- Twoja mama miała ślady po twoich paznokciach na kolanie. - zaśmiała się kobieta, przypominając sobie sytuację sprzed lat. Trudno było o tym zapomnieć.

Paulina nie kłamała - nie lubiła statków i miała ku temu powody. Mimo wszystko, nie zamierzała dać po sobie znać, że trochę się ich obawiała. Z resztą, obawy też szybko zniknęły, kiedy tylko ruszyli w odpowiednią stronę, podziwiając mijane widoki, które zapierały dech w piersi. Ogromne skały pokryte różnego rodzaju roślinnością, niesamowicie błękitna woda i pomniejsze statki pływające wokoło. Zdecydowanie robiło to wszystko wrażenie.

Kilka minut później wreszcie dotarli w docelowe miejsce. Zacumowano niewielki statek i wyciągnięto coś na wzór pomostu, by wszyscy ludzie mogli wyjść na plażę. Było to jednak dość traumatyczne dla Pauli przeżycie, bo kładka trochę się trzęsła, podobnie do całego statku, czemu nie było się co dziwić, bo delikatne fale uderzały o brzeg. Na całe szczęście po chwili stanęła na twardej ziemi, oddychając z ulgą.

- Żyjesz? - zagadnął Daniel, zerkając na dziewczynę z troską. Doskonale widział jej zachowanie.

- Bywało lepiej. - odparła zgodnie z prawdą, wzdychając cicho. Uspokoiła się nieco i spojrzała na swoją ciotkę. - Gdzie idziemy?

- Znaleźć sobie jakieś miejsce. Tylko uważajcie na te skały.

- Wolałabym z nich nie spaść. Ani nie wpaść w dziurę. - stwierdziła Paulina, spoglądając na pobliskie skały dość sceptycznie.

Droga zajęła im niewiele, choć najtrudniejsze było i tak przedostanie się na drugą część plaży, bardziej kamienistą, bo trzeba było przejść przez ogromne skały bądź też obejść je w wodzie. Każdy z nich wybrał jednak tą pierwszą opcję, głównie ze względu na fakt, że mieli na sobie adidasy i trampki, których nie chciało się im ściągać. I takim też sposobem znaleźli się w końcu tam, gdzie chcieli, tylko wtedy pojawił się problem z miejscem. Na całe szczęście, Paulina dość szybko wypatrzyła trochę wolnej przestrzeni na skałach i natychmiast skierowała się w tamtą stronę, zajmując dla siebie odpowiedniego "kamienia".

Kiedy tylko usadowiła się wygodnie, jej telefon zaczął wibrować. Wyciągnęła go więc z kieszeni spodni i uśmiechnęła delikatnie, dostrzegając na wyświetlaczu numer ojca. Natychmiast od niego odebrała, ciesząc się, że mogła z nim chwilę porozmawiać.

- Hej, tato. Co tam? - spytała na wstępie, nie potrafiąc ukryć uśmiechu. Był to też pierwszy raz, kiedy rozmawiała ze swoim ojcem, odkąd tam przyjechali.

- Cześć, skarbie. A jakoś leci do przodu, chociaż nudno trochę bez ciebie. Bruno pyta, kiedy wracasz.

- Powiedz mu, że też za nim tęsknię. - powiedziała Paulina szybko, czując dziwną tęsknotę za młodszym bratem. Kochała go nad życie, nawet jeśli wielokrotnie ją denerwował. - Muszę ci powiedzieć, że czas mija tu wyjątkowo szybko. To już szósty dzień, został jeszcze tydzień i będę w domu.

- A co tam u Fabiana? - zagadnął Artur, ciekawy, co u przyjaciela córki.

- Fabio. - poprawiła go od razu, nieświadomie wywracając oczami. - Widziałam się z nim kilka razy, ale on tu pracuje i nie ma zbytnio czasu, by spędzać ze mną tak wiele czasu. Nie narzekam jednak. Jest w najmniej oczekiwanych momentach.

- To cieszę się bardzo. Pozdrów go ode mnie. - powiedział mężczyzna, uśmiechając się, czego jednak nie widziała. - A co tam jesz w ogóle?

Paulina zaczęła drapać się po głowie, śmiejąc się dość nerwowo. Artur doskonale to słyszał i tylko westchnął ciężko, zbyt dobrze znając swoją córkę. Nie był jednak w stanie nic zrobić w tamtej sytuacji i w tamtej chwili. Paula była już dorosła i wcale nie musiała się go przecież słuchać, co mimo wszystko i tak robiła. Z resztą, nie był w stanie zmusić ją do jedzenia rzeczy, których nie lubiła, a nie lubiła naprawdę wielu potraw.

Do rozmowy prędko wtrącili się również Daniel i Hanna, przez co Paulina zamilkła, przysłuchując się tylko ich rozmowie. Zaczęła rozglądać się wokoło, szczególnie wtedy, kiedy zerwał się wiatr. Ludzie zaczęli składać swoje parasole, ale pewne małżeństwo nie zdążyło i parasol wyrwał się z ziemi, lecąc w tylko sobie znaną stronę. Na nieszczęście, w ludzi.

Paula nieświadomie przytuliła do siebie Henryka, kiedy parasol skierował się w ich stronę. Odbił się od ścian za nimi i poleciał dalej, nie robiąc nikomu żadnej krzywdy. Na szczęście znalazł się jakiś mężczyzna, który zdążył go złapać, by nikomu nie stała się żadna krzywda. Paulina obserwowała to z daleka, obserwując jak właściciel parasola odbiera od nieznajomego swoją rzecz i przeprasza ludzi, którzy w jakimś stopniu mogli ucierpieć przez tamten incydent.

- Co tam się dzieje? - spytał Artur, który doskonale wszystko słyszał.

- Facetowi zwiał parasol. Inni swoje schowali, a on... Powinien pomyśleć, że przy takim wietrze może go zwiać.

- To nie jego wina, co prawda, ale mógł to przemyśleć. - stwierdziła Paulina, zdając sobie sprawę, że można było uniknąć tamtego zamachu na życie innych.

Rozmawiali jeszcze przez dłuższy czas, aż w końcu Artur się rozłączył, oznajmiając, że miał jeszcze coś do zrobienia w domu. Dziewczyna dopiero po chwili zorientowała się, jak dużo czasu minęło, kiedy tylko zerknęła na godzinę na wyświetlaczu swojego telefonu. Uniosła głowę ku górze, natrafiając na swoją ciocię, która stała nad nią, uśmiechając się szeroko. Paulina zaśmiała się cicho, widząc tamten błysk w jej oczach, kiedy na nią patrzyła.

- Coś się stało? - spytała niewinnie, uśmiechając się tak uroczo...

- Wracamy już, bo i tak nie ma, co tutaj robić.

Droga do portu minęła im wszystkim zdecydowanie za szybko. Nikt jednak nie zamierzał narzekać, a już szczególnie Paulina, która w swojej galerii miała wtedy zdecydowanie za dużo zdjęć swojej cioci ze statku, która specjalnie dla niej pozowała najlepiej jak się dało.

Mimo to, nie zamierzała narzekać, bo niektóre pozy kobiety były perełkami.

~*~

Na zewnątrz robiło się coraz bardziej ciemno, ale to nie przeszkadzało gościom hotelu, by udać się na codzienne występy, które zawsze odbywały się o tej samej godzinie. Paula nie była żadnym wyjątkiem i kilka minut przed rozpoczęciem, udała się w odpowiednie miejsce wraz ze swoimi bliskimi. Całą czwórką usiedli na najwyższych miejscach, obserwując gromadzących się ludzi. Było to satysfakcjonujące, gdy niemalże wszyscy zbierali się tam o ustalonej godzinie, gotowi, by zobaczyć, co przygotowali dla nich pracownicy hotelu.

Nastolatka w pewnym momencie poczuła, jak wujek trącił ją łokciem między żebra. Już chciała coś powiedzieć, ale on w odpowiedzi tylko wskazał głową w dół, więc odruchowo spojrzała w tamtym kierunku. Na samym dole, tuż przy scenie, znajdował się Fabio, który ewidentnie próbował wypatrzeć jej w tłumie. Nie mówiąc nic, podniosła się na równe nogi i zeszła do niego. Była ciekawa.

- Cześć. Szukałeś mnie, co? - zagadnęła, stając tuż koło niego. Uśmiechnęła się delikatnie, przyglądając się mu z bliska.

- Patrzyłem, czy przyszłaś, bo w końcu mi obiecałaś.

- Jesteśmy tu codziennie. - oznajmiła zgodnie z prawdą, splatając ręce za plecami. Jej uśmiech prędko zniknął, kiedy dostrzegła, jaką minę miał wtedy Fabio. - O co chodzi?

- O nic. Po prostu chciałem cię zobaczyć przed. Wybacz, że nie mogę spędzić z tobą więcej czasu. - wyjaśnił z wyraźnym smutkiem, co złapało ją za serce.

Fabio zdziwił si, gdy Paulina złapała niespodziewanie jego twarz w swoje dłonie i spojrzała mu w oczy. Uśmiechnęła się delikatnie - tak samo, jak za każdym razem, gdy u nich był kilka lat wcześniej. Przypominała mu dawną siebie, za którą naprawdę tęsknił. Ta Paulina, która stała przed nim, choć wciąż ta sama, nie była już osobą, którą poznał pewnego dnia podczas swojego pobytu w Polsce. Była inna, ale to nie znaczyło, że gorsza.

- Fab, ale ja od ciebie nie oczekuję, że będziesz spędzać ze mną każdą wolną chwilę. - powiedziała cicho, ale na tyle głośno, by usłyszał ją wśród szumu rozmów innych ludzi.

- Tak, ale... - zaczął, ale Paulina nie dała mu dokończyć.

- Mówiłam to dzisiaj mojemu tacie... Jesteś w najmniej oczekiwanym momencie i zawsze poprawiasz mi przy tym humor. Nie musisz być cały czas, bym czuła się tutaj dobrze. Sama świadomość, że jesteś gdzieś w pobliżu...

- Paola...

Obserwujący ich z góry bliscy Pauliny, westchnęli z rozkoszy, kiedy tamta dwójka przytuliła się do siebie, jak gdyby nigdy nic. Choć patrzyło na nich wiele osób, oni nie zwracali na to uwagi, ściskając się przed sceną, na widoku niemalże wszystkich. Nawet koledzy Fabio widzieli go i dziewczynę, a z racji tego, że mieli właśnie zaczynać, to musieli też im trochę przeszkodzić.

Z ciężkim sercem.

- Fabio, musimy zaczynać. - odezwała się pewna dziewczyna, podchodząc do nich bliżej. Była niska, przy kości, miała krótkie włosy i okulary na nosie. Wyglądała uroczo.

- Już idę, Lucia. - powiedział od razu Fabio, spoglądając na dziewczynę. Zaraz wrócił wzrokiem do swojej przyjaciółki i posłał jej szczery, wdzięczny uśmiech. - Dzięki, Paola.

Paulina uśmiechnęła się tylko, po czym popchnęła chłopaka do dwóch dziewczyn, z którymi zawsze bawił się z dzieciakami przed ogólnym, głównym występem. Zerknęła jeszcze na niego, po czym rozejrzała się z dołu po zgromadzonych. Zdając sobie sprawę, że niektórzy wciąż ją obserwowali, zaczęła powoli wchodzić po schodach. Wróciła do swojego wujostwa i bez słowa usiadła na swoim wcześniejszym miejscu, obserwując Fabio z góry z nieukrywanym uśmiechem.

Tak bardzo cieszyła się, że był jej przyjacielem. Lepszego nie mogła sobie wymarzyć.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top