Życzenie Drugie - Sługa
Ten rozdział dedykuję czterem wspaniałym osobom z Wattpada, czyli Futercia, Alluum, Czarna_roza i Diabelek-Misiaczek. Taka grupowa dedykacja. Mam nadzieję, że rozdział się spodoba 😊
- Jay, błagam, chociaż kawałek! - zawył ponownie Cole.
- Nie. - Chłopak był nieugięty. Zacisnął usta w wąską kreskę i założył ręce na piersi.
- Proszę, Jay...
- Nie. Nie jestem głodny, zrozum.
Od czasu pierwszego życzenia minął równy tydzień. Choć na początku Cole bardzo się cieszył, że Walker ograniczył posiłki, teraz zaczął tego mocno żałować. Jay prawie w ogóle nic nie jadł, chyba że jedzeniem można nazwać pół kromki suchego chleba i szklankę wody na dzień. Tłumaczył to tym, że nie jest głody albo nie ma apetytu.
- Jay, musisz coś zjeść, bo popadniesz w anoreksję! - Mistrz Ziemii chwytał się każdego argumentu. - Żadna dziewczyna nie będzie cię chciała!
- I co z tego? Dziewczyny są podłe. - Chłopak dalej nie dał się przekonać. Zrezygnowany Cole westchnął. To życzenie było niewypałem. Będzie musiał je odwołać.
- Jay, ja muszę już iść, ale zostawię ci tę zupę tutaj, gdybyś chciał ją zjeść, dobra?
- I tak jej nie zjem. Nie jestem głodny!
Czarny ninja spuścił głowę. Wyszedł z pokoju rudzielca i skierował się do przedpokoju. Po drodze natknął się na Kaia. Szatyn stał pod drzwiami łazienki najprawdopodobniej czekając, aż ktoś z niej wyjdzie.
- O, hej Cole - przywitał się, kiedy go zauważył. - Znowu jedziesz do Stixu?
- Tak, ale tym razem sensei pozwolił mi lecieć na smoku. Stwierdził, że to bardziej opłacalne - odpowiedział czarny ninja przystając.
- Szacun, mi nigdy nie da zgody. Twierdzi, że jestem zbyt nieodpowiedzialny...
- Bo to prawda.
Od czasu pokonania Nadakhana i rozsławienia ninja, sensei Wu zabronił im latania na smokach. Stwierdził, że to zbyt ryzykowne - dziennikarze i paparazzi są wszędzie, ostatnimi czasy zwłaszcza w powietrzu. A ich obecność bardzo utrudnia wszelkie misje, o czym się już niejednokrotnie przekonali.
- Jesteś nieodpowiedzialny i roztrzepany - zaśmiał się ponownie Cole, za co oberwał od szatyna w głowę. - Ej!
- Nie jestem roztrzepany - naburmuszył się Kai. - Ani nie...
Drzwi łazienki otworzyły się. Chłopak momentalnie przerwał swój monolog i wpadł jak strzała do pomieszczenia. Cole tylko pokręcił na to głową, po czym zaczął iść powoli w stronę drzwi wejściowych. Tym razem musiał przemyśleć życzenie dokładnie, a nie palnąć jak wtedy. Już poznał smak konsekwencji źle wypowiedzianych pragnień.
Po wyjściu z budynku Mistrz Ziemii natychmiast przywołał swojego smoka. Wsiadł na niego i skierował w stronę Stixu. Drogą była o wiele krótsza oraz przyjemniejsza od tej przebytej statkiem. Na szczęście nikt go nie szpiegował, dziennikarze najwidoczniej się już nimi znudzili.
Po wylądowaniu na suchym lądzie Cole natychmiast zdematerializował swojego towarzysza, po czym skierował się do sklepu Ronina. Nadal walały się tu przeróżne przedmioty, o które chłopak po raz kolejny się przewracał. Złorzecąc dotarł do skrzyni. Szybko ją przetarł, po czym otworzył zamaszystym ruchem. Ze środka ponownie wyleciała tryskająca humorem Akahaba.
- Witaj, mój panie! - zawołała radośnie. - Czy to już czas na drugie pragnienia?
- Tak. Chciałbym cofnąć poprzednie życzenie, zniwelować je. Chodzi o to, by Jay znowu zaczął jeść.
Ale dżinnka nie klasnęła w dłonie. Nie mogła tego spełnić. Spojrzała smutnym wzrokiem na Mistrza Ziemii.
- Cole, mój panie, ja... - zaczęła cichutko. - Ja nie mogę tego spełnić.
- Co?! Dlaczego? - Czarnowłosy otworzył szerzej oczy ze zdziwienia.
- Zapomniałam ci powiedzieć, ale my, dżinny z mojego rodu, nie możemy spełniać życzeń, które anulują poprzednie. Na przykład: najpierw chcesz milion dolarów, to potem nie możesz zażyczyć sobie, że nie chcesz tego miliona dolarów.
- O kurka... - szepnął Cole i przejechał dłonią po twarzy. - Kto wymyśla takie głupie zasady?
- No ja na pewno nie. - Akahaba założyła ręce na piersi.
- To jak ja mam teraz zrobić, żeby Jay znowu zaczął jeść! To jest... - Tu chłopak zmarszczył brwi i spojrzał piorunującym wzrokiem na dżinnkę. -.Tak w ogóle to dlaczego on teraz praktycznie nic nie je?
- Spełniłam twoje poprzednie życzenie. Chciałeś, żeby tyle nie żarł, więc teraz w ogóle nie odczuwa głodu.
Cole zawył jak konające zwierzę, po czym ponownie zaklął kilka razy. Dżinny to mimo wszystko podłe stworzenia, zawsze przekręcają coś w życzeniach i spełniają je niekoniecznie tak, jak chciał tego człowiek.
- To jak mam go teraz przekonać do jedzenia? On nie może mi wpaść w anoreksję!
- Możesz zażyczyć sobie, by robił wszystko co mu każesz. - Akahaba uśmiechnęła się w nieco inny sposób. Wychwyciła w wypowiedzi swojego pana małe słówko "mi", które zmieniało całą postać rzeczy. - I wtedy powiesz mu, żeby coś zjadł, to on zje. Proste.
- A ta cała wasza "zasada"? - Tu zaznaczył cudzysłów w powietrzu. - Nie obejmie tego?
- Nie. Ona jest tylko do bezpośredniego anulowania życzeń. To jak będzie?
- No dobra.
Akahaba przygotowała się do wykonania rozkazu. Cole wziął długi wdech, jeszcze raz przemyślał tę decyzję, po czym wypowiedział pragnienie.
- Chciałbym żeby Jay zrobił wszystko co mu powiem, ale tylko wtedy, gdy wypowiem dwukrotnie jego imię.
- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem. - Dżinnka klasnęła w dłonie. Znowu nic się nie wydarzyło.
- Mam nadzieję, że to podziała... - powiedział po chwili Cole.
- Na pewno tak. Zobaczysz - odpowiedziała kobietka, po czym wleciała z powrotem do skrzyni.
Mistrz Ziemii westchnął cicho. Spojrzał smutno na kufer i ruszył na drugi kraniec sklepu. Musiał jeszcze poszukać broni, co nie było już takie przyjejmne. Na szczęście odnalazł tajny składzik, o którym opowiadał im Ronin, dzięki czemu wyszedł ze sklepu obładowany stertą ciężkiego żelastwa. Szybko przywołał swojego smoka i w mnieniu oka znalazł się w domu. Pierwsze co zrobił po wejścu do budynku to było rzucenie nowego arsenału w kąt i pognanie do pokoju rudzielca.
- Jay, mogę wejść? - zapytał chłopak pukając do drzwi.
- Właź! - odkrzyknął Walker.
Cole niepewnie wszedł do środka. Tak jak podejrzewał, zupa dalej była nietknięta. Jay leżał na łóżku w dziwnej pozycji z tyłkiem do góry i czytał jakiś komiks. Mistrz Ziemii postanowił wkroczyć do akcji.
- Jay. Jay. Odłóż komiks, zejdź z łóżka i zatańcz makarenę - powiedział ze stoickim spokojem.
Chłopak popatrzył na niego dziwnie, ale wykonał polecenie. Czarnowłosy popatrzył na to z niedowierzaniem. To było bardzo dziwne i niesamowite zarazem.
- Jay, jay. Zejdź na dół do kuchni, zrób sobie dwie kanapki z serem i je zjedz.
Rudzielec natychmiast zaprzestał tańca. Wybiegł z pokoju prawie się zabijając na schodach. Cole natychmiast ruszył za nim ciekaw tego co nastąpi. Ale stało się dokładnie to co powiedział: Jay zrobił sobie dwie kanapki z serem i zjadł je ze smakiem. Nawet oblizał palce.
- Ale to było dobre - powiedział po chwili rudzielec opierając się o blat stołu. - Jeszcze nigdy w życiu mi tak kanapki nie smakowały.
- Chcesz jeszcze? - spytał nagle Cole.
- Już nie. I tak za dużo dziś zjadłem. Chyba wrócę do siebie.
Jak powiedział tak zrobił, zostawiając w kuchni czarnego ninja. Brookstone popatrzył jeszcze za nim, po czym znowu odtańczył szalony taniec zwycięstwa. Jay coś zjadł! Nie popadnie w anoreksję!
- Cole, widziałeś może... - Do pomieszczenia wszedł Lloyd. Na widok Mistrza Ziemii w takiej ekstazie przystanął w osłupieniu. Znowu miał zamiar zadzwonić do psychiatryka. - Dobra, nie zapytam co tu się stało. Chyba wolę nie wiedzieć.
Po czym ruszył w przeciwną stronę. Tymczasem czarny ninja dalej cieszył się jak szalony. To była bardzo dobra decyzja!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top