Topniałam jak wosk

Usiadłem w fotelu przyglądając się dziewczynie przede mną. W pokoju panował mrok, który rozpraszało tylko światło latarni wpadające przez okno. Zrzuciła swoją kurtkę, podeszła i stanęła między moimi nogami. Wyciągnąłem przed siebie ręce żeby jej dotknąć. Musiałem sprawdzić czy jest prawdziwa a jeśli tak, to czy nie ucieknie kiedy to zrobię. Dotknąłem jej ud w miejscu gdzie kończyły się jej wysokie kozaki a zaczynała spódniczka i powoli przesuwałem ręce w górę. Znów się spięła kiedy dotarłem do jej blizny.

- Przestań, przecież już jej dotykałem nie podobasz mi się przez to mniej. Jesteś idealna właśnie taka - zapewniłem ją.

Nic nie odpowiedziała ale nachyliła się i zaczęła mnie całować. Ścisnąłem ten jej idealny tyłek, wstałem z fotela, uniosłem ją i już po chwili zapadliśmy się w materac rozbierając nawzajem swoje niecierpliwe ciała. Przygryzała, zasysała moje wargi a ja nie pozostawałem jej dłużny obsypując pocałunkami jej szyję i kąsając ucho. Wiedziałem, że to lubi, zauważyłem to już wcześniej jak reagowała na mój oddech na swojej skórze, kiedy się do niej zbliżałem. Zostawiłem jej też małą pamiątkę, za którą może mnie później zabić ale nie teraz, teraz chciałbym jeszcze pożyć, głównie po to żeby móc to jeszcze kiedyś powtórzyć.

Jej ciało prężyło się pod moim dotykiem i falowało z każdym moim pchnięciem. Wiedziałem, że mogę się po niej spodziewać tego, że przejmie inicjatywę i nie pomyliłem się kiedy znalazłem się pod nią. Fascynowała mnie jej twarz i każdy grymas na niej, przygryzanie warg, zaciskające się powieki, ręce błądzące po naszych ciałach w jakiejś tylko jej wiadomej choreografii. Przyglądałem się jej aż poczułem jak drży i zaciska się na mnie i wkrótce dołączyłem do niej w swoim spełnieniu.

Orgazm opadał ze mnie jak fala dogaszająca szalejący w nas przed chwilą pożar wraz z powolnym, długim wydechem powietrza, które wstrzymałem nieświadomie w płucach. Tętno dla kontrastu galopowało jeszcze dziko przez chwilę aż nastał spokój. Pomyślałem, że to przerażające ale dla tych kilku sekund, dla tej chwili ukojenia człowiek jest w stanie zrobić wszystko. Zapłacić, zaryzykować, zginąć, zabić. Zbyt dużo tych 'z' dla zwykłego 'o' ale ja byłem gotów na wszystko, byleby znów móc znaleźć się w tej dziewczynie.

*

Nie śniłam tej nocy ale spałam dobrze, spokojnie aż obudził mnie dźwięk telefonu. Odebrałam równocześnie gramoląc się ze splątanej pościeli, w której dało się jeszcze wyczuć zapach seksu i intensywnych perfum Zacka. Wyrzuciłam go z niej w środku nocy żeby zdążyć się jeszcze zdrzemnąć przed szkołą. W jego obecności raczej by się to nie udało. Nie chciałam się do tego przyznać nawet albo zwłaszcza przed samą sobą ale było więcej niż dobrze i ciągnęło mnie do niego niemiłosiernie. Nie utrzymałabym rąk przy sobie a i Zack nie mógł przestać. Pieprzylibyśmy się dopóki nie padlibyśmy z wycieńczenia.

- Dzień dobry! – przywitał mnie radośnie Coleman. – No nie mów, że jesteś jeszcze w łóżku? Wstawaj czekam w samochodzie.

- Uściślając, to jak już wiesz nie mam łóżka tylko sam materac – ech, nie byłabym sobą.

- Nie ważne, nie przeszkadza mi to. A następnym razem możemy to zrobić w moim łóżku, jak chcesz?

- O czym tym mówisz, nie będzie następnego razu! To było jednorazowe! - szybko zaprzeczyłam przywołując nas do porządku ale w głowie tłukła mi się już myśl, że chciałabym powtórki. To jakieś szaleństwo!

- Zbieraj się, porozmawiamy o tym później - zaproponował.

Podeszłam do okna obciągając duży podkoszulek, który był jedyną garderobą jaką miałam na sobie. Wyjrzałam i zobaczyłam go jak stał na poboczu oparty o swój samochód i mówił do telefonu szczerząc się od ucha do ucha. Poczułam jak przyjemne ciepło rozlewa się w moim wnętrzu, to chyba dziwne ale najlepsze określenie. Nie sięgało ono jednak głowy, w której gościł totalny mętlik i głuchym echem odbijało się jedno pytanie: w co ja się ładuję?

Wsiadłam do nagrzanego samochodu chłopaka, wypełniał go jak zwykle jego zapach. Zaskoczył mnie całusem na powitanie.

- Co ty robisz?! Nie zachowuj się jak zakochany szczeniak. Przecież ustaliliśmy wczoraj, że to tylko jednorazowy numerek.

- Razy trzy ale kto by tam liczył. Tylko nie mów, że ci się nie podobało!

- Nie mówię...

- I chciałabyś to jeszcze powtórzyć...

- Przestań... – nie zdążyłam powiedzieć już nic więcej, bo mnie pocałował i nie był to szybki, przelotny całus. Znienacka i zachłannie wepchnął mi swój język prawie do gardła.

- Nie kocham cię – powiedział kiedy na chwilę się ode mnie oderwał żeby złapać oddech. – Zadowolona? Nie kocham, ale nie przestanę się przez to z tobą całować, kiedy tylko będą miał na to ochotę i nie mów, że tego nie chcesz.

I już więcej nie zaprzeczałam. bo cóż miał rację i brakowało mi tchu. A kiedy skończyliśmy byliśmy oczywiście spóźnieni na pierwszą lekcję. Nie łudziłam się też, że ukryję te spuchnięta usta przed bystrym wzrokiem Hannah.

*

Ciężka głowa pełna kamieni

Myśli splątane jak kołtun

Rozpadam się i kruszę

Kawałek po kawałku

Gubię się i gubię duszę

Szukam księżyca w noc ciemną

Stojąc na zimnym balkonie

Przeganiam koszmary

Wplątane w te stare firany

Kiedy krzyczę:

Tańcz głupia!

I upijaj się łzami!

I śmiej! I płoń! I spłoń!

Rozświetlając ten cholerny mrok.


- Proszę – powiedziałam podając prezent. – Ale z łaski swojej nie otwieraj go tu przy wszystkich – dodałam już ciszej wspinając się trochę na palcach żeby zbliżyć się do jego ucha. Dzięki wysokim obcasom i temu, że się schylił nie musiałam się aż tak bardzo wysilać.

- A co to takiego, czego nie powinienem pokazywać przy wszystkich? – zapytał kokieteryjnie.

- Nic takiego odkupiłam ci tylko coś, co kiedyś zniszczyłam.

Coleman zajrzał do ozdobnej torebki i się zaśmiał.

- Mam nadzieję, że to tylko część mojego prezentu...

- O co ci chodzi? - udałam niewiniątko.

- Może spotkamy się na górze w moim pokoju i pomożesz mi je przymierzyć, no wiesz żeby sprawdzić czy to dobry rozmiar?

- Wierz mi dobry, przecież znam twój rozmiar – powiedziałam uśmiechając się do niego dwuznacznie.

- A co z całusem dla solenizanta?

- Nie przeginaj! – uderzyłam go w ramię ale westchnęłam, rozejrzałam się wokół i nachyliłam z zamiarem obdarowania go szybkim cmoknięciem w policzek. Tymczasem chłopak obrócił szybko twarz tak żebym trafiła wprost w jego usta.

Pomógł mi zdjąć płaszcz, obdarzył pełnym zadowolenia spojrzeniem, po czym chwycił za rękę i zaciągnął do środka gdzie było tłoczno od głośnych, pijanych nastolatków. Weszliśmy w sam środek bawiących się w rytm dudniącej wokół muzyki ludzi.

- Zatańczymy – powiedział i nie czekając na moją reakcję ani odpowiedź chwycił mnie w pasie przyciągając do siebie. Taniec z nim to było miłe uczucie. Dałam się więc ponieść chwili i nawet przytuliłam do jego ciepłego ciała, pachnącego tak przyjemnie. Zanim zagubiłam się w rytmach i w melodii i oddałam w ich władanie swoje ciało. Gdzieś w tłumie wychwyciłam zadowolone spojrzenia Hannah i Ethana. To wszystko było nowe, dziwne i krępujące ale na swój sposób przyjemne aż nie chciałam żeby się kończyło. Po raz pierwszy od dawna nie chciałam, żeby coś się skończyło, żeby świat jaki by nie był popaprany trwał jeszcze choćby dla tej chwili. A taniec sprawiał mi tak po prostu przyjemność.

Coleman obchodził urodziny huczną imprezą w swoim domu. Dziwiło mnie tylko, że tak wiele czasu i uwagi tracił na mnie, zamiast bawić się ze swoimi gośćmi. Dałam się wprawić w dobry humor towarzystwu przyjaciół i przyznaję, że trunkom też. Wypiłam trochę więcej niż zwykle i nie zwracałam uwagi na upływający z kolejnymi butelkami czas i złośliwe spojrzenia, które jak sztylety wbijała we mnie głównie Sam. A kiedy impreza powoli dogasała jak już Coleman zapowiedział na samym początku zamknęliśmy się w jego pokoju. Nie czekałam na pierwszy krok z jego strony, nie byłam taką dziewczyną, przecież wiedziałam czego chcę i widziałam pożądanie w oczach chłopaka stojącego przede mną. Niczego więcej nie potrzebowałam. Zrobił krok w moją stronę ale go zatrzymałam i popchnęłam na łóżko.

- Co ty na to żebym ten prezent rozpakowała za ciebie? – zapytałam lekko zachrypniętym po całonocnej imprezie głosem.

- Podoba mi się ten pomysł.

Zaczęłam więc powoli zsuwać z ramion aksamitną sukienkę zbliżając się do łóżka. Materiał cicho opadł na podłogę a ja rozpinałam biustonosz uwalniając piersi. Nachyliłam się całując zapatrzonego we mnie Colemana, przygryzając jego pełne usta i to by było na tyle przedstawienia, bo już dłużej się nie powstrzymał i porostu pociągnął mnie na swoje łóżko i zaczęliśmy się śmiać z siebie, z sytuacji a może po prostu z głupoty i przez buzujące w naszych żyłach promile.

- Ty mała diablico długo jeszcze chciałaś mnie tak torturować?

- Jeszcze chwilkę, przecież wiesz, że mnie też brakuje cierpliwości – przyznałam się szczerze.

Przycisnął mnie do materaca unieruchamiając moje ręce tuż nad moją głową.

- Mówiłem ci kiedyś, że pięknie wyglądasz? – zapytał niespodziewanie.

Pokręciłam głową zaprzeczając bo nie zdobyłam się na wydobycie dźwięku.

- Wyglądałaś pięknie wiele razy ale najpiękniejsza jesteś teraz, kiedy leżysz przede mną nago w moim łóżku.

- Przestań pijaku! - zaprzeczyłam, żeby powiedzieć cokolwiek i ukryć zakłopotanie.

- Nie jestem aż taki pijany i jeśli trzeba powtórzę ci to na trzeźwo tyle razy, ile tylko zechcesz.

To było miłe i w tej chwili czułam jakbym się roztapiała. Topniałam jak wosk z każdym dotykiem jego ciepłych rąk i ust na mojej skórze.

*

- Co się dzieje? Powiedz mi prawdę! Chodzisz z moim kuzynem?! - bombardowała mnie pytaniami.

- Ciszej Hann!

Rozejrzałam się wokół ale całe szczęście nie zauważyłam żadnych znajomych twarzy. Nie wyglądało więc na to, żeby kogoś z gości pizzerii, w której siedziałyśmy obchodziła nasza rozmowa.

- Nie chodzę z nim.

- Przestań kłamać widzę przecież jak się czasem w ciebie wpatruje, zwłaszcza kiedy ma pewność, że ty tego nie widzisz. I myślisz, że mi umknęły te malinki, które próbujesz ukrywać? - uśmiechnęłam się lekko pod nosem. - Nie jestem głupia potrafię sobie dodać dwa do dwóch. Zniknęliście razem w walentynki i na jego imprezie. Czekałam cierpliwie aż mi sama powiesz ale widać jak zwykle muszę to z ciebie wyciągnąć. Mam cię zabrać do jakiegoś baru i upić żeby się wkońcu czegoś dowiedzieć?

- Pieprzymy się tylko i na tym koniec – rzuciłam obojętnie.

- Łał! Żartujesz?! – krzyknęła dziewczyna ściągając na nas uwagę wszystkich wokół.

- Nie żartuję, zawarliśmy taki jakby układ...

- Co takiego?! – Hannah znów zareagowała przesadnie i zbyt głośno.

- Jeśli nie chcesz żebyśmy tej rozmowy kończyły na zewnątrz to się trochę ucisz. Nie chodzimy ze sobą. Kumplujemy się, kłócimy i czasem pieprzymy jak mamy ochotę. Bez kwiatków, motylków i innych bzdetów komplikujących życie.

To "czasem" to było grube niedomówienie, pieprzyliśmy się jak króliki gdzie i kiedy tylko się dało ale oszczędzę Hannah szczegółów.

- Jesteście oboje popaprani! Musicie być sobie przeznaczeni, nie ma innego wyjścia.

- Ej bez takich! Nie wyjeżdżaj mi tu z przeznaczeniem...

I w tym momencie naszą rozmowę przerwał dźwięk mojego telefonu. Popatrzyłam na wyświetlacz. Dziewczyna z pewnością zauważyła jak rozszerzyłam w zdziwieniu źrenice i wzięłam głęboki wdech zanim odebrałam.

- Wybrałaś już to miejsce? Czy się rozmyśliłaś? - usłyszałam pytanie. Taki zwykle był, bezpośredni i onieśmielający swoim dominującym charakterem i sposobem bycia a może tak był po prostu wychowany w przekonaniu, że jemu się nie odmawia co Lester chce, Lester dostaje.

- Myślałam, że... – zająknęłam się. - Miałeś wrócić za...

- Zmiana planów. Jestem wolny dzisiaj wieczorem, jutro wyjeżdżam i nie będzie mnie co najmniej przez miesiąc, więc decyduj.

- Zaraz wyślę ci adres.

Rozłączył się. Hannah patrzyła na mnie dziwnie. Nie umknęły jej moje trzęsące się ze zdenerwowania palce piszące wiadomość.

- Coś się stało?

- Nie, absolutnie! – zdobyłam się na słaby uśmiech, który miał potwierdzić, że wszystko jest ok, choć nie było. - Wypadło mi coś pilnego. Bardzo cię przepraszam ale muszę lecieć.

Wysłałam smsa z adresem mężczyźnie, żeby niczego nie podejrzewał a później zadzwoniłam do Anthony'ego Colemana jak tylko zostałam na chwilę sama. Musieliśmy szybko działać. Mieliśmy już co prawda plan ale niestety nie byliśmy jeszcze gotowi na jago tak nagłą realizację.

Hannach podrzuciła mnie pod dom Colemana. Postanowiłam nie wyłamywać się z dziennej rutyny na wypadek gdybym była śledzona ale dziś zamiast pracować skupiliśmy się z ojcem Zacka na przygotowaniach.

- Napisałam mu, że będę po pracy. Że pójdę ze znajomymi na piwo i niby przypadkiem na niego wpadnę... - powtarzałam się ze zdenerwowania. – Już do nich dzwoniłam, umówiliśmy się o dziewiętnastej.

Pan Coleman podszedł do mnie, chwycił mnie za ramiona, założył za ucho zbłąkane kosmyki mojej przydługiej grzywki i kazał wziąć kilka głębszych wdechów. Gesty tak proste i zwyczajne ale mające mi dodać otuchy, bo trzęsłam się wbrew sobie jak osika, te gesty o dziwo działały.

- Spokojnie wszystko będzie dobrze, nie będziesz tam sama. Rubio już jest na miejscu. Paul przyjedzie po ciebie taksówką, przywiezie sprzęt. Nie martw się, wszystko będzie dobrze. Ja też będę przy tobie.

Wzięłam głębszy oddech i pozwoliłam sobie na to żeby wydech zabrał ze sobą odrobinę zdenerwowania i wątpliwości, które mnie nagle dopadły, dobierając się do mojej wskrzeszonej na nowo odwagi. Mężczyzna przytulił mnie a ja przez chwilę poczułam się bezpieczniej i spokojniej. To było coś, czego już dawno nie czułam. Prawdziwe ciepło bo bluza ojca, choć bardzo się starałam, dawała mi tylko złudne wyobrażenie ciepła i bezpieczeństwa. Już dawno ostygła i zgubiła jego zapach ale lepsze było to, niż nic. Pierwszy raz od dawna poczułam jakby to było gdyby żył i był tu przy mnie. Bałam się, że już zapomniałam ale jednak nie. Każda komórka mojego ciała czuła, że gdyby jeszcze był przy mnie, to tak właśnie bym się czuła w tej chwili.

- Co tu się kurwa dzieje? – usłyszałam głos Colemana za plecami. Czułam się jakbym zrobiła coś niewłaściwego i została przyłapana na gorącym uczynku. Jak na wyszczekaną z natury osobę nie bardzo wiedziałam co mam odpowiedzieć w tej chwili. – Czekam na ciebie na górze a ty co? Dzisiaj pracujesz w gabinecie mojego ojca, a przepraszam to on jest ważniejszy bo ci płaci?! Tylko ciekawe kurwa za co jeszcze?! Świadczysz mu jakieś dodatkowe usługi...

– Zack przestań! Co ty wymyślasz? – odezwał się ojciec chłopaka.

- Nic sobie nie wymyślam. Ostatnio spędzacie razem dużo czasu, widuję was jak szepczecie po kątach, wychodzicie razem. Pytam się więc co się dzieje? Czyżby znudziła ci się już ta twoja Chinka i bierzesz się za moje koleżanki? Może mam ci kurwa przyprowadzić ich więcej?!

- Przestań do cholery wygadywać bzdury! - krzyknął na chłopaka jego ojciec. - Nie mam teraz na to czasu.

- No jasne bo kiedy niby go miałeś, dla mamy też ci go nie starczało za to na inne dziwki...

- Jeszcze jedno twoje słowo... - podniósł rękę na syna ale się powstrzymał.

- No dalej walnij mnie! Wiem, że już nie raz miałeś na to ochotę!

- Zack przestań, ja ci wszystko wytłumaczę – wtrąciłam się ale mnie szybko uciszył.

- Zamknij się! Rozmawiam teraz z nim, nie z tobą!

- Nie uderzę cię bo sam nie wiesz w jakim jesteś błędzie, niczego nie wiesz - odpowiedział mężczyzna opuszczając rękę i zaciskając ją bezsilnie w pięść.

- Więc mnie oświeć! - zażądał Zack.

W tym czasie pod dom podjechała taksówka.

- Jedź, nie denerwuj się wszystko będzie dobrze. Dołączę później – powiedział do mnie spokojnym głosem mężczyzna.

Wyszłam, oglądając się za siebie. Widziałam jak Zack zaczyna szarpać swojego ojca i słyszałam krzyki i przekleństwa obu za swoimi plecami. Akurat dzisiaj w chwili, kiedy miałam być opanowana i skupiona na swoim zadaniu stałam się zapalnikiem w konflikcie między ojcem i synem.

- Gotowa? – zapytał Paul spoglądając na mnie we wstecznym lusterku.

Pokiwałam głową twierdząco ale bez przekonania. Starałam się przypomnieć sobie plan i powtórzyć go w głowie ale nie mogłam się skupić, bo prześladował mnie widok smolistych oczu pewnego wściekłego chłopaka. "Dość! Skup się teraz! Wytłumaczysz mu wszystko później głupia!" beształam się w myślach. Tylko czy będzie dla nas jeszcze jakieś później?

Zostawiałam za sobą rozpętaną burzę a sama podążałam w oko mojego cyklonu. Musiałam odejść nie oglądając się za siebie ale tym razem nie po to by uciec, tylko stawić czoło zżerającym mnie wspomnieniom i móc w końcu zapomnieć raz na zawsze, a przynajmniej tak przekonywałam samą siebie. Ale przerażało mnie, że aby pozbyć się przeszłości musiałam ją najpierw rozgrzebać przed całym światem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top