The Beatles

Obudziłam się rano i czułam się jak gówno. Słońce zakradało się nieśmiało przez okno i świeciło w twarz Colemana. Uniosłam się z wysiłkiem, wsparłam na łokciu i sięgnęłam rolety. Przysłoniłam okno do połowy, robiąc mu cień.

Położyłam z powrotem na poduszce cholernie bolącą mnie głowę i patrzyłam na twarz śpiącego po drugiej stronie pokoju chłopaka. Nie przypuszczałam, że tak mi tego brakowało. Parę słów, uściśnięcie dłoni, spojrzenie jego ciemnych tęczówek. Jego obecności. To było trudne kiedy po takim czasie abstynencji miałam go teraz na wyciągnięcie ręki, ale nie mogłam go mieć. Mijaliśmy się w drzwiach, wymienialiśmy kluczami. Te wszystkie przypadkowe dotknięcia, spojrzenia i słowa... To wszystko tylko bardziej mnie dobijało.

Nie było łatwo patrzeć na niego z różnymi dziewczynami u boku a zwłaszcza z Sam. Wywłoka strategicznie zajęła domek obok, więc często widywałam ich obściskujących się na wprost naszego okna albo Colemana wracającego od niej o różnych dziwnych porach.

Nagły ból znów przeszył moją głowę. "Kurwa, czemu mnie tak napierdziela?!" zastanawiałam się i próbowałam sobie przypomnieć, co tak w ogóle się działo, że jestem dzisiaj w takim stanie? Zamknęłam oczy i potarłam skronie szukając choć odrobiny ukojenia w tym geście. Jakieś przebłyski wspomnień zagościły w mojej bolącej czaszce. Przekleństwa, nasze krzyki, znów się kłóciliśmy i pewno musiałam się upić. Westchnęłam chyba zbyt głośno bo chłopak poruszył się.

Nagle uderzyła mnie myśl, że nie chcę tu być kiedy się obudzi. Choćbym miała się wyczołgać z tego pokoju ostatkiem sił, zrobię to. Zawzięłam się. Dotarło do mnie, że mam na sobie tylko dużo za duży podkoszulek. Domyślałam się do kogo należał, bo ten zapach poznałabym wszędzie. Nie byłam pewna czy chciałbym się dowiedzieć w jaki sposób w nim skończyłam?

W łazience znalazłam stertę brudnych ciuchów pod prysznicem i moje buty nadające się chyba już tylko do wyrzucenia. Kolejne wspomnienia z wczoraj docierały do mnie kiedy próbowałam się doprowadzić do porządku. Po szybkiej toalecie chwyciłam butelkę wody i wyszłam się przewietrzyć. Wciąż kręciło mi się w głowie. Szeleszczące liście i gałązki pod nogami podsuwały mi jeszcze więcej obrazów. Pojawiały mi się przed oczami jak porozrywany na kawałki film. Zanim dotarłam nad wodę już co nieco udało mi się poskładać z tych strzępków w pamięci.

Usłyszałam kroki za sobą. Bałam się spojrzeć.

*

- Musimy porozmawiać - powiedziałem stanowczo.

- Nic nie pamiętam, nie mamy więc o czym. Cokolwiek robiłam, czy mówiłam zapomnij. Jeśli zrobiłam coś nie tak to przepraszam, jeśli dałeś mi powody, wal się!

- A może mi podziękuj!

- Za co?

- Za to, że uchroniłem cię od gwałtu, zataszczyłem do domku twoje zalane, nieprzytomne dupsko a po drodze dałem się obrzygać...

- Tu akurat jesteśmy kwita – wtrąciła.

- Jeszcze umyłem i dałem orgazm, co z rewanżem?!

Wytrzeszczyła oczy.

- A co z przeprosinami dla mnie? Upokorzyłeś mnie wczoraj! Zrobiłeś ze mnie przed wszystkimi dziwkę! - odparowała.

- Sama byś ją z siebie zrobiła gdybym cię później nie powstrzymał! A jednak coś pamiętasz.

- Mam drobne przebłyski.

- Przebłyski?! To przypomnij sobie jak jęczałaś wczoraj w lesie pod tym typem!

- A kto mi zabroni? Jestem wolna, mogę robić co chcę i z kim chcę! - odepchnęła mnie i próbowała wyminąć.

- Nie możesz! - Chwyciłem ją za ramię i przyciągnąłem bliżej.

- A właśnie, że mogę! - Wyszarpnęła się.

Wykonała ten swój ruch. Zamierzała mi znów wskoczyć na plecy i spróbować powalić ale znałem już ten manewr i tym razem ubiegłem ją i rzuciłem na piasek. Wyglądała na zaskoczoną, przytrzymałem jej ręce i usiadłem na niej, unieruchamiając ją.

- Jak ja chciałbym cię kurwa nienawidzić! Co ty mi robisz?

Dyszała i patrzyła na mnie zdziwiona. Obserwowałem jak jej tęczówki jaśnieją i stają się złote łapiąc promienie budzącego się poranka. Wpatrywała się nimi z uwagą we mnie jakby próbując odgadnąć co się teraz działo w mojej głowie. Ale nie bałagan w mojej głowie był teraz istotny, bo gdyby wiedziała co się działo w moim sercu? Jeśli to uczucie ciepła, które rozlewało się teraz po całym moim ciele pod jej wzrokiem znaczyło to co myślę, że mogło znaczyć, to chyba się właśnie zakochiwałem a może tylko dopiero zdawałem sobie sprawę z tego, że to już nastąpiło, gdzieś tam, po tej naszej krętej drodze?

- Przysięgnij mi, że nic cię nie łączy z moim ojcem!

- Przysięgam! - odpowiedziała od razu, bez zastanowienia.

- Czemu się wciąż kontaktujecie?

- On... - zawahała się ale kontynuowała, patrząc mi prosto w oczy. - On jest moim adwokatem.

- W co ty się wplatałaś?! Jesteś w niebezpieczeństwie?! Dlaczego mi nie powiedziałaś?

- Właśnie ruszył proces przeciwko komuś, kto mnie kiedyś... Kto mnie... - głos jej zadrżał i uwiązł w gardle a oczy się zaszkliły. – Kto... Nie mogę, proszę... - zacisnęła powieki.

- Cii... Nie musisz teraz, porozmawiamy o tym kiedy będziesz na to gotowa? – Pokiwała głową i przyjąłem na razie tą cichą obietnicę. - Powiedz mi tylko czy coś ci grozi?! - uspokajałem Monique ale mnie tętno zaczynało szaleć na myśl, że ktoś mógł ją zranić. Poprzysiągłem sobie od razu, że jak tylko się dowiem kto ją skrzywdził, zabiję skurwysyna gołymi rękami.

- Nie wiem, ale nie chcę ryzykować. Jest teraz wokół mnie więcej ludzi, na których mi zależy, i którym coś mogłoby się przeze mnie stać. Śledzą mnie. Nie powinnam się zbliżać, zwłaszcza do ciebie, taki był warunek tego człowieka... Poza tym nie mógł się domyślić, że coś knujemy z twoim ojcem, zanim ruszył proces.

Przypomniała mi się rozmowa z jej ciotką. Obiecałem jej, że będę ją chronił a tymczasem wszystko się pojebało.

- Czemu nie wyjaśniłaś mi tego wcześniej? Nie zostawiłbym cię z tym samej.

- Nie mogłam.

- Teraz już zawsze będę przy tobie. I ty też nie zostawiaj mnie! Nie rób mi tego więcej bo oszaleję! Nie mogę już dłużej trzymać się od ciebie z daleka, nie mogę patrzeć na ciebie w objęciach innego...

- A myślisz, że mi było łatwo za każdym razem, kiedy widziałam cię z tymi wszystkimi dziewczynami? - wyrzuciła z siebie a ja nie mając nic na swoje usprawiedliwienie zamknąłem jej usta pocałunkiem.

Puściłem jej ręce, które automatycznie zarzuciła mi na kark i wplątała we włosy przyciągając mnie mocniej do siebie. I tu chciałem już pozostać w zasięgu jej ramion, przyciągany, krążyć po jej orbicie bo stała się moją ziemią i moim słońcem.

*

W szumie deszczu

W płaczu wierzby

W ciszy padającego śniegu

W mroku i pod gwiazdami

W bólu igły sączącej tusz

W pocałunkach

W tańcu ciał

W alkoholu

W muzyce

Szukałam mijałam

Trwoniłam życie

I zgubiłam serce

I jestem w rozterce

Bo chcesz bym je oddała tobie

Lecz zanim to zrobię

Muszę je odnaleźć w sobie.


Co to było? Wciąż nie mogę w to uwierzyć, że tak po prostu, jak zwykle najpierw skoczyliśmy sobie do gardeł a skończyło się na tym, że się pogodziliśmy. Ale nie rozumiem czym my teraz jesteśmy? Bo wszystko aż krzyczało w moim wnętrzu, że nie jest to już tylko przyjaźń. To coś więcej, czego jeszcze nie potrafiłam albo wciąż nie chciałam definiować. Tak było dobrze. Po prostu siedzieć obok, czuć go obok, jego ciepło i jego zapach bo był tak blisko.

- Kiedy wysiądziemy z tego autokaru będziemy się trzymać od siebie z daleka. Przynajmniej dopóki nie dowiem się co dalej, dobrze? - Musieliśmy to ustalić zanim wrócimy do domu.

- Mogę się trzymać na dystans ale nie przestanę mieć cię na oku, pamiętaj.

- To groźba, czy obietnica? - zapytałam.

- Obiecuję ci, że już się mnie nie pozbędziesz tak łatwo.

- Może już nie chcę? - powiedziałam gdzieś w przestrzeń a on popatrzył na mnie i się uśmiechnął.

- Zack?! Idziesz? Siedzimy tam gdzie ostatnio – przerwała nam Samantha.

Dziewczyna zatrzymała się przy naszych siedzeniach i zabijała mnie wzrokiem. Ludzie powoli gramolili się do autokaru i rozsiadali wokół, upychając swoje rzeczy.

- Nie, ja już zająłem swoje miejsce – odpowiedział jej chłodno i stanowczo Coleman.

- Co się dzieje do cholery?! Przecież dopiero wczoraj kłóciłeś się z nią... Nie rozumiem.

- To nie twoja sprawa, nie masz tu nic do rozumienia.

- Przecież znowu byłeś ze mną!

- Sam w jakim sensie byłem z tobą? - wykrzywił się w tym swoim gorzkim, kpiarskim półuśmiechu. - Mówisz o tym w lesie, czy w składziku albo w szatni, w kiblu? Mam wymieniać dalej? O ile dobrze sobie przypominam nawet po pijaku niczego ci nie obiecywałem ani żadnej z twoich koleżanek... - urwał a kilka twarzy za plecami dziewczyny oblało się rumieńcem kiedy rozejrzał się po autokarze, w którym na moment zapanowała cisza jakby wszyscy wstrzymali oddech.

- Pożałujesz tego ty i ta twoja szmata! - wysyczała ciszej ale dobitnie urażona dziewczyna.

Postanowiłam, że nie będę się wtrącać. Musiał sam ponieść konsekwencje swoich dotychczasowych czynów i załatwiać swoje sprawy. Nasunęłam na nos okulary Zacka i zapatrzyłam się w widok za oknem. Było słonecznie i już prawie ruszaliśmy w powrotną drogę. Poczułam dłoń i zaplatające się na przemian z moimi palce i było mi z tym cholernie dobrze. Wracałam do domu.

*

- Ty mała suko! Powiedziałaś coś temu prawnikowi?! - krzyczał zdenerwowany do słuchawki.

- Nie wiem o czym mówisz! – zaprzeczyłam.

- Masz mnie za głupiego?! Zabiję cię jeśli dowiem się, że masz coś wspólnego z tym procesem i napuściłaś na mnie tego żółtka! - wykrzyczał i rozłączył się.

Natychmiast skontaktowałam się z Rubio i panem Colemanem streszczając rozmowę z Lesterem. Oczywiście, że ją zarejestrowałam. Nie dość, że znów mi groził to okazał się też być rasistą, jego wizerunek i notowania leciały na łeb na szyję. Uzgodniliśmy, że natychmiast dostaniemy z Clair całodobową ochronę.

Clair, powiedziałam jej o wszystkim, to była najtrudniejsza rozmowa jaką przeprowadziłam w swoim dotychczasowym, niezbyt długim ale popapranym życiu. Wyobrażałam sobie, że już chyba tylko gorzej byłoby z Colemanem bo bałam się jego reakcji, tego że się wścieknie i zrobi coś głupiego. Clair upiła się tego wieczora, nie byłam w stanie jej powstrzymać. Martwiłam się, że zaprzepaści efekty swojej terapii.

- Clair!

- Co się stało?! - Od razu pokazała się w drzwiach kiedy ją zawołam.

- On dzwonił.

W kilka sekund znalazła się przy mnie zamykając mnie szczelnie w swoim kościstym uścisku.

- Zadzwonię do Stevena i wezmę dzisiaj wolne, ty też zostań dziś w domu.

- Clair nie zamierzam się ukrywać w domu tylko dla tego, że dzwonił i odgrażał mi się Lester. Tak może być codziennie, mam przestać chodzić do do szkoły? Za chwilę koniec roku szkolnego i czekają mnie egzaminy. Proces może się wlec długo, nie będę przez ten czas rezygnować z normalnego życia.

- Przepraszam cię za to wszystko, tak bardzo cię przepraszam! – załkała ukrywając swoją twarz w moich włosach.

- Nie masz za co, dobrze wiesz, że to nie twoja wina. Nie zostawiłaś mnie, zawsze byłaś przy mnie i robiłaś dla mnie wszystko to co trzeba...

- Ale byłam taka ślepa... - I znów zaszlochała. – Dzwoniłaś już do Anthonego i Rubio? - ocknęła się.

Ciotka była już wtajemniczona we wszystko. Tak dobrze się czułam zrzucając z siebie tą tajemnicę, jak ciężki balast ciągnący mnie w przepaść jej niebieskich oczu wpatrujących się we mnie z troską i miłością. Potrafiłam to wreszcie rozpoznać. Bałam się tego, że ją zranię ale chyba najbardziej tego, że mi nie uwierzy. Obawiałam się iż zarzuci, że go sprowokowałam i zostawi mnie w tym samą ale uwierzyła mi od razu.

- Kochałam go kiedyś bardzo mocno i byłam taka ślepa. Nie widziałam jakim był potworem. Gdyby stanął teraz przede mną wyrwałabym mu serce gołymi rękami i rozszarpała bez żadnych skrupułów! Ten drań musi zapłacić za to co ci zrobił! Musi zgnić w więzieniu! - powiedziała.

*

Zorganizowałem dziś w domu imprezę, nie tylko dla tego, że miałem dobry humor bo wszystko wyjaśniło się między mną i Vicat. Jak mógłbym świętować, kiedy jej tu nie było. Chciałbym móc z nią normalnie gdzieś wyjść a nie tylko obściskiwać się w ukryciu na szkolnych korytarzach ale na razie musiało mi to wystarczyć. Ukrywaliśmy się bo mówiła, że była do tej pory śledzona. Nasze domy były obserwowane. Człowiekowi, który to zlecił zależało na tym żeby trzymać ją z daleka nie tle ode mnie co od mojego ojca - adwokata. 

Udawaliśmy, że żyjemy normalnie jak do tej pory a więc impreza w moim domu to jak najbardziej normalna sytuacja. Miałem jeszcze jeden powód żeby ją wprawić, musiałem pozbyć się z domu ojca. Spędzał tu teraz dużo czasu przygotowując się do procesu, w którym Vicat miała zeznawać. Nie znałem szczegółów, tylko tyle ile dziewczyna zdołała z siebie wydusić kiedy już postanowiła mi wyjaśnić co ją łączy z moim ojcem. Wracając do niego, stwierdził, że chyba faktycznie potrzebuje przerwy i spędzi tę noc u Mei. Pierwszy raz przyznał to przede mną otwarcie, a ja pierwszy raz nie zdenerwowałem się tym. Postanowiłem dać szansę kobiecie, która usłyszała ode mnie dość dużo gorzkich i niecenzuralnych słów i wyglądało na to, że wszystkie niesłusznie ale nie byłem jeszcze gotów na to żeby ją przeprosić. Chociaż wiem, że kiedyś będę musiał. Byłem jej to winien za to, że trwała mimo wszystko przez te lata przy moim ojcu, cierpliwie mnie znosząc i nie pozwalając sobie na okazywanie jakichkolwiek uczuć do niego w mojej obecności. Teraz wiedziałem, że nie było to łatwe.

Nie dawało mi spokoju to czego dowiedziałem się od Monique. Miałem już swoje podejrzenia ale musiałem się dowiedzieć, co dokładnie się stało i kto jej zagrażał, żeby móc coś z tym zrobić. Bezczynność i bezradność mnie dobijały. I wspomnienie teczki opisanej jej nazwiskiem leżącej w sejfie, w tym gabinecie, nie dawała mi spokoju. Zauważyłem ją kiedy ojciec wyciągał przechowywany tam list od matki. Oczywiście zasłaniał się tajemnicą i dobrem klienta jak również sprawy, niczego więc z niego nie mogłem wydusić. Musiałem sam zaspokoić swoją ciekawość.

Przekręciłem klucz w zamku. Już dawno zadbałem o to żeby dorobić sobie komplet, bo zależało mi na dostępie głównie do piwniczki z alkoholami ale widać inne klucze też wkońcu się przydały. Zamknąłem się w ciemnym gabinecie. Z zewnątrz słyszałem tylko głuche dudnienie muzyki i przytłumione krzyki moich gości. Wstukałem kod, uśmiechając się pod nosem na to jak Anthony Coleman mimo swej bystrości i opanowania był roztargniony po naszej kłótni i pozwolił sobie na błąd wpisując go na moich oczach. Był też strasznie sentymentalny i nierozsądny wybierając jej datę urodzin. Wciąż o niej pamiętał, mimo że złamała mu serce, "nam" poprawiłem się w myślach.

Wyciągnąłem z wnętrza teczkę, w której były informacje o Vicat. Przejrzałem wszystko uważnie. Część z tego już wiedziałem. Były tam też usb podpisane jej nazwiskiem i informacją: "dowód w sprawie". Uruchomiłem laptopa na biurku i podłączyłem ten z numerem 1. Pojawiło się nagranie z datą. Policzyłem szybko, mieliśmy wtedy po czternaście lat. Nagranie było chyba zrobione telefonem, ktoś starał się przysłonić aparat i jednocześnie ustawić tak żeby filmował całe pomieszczenie. Zobaczyłem Vicat. Była młodsza, miała te ciemne, długie, falujące się włosy, w których ją zapamiętałem z dzieciństwa. Była skupiona i jakby zdenerwowana. Czekała na coś. Nagle trzasnęły drzwi i ktoś wszedł do pomieszczenia.

- "Kochanie jestem w domu" - słychać było głos mężczyzny i widać część sylwetki w garniturze.

- "Clair jeszcze nie ma".

- "Wiem, mówiłem do ciebie".

- "Przestań, to dziwne" - burknęła dziewczyna i odwróciła się w stronę blatu kuchennego i nalewała sobie coś do szklanki, udając że nie zauważa aparatu rejestrującego każdy jej ruch. Za jej placami pojawił się mężczyzna i zaczął ją dotykać w dziwny, nachalny sposób.

- "Przestań, zostaw mnie, znowu zaczynasz dziwnie się zachowywać" - Monica wyrywała się z jego objęć i starała się go odepchnąć. Mężczyzna odwrócił się i zobaczyłem jego twarz, tego samego skurwysyna, z którym rozmawiała wtedy na balu. Tu był młodszy ale od razu go rozpoznałem.

- "Wyrośniesz na niezłą sukę! Jak cię teraz nie utemperuję, to kto to później zrobi?" - powiedział i chwycił ją za włosy i zawinął je sobie wokół nadgarstka.

- "Puść mnie to boli!" - krzyknęła ale nie przestał tylko zaczął się do niej dobierać, obmacywać, obśliniać jej twarz.

- "Zostaw mnie Clair może wrócić w każdej chwili, nie możesz mnie tak obłapiać, jesteś jej narzeczonym! Wszystko jej powiem!" - ale nie posłuchał, zamiast tego brutalnie przygwoździł ją do szafek i zaczął dusić jedną ręką kiedy próbowała krzyczeć i wyrywać się.

- "Nie kochanie, niczego jej nie powiesz! Bo nie uwierzy stukniętej wariatce z nieudanymi próbami samobójczymi na koncie! I przekonam ją, że mnie prowokowałaś od dawna. I jeszcze jedno nie licz na jej szybki powrót do domu, dzisiaj zostanie w pracy, dopóki nie dokończy dla mnie ważnego projektu, którym chce się wykazać. Mamy mnóstwo czasu dla siebie, sam na sam" - zaśmiał się perfidnie. Próbowała mu uciec, prosiła żeby przestał ale nie dała rady mu się wyrwać. Kiedy przewrócił ją na podłogę zniknęli na chwilę z pola widzenia obiektywu. Po chwili widać było tylko jego głowę i słychać jej krzyki i błagania żeby przestał.

Wyłączyłem to, nie mogłem dłużej na to patrzeć! Trząsłem się cały! Kurwa mać! Ten bydlak ją zgwałcił i to wszystko było na tym nagraniu! Zabiję go! Znajdę skurwysyna i rozerwę go na strzępy! Zaciskałem już pięści. Krew wrzała mi w żyłach jak gotująca się woda w czajniku. Czułem się jakbym miał zaraz eksplodować z wściekłości. Musiałem się opanować. Trzęsącymi się rękami podłączyłem kolejny pen drive, na którym były tylko nagrania. Usłyszałem ich głosy, tego mężczyzny i Monique. Wysłuchałem z uwagą całej rozmowy.

- "Miałam kurwa tylko czternaście lat a ty byłeś i jesteś najbardziej obleśnym skurwysynem jakiego znam! A teraz kiedy mam już porównanie powiem ci jeszcze żałosnym skurwysynem, który wybujałe ma tylko ego. Reszta jest poniżej przeciętnej od mózgu na fiucie kończąc." - "Moja dziewczynka" pomyślałem. Nie dała się skurwysynowi, który wybuchł po chwili perfidnym śmiechem.

- "Czyli nie. Ale przynajmniej próbowałem. Pozostaje mi zadowolić się wspomnieniami i tym że byłem pierwszy. No i może jeszcze dostanę na pamiątkę nagranie. A więc?" - mówił a ja zgrzytałem z wściekłości zębami. Po chwili rozmowy między nimi jeszcze dodał:  "Masz też przestać pracować u tego adwokaciny i pieprzyć się z tym jego rozpuszczonym synalkiem."

"Jak ja cię dorwę gnido w swoje ręce, zobaczysz rozpuszczonego"... moje myśli przerwał brzdęk tłuczonego szkła. Zgarnąłem z biurka usb wciskając je do kieszeni bluzy, jeszcze nie skończyłem wszystkiego przeglądać. Zatrzasnąłem laptop i wybiegłem z gabinetu.

- Co tu się dzieje?! - wrzasnąłem.

Towarzystwo próbowało mi się wytłumaczyć, że ta rozbita szyba to nikt z obecnych, kurwa! Nie było oczywiście winnych! Ale zacisnąłem rękę na małym urządzonku spoczywającym wraz z innymi w mojej kieszeni. Chuj z tą całą imprezą! Znalazłem Ethana i wydałem mu dyspozycje, poprosiłem żeby zostali z Hannach na noc i mieli oko na ten cały bajzel, który sam rozkręciłem ale musiałem się z niego zerwać.

Zabrałem kluczyki i wskoczyłem do auta, żeby oczyścić swój umysł i ochłonąć, bo miałem przed oczami to co ten bydlak robił Monice i planowałem już jak go dorwę i co ja mu zrobię...

Zatrzymałem się na poboczu i zacząłem grzebać po omacku na tylnym siedzeniu bo gdzieś tam wrzuciłem plecak z laptopem. Kiedy już go znalazłem i odpaliłem, podłączyłem ostatnie usb opisane jako zeznanie.

Kamera była skierowana na Vicat. Na jej bladą, zmęczoną twarz i te smutne, zgaszone oczy.

- "Od czego mam zacząć?" - zapytała.

- "Najlepiej od samego początku" - podpowiedział jej mój ojciec.

- "Nigdy tego nie robiłam, nie wiem jak..."

- "Na początek po prostu się przedstaw, później już samo pójdzie".

Dziewczyna podała więc wszystkie podstawowe informacje o sobie. Opowiedziała o swojej rodzinie, rodzicach o swojej pasji do tańca, która jak twierdziła zniszczyła jej życie. Marzenie zamieniło się w koszmar. Obwiniała się, że przez nią zginęli jej rodzice i nie mogła żyć z tym poczuciem winy dlatego tyle razy próbowała się zabić.

O rehabilitacji, próbie stawania na nogi, śmierci kolejnej bliskiej osoby i przejęciu opieki nad nią przez jej ciotkę. O buncie i problemach w szkole. Wreszcie o tym jak osaczał ją ten padalec, jak próbowała go do siebie zniechęcić zmieniając swój wygląd, sposób ubierania, jak uciekała od tego w alkohol, imprezy, agresję.

Ojciec zapytał czy domyślała się, że za wieloma jej problemami stał właśnie ten człowiek Lester Carlton? Zaprzeczyła, nie miała pojęcia o tym, że kazał ją śledzić, uprzykrzał życie jej i jej ciotce, zapewne żeby wróciła do niego z podkulonym ogonem, po tym jak sprawił, że kolejny raz straciła pracę lub została porzucona przez faceta. Ten chory psychol potrafił nawet przekupić dzieciaki w poprzedniej szkole Vicat, żeby ją prześladowali i prowokowali. Podstawił też jakiegoś typa, żeby udawał zakochanego w Clair a faktycznie miał na nie obie oko i próbował odnaleźć nagranie, które zrobiła, i którym zastraszyła tego skurwiela pozbywając się go z domu.

- "Nie wiedziałam kim był Tonny. Cieszyłam się, że w końcu Clair uda się ułożyć życie z kimś normalnym ale po pewnym czasie przestał udawać. Wybuchał z byle powodu, pił i wciągał w to Clair, pożyczał od niej pieniądze. Zauważyłam, że z mieszkania zaczęły znikać różne wartościowe przedmioty. Pewnego dnia zastałam go przetrząsającego mój pokój. Był naćpany, próbowałam go wyrzucić ale wyciągnął nóż i zaczął mi grozić. Żądał żebym oddała mu to czego ON chce. Nie rozumiałam o co chodzi? Teraz już wiem, że o nagranie i Lestera. Kiedy stracił cierpliwość pociął mi rękę."

- "Powiedziałaś o tym komuś?"

- "Tak. Powiedziałam Clair, opatrywała mi ranę ale nie mogłyśmy nic z tym zrobić. Byłam nieletnia. Bałyśmy się, że może stracić prawa do opieki nade mną. A ja nie chciałam trafić do domu dziecka. Zaczęłam bać się własnego cienia i nienawidziłam tego! Zapisałam się na kurs samoobronny, kręciło się tam wielu różnych typów, dowiedziałam się od nich, że Tony'ego szuka policja, dałam więc im znać gdzie jest. Pozbyłam się go na jakiś czas".

Nagranie trwało prawie godzinę. Po wszystkim zatrzasnąłem laptop, przekręciłem kluczyk w stacyjce i postanowiłem pojeździć, żeby przewietrzyć umysł. Ale to było tak popierdolone! Nie mogłem wyrzucić tego wszystkiego ze swojej głowy.

Jeździłem po okolicy bez żadnego celu, próbując się uspokoić. Popatrzyłem na moje pobielałe kłykcie od ciągłego zaciskania rąk na kierownicy. Zatrzymałem się na jakimś odludziu w pierwszym lepszym miejscu. Wysiadłem z auta żeby zapalić. Stałem tak chwilę wpatrując się w migoczące światłami miasto przede mną.

Chciało mi się wyć, kiedy myślałem o tym co spotkało Vicat, i że na końcu spotkała też mnie, kolejnego skurwysyna. Chciałem to jakoś naprawić, odkupić ale jedyne co potrafiłem to obijać mordy innym skurwysynom. Z bezsilności walnąłem ręką w barierę energochłonną. To żaden problem żebym go dopadł ale czy nie narobiłbym jej tym jeszcze więcej problemów? Wyraziła się jasno, że chce żeby zgnił w więzieniu a wiem, że ojciec jest najlepszy w swoim fachu i na pewno do tego doprowadzi. Więc co powinienem zrobić? Co mogłem zrobić? Z bezradności kopnąłem jeszcze raz w nieszczęsną barierkę, która cierpliwie chłonęła i moją wściekłą energię. Musiałem pohamować chęć mordu jaka we mnie rozgorzała. Nie mogłem tego popsuć, powtarzałem sobie, że ojciec rozprawi się z tą gnidą na sali sądowej a ja byłem potrzebny jej. Po raz pierwszy myślałem o konsekwencjach swoich czynów zamiast rzucać się bezmyślnie z pięściami. Zastanawiałem się nad tym wszystkim, aż usłyszałem lecący z głośników w aucie stary kawałek Bitelsów: "All you need is love..." i poczułem, że muszę być teraz przy niej, muszę być z nią, dla niej. Bo jedyne co jej mogłem teraz ofiarować to właśnie moja...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top