Gorzka czekolada
Ledwo weszłam do pokoju, zdjęłam kurtkę i buty a za chwilę ktoś zaczął się dobijać do moich drzwi.
- Kurwa co tam się stało?!
- Ale co? – udawałam głupią.
- Całowaliście się przecież widziałam! – krzyknęła dziewczyna.
- On zaczął!
- Czy jest coś o czym nie wiem między wami?
Zastanawiałam się gorączkowo co odpowiedzieć. Coleman rzucił mi rękawicę. Nie wiem czy wytrzymam tydzień udając parę z tym błaznem. Prędzej go zabiję! Mogę jeszcze grać na zwłokę. I jak on to powiedział? Mam mu zapewnić rozrywkę?! A może tak ja się zabawię. Kotłowało się w mojej głowie.
- Możemy porozmawiać o czymś innym? – próbowałam odwlekać odpowiedź.
- Żartujesz?! Nigdzie się nie wybieram dopóki mi wszystkiego nie powiesz. A tu mam coś na zachętę – Wyciągnęła butelkę zza pleców.
Pociągałam łyk za łykiem alkoholu, który przyniosła Hannah. Robiłyśmy to naprzemiennie ale, że znów się zamyśliłam musiała mi ją wyrwać.
- No to dowiem się o co chodzi? Zbaranieliśmy z Ethem. Wyszliśmy zaraz za wami, żeby się dowiedzieć co się stało? A gdzie tak właściwie jest ten gnojek?
- Nie wiem.
- Co nie wiesz?
- No nie wiem gdzie jest i nie wiem co się stało.
Czułam jak przyjemne ciepełko rozprzestrzeniało się po moim ciele z każdym kolejnym łykiem, a naszej rozmowie zaczynało brakować ładu i składu.
- Nie bardzo to wszystko rozumiem. To po co się całowaliście?
- A pytaj się tego... uh! - warknęłam. – Cole... – Wróć, skoro to mój chłopak to chyba wypada go wołać po imieniu. Czas na przedstawienie: - Zack - zaczęłam ostrożnie. - Powiedział, że przez to całe udawanie i wygłupy chyba sam się trochę wkręcił. Teraz chce spróbować na poważnie, że mu się podobam, i mnie pocałował, i już.
- A ty?
Zaczęłam się gotować w środku. Nie wiem czy mi to przejdzie przez gardło. Pociągnęłam więc jeszcze dwa łyki, dla dodania animuszu.
- Ja chyba też chcę spróbować – powiedziałam to ja, Monique Vicat?! Nie mogę, muszę się znowu napić dezynfekując usta, przez które przeszły niniejsze słowa.
- Nie wierzę! – No i chuj z jego planu pomyślałam. - Zajebiście! Mój kuzyn i najlepsza przyjaciółka! - kontynuowała z radością Hannah. – A jednak jest coś takiego jak przeznaczenie!
Rzuciła się na mnie zamykając w swoim pijackim uścisku.
- Że co? – zdążyłam tylko wtrącić.
- Ty wiesz, że on nigdy nie miał dziewczyny, ciągle tylko pieprzył co się dało i... Ups nie powinnam tak przy jego dziewczynie, ale przecież ty to wiesz. Ale, bo on naprawdę nie jest taki zły - zaczynała się już plątać. - Zawsze się o mnie troszczy, staje w mojej obronie, zwłaszcza w sporach z moją matką.
- Zauważyłam.
- Tak, nie da się ukryć – zapadła chwila milczenia. – Monico jak już tak rozmawiamy, to ja muszę ci coś powiedzieć.
- Co, będziesz rzygać? – Nie wiem czemu, ale to pierwsze co mi przyszło na myśl w tej chwili.
- Monico ja nie jestem prawdziwą kuzynką Zacka.
- Nie rozumiem co ty do mnie mówisz. Te procenty już chyba działają – wybełkotałam.
- Mówiłam ci, że mama była kiedyś modelką. Właściwie to próbowała sił jako modelka ale nie zrobiła jakiejś szczególnej kariery, bo dorobiła się mnie. Ten facet... Nie mogę go nazywać ojcem, co najwyżej dawcą nasienia, ulotnił się. Całe szczęście poznała Jeremiego Colemana, który mnie pokochał, adoptował, wychował i dla mnie jest jedynym, prawdziwym ojcem jakiego mam i kocham. Ale dla mamy... No cóż, nie jestem ideałem. Zawsze byłam za gruba, za płaska, nieciekawa, nie ten kolor włosów, stałam krzywo, byłam niezdarą i co najgorsze nie chciałam nigdy spełniać jej marzenia o karierze super modelki. Myślę też, że jej po prostu przypominam tego faceta.
- Ja nie wiem co mam powiedzieć.
- Spoko. Sorry! Nie chciałam psuć ci humoru ale chcę żebyś była moją przyjaciółką i nie chcę mieć przed tobą tajemnic – zrzuciła na koniec jeszcze taką bombę.
- Dzięki, że obdarzyłaś mnie swoim zaufaniem. Czuję, że powinnam się zrewanżować. – Tym czasem kłamię jej w żywe oczy. Jestem potworem i do tego jeszcze okłamuję kogoś, kto mi zaufał.
- Wcale nie. Wystarczy mi, że mnie wysłuchałaś.
- Ok – tylko tyle byłam w stanie wydukać.
Napiłam się jeszcze. Alkohol oczywiście ułudnie dodaje odwagi, rozluźnia atmosferę i język.
- Wiesz – podjęłam szybko zanim zmienię decyzję. – Ja też chcę się z tobą przyjaźnić i szczerze rozmawiać ale nie wiem od czego zacząć. W moim życiu wydarzyło się tyle syfu. Nie chcę go wywlekać, nie chcę cię też w to wszystko wciągać ale postaram się – zająknęłam się. - Postaram się dzielić tym, czym będę mogła.
- Rozumiem – odpowiedziała patrząc na mnie już mętnym wzrokiem. Zabrzmiało to bardziej jak pytanie niż stwierdzenie.
- Jak wiesz – postanowiłam zacząć od początku. - Moi rodzice nie żyją. Zginęli w wypadku samochodowym, który ja przeżyłam. Wyszłam z tego z poharatanym biodrem, ale to nic. Przecież żyję co nie? Tancerką już nigdy nie będę, ale to i tak niewielka kara.
- Czy ty czujesz się winna?
- Ja jestem winna! Zabiłam ich i babcię, której serce nie wytrzymało. Spierdoliłam życie Clair, siostrze mojej mamy, z którą mieszkam, to mało? Zniszczyłam swoją rodzinę moją głupotą, moją wielką pasją i boję się, że to samo spotka ciebie czy kogokolwiek innego, kto się do mnie zbliży.
- Tobie się wydaje, że ty przynosisz jakiegoś pecha czy coś?
- To nie pech, to ja. Ja wszystko niszczę. Dlatego się nienawidzę. Napijmy się jeszcze!
A później to już zgasło nam światło.
*
Obudziło mnie dobijanie do drzwi.
- Wstawaj Vicat! Mieliśmy od rana iść pojeździć!
Drzwi się otwarły z takim hukiem. I to paskudne skrzypienie drewnianej podłogi. Poczułam szturchanie, jakby kopniaki w nogę. Ucisk w klatce piersiowej sprawiał, że ciężko mi było oddychać. Próbowałam rozkleić powieki ale stawiały opór.
- Co wy? Schlałyście się? I mnie nie zaprosiłyście?
- Czego chcesz debilu? – wychrypiałam z trudem. Miałam zaschnięte gardło i czułam się jakbym przeżuła starego trampka ale zmusiłam się. - Widzę, że humor dopisuje blondynka się spisała?
- Łamiesz mi serce. Jak możesz tak mówić do swojego cudownego, kochanego, najprzystojniejszego chłopaka na świecie?
- Zamknij się, głowa mi pęka.
Otwarłam w końcu oczy i już wiem skąd ten ucisk w klatce. Leżałam na wznak, na podłodze a Hannah korzystała ze mnie jak z poduszki, tylko jej nogi wygodnie spały na łóżku. Dziewczyna poruszyła się, otwarła oczy i usiadła nagle jak nosferatu w horrorze.
- Ja pierdolę ale mnie bolą plecy! – powiedziała na dzień dobry.
- A moje żebra?! – zaskowyczałam.
- No właśnie. Wbijały mi się w kręgosłup przez całą noc.
- To trzeba było na mnie nie spać.
- Dobrze chociaż, że cycki masz wygodne, było do czego się przytulić.
Parsknęłam śmiechem.
- Muszę spróbować? Następnym razem moja kolej – zgłosił się Coleman.
- Po moim tru... – Kopnął mnie w nogę a Hannah popatrzyła na nas trochę jeszcze nieprzytomna.
- Zbieraj się słoneczko – powiedział i obdarzył mnie tym swoim markowym uśmiechem. - Ethan już zamawia nam śniadanie na dole.
Upewniłam się, że Hannah mnie nie widzi.
– Wsadzę ci w dupę to słoneczko! – wysyczałam.
Mam nadzieję, że Coleman umie czytać z ruchu warg.
*
Dobrze, że było tak słonecznie, bo nie rozstawałam się z ciemnymi okularami przez cały dzień. Oczy mnie piekły i bolała jeszcze głowa. Oczywiście Colemanowie i Ethan pojechali sobie na górkę szusować. Mnie, nowicjusza zostawili na oślej łączce, czekającą na instruktora. I kogo moje oczy widzą? Jednego z chłopaków z klubu. Nie mogę sobie tylko przypomnieć czy ten blondyn to Alain czy Claude?
- O cześć pamiętasz mnie? Claude – całe szczęście przedstawił się raz jeszcze.
- Hej! No jasne! Monique – przedstawiłam się w wersji francuskiej, tak dla przypomnienia.
Spędziliśmy mile godzinkę. Poflirtowaliśmy i coś tam się też przy okazji nauczyłam. I umówiłam się na wieczór. No bo co, mój chłopak na niby też święty nie był. A propos, zahamował nagle przede mną obsypując mnie śniegiem.
- No co jest kotku, nauczyłaś się czegoś? – zapytał i cmoknął mnie w policzek.
Dobrze, że noszę cały dzień okulary i mogę przewracać oczami ile wlezie.
- Kuzyn jest bardzo wylewny – powiedziałam po francusku, ale zdaje się Claude nie przejął się zbytnio zachowaniem Colemana. Cmoknął mnie w drugi policzek na pożegnanie i odjechał wołając:
- Do zobaczenia wieczorem!
- Do zobaczenia! – odpowiedziałam z entuzjazmem napalonej nastolatki, którą w końcu byłam.
Jak tylko chłopak odjechał zwróciłam się w stronę, z której usłyszałam przed momentem ironiczne prychnięcie.
- Po pierwsze: nie musisz mnie całować kiedy nie ma tu gołąbków. – Nadaliśmy im taki kryptonim roboczy. – Po drugie: mam sprawę, pójdziemy dziś wieczorem na randkę. Zadzwoń do tej swojej blondi i się umów. Wyjdziemy razem, później się rozdzielimy i zdzwonimy się, żeby razem wrócić, ok?
- A może nie chcę?
- Oj proszę cię ty?
- Hej Monica! I co są jakieś postępy? – zawołała Hannah podjeżdżając do nas.
- No jasne! Sama zobacz.
Ledwo ruszyłam wylądowałam na tyłku, ale i tak wyciągnęli mnie na większą górę. Już wsiadałam z Hanną na wyciąg ale MÓJ CHŁOPAK ją ubiegł. No tak, sprytnie bo gołąbki pojechały razem. Mój pierwszy zjazd nie wypadł najlepiej. Obiłam sobie dupsko jak jabłko, z każdej strony. Zresztą miałam już dość i byłam głodna, kiedy więc nagle złośliwiec Coleman zajechał mi drogę, szybko wykorzystałam sytuację.
- Ała!! – Powinnam dostać Oscara za ten upadek, w sumie nieźle je przećwiczyłam wcześniej.
- Coś ci się stało? – zapytał Ethan.
- Boli cię coś? – dołączyła Hannah.
- Noga, tu na dole w kostce. Aaaa nie dotykaj! - jęczałam.
- Możesz wstać? Zack pomógłbyś jej! – zawołała Hannah.
- Zack! – ponagliłam. – Poradzimy sobie a wy idźcie przodem i zamówcie coś, bo już umieram z głodu. Ja przykuśtykam później.
Po namowach gołąbki zabrały nasz sprzęt i poszli przodem. A ja kulałam, i kulałam za nimi, uwieszona na Colemanie.
- Jako mój chłopak powinieneś się trochę bardziej przejąć. Tak w ogóle to, jak mogłeś zajechać mi drogę?
- Nie zrobiłem tego specjalnie.
Szliśmy chwile w ciszy aż Coleman wybuchł.
- Nie dasz rady szybciej?!
- No wyobraź sobie, że nie! Ała! Ała! Ała! – powtarzałam teatralnie z każdym krokiem, bo jakże ja uwielbiałam go wkurzać.
- Tak nie dojdziemy nawet do jutra!
Miałam rzucić jakimś żarcikiem o dochodzeniu Zacka ale zrezygnowałam, bo ten nagle kucnął i kazał mi wskoczyć mu na plecy.
- Pogięło cię? Nie uniesiesz mnie!
- Wątpisz we mnie?! Nie widziałaś mojego wysportowanego ciała?!
- Oj widziałaś, widziałaś – mówiłam gramoląc się na jego plecy. - Nie da się nie zauważyć kiedy co chwilę ściągasz koszulkę, gdzie popadnie.
- Jak się ma co pokazać, to trzeba się tym chwalić a nie zakrywać.
- Phi! Widziałam lepsze.
- Akurat.
- Nie gadaj tyle, bo się za szybko zmęczysz i mnie jeszcze upuścisz!
Dotarliśmy w końcu pod hotel. Zeskoczyłam dziarsko z mojego zasapanego rumaka i poszłam w kierunku restauracji.
- Ty! A co z twoją nogą już nie kulejesz? – zapytał próbując się wyprostować.
- W porządku.
- A ona cię w ogóle bolała?
- A czy to ważne?
- No dla kogoś, kto zapierdalał z tobą na plecach taki kawał! Tak! - prawie wykrzyczał, prawie bo jeszcze nie doszedł do siebie po wysiłku.
- Nie prosiłam cię o to.
- Ty pieprzona... – zagotował się ze złości.
- Już dawno nie... – zaskoczyłam go i przerwałam jego wybuch.
- To się da załatwić – odparował wskazując palcem na siebie i na mnie.
- Nieee – pokiwałam w zaprzeczeniu głową. - Nie było tego w umowie, pamiętasz?
- Zrobimy aneks.
- Przecież masz słaby żołądek i na mój widok jeszcze byś puścił pawia biedaku.
- Masz rację, po co mi taki substytut kiedy mogę mieć to. – Wskazał na blond kelnerkę machającą do niego. – Radź sobie sama.
- Taki mam zamiar, dlatego się dziś umówiłam!
Zirytował mnie. bo w końcu mam też swoją dumę. Nie zależy mi na zainteresowaniu Colemana ale kurwa jestem dziewczyną i to nie brzydką! Wiele starań dołożyłam, żeby się nie rzucać w oczy i nie podobać, niektórym. A co ma ta laska czego nie mam ja?!
- Stój! – chwyciłam chłopaka zanim weszliśmy do hotelowej restauracji i ściągnęłam do parteru. Przykucnęliśmy za stołem z deserami.
- Co?! Co?! Co?! No co znowu?!
Wychyliłam się ostrożnie zerkając na gołąbki.
- Widziałeś ich, czy nie wyglądają jakby rozmawiali o czymś ważnym? - zapytałam. Mina Colemana mówiła, że testowałam już jego cierpliwość.
- Nie wiem.
- Ale wydawało mi się, że ją trzymał za rękę i nachylał się żeby ją pocałować.
Teraz Coleman dla świętego spokoju wychylił się zza stołu.
- Podaje jej koszyczek z pieczywem i zagląda do karty, którą ma Hannah - zrelacjonował.
- Aha. Nie wydaje ci się, że to już za długo trwa? Kiedy oni się w końcu dogadają?
- A skąd ja mam wiedzieć?
- Ty wiesz co? Ja dzisiaj popołudniu pójdę z Hannah na te błotka i masaże, że niby chcę się wypindrzyć przed tą randką. Spróbuję z niej coś wyciągnąć. Ty zajmij się Ethanem, wybadaj go.
Chłopak parsknął mi w twarz. Turyści przechodzący obok popatrzyli na nas jak na jakichś wariatów ale zdałam sobie nagle sprawę, że już tyle razy robiliśmy z siebie przedstawienie, że powoli przestało mnie to obchodzić.
- Chodźmy już bo jestem głodny.
Chwycił mnie za rękę i pociągnął za sobą.
Poświęcałam się przez dobre dwie godziny. Dowiedziałam się tylko, że gołąbki miło spędzają czas ale nie ma żadnych postępów. Może dzisiaj się im uda. Oznajmiłam Hannah, że idziemy na randkę z Zackiem a oni mają okazję spędzić wieczór razem. A tak poza tym Hannah ma sięgnąć do tej swojej magicznej walizki i sprawić, że będę wyglądać zajebiście, i założę nawet sukienkę. Muszę poprawić sobie humor i udowodnić, że mogę jeszcze być atrakcyjną dziewczyną. Przyprawiłam Hannah o lekki szok ale szybko się otrząsnęła i efekty były naprawdę niezłe.
*
Kiedy dziewczyny oddawały się tym swoim zabiegom my z Ethanem wróciliśmy po obiedzie na stok. Nie rozmawialiśmy zbyt wiele, zresztą chyba nawet nie wiedziałbym od czego zacząć. Eee nie chcę teraz o tym wszystkim rozmyślać, czeka mnie miły wieczór w towarzystwie kelnerki. Gdzie ta Vicat? Czekałem na nią w tym holu już nie wiem jak długo a jestem umówiony za pół godziny. Zadzwoniłem do niej.
- No co? – odezwała się jak zwykle bezczelnie.
- Długo jeszcze?
- Hannah mnie tyle wytrzymała ale już idę.
- A co jej się wydaje, że potrafi zdziałać cuda?
- Ha, ha, ha, zabawne! No już prawie jestem – rozłączyła się.
Odwróciłem się na dźwięk otwieranych drzwi windy. Pierwsze co mi przyszło do głowy to: jak ktoś, kto mi ledwo sięga podbródka może mieć takie długie nogi? Może to wina tych wysokich butów, albo tej czarnej, krótkiej sukienki. Podała mi płaszcz żebym jej pomógł go założyć i odwróciła się ukazując gołe plecy. Chwila to nie Vicat, tak zachowują się DZIEWCZYNY. Nie mogłem się skupić przez całą drogę w taksówce. Powtarzałem sobie, że to tylko Vicat. Kiedy odgarniała włosy, które spadały jej na oko, przygryzała i oblizywała te czerwone usta. Kiedy poruszała tymi zgrabnymi nogami i pachniała tak inaczej... To przecież tylko Vicat.
Ten Francuzik już na nią czekał. Pocałował ją w policzek na powitanie i weszli do restauracji, a ja właśnie zdałem sobie sprawę z tego, że chciałbym być na jego miejscu.
Czas biegł jakoś powoli. Po godzinie i po kilku drinkach było już po wszystkim. Dostałem to po co przyszedłem. Mijała kolejna godzina a ja sprawdzałem zegarek i telefon czekając na wiadomość od Vicat. W końcu się doczekałem, kiedy podjechałem w umówione miejsce ręce Francuzika błądziły gdzieś pod płaszczem dziewczyny i całowali się. Wyskoczyłem z auta jak tylko się zatrzymało.
- Przepraszam, że przeszkadzam ale taksówka czeka! – powiedziałem.
- Coleman jedź, ja jednak wrócę trochę później – usłyszałem jak już oderwała się od tego typka.
- Odwiozę ją – odezwał się chłopak.
- Chyba żartujesz! Chwyciłem ją za rękę i pociągnąłem za sobą.
- Puszczaj mnie! Zwariowałeś?! - wyrwała się.
- Hej! Co robisz puść ją! – krzyknął i tylko tyle zdążył zanim walnąłem go pięścią w ryj.
Przerzuciłem sobie Vicat przez ramię i po chwili wsadziłem do taksówki.
- Co ci odbiło?! Za co ty go uderzyłeś?! – wrzeszczała i okładała mnie torebką. – Jesteś nienormalny?!
Chwyciłem ją za nadgarstki i unieruchomiłem.
- Chciałaś iść z obcym typem ledwo poznanym wczoraj? A jakby ci coś zrobił? Kto tu jest nienormalny?
- Wierz mi, nie zrobiłby mi niczego, czego ja też bym nie chciała.
Jej zwykle złote oczy błyszczały teraz z wściekłości. Były ciemne jak gorzka czekolada. Dojrzałem to mimo, że w tej ciemnej taksówce ledwo było widać jej twarz. Zastanowiło mnie tylko skąd ja kurwa wiedziałem, że te jej tęczówki były złote?
*
Wróciłam do pokoju. Skopałam buty z nóg, rzuciłam płaszczem, torebką i resztą ubrań. Wyciągnęłam szybko pierwszy lepszy podkoszulek i spodnie dresowe. Za ścianą słyszałam śmiechy. Musieli oglądać zabawną komedię. Mam nadzieję, że w końcu jest jakiś postęp, bo chciałabym już skończyć z tą komedią z Colemanem. Usłyszałam pukanie do drzwi prowadzących na taras. Na zewnątrz stał dureń trzęsąc się w samej koszulce. Uchyliłam trochę drzwi.
- Czego?! Bawisz się w podglądacza?
- Gdyby tak było to chyba bym nie pukał i się nie ujawniał.
- Co chcesz?
- Nudzi mi się.
- A co mi do tego?
- No płacę ci, za rozrywkę też.
- I co mam pograć z tobą w łapki? Spieprzaj popsułeś mi wieczór.
- Wieczór jeszcze się nie skończył. My też możemy pooglądać telewizję czy coś, albo się napić? Wypróbować te twoje poduszeczki?
- Chyba cię pojebało!
Zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem. Znów zaczął pukać.
- Podaj mi jeden powód, dla którego miałabym otworzyć te drzwi.
- Zimno mi.
Zamknęłam. Dalej pukał. Znów otwarłam zastanawiając się po jaką cholerę? Chyba też mi się nudzi. Ale w tej samej chwili otwarły się też drzwi obok i wychyliła się najpierw głowa Hannah a zaraz za nią Ethana.
- Co się dzieje? - zagaił chłopak.
- Kłócicie się? – zapytała Hannah
- A mówiłem, że to długo nie potrwa. Co on wie o randkach, chodzeniu? Nawet kwiatków jej nie kupił a mówiłem mu.
- Ja nie daję kwiatków... – powtórzył za kolegą Coleman.
- Wiedziałam. Już zerwali – ciągnęła Hannah.
- To może pooglądacie sobie z nami? Dopiero się zaczęło – zaproponował Ethan.
Widziałam, że Coleman już miał się zgodzić.
- Ee tam, zerwali od razu, phi! –prychnęłam. Chwyciłam chłopaka za koszulkę i wciągnęłam do pokoju. - Nie przeszkadzajcie sobie a my... bo my to sobie pójdziemy na siłownię. Co nie? Słoneczko?
- Acha Dziubku – przytaknął mi.
Chwyciłam ulubioną bluzę i pociągnęłam Colemana za sobą na korytarz.
- Widziałeś? W ogóle nam nie wierzą z tym chodzeniem - powiedziałam.
- Bo taka marna z ciebie aktorka, w ogóle się nie starasz.
- A kto nie kupił kwiatków? – przypomniałam.
- Nie będę wydawał na jakieś durne badyle, które i tak za raz zwiędną.
- Ale z ciebie sknera.
- Hej! A kto ci płaci za wyjazd?
- Ja tu pracuję.
- Ale mi praca.
- Powiedział ten co się zna na tym. Nawet nie wiesz jak muszę się z tobą męczyć i spierdoliłeś mi randkę! – zarzuciłam mu.
- Spędzanie czasu z takim zajebistym gościem jak ja jest dla ciebie męczące? Grzeszysz mówiąc coś takiego! I nawet udaję twojego chłopaka, jak ja się dopiero poświęcam. I nawet cię pocałowałem.
Prychnęłam.
- Że to coś to niby był pocałunek?
- No już ci mówiłem, trzeba było nie zaciskać zębów. Zresztą chodź tu... - Chwycił mnie nagle za rękę, popchnął na ścianę i zaczął zbliżać swoją twarz. – Zaraz ci pokarzę co potrafię.
- Błazen! – Odepchnęłam jego gębę.
- No chodź tu słoneczko, musimy poćwiczyć – droczył się ze mną.
- Spadaj!
Zaczęłam uciekać a Coleman mnie gonić. Śmialiśmy się jak idioci. Nigdy w życiu nie pomyślałabym nawet, że będę się jeszcze kiedyś tak beztrosko śmiała, i to przy Colemanie, a on przy mnie. Dobiegliśmy na siłownię. Chyba pierwszy raz rozmawialiśmy normalnie. Zmienialiśmy się stanowiskami a na koniec poszłam jeszcze na bieżnię. Zaczęłam rytmicznie biec i coś do mnie dotarło.
- O cholera!
- Co się stało? – zapytał Coleman.
- Właśnie się zorientowałam, że zapomniałam założyć stanik. - Mówiąc to szybko objęłam się rękami, zasłaniając swoje walory.
- No wiem. Od dłuższego czasu podziwiam widoki. Nie przeszkadzaj sobie dopiero zaczęłaś biec.
- Palant.
Zeszłam z bieżni, założyłam bluzę i usiadłam na ławce obok Colemana.
- Nee chyba już wystarczy. Już się uspokoiłam. Kiedy się wkurzę, ale tak solidnie to muszę się zmęczyć żeby się wyładować. Wysiłek mi pomaga. - Wyznałam szczerze i od razu zawstydziłam się tym. - Nie wiem czy to ma sens.
- Też tak czasem mam na boisku, na ringu czy na basenie – wyliczał chłopak. - Napędza mnie rywalizacja a jak ktoś mnie wkurzy mam wrażenie, że jestem jeszcze bardziej zdeterminowany żeby mu dokopać. A jak już wygram to wyluzowuję.
- A jak nie wygrasz?
- Ja zawsze wygrywam.
- Oczywiście, po co ja pytam?
- To ostatnio musisz często chodzić na siłownię? – zagaił Coleman.
- Częściej biegam czasem odwiedzam Mika – ugryzłam się w język mając nadzieję, że nie zarejestrował tego co powiedziałam ale było już za późno. Po co tyle wypiłam na tej kolacji?
- To kim jest dla ciebie ten Mike? Twierdzisz, że to nie twój chłopak ale przyssałaś się do tego gościa jak glonojad. Widziałem was, pamiętasz po tej imprezie urodzinowej Sam, z której uciekłaś taka wkurwiona... – z każdym kolejnym słowem wypowiadanym coraz to wolniej wyglądał jakby do niego docierało. - Aaa wysiłek cię uspokaja co? – zaśmiał się. - Czyli...
- Tak, tak seks też. Nie ma sensu zaprzeczać. Mike to naprawdę mój dobry kumpel, ale tylko się kumplujemy i czasem się pieprzymy. Skoro już to sobie wyjaśniliśmy, skończmy już ten temat raz na zawsze. I niech to zostanie między nami.
- A co ja z tego będę miał? – zaśmiał się co mnie na chwilę zmroziło.
"Kurwa jestem skończona" pomyślałam. Jak to się stało, że tak łatwo przychodziło mi wyjawianie swoich tajemnic, jeszcze przed kimś takim jak Coleman. Alkohol był ostatnio moim wrogiem.
- Poza tym okazuje się, że to naprawdę ciekawy temat. To dzisiaj ten Francuzik też miał być twoją terapią uspokajającą? – pytał dalej chłopak.
- A co niby mało mam stresów? Wkurzasz mnie na każdym kroku – poskarżyłam się na swój los.
- Ja też się mogę z tobą tak kumplować. Dwa w jednym. Mogę cię wkurzać i uspokajać ile tylko chcesz – poruszył przy tym zabawnie brwiami.
- To już wolałabym prochy. Chyba zwariowałabym po kilku dniach takiej terapii z tobą. – Zaśmiałam się, choć sama nie wiem jak to możliwe ale znów to robiłam.
Jego towarzystwo zaczynało mi mącić w głowie. Czułam się jak na huśtawce raz na górze, raz na dole, to złość, to śmiech. Paranoja.
- Na moim punkcie oczywiście – kontynuował żarty. - No to mam cię wkurzyć? Chcesz spróbować? – Przysunął się do mnie na ławce.
- Przestań. – Szturchnęłam go łokciem w bok.
- No dawaj co cię wkurza najbardziej? Że ja, to już wiemy ale co konkretnie? Wiem! Nienawidzisz jak nazywam cię "kotku" albo "słoneczko moje".
- Daj spokój jesteśmy na siłowni pójdę na bieżnię albo po prostu dam ci w mordę, to dopiero mi ulży. Idę spać, już późno a rano mamy znowu jakieś zabiegi, kosmetyczkę. Hannah chce mnie wykończyć a pojutrze sylwester muszę więc wyglądać zajebiście dobrze, żeby poderwać jakiegoś zajebistego Francuza i odstresować się jak nigdy! Po całym tygodniu z tobą, wyobrażasz sobie jak długo i porządnie będę się odstresowywać?
- Ale ja chcę ci pomóc, naprawdę! Możemy zacząć już teraz po co ci jakiś obcy facet jak masz mnie swojego chłopaka. No chodź tu słoneczko!
Zaczęliśmy się znów wygłupiać i wróciliśmy biegiem do swoich pokoi, wydurniając się w taki sam sposób jak wcześniej w drodze na siłownię. I znów nie dałam się złapać. I znów się śmiałam. Zanim zasnęłam zastanawiałam się jak on to zrobił? Potrafił mnie wkurwić i poprawić mi humor w jeden wieczór.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top