Czarny łabędź
Dobrą godzinę zajęło Mike'owi stworzenie flamastrem smoka na moich plecach i charakterystycznej osy na szyi. To było takie proste a wpadłam na ten pomysł dopiero dziś rano. Właściwie to założyłam swoje ciuchy, tylko podarłam plecy w koszulce żeby pokazać dzieło Mika. Dodałam punkowe kolczyki, czub na głowie ciężki makijaż i patrzyła na mnie w lustrze wykapana Liesbeth. No może nie jest to czarny charakter, ale coś pomiędzy. A co najważniejsze nie wymagało ode mnie załatwiania sobie specjalnie kostiumu.
Spotkałyśmy się u Hannah czy raczej Carrie. Jej przebranie było fenomenalne, jakby prawdziwa Carrie wyszła prosto z ekranu. Bladoróżowa sukienka i te miodowe włosy, wszystko ociekające krwią. Do Colemana poszłyśmy pieszo, w końcu to prawie po sąsiedzku. Muzykę już było słychać z oddali, ale w samym domu i wokół niego nie kręciło się jeszcze wiele osób. Weszłyśmy do środka... i ta chwila wymagała uwiecznienia! Przysięgam. Schodami sfruwała do nas z udawaną gracją, przerośniętych rozmiarów baletnica w białych rajtuzach i różowym kostiumie.
- Jak coś to jestem czarnym łabędziem, gdyby ktoś zapytał, tylko w czarny kostium się nie wcisnąłem – powiedział Coleman i stanął przed lustrem żeby poprawić swoje włosy spięte w kitkę na czubku głowy i wpiętą w nie stosowną ozdobę z piórkami.
- Proszę niech ktoś mi powie, że to sfilmowaliście – powiedziałam.
- O tak – odezwał się za moimi plecami zielonowłosy Joker, a właściwie to Ethan z telefonem skierowanym na chłopaka. – Nie możemy mu dać o tym zapomnieć.
W tym momencie Coleman odwrócił się od nas i schylił żeby poprawić swoje baletki. Na co wszyscy zgodnie się skrzywiliśmy.
- Pewnych rzeczy i obrazów niestety nie da się wymazać z pamięci – skwitowała Hannah.
Po godzinie rezydencja Colemanów pękała w szwach. Przyznaję, że obiło mi się o uszy, że imprezy tutaj bywały huczne i kończyły się już nie raz interwencją stróżów prawa ale bywanie na nich równało się z pewnym prestiżem, wręcz istnieniem w świadomości nastolatków z naszego liceum. Wokół słyszałam głosy, że ta impreza to jak zwykle wydarzenie roku a Coleman jest fenomenalny. Dziewczyny kleiły się do niego i podszczypywały.
Czasem po prostu wiesz, że już przegrałaś i dla mnie nadszedł właśnie taki moment. To była tylko kwestia czasu i kiedy około 23:00 zniknął na piętrze z dwiema laskami już wiedziałam, że po zawodach. Zaczęłam więc się rozglądać za białą czarownicą czyli Samanthą. Stała otoczona wianuszkiem wielbicieli i wielbicielek. Po chwili dostałam wiadomość: "rozgrzewaj usta, przegrałaś" i po chwili jeszcze jedną: "możesz wpaść zobaczyć na własne oczy a gdybyś nie chciała na dowód przesyłam zdjęcie". Tego niestety nie da się od zobaczyć. Stwierdziłam więc, że najwyższa pora sięgnąć po coś mocniejszego.
- Przegrałam Hann, zobacz – podsunęłam jej zdjęcie trójkącika jakie mi przesłał Coleman.
Zaczęła się śmiać.
- No raczej, ale szczerze nie miałaś szans, jemu żadna jeszcze nie odmówiła. Masz. – Podała mi drinka. – To ci się przyda. Poczekaj tu a ja poszukam Ethana, nie może tego przegapić!
- Przepraszam a po czyjej ty jesteś stronie?! – krzyknęłam za dziewczyną.
Po jakimś czasie pojawił się Coleman przebrany, cały w czerni i normalnych ciuchach, z uśmiechem triumfu na twarzy.
- Gdzie twoje rajtuzy? – zapytał go Ethan.
- Koleżanki mi podarły.
Zaczęli obaj chichotać jak dwie nieśmiałe pensjonarki.
- A nie mówiłem – zwrócił się do mnie zarzucając mi rękę na szyję. – Mówiłem przecież, że jestem tak zajebisty, że choćby w najdurniejszym przebraniu poderwę i przelecę jakąś nieznajomą laskę. I co?! Były nawet dwie na raz, obie nie z naszej szkoły!
- Daruj sobie szczegóły i tak moje oczy widziały dziś już zbyt wiele! – poskarżyłam się.
- To co? – Poklepał mnie po ramieniu. - Kolej na ciebie.
Chwyciłam kubek z ręki Hannah, która zmaterializowała się obok we właściwym momencie i wypiłam go na raz. Namierzyłam cel, odepchnęłam się od ściany, którą podpierałam i ruszyłam w obranym kierunku. Stwierdziłam, że najlepiej zrobić to szybko, z zaskoczenia i bez zbędnych ceregieli. Podeszłam do Sam chwyciłam ją za kark i zmiażdżyłam jej napompowane, krwisto-czerwone usta soczystym całusem. Nawet nie zdążyła zareagować. Kiedy się od niej odessałam stała oszołomiona i bez ruchu, z rozmazaną szminką.
- Eee chyba jednak wolę facetów – rzuciłam, odwróciłam się i odeszłam.
No cóż zgodnie z umową mogłam odzyskać „wolność" gdybym wygrała zakład a w razie przegranej Coleman zaproponował zrobienie sobie loda. Odpowiedziałam więc, że prędzej pocałuję Samanthę Theodor i tak wyszło.
Skoro już się tu pofatygowałam, postanowiłam zostać jeszcze trochę. Powłóczyłam się po domu. Zawsze gdy tylko trafiałam na Sam robiła się cała czerwona ze złości, rzucała wściekłe spojrzenia, odwracała się i uciekała w towarzystwie śmiechów. Chyba powinnam się domyślić, że nie zostawi takiej zniewagi od tak sobie ale promile nie sprzyjają szybkiemu kojarzeniu. Kiedy więc dopadła mnie przy basenie... no bo pieprzony Coleman miał przecież w swoim ogromnym domu też kryty basen, siłownię i pokój zabaw - jakkolwiek to brzmi ale taki z automatami, bilardem... tak czy siak, jakoś nie skojarzyłam faktu, że Sam zbliża się do mnie w konkretnym zamiarze. Popchnęła mnie i wpadłam do wody. Może to nic takiego, ale nie dla kogoś kto nie umie pływać.
Było wielkie "plusk" i nagle znalazłam się w wodzie. Zacisnęłam oczy. Dzięki alkoholowi we krwi i zaskoczeniu byłam totalnie zdezorientowana. Nie wiedziałam jak głęboko się znajduję, gdzie dno a gdzie powierzchnia. Może faktycznie mijały sekundy ale dla mnie to były długie minuty i tysiące myśli, które przebiegały przez umysł. Powietrze w moich płucach kończyło się. Zaciągnęłam się wodą jak tlenem, bo robisz to instynktownie kiedy zaczyna go brakować.
I znów wyświetlił mi się ten film a w nim korowód ludzi, którzy cokolwiek dla mnie znaczyli. Zobaczyłam rodziców, dziadków, Schelly, Clair, Mika, Hannah, nawet Colemana... Twarze migały szybko w scenach, w których miałam je okazję oglądać w życiu. Nie wiem czy tak działa umysł, który desperacko walczy o to żeby pokazać nam, że jest po co i dla kogo żyć, a może to podsumowanie życia jest takim pożegnalnym prezentem? Nie ważne co to było, ale nie widziałam złych chwil, tylko te dobre.
Wzięłam kolejny fałszywy wdech. Nagle uderzyło mnie jedno, że jest w życiu coś, czego jeszcze nie zrobiłam. Nigdy nikomu nie powiedziałam, że go kocham. Takie słowo nie istniało w moim słowniku. Czy to ostatni moment żeby zdecydować? Zacisnęłam mocniej oczy i podjęłam decyzję. Nie walczyłam, wręcz przeciwnie nareszcie poczułam ulgę, że nie złamałam danego słowa. Jedyne czemu byłam winna to temu, że odpuściłam. W tym momencie poczułam czyjeś ręce ciągnące mnie w górę.
"Nie!"
*
- Żałuj, że tego nie widziałeś, Sam wepchnęła tą wariatkę do basenu... – usłyszałem za plecami.
Postanowiłem zobaczyć to na własne oczy. Zostawiłem chłopaków zaśmiewających się z bzdurnych kawałów Fullera i poszedłem ciekaw tego jak rozwinęła się sytuacja. Pewno Vicat już okładała Sam i kto wie może urządzimy wybory miss mokrego podkoszulka?
Wokół basenu kłębiło się stado nawalonych nastolatków, rżących, pogwizdujących, pokazujących na wodę. Ktoś tam na pewno był, tylko dla czego nie wypływał? Nie ruszał się. Kurwa mać! Wskoczyłem do wody i zobaczyłem Vicat unoszącą się bezwładnie z zamkniętymi oczami. Pociągnąłem ją za sobą i nagle otwarła oczy, ale jej spojrzenie było przerażająco znajome. To było to puste, niewidzące spojrzenie kogoś, koto już puka do drzwi po drugiej stronie. Szarpnąłem mocniej żeby jak najszybciej wydobyć ją na powierzchnię. Ktoś pomógł ją wyciągnąć, czyjeś ręce pomogły mi wyjść na brzeg wszystko było takie nierzeczywiste, rozmazane, przytłumione dźwięki, krzyki dookoła ale pamiętam tylko swoje.
- Wynoście się! Wszyscy wnoście się stąd!
Vicat krztusiła się i wypluwała z siebie wodę. To wszystko mnie przeraziło i wkurwiło jednocześnie. Chwyciłem jakieś krzesło, które stało w pobliżu, zamachnąłem się nim i rzuciłem przed siebie żeby pokazać im, że nie żartuję dopiero wtedy powoli wszyscy zaczęli wychodzić. Kucnąłem przy tej kretynce, która wciąż wykaszliwała z całą mocą płuca.
- Co ty kurwa odpierdalasz?!
Chwyciłem ją za ramiona, potrząsnąłem nią wściekły i pociągnąłem tak, żeby usiadła i spojrzała na mnie. Jej wzrok był już przytomniejszy.
- Dlaczego nie wypłynęłaś?
- Nie... umiem... pływać... – wykrztusiła z siebie.
- Ale co to było?! Tkwiłaś tam bez ruchu? Czemu kurwa nie walczyłaś? Gdybym cię nie wyciągnął...
- Nie będę... ci za to... dziękować.
Puściłem ją jak oparzony. Opadła na plecy. W tym czasie przybiegli Hannah z Ethanem i oboje zajęli się przemoczoną wariatką.
*
Po lekcji pakowałam książki kiedy jedna mi upadła. Coleman niby przypadkiem kopnął ją przechodząc obok aż przeleciała przez całą klasę.
- Poważnie?!
Nie wiem co go ugryzło, to ja się o mało nie utopiłam, nie on. To mój telefon wylądował w serwisie. Wkurzał się na to, że zepsułam mu imprezę? Trwała dalej w najlepsze, z tego co słyszałam to do rana. Wszyscy uznali to za dodatkową atrakcję. Dziś na korytarzu mówili tylko o tym i obrzucali mnie tymi dziwnymi spojrzeniami. Tylko Samantha Theodor dyszała jak wściekły byk i nawet jej trzy centymetrowa tapeta na twarzy nie była w stanie ukryć purpury wstydu jaką się pokrywała na mój widok. Za każdym razem kiedy tylko mnie dziś mijała syczała w moim kierunku, że jeszcze się zemści i mnie zniszczy.
W stołówce niby przypadkiem mój wredny szef odsunął mi krzesło kiedy siadałam i gdyby nie refleks Hannah obiłabym sobie dupsko. Potem jeszcze szturchną kiedy piłam sok aż się nim oblałam. Co jest kurwa grane? Nie wytrzymałam i moja nieodżałowana, ulubiona sałatka z kurczakiem wylądowała na Colemanie.
Dziś ze szkoły wróciłam sama. Postanowiłam, że pójdę prosto do Colemanów z nadzieją, że skoro kretyn nie jest w humorze może będzie się gdzieś włóczył i wróci nieprędko, nie chcąc mnie już dziś oglądać.
- Dzień dobry pani Brown!
- Dzień dobry Monico! Nie przyjechaliście razem? - zapytała.
- To on już jest? A taką miałam nadzieję, że się rozminiemy - odparłam zawiedziona.
- Co wy dzisiaj tacy oboje nie w humorze? Ciężki dzień w szkole? A może kac trzyma jeszcze od soboty? – zapytała Rosie, puszczając mi oczko.
Odpowiedziała jej moja mina.
– Chodź, napij się z nami kawy zanim pójdziesz do tego diabła - zaproponowała.
Długo nie lubiłam kawy ale od chwili gdy dałam się złamać i wypiłam pierwszy kubek już nie odmawiam sobie tej przyjemności. Lubię ją w każdej postaci. Poszłam więc za Rosalie aby zaspokoić moje uzależnienie. Tą chwilę radości przebić mogła jedynie gorąca czekolada. Niestety nie mogłam tego dłużej odwlekać i w końcu musiałam iść na piętro. Zaczęłam jak zwykle od sprzątania bałaganu, którego Coleman zdążył już narobić od rana. W tym czasie mój szef siedział sobie w fotelu i grał w grę. Jak zwykle cała kanapa zawalona była ubraniami, które nosił wczoraj i tymi, które wyciągnął rano.
- Primadonna musiała się przebierać ze sto razy zanim zdecydował co założy na czerwony dywan – mruczałam pod nosem zbierając to wszystko.
- Przesuń się! Zasłaniasz mi! – denerwował się na mnie.
- Za chwilę! To nie moja wina, że jesteś gorszy niż baba z tymi ciuchami.
- Pić mi się chce, idź przynieś mi sok! Pomarańczowy! – rozkazał.
- Jak skończę!
- Pospiesz się!
Warczeliśmy na siebie.
- W pięć minut, nie uschniesz z pragnienia albo idź sobie po niego sam.
- Rusz ten tłusty tyłek do kuchni i przynieś mi sok! – zażądał.
- Przeginasz!
- Przecież taka była umowa. Zapomniałaś już, że służysz mi do końca roku? Pokazać ci umowę?!
Nie odezwałam się ale rzuciłam w niego rzeczami, które miałam w rękach i poszłam po ten cholerny sok. Oczywiście akurat sok pomarańczowy pił tylko ze świeżo wyciśniętych owoców ale pomyślałam, że nie ma tego złego... Mam okazję odstresować się przy tym zajęciu. Wróciłam na górę ze szklanką świeżutkiego napoju. Zamknęłam za sobą drzwi kopniakiem i podeszłam do chłopaka, którego mina wyrażała wielkie oburzenie i znudzenie jednocześnie.
- Możesz mnie nazywać jak chcesz i może jestem twoją służącą ale wiedz, że służąca to też człowiek. Nie musisz mnie traktować jak gówno. Popatrzył na mnie z tym swoim cynicznym wyrazem twarzy i uniósł kąciki ust wykrzywiając je na kształt uśmiechu.
- Nie muszę ale lubię.
Każdego dnie w jego towarzystwie ćwiczyłam swoją cierpliwość i wydawać by się mogło, że trening czyni mistrza ale daleko mi jeszcze do tego poziomu, chlusnęłam więc wyciskanym mozolnie sokiem w twarz Colemana. Zerwał się jak oparzony a jego mina i przekleństwa nie pozostawiały wątpliwości, że powinnam uciekać. Przemknęliśmy przez cały dom mijając zaskoczoną Rose i jeszcze bardziej zaskoczoną panią Brown. Dogonił mnie w salonie i chwycił za rękaw bluzy, który z trzaskiem puścił na szwach. Stanęliśmy zdziwieni i zadyszani na wprost siebie i kretyn zaczął się śmiać.
- Z czego rżysz debilu?! – ryknęłam. – Zniszczyłeś moją bluzę!
Role się odwróciły. Tym razem ja zaatakowałam. Wyprowadziłam cios ale niestety go zablokował. Wiem, że w starciu z nim nie miałam większych szans. Nie jednemu już wybił zęby i miał tam ten swój czarny pas w czymś tam, ale w tej chwili miałam to wszystko gdzieś, bo zniszczył moją ukochaną bluzę. Kiedy się już wściekłam kierowała mną furia, która nie oceniała realnie zagrożenia i bagatelizowała rozmiary Goliata , z którym miałam się zmierzyć. Chłopak zablokował moje ręce ale kopniaka się nie spodziewał, ani tego, że skoczę mu na plecy zaraz po tym jak udało mi się oswobodzić. Byłam taka wściekła, że zdołałam go nawet powalić na podłogę, po której turlaliśmy się aż pod nogi stojących w progu Rose, pani Brown i Anthonego Colemana. Cała trójka miała zdziwione miny i przekrzywione głowy, patrząc na nas zaplątanych jak precle.
- Co tu się dzieje? – zapytał w końcu ojciec Zacka.
Rozplątaliśmy swoje kończyny i wstaliśmy równocześnie, sapiąc jak dwa zdyszane psy.
- Zwalniam ją! – oznajmił młody Coleman.
- Akurat! – powiedziałam.
- Zwalniam i już! Ja cię zatrudniłem i ja zwalniam!
- Ale nie ty mi płacisz! – odparowałam.
- Słuszna uwaga – wtrącił starszy Coleman.
- Tato?!
Pan Coleman popatrzył na panią Brown, próbującą ukryć, że bawi się jak na dobrej komedii.
- Teraz to tato? – rzucił. - Chcesz żebym ją zwolnił?
- Tak!
- Bardzo? – zapytał przekornie.
- Tak! – powtórzył chłopak dysząc nadal z wściekłości i wysiłku.
- I właśnie dla tego, tego nie zrobię!
- Co?!
- Ile razy prosiłem cię o coś i miałeś to gdzieś albo robiłeś na przekór? Nie zwolnię jej bo tego chcesz. Pani Brown nie narzeka na Monicę, pracuje dobrze, prawda? – Tu spojrzał na panią Brown, która pokiwała głową na potwierdzenie. - Poza tym ma świetne oceny, jak i wszyscy, którym udzielała korepetycji. Sprawdziłem. Twoje oceny i frekwencja też się poprawiły a nad zachowaniem jeszcze popracujcie.
*
Kończyłam już pracę kiedy pojawiła się Hannah i porwała mnie na zakupy. Marudziłam bo nie jestem fanem takich wycieczek ale nie udało mi się jej od tego odwieźć.
Po chwili przemierzałyśmy już wzdłuż i w szerz centrum handlowe. Zagubiona gdzieś pomiędzy bielizną, butami a całą resztą rzuciłam:
- Ale wiesz Hannah, że ja ci nie bardzo pomogę w wyborze czegoś ładnego i kolorowego – mówiąc to spojrzałam znacząco po sobie.
- A wiesz co, że to nawet dziwne bo pamiętam cię jak nosiłaś sukienki i te wyszukane fry... – zamilkła w pół słowa. - Sorry wiem już, że nie bardzo lubisz wracać do przeszłości.
- No dobra. Mam taki jeden prawie fetysz – przyznałam się nieśmiało, co najmniej jakbym mówiła o jakichś erotycznych fantazjach. - Nie zrezygnowałam z dobrej jakości i ciekawej bielizny, lubię taką i chyba tylko w tym mogę ci pomóc wybrać coś interesującego.
Dziewczyna przymierzała kwieciste sukienki i białą bluzkę z szerokimi rękawami. Była kwintesencją stylu boho, jak więc łatwo sobie wyobrazić zderzenie tego kolorowego motylka ze mną... Krótko mówiąc wyglądałyśmy jak z innych bajek.
- Masz przymierz to. - Rzuciła we mnie kilkoma rzeczami.
W sumie czemu nie? Nasze przebieranki, wygłupy i salwy niekontrolowanego śmiechu sprawiły, że poczułam jakbyśmy cofnęły się do tych beztroskich lat, kiedy uczęszczałyśmy razem do szkoły tańca. Na głos tego nie powiem ale świetnie się bawiłam w jej towarzystwie. Po wszystkim mój żołądek przypomniał się błagalnie burczeniem o chwilę uwagi, poszłyśmy więc coś zjeść. Między jedną a drugą frytką postanowiłam, że chcę się zaprzyjaźnić z Hanną, ale tak naprawdę, chcę jej zaufać. Czy zasłużę sobie na jej zaufanie? Nie wiem. Zwłaszcza, że nie chcę i nie mogą ją wciągać w całe to gówno zwane też moim życiem. Ale czymś tam mogę się z nią podzielić.
- Po śmierci rodziców wyrzuciłam wszystko. Sukienki i całą resztę, bo przestało mi zależeć na takich bzdetach.
Hannah przegryzała kolejne frytki i mi nie przerywała.
- A później zaczęły mi rosnąć cycki i pojawiły się jeszcze inne powody. Dobrze się czułam w takich za dużych, luźnych rzeczach i tak już ze mną zostały, jak codzienny mundurek.
Dziewczyna zastygła z frytką w pół drogi i wypaliła:
- A co jest nie tak z twoimi cyckami? Widziałam cię przed chwilą w przymierzalni i powiem ci, że są całkiem niezłe, a wiem co mówię bo przyjaźnię się dwoma zbokami.
- Wiem Hannah moje cycki są zajebiste – powiedziałam to chyba za głośno bo kilka osób przy najbliższych stolikach się obejrzało.
- To po co ci te wielkie bluzy jak namioty?
- Bo to nie eksponaty. Pozwól więc, że ich widok zachowam dla siebie – mówiąc to wygładziłam przód bluzy. - Faktycznie za dużo czasu spędzasz z tymi zbokami...
- Chyba wiem co chciałaś powiedzieć – westchnęła. – Każdy radzi sobie na swój sposób, jedni swoje smutki maskują kolorowymi falbankami i piórkami a inni topią w za dużych bluzach.
- Ale od tej się odwal to moja ulubiona.
Zarzuciłam kaptur na głowę, podwinęłam rękawy i zrobiłam groźną minę.
Hannah zaśmiała się.
- Wiesz co może innych ten widok odstrasza ale mnie nie.
- Do tej pory nie narzekałam.
- Bo może ci, którzy cię nie znają widzą w tobie wariatkę, kogoś kto zadaje się z marginesem czy satanistami...
- Co?! – zapytałam zdziwiona robiąc głupią minę.
- Nie ważne, ale daj spokój ja cię widziałam w trykocie i tutu to... – Pociągnęła za mój rękaw. - Nie robi na mnie wrażenia. – I dalej się śmiała.
- Ha, ha, ha a śmiej się! Może z satanistami mi nie po drodze ale innych kolegów ci mogę przedstawić.
- Ok, innym razem. Ale się napchałam, skoczę do kibelka i idziemy?
- Zaczekam przy wyjściu.
Zapięłam się ciaśniej, potarłam ręce i schowałam je do kieszeni kurtki. Wieczorem było już naprawdę zimno. Rozejrzałam się wokół a za mną był jakiś mały sklepik z kadzidełkami i innymi orientalnymi pierdołami. Wpadł mi w oko jeden drobiazg na wystawie i zdążyłam zrobić zakup, tuż przed wyjściem Hannah.
- Dobrze się czujesz? Wyglądasz jakoś tak mizernie? – zapytałam.
- W porządku ale chyba trochę się przejadłam. Ty to masz spust Vicat. Ciężko dotrzymać ci kroku. Kurczak, frytki, hamburger i lody? – wyliczyła mi na palcach. - Ile ty masz żołądków?
- Pewnie z osiem jak Alf. Jak to mówią: lepiej mnie ubierać niż karmić.
- Zdecydowanie.
- Słuchaj to może spalimy trochę kalorii?
- Jakieś propozycje?
- Lubisz biegać?
- Teraz? - Hannah popatrzyła na swoje botki na obcasie.
- Jutro? – zaproponowałam.
- Zdzwonimy się.
*
Zwykle biegam wieczorem albo wczesnym rankiem, jeszcze przede szkołą. Jest wtedy spokojniej. Ostatnio, choć powodów do wyładowania nerwów mi nie brakowało, unikałam szwendania się w samotności po ulicach. Dzięki temu znów częściej chodziłam na siłownię, bo jak słyszałam jej właściciel "wujek" Bill już zaczął dopytywać o mnie. Ochrzcił się tak już pierwszego dnia kiedy się poznaliśmy. Pojawiłam się przed nim na sali treningowej z podbitym okiem bo zobaczyłam plakat z informacją, że organizują kurs samoobrony. Z miejsca wszyscy wzięli mnie za ofiarę przemocy domowej. Toteż wymyśliłam bajkę o braciach, którzy mnie tłuką ale nikt chyba w to nie uwierzył, zwłaszcza, że rzekomych braci nie dane im było nigdy poznać. Później już zawsze pilnowałam się, żeby nie pojawiać się tam z dziwnymi siniakami czy zadrapaniami.
Bill były bokser, poważany przez swoją klientelę miał aspiracje żeby ze swojego lokalu uczynić kulturalne miejsce, do którego ściągałyby rodziny, dzieciaki, młodzież ale okolica nie sprzyjała. Ćwiczyło u niego wielu podejrzanych typów Bill dlatego rozpuścił, że jestem jego siostrzenicą, żeby nikt się mnie nie czepiał. Zadomowiłam się tam. Kiedy nie miałam kasy pomagałam sprzątać, kiedy miałam płaciłam jak inni, no może z małą, dużą zniżką "dla uczniów". Trochę podpatrzyłam a czasem jakiś starszy "kolega" dla wygłupów pokazał mi parę swoich chwytów, które przydawały się gdy ktoś mnie zaczepiał.
Mimo wszystko stwierdziłam, że nie powinnam zaciągać Hannah w takie miejsce. Zaproponowałam, że pobiegamy. Spotkałyśmy się zgodnie z umową w sobotę przedpołudniem. Wieczorami wolałam nie ryzykować. Nie chciałam się w jakimś ciemnym zaułku natknąć na Tony'ego. Po tym jak ostatnio pokazał się u nas na klatce miałam ciągle wrażenie, że wszędzie go widzę. Twarze przechodniów na ulicy wydawały się do niego podobne. Naprawdę chwilami myślałam, że popadam w jakąś paranoję. Tłumaczyłam sobiem, że to przecież niedorzeczne, po co miałby mnie śledzić?! Wyobraźnia jednak nie odpuszczała.
Umówiłyśmy się z Hannah, że po wszystkim wpadniemy do niej. Biegałam tędy często ale nigdy nie przypuszczałam, że będę kiedyś gościem w domach z tej dzielnicy.
Mama Hannah, fascynatka wszystkiego co orientalne, europejskie, marsjańskie... po prostu inne, swój dom zamieniła w mieszankę wybuchową. Włoskie marmury egzystowały tu z tureckimi dywanami, francuskimi i kolonialnymi meblami, azjatyckimi wazami... Długo by wymieniać. Dla odmiany pokój Hannah był jasny i przestronny. Przypominał wnętrza w domu Zacka. Chyba dlatego wzrok przyciągała kolorowa ściana za biurkiem. Gdy podeszłam bliżej okazało się, że była praktycznie wytapetowana zdjęciami Hannah i jej rodziny, od zdjęć w kołysce, aż po bardziej współczesne. Na wielu fotografiach zauważyłam pana „Wspaniałego" tak dla odmiany uśmiechniętego albo robiącego głupie miny, jakich jeszcze nie widziałam i raczej nie zobaczę w jego wykonaniu.
- Patrz tutaj. – Hannah postukała swoim idealnie przypiłowanym i pomalowanym na jasny róż paznokciem. – Ważniak z ciastem na twarzy płacze, bo chwilę wcześniej wepchnęliśmy z Ethanem jego gębę w tort. To chyba były jego szóste urodziny. A tutaj była walka na spaghetti, a tu... – Pokazywała dalej. - Tu ja w stroju baletnicy.
- Hej! Pamiętam cię.
- Naprawdę?!
- Miałaś taki śliczny strój łabędzia w przedstawieniu, strasznie ci zazdrościłam zwłaszcza tej ozdoby z piór na głowie.
- Naprawdę mnie pamiętasz?! Tak ten strój był śliczny! Poczekaj, poczekaj... o tutaj w nim jestem. To zdjęcie zrobił mi Zack, zresztą jak większość z nich. Dawniej dużo fotografował.
- Dobry jest - przyznałam.
- Kiedyś chciał zostać fotografem i architektem, dużo też szkicował.
- Poważnie? Mówimy o tym samym Zack'u?
- A nie pamiętasz go? Często przyjeżdżał po mnie bo rodzice wozili i odbierali nas na zmianę z różnych zajęć. Czasem musiał czekać na mnie, kręcił się wtedy z nudów po szkole i przeszkadzał w zajęciach pstrykając wszystkim zdjęcia.
Pokiwałam przecząco głową. W tamtym czasie liczył się dla mnie tylko taniec. Kiedy byłam na parkiecie i grała muzyka byłam tak bardzo zatopiona w swoim świecie, że nie zauważyłabym chyba bomby, która wybuchłaby gdzieś obok.
Hannah pokazywała i komentowała kolejne zdjęcia.
- A tutaj... o Boże! Gdyby wiedział, że ci to pokazuję chybaby mnie zabił - Zack nago. Widok, za który laski ze szkoły oddałyby wiele.
Na zdjęciu były dwa małe bobasy w dmuchanym basenie. – parsknęłysmy jednocześnie śmiechem.
Miałam zostać na obiedzie, na zaproszenie mamy Hannah, postanowiłam więc skorzystać z gościnności koleżanki i jej prysznica oraz świeżych ciuchów. Nie chciałabym stanąć pierwszy raz przed panią Coleman w przepoconym dresie. Z drugiej zaś strony wzdrygnęłam się na samą myśl tego co Hannah dla mnie przygotuje.
*
Ciotka Laura zadzwoniła i umówiliśmy się, że wpadnę na obiad.
- Hannah jest u siebie?! – zawołałem do ścian.
- Jest u siebie z koleżanką – odezwała się ciotka gdzieś z kuchni. Niech zgadnę Vicat, ta znajda tutaj. Pomyślałem w drodze do pokoju kuzynki.
- Hej Hannah!
- Cześć Zack! – dobiegło gdzieś z garderoby.
- Mogę tu przeczekać do lunchu? Nie chcę żeby ta szarańcza, twoi bracia mnie dopadli.
- Rozgość się!
Drzwi łazienki się otwarły.
- Dzięki za ten prysznic... - W progu stanęła Vicat owinięta w różowy ręczniczek.
Był to niespodziewany ale przyznaję miły widok dla oka. Szybko oceniłem jej zgrabne nogi i zobaczyłem w całości tatuaż na lewym ramieniu. Zwykle spod rękawów wystawały jej tylko fragmenty tekstu, który mi przetłumaczyła i pojedyncze pióra. Okazało się, że ciągnęły się one przez całe ramię, wprost od małej spadającej postaci, gubiącej te pióra. Ikar?
- A ty co tu robisz?! – zapytała wyrywając mnie z zamyślenia.
- Głupie pytanie, odwiedzam kuzynkę! A ty co, nie masz wody w domu?!
- Biegałyśmy kiedy ty jeszcze smacznie spałeś – włączyła się Hannah wychodząc z garderoby z jakimiś ciuchami, którymi rzuciła do Vicat. – Łap! Powinny pasować.
- Co cię sprowadza kuzynku? – zapytała mnie. Ale zanim się odezwałem wtrąciła się Viacat.
- Hannah pozwól na chwilkę!
Rozsiadłem się wygodniej w fotelu i włączyłem TV.
- Nie masz czegoś mniej obcisłego? – pytała znajda.
- Wiedziałam, że tak powiesz. – Z garderoby dochodziły na przemian głosy dziewczyn.
- Popatrz jak to na tobie świetnie leży i jest w ciemnych kolorach, doceń to!
- Ten dekolt mnie rozwala, patrz jak się schylę to mi cycki wypadają!
- Aaa no tak te twoje zajebiste, cenne eksponaty...
- Odwal się!
- Monica a co powiesz na szpilki?
- Ale po co?
- No jak nie umiesz w nich chodzić...
- A co w tym trudnego? Chodziłam kiedyś.
- Jaki masz numer? Chyba będą na ciebie pasować. Wiesz co weź je sobie może ci się przydadzą.
- Zwariowałaś?
Boże one tak mogą cały dzień chyba zaraz usnę, chociaż raczej nie, nie przy ich ciągłym trajkotaniu.
*
- A gdzie ja niby miałabym w nich wyjść? – mruczałam pod nosem. Popatrzyłam na piękne zamszowe, czarne szpilki, zamknęłam oczy i je odwróciłam podeszwą do góry. Kurwa! Poważnie? Czerwona?
- Na mnie są za ciasne, co mi po butach, w które się nie wcisnę?
- No dobra, dzięki – skapitulowałam.
- Gotowa? To chodźmy Laura już pewno czeka.
Wyszłyśmy z garderoby, szło mi całkiem nieźle. Już prawie się wczułam w nowe buty, gdyby tylko nie ten cholerny, puchaty dywan, w który wkręcił mi się obcas. Wyrżnęłam jak długa i wylądowałam na kolanach tuż przed Colemanem. Co za wstyd! Zaczęłam się podnosić z podłogi ale Coleman nie przepuścił takiej okazji. Chwycił mnie za ręce, którymi oparłam się na jego kolanach, kiedy próbowałam wstać z klęczek i zamruczał:
- Vicat pochlebiasz mi ale może innym razem, jak zostaniemy sami.
Mój wzrok padł centralnie na jego rozporek.
- Że co?! – wrzasnęłam. – Ty niewyżyty dewiancie.
Pozbierałam się i wstałam.
- A w cholerę z tymi... – mamrocząc zrzuciłam buty, schyliłam się i założyłam swoje tenisówki.
- Vicat nie schylaj się tak bo ci te twoje zajebiste cycki wypadną – dorzucił debil. Wszystko słyszał. Chwyciłam pierwszą lepszą poduszkę z łóżka i rzuciłam w niego.
*
Pani Coleman swoim wyglądem przypominała chodzącą reklamę chirurgii plastycznej i kosmetycznej dwudziestego pierwszego wieku ale uśmiechała się do mnie przyjaźnie. Oczywiście przy okazji oślepiając swoimi nieskazitelnie białymi, równiutkimi licówkami.
- Mów mi Laura kochanie! – zaszczebiotała.
Ledwo zasiedliśmy do stołu usłyszeliśmy: „Hanno usiądź prosto bo garb ci wyrośnie". Właściwy sposób siedzenia zademonstrowała wypychając swe ogromne, zapewne sztuczne piersi. Hanno to, Hanno tamto chociaż dziewczyna siedziała spokojnie, nikomu nie przeszkadzając podczas gdy jej bracia prowadzili prawie bitwę na jedzenie, walcząc o uwagę starszego kuzyna. Kiedy tylko Zack obiecał im, że później zajrzy do ich pokoju żeby obejrzeć jakąś fortece, którą tam zbudowali uwinęli się z jedzeniem z prędkością światła i pobiegli szybko ulepszyć swoje dzieło.
- Hannah wspomniała, że jesteś półfrancuską kochanie – wywołał mnie nagle do tablicy głos pani Coleman.
- Yyy tak – zająknęłam się. - Po tacie.
- A czym się zajmuje?
- Aktualnie to nie żyje.
- Oj przepraszam.
- Mamo! – fuknęła Hannah.
- A skąd miałam wiedzieć. Nie opowiadasz mi zbyt wiele o swoich znajomych w ogóle nie rozmawiasz ze mną za często – zwróciła się do niej Laura.
- Nic się nie stało. Oboje rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Tata był programistą, mama nauczycielką – dopowiedziałam szybko.
- Pewno odwiedzasz rodzinę we Francji?
- Z tego co słyszałam odwiedziliśmy ich raz, byłam wtedy bardzo mała i niewiele pamiętam.
Było to trochę krępujące już dawno nie mówiłam obcym ludziom tyle osobie o ile w ogóle.
- To piękny kraj i ten ich język, znasz francuski?
- Tak ale już chyba trochę zapominam.
- Mogłabyś pouczyć Hannę, przydałaby jej się znajomość francuskiego. Wiesz tam jest tyle wspaniałych domów mody w tej branży to naprawdę przydatna umiejętność...
- Mówiłam ci już, że z TĄ branżą nie wiążę swojej przyszłości! – warknęła Hannah.
- Oj kochana masz zadatki, wystarczy kilka poprawek i...
- Miałaś chyba do mnie jakąś sprawę ciociu? – wtrącił znudzony brakiem zainteresowania Coleman.
- A tak, chodzi o reklamę...
- Wiedziałem! Znowu?!
- Kochany ale poczekaj aż skończę, chodzi o zapach dla młodego, energicznego, seksownego mężczyzny... no przecież jak dla ciebie! – trajkotała Laura.
- Cały ja! - przytaknął chłopak.
- No raczej! Zobaczyli twoje poprzednie zdjęcie, mówiłam im, że nie jesteś profesjonalnym modelem ale nie chcą nikogo innego!
- Wcale mnie to nie dziwi.
Szczebiotali jakby nadawali na tych samych narcystycznych falach. Coleman, że niby dawał się namówić za chwilę jednak mu się nie chciało, żeby tylko posłuchać peanów na temat swojego wyglądu. Kiedy padła kwota jaką mu proponowano o mało nie spadłam z krzesła i sama chciałam się zgłosić. W pewnym momencie wzrok kobiety padł na jej córkę.
- Hanno dokładka? Pamiętaj, że zbliżają się Święta i noworoczny bal charytatywny u Cuninghamów, oszczędzaj się bo znów będzie problem z sukienką!
Dziewczyna puściła trzymane sztućce z brzdękiem na talerz, w ślad za nimi rzuciła też serwetkę i wstała wściekła od stołu.
- No nie znów pokazujesz swoje humory, jak ty się zachowujesz przy gościach...
- W tym roku chyba nie damy rady – wtrącił szybko Zack.
- Jak to?
- No Hannah nic nie mówiła? Zarezerwowałem domek w Alpach, tym razem francuskich no mamy w końcu prywatnego tłumacza – spojrzał na mnie z chytrym uśmieszkiem. - Sprawdzimy nowe miejsce a słyszałem, że jest teraz popularne wśród młodych arystokratów, biznesmenów i całej rzeszy gwiazdek.
Oczy pani Coleman rozszerzały się i skupiła całą uwagę już tyko na chłopaku.
- Fantastycznie! Mam nadzieję, że poznacie jakichś ciekawych ludzi, nawiążecie kontakty no i oczywiście podszlifujecie język. A gdzie się wybieracie?
- Oj nazwa wypadła mi z głowy, wyślę ci później szczegóły mailem.
Podziękowałam i odeszłam od stołu prawie niezauważona. Poszłam szukać Hannah. Znalazłam ją w swoim pokoju, wychodziła z łazienki.
- Dobrze się czujesz? Bo jakoś blado wyglądasz.
- W porządku, zdenerwowałam się tym jej paplaniem. Tak w ogóle to przepraszam cię za nią.
- Ale nic się nie stało.
- Widziałam jak cię męczyła tymi pytaniami ale Laura jest jak lokomotywa nic jej nie zatrzyma, kiedy już się rozkręci to przejedzie po tobie...
- Daj spokój była ciekawa kogo przyprowadziłaś do domu. No a jak wypadłam? Myślisz, że mnie tu jeszcze kiedyś wpuści? Zwłaszcza jak przyjdę w tym "swoim wydaniu", no wiesz.
- Kochana – sparodiowała swoją matkę Hannah. – Jesteś półfrancuską, jak tylko jej o tym wspomniałam to mogłabyś przyjść tutaj z wytatuowanym fiutem na czole i przebrana za hot doga a potraktuje cię co najwyżej jak jednego z tych artystów dziwaków, z którymi ma na co dzień do czynienia.
- Nie mam w planie tatuować fiuta na czole ale martwi mnie, że w dziwnym kierunku idą twoje skojarzenia.
- A mnie to wcale, sama wiesz z kim się zadaję. – Zaczęła się śmiać.
- Ale nie chwaliłaś się, że czeka was niezła wycieczka.
- Bo też się dopiero dowiedziałam. – Zrobiłam głupią minę wyrażającą moje niezrozumienie. – Zack wymyślił to na poczekaniu, jak zwykle. Zagadał Laurę żeby dała mi spokój i żebym mogła się ulotnić, bez awantury. Jak widzisz wystarczy tylko wspomnieć jej o celebrytach, modzie, pieniądzach i sławie a będzie spijać z ust największe brednie jakie tylko Zack potrafi wymyślić. Już nie raz dała mu się nabrać ale jemu też wszystko z łatwością wybacza.
Przed wyjściem wpadłam jeszcze do łazienki po swoje ubrania. Mimo silnych perfum Hanny było lekko czuć nieprzyjemny zapach wymiocin. Przyszło mi coś do głowy ale mam nadzieję, że się mylę. Z drugiej strony nie znam jej, aż tak dobrze. Czasem nawet takie idealne i poukładane dziewczyny robią głupie rzeczy a może zwłaszcza takie dziewczyny?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top