pierwszy dzień


                  Yuta wyciągnął jedną z walizek. Kilka miało właśnie polecieć pocztą lotniczą, ponieważ nie zmieściłyby się na pokład statku razem z nim. Sicheng zabierał ze sobą swój cały koreański dobytek. Jakieś ładne parę lat, które tu spędził, teraz ciągnął za sobą do Chin. Nie było tak, że nigdy przedtem nie wyjeżdżał, odwiedzał swój dom więcej niż dwa razy do roku. Zwykle jednak pakował się w jedną małą walizkę, bo mówił, że większość rzeczy i tak ma u siebie. 

— Myślałem, że będzie tego więcej — powiedział Sicheng, patrząc na swoje pięć walizek, z których trzy gramolił za sobą Yuta. Była jeszcze spora sportowa torba na ramię i jakieś trzy pudełka, trochę nieduże. 

Jaehyun czekał na nich w aucie i miał na sobie ciemne okulary, które opadły mu z nosa, kiedy zaczął wgapiać się w cały bagaż.

— Mam nadzieję, że mój samochód to wytrzyma.

— Mam nadzieję, że ramię nie wyskoczy mi ze stawu — powiedział Yuta i zwrócił się do Sichenga z wyrzutem: — Co ty tam pakowałeś?

Sicheng spojrzał na niego, jakby to było oczywiste.

— Rzeczy — odparł. 

— Aha, no okej.

Jaehyun patrzył się, jak mocowali się z wkładaniem tego wszystkiego do bagażnika, otworzył sobie różowego lizaka i wzdychał co parę chwil w zniecierpliwieniu.

— Jest za gorąco, żeby tak stać bez klimatyzacji. Szybciej.

Yuta zdecydował się nie mówić mu, że był im potrzebny głównie, jako pomoc w pakowaniu, bo równie dobrze mogli zamówić ubera. Sami uporali się z bagażem, a potem Sicheng usiadł z przodu, a Yuta opadł na siedzenie z tyłu, spróbował się odprężyć i odzyskać utracone siły na kolejną turę przekładania z miejsca na miejsce dobytku Sichenga. 

Jaehyun na szczęście pomógł im przy odprawie bagaży, a potem jeszcze odwiózł Yutę do domu i postawił jakieś kanapki po drodze. Poczuł, że naprawdę go lubi, zwłaszcza kiedy kupił mu bąbelkową zieloną herbatę.

Wysiadł z samochodu, planując rzucenie się na łóżko i spanie, albo może oglądanie jakiegoś anime, ale Sicheng wyszedł z samochodu za nim. 

Odwrócił się w jego stronę i rzucił pytające spojrzenie.

— No wiesz, to tak jakby moje ostatnie chwile tutaj na dobre parę miesięcy — powiedział niewyraźnie językiem koreańskim, który być może był słaby, ale Yuty tak samo, więc nigdy nie potrafił jakoś specjalnie oceniać — Więc możemy dokończyć to anime, bo wiesz... jak wrócę... możemy zapomnieć co się działo i będziemy musieli zaczynać od początku.

— A co jeżeli to właśnie to niedokończone anime ma cię ściągnąć tu z powrotem? Może w takim razie nie powinniśmy go kończyć.

— Jak chcesz mogę pójść do domu - powiedział rozglądając się po pustej ulicy.

Zobaczył, że Jaehyun odjechał.

— Chodźmy dokończyć to anime — powiedział, poddając się szybko.

Weszli do małego apartamentu. Sicheng usiadł na kanapie i zaczął włączać telewizor. A Yuta nastawił wodę w czajniku elektronicznym. Wyciągnął z półki nad kredensem dwa kubki z zupką instant, a potem poszedł do łazienki i ubrał się w piżamę, ponieważ kto normalny chodził po domu, i to jeszcze wieczorem, w jeansach? 

Usiadł na kanapie obok Sichenga, który okręcił się kocem i patrzył w zatrzymany któryś z kolei odcinek wyświetlany na ekranie telewizora. Jakby nie mógł się doczekać. Kiedy Yuta wrócił do niego z pustymi rękami, zmarszczył brwi.

— Masz masło orzechowe?

Skinął głową.

— A chipsy?

— Jesteś odrażający — powiedział krzywiąc się.

Sicheng chyba to wiedział, bo tylko uśmiechnął się potulnie, przechylając głowę na jedną stronę i bardzo przyjemnym tonem powiedział:

— A przyniesiesz mi? — powiedział, chowając przy tym ręce w kokon, jaki zrobił sobie z koca.

Yuta podał mu cebulowe Laysy i słoik masła orzechowego, czując, że nie powinien. Wziął je od niego, a on nie chciał patrzeć na to co działo się potem, ale on odkręcił słoik i otworzył chipsy. Otwierał je zawsze ściskając dopóki nie pękną z hukiem i potem wyciągał jednego i maczał w zawartości słoika. 

— O rany.

Czajnik odwrócił jego uwagę od tego horroru i poszedł, aby zalać im obu instant ramen, który zawsze jedli, aby wczuć się w ten „japoński klimat". Na Yutę to nigdy zbyt nie działało, Korea nigdy i w żadnym miejscu nie zacznie mu przypominać Japonii. Choć chciał przez chwilę się zmusić. Żadna jednak restauracja ani święto nigdy go specjalnie nie przekonało.

Postawił jedzenie przed Sichengiem na ławie i włączając odcinek, zaczął powoli jeść swój ramen. Był trochę przejedzony, ale produkty instant miały w sobie to coś, że można było je jeść o każdej porze i we wszystkich sytuacjach.

Sicheng chrupał chipsy jeden po drugim, sprawiając, że Yuta miał trudności ze skupianiem się na fabule. Ponieważ myśl o cebulowym chipsie w maśle orzechowym była po prostu zbyt straszna. 

— Przeszkadzam ci? — zapytał miło Sicheng, zjadając kolejnego.

— Nie, co ty?

— To jest naprawdę dobre, wiesz?

— Super, zachowaj to dla siebie.

Nie widział, ale jakby usłyszał uśmiech w jego głosie. Taki złośliwy, który był też uroczy, ponieważ w końcu zdobił twarz Sichenga. Jego aparycja i słowo „złośliwy", jakby ze sobą się nie zgadzały. Ale Yuta już wiedział, że on to potrafił, droczyć się i być też niebłagalnym i trochę też się znęcał w granicach żartu, a czasami poza nimi. Może czasami nieświadomie.

— No weź, Yuta.

Poczuł jego rękę na swoim biodrze i już wiedział, że nie będzie tego lubił, że mu się to nie spodoba. Sicheng wyciągnął jeden palec i zaczął go kłuć w bok, bez litości. Yuta starał się nie reagować, ale nie miał na tyle siły. Zaczął się śmiać, a jego ręce odpychały Sichenga w desperackiej walce o powietrze.

Ale on był dziwnie silny i ogólnie dziwny, więc Yuta nie miał szans. 

Kiedy poczuł, że potrzebuje więcej powietrza niż jest w stanie wciągnąć i trochę spanikował, Sicheng go zostawił.

Leżał na kanapie, odzyskując oddech, a wtedy zobaczył nad sobą tego jednego chipsa w maśle orzechowym, który trzymał nad nim Sicheng i poczuł się dziwnie lekko. Nie wiedział jeszcze, czy był na granicy wymiotów, czy czego innego, ale kiedy Sicheng powiedział:

— Zjesz albo znowu cię zacznę łaskotać — Yuta pomyślał, że stawi tylko trochę oporu.

— Nie, weź, proszę — kiedy zobaczył, jak znowu chce go złapać za boki, odsunął się, jak w jakimś spazmie i poczuł, że jest w nim prawdziwa złość, ale nie potrafił jej wyrazić, więc, zamiast tego zaczął się śmiać.

Sicheng śmiał się z nimi, jego oczy stały się dwoma lśniącymi półksiężycami, a wargi rozciągnęły się w uśmiechu w kształcie serca, który był dziwny. Cały Sicheng był dziwny, to już ustalone. 

— Jestem... serio... zły — wydusił i poczuł irytację, ponieważ naprawdę był. Był zły.

Sicheng wpakował mu chipsa do buzi i Yuta ugryzł go, zanim zdążył zareagować.

— Fu... — zaczął mówić, ale potem poczuł smak, jaki miało to dziwne połączenie i spojrzał na Sichenga w zdziwieniu, które przekraczało ludzkie pojęcie.

Sicheng przedrzeźniał jego zdziwienie, wgapiając się w niego zarozumiale i krzywiąc i wsadził do buzi natychmiast kolejnego chipsa.

— Mówiłem, że dobre.

Yuta zjadł dwa chipsy, które dostał.

— Czemu jedzenie czegoś takiego jest legalne i czego to smakuje tak dobrze?

— Wszystko jest legalne.

— To wbrew konwenansom, to nie powinno tak być — zaczął protestować Yuta.

Sicheng wywrócił oczyma i dał mu następnego chipsa. Yuta nic nie mówił, ale jadł jednego za drugim. Potem Sicheng dał mu obydwa pojemniki, aby przyrządzał sobie jedzenie sam i zaczął jeść swoje ramen.

— Podoba ci się to anime? — zapytał Yuta przy przedostatnim odcinku, kiedy było już za późno.

— Tak — odparł Sicheng, zadowolony i najedzony.

To anime było naprawdę słabe. I chyba oboje o tym wiedzieli.

— Mi też — odparł Yuta.

Tani głupi szkolny romans z milionem ślicznie narysowanych postaci i trzema papierowymi osobowościami, których nie dało się rozdzielić pomiędzy bohaterów po równo. 

Kiedy włączyły się napisy i końcowa piosenka po ostatnim odcinku, Yuta zaczął nieświadomie ją nucić. Znaczy, nieświadomie, dopóki nie zauważył, że Sicheng też ją nuci. O wiele gorzej, ponieważ on nawet nie znał japońskiego. Popatrzyli się na siebie i zaczęli śmiać.

— Pora spać.

— Zostaję dzisiaj.


NOTKA: każdy rozdział będzie miał po 1270 słów, BO WIECIE, co będzie trudne, bo jak się zmieścić. Znaczy tekst właściwy będzie miał, bo moje beznadziejne notki pod spodem się już nie liczą. Czy to MOJE OTP???????? czemu ja to sobie robię, jeszcze nigdy nie pisałam o OTP. wiecie ja ich nie znam i oni wgle, to przepraszma czy co.

WGLE JAK CO TO HYUKOH to najlepsza muzyka koreańska, jest w mediach i.


jednak 

ITS REAl

ale nadal ty wiesz




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top