Rozdział 2 - Przydatna makulatura

Choć Kageyama nie przepadał za deszczem, dziś miał ochotę ucałować spikera, który w porannej prognozie pogody zapowiedział burzę. Jego matka – wręcz przeciwnie. Gdyby mogła, przepaliłaby ekran wzrokiem. Kageyama Noriko, podobnie jak jej syn, potrafiła być potwornie straszna, gdy się wściekała. Zimne spojrzenie jej ciemno-niebieskich oczu zmusiło do ucieczki niejednego faceta – w tym ojca jej dziecka, który zostawił ich, gdy Tobio miał cztery lata. Kageyama nie uważał, by była to wielka strata. Jego matka była wystarczająco twarda i bezwzględna, że spokojnie mogła robić za dwóch ojców. Gdyby nie duży jędrny biust, smukła figura i obcięte na boba czarne włosy, Kageyama wątpiłby, czy naprawdę była kobietą. Czasami zachowywała się zdecydowanie zbyt męsko.

Tak jak teraz, gdy z żyłką pulsującą na czole czytała SMSa.

- Niech to szlag! – rzuciła, brutalnie zamykając klapkę telefonu – Tsugumi też widziała prognozę pogody. Nie będzie dzisiaj treningu koszykówki. Od początku mówiłam, że trzeba było wynająć salę. Ale nie! „Nori-chan, to początek wiosny! Taka piękna pogoda, możemy grać na zewnątrz"! – przedrzeźniła głos najlepszej przyjaciółki – Ech, jak dobrze że rok szkolny już za kilka dni. Co prawda znowu będę musiała użerać się z tymi gówniarzami, ale przynajmniej będę miała nieograniczony dostęp do sali gimnastycznej.

Noriko pracowała w podstawówce jako nauczycielka wuefu, a mówiąc o „tych gówniarzach", miała na myśli uczniów.

Spojrzała podejrzliwie na syna.

- Ty coś się nie burzysz, szczeniaku. – zauważyła, unosząc brew – Dziwne. Skoro Twój telefon zawibrował, to znaczy, że dostałeś podobną wiadomość, co ja. A mimo to nie jesteś zły. Normalnie wpadasz w szał, gdy nie możesz sobie pograć w swoją ukochaną siatkówkę.

Miała rację. Ennoshita rzeczywiście przysłał mu SMSa z informacją, że odwołują trening. Na czas marcowych wakacji sala Karasuno przechodziła remont, więc mogli grać tylko za zewnątrz. Normalnie Kageyama rwałby sobie włosy z głowy, że z powodu cholernej pogody trening przejdzie mu koło nosa, ale gdy przypomniał sobie, jak wyglądały dwa ostatnie treningi, odczuł ulgę. Odkąd usłyszał przepowiednię, nic nie było takie samo.

Zacisnął dłonie w pięści. I pomyśleć, że przez durną wróżbę, cieszył się z odwołanej siatkówki. To skandal!

Uświadomił sobie, że matka patrzy na niego wyczekująco, więc wzruszył ramionami.

- Jeszcze parę dni i będę miał treningi codziennie. – burknął – Jak raz sobie nie pogram, nic się nie stanie.

Noriko posłała mu spojrzenie w stylu: nie wiem, co próbujesz mi wmówić, ale tego nie kupuję.

- Jest już poczta? – spytał, by odwrócić jej uwagę.

- Rusz tyłek i sprawdź. Chyba że wolisz zamienić się ze mną i zrobić śniadanie.

Nie potrafił zrobić śniadania i dobrze o tym wiedziała. Niechętnie podniósł się i z dłońmi w kieszeniach spodni poczłapał w kierunku drzwi wejściowych.

Chociaż obiecał sobie, że już nie będzie się tym martwił, po raz kolejny wrócił myślami do przepowiedni. Odkąd ją usłyszał minęły dwa dni... dwa dni i dwa treningi. Pierwsze spotkanie z kolegami po incydencie w parku rozrywki poszło całkiem gładko – jakimś cudem przekonał ich, że nie ma się czym przejmować („już nawet nie pamiętam, co wylosowałem, więc dajcie mi spokój) i jak gdyby nigdy nic zabrał się za ćwiczenie serwów. Po pół godzinie ćwiczeń zapomnieli, że w ogóle się o niego martwili. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie kłębiące się w Kageyamie uczucia. Każda godzina spędzona w towarzystwie Hinaty upewniała go w przekonaniu, że coś się zmieniło. Wystarczył niewielki impuls, a tracił głowę. Zupełnie jak wczoraj.

Dzień wcześniej, około jedenasta rano...

- Co ty wyrabiasz, kretynie?! To nie był mocny serw!

Hinata, który już trzeci raz zepsuł odbiór zagrywki, posłał mu wściekłe spojrzenie.

- Wszystko przez wiatr. – tłumaczył się – Nawet ty byś sobie nie poradził, Bakageyama!

Para buchała z nozdrzy rozgrywającego, jak u wściekłego byka.

- Nie waż się używać pogody jako wymówki! Nie miałbyś tego problemu, gdyby Twoja postawa była poprawna.

- Tak szczerze, to myślę, że Hinata ma rację. – wtrącił Ennoshita – Ten wiatr robi się naprawdę uciążliwy.

Kageyama, w głębi siebie, też to wiedział. Z powodu braku dostępu do sali gimnastycznej ćwiczyli na łące nieopodal szkoły. A sposób w jaki przyczepione do siatki antenki chybotały się na prawo i lewo, był jednoznacznym dowodem, że wiatr istotnie stanowił problem. Rozgrywający nie zamierzał jednak łatwo odpuścić – był zbyt uparty.

- Pokażę Ci, jak to się robi. – oznajmił rudemu – Tanaka-san, zaserwuj teraz na mnie!

Łysy westchnął ze zrezygnowaniem, po czym posłał zagrywkę w kierunku Kageyamy. Gdy tylko piłka minęła siatkę, została porwana przez mocniejszy powiew wiatru, poszybowała w lewo i wylądowała trzy metry poza boiskiem. Rozgrywający obserwował ją z miną głupka.

- No to mu pokazałeś. – zakpił Tsukishima.

Kageyama wiedział, że przegrał tę rundę. Szarpnął głową, wydając z siebie lekceważące „Pff!".

- Chyba nie mamy wyjścia. – powiedział Ennoshita – Zrobimy sobie przerwę.

Zaszyli się pod drzewami i zaczęli wyciągać z plecaków pakunki z lunchem. Kageyama usiadł, oparł głowę o pień, zamknął oczy i wziął głęboki oddech. Chociaż chwilę temu był wściekły, teraz czuł jedynie spokój. Otoczenie dobrze na niego działało. Lekki wietrzyk łaskotał go w policzki, a wokół słychać było szum liści szykującej się do kwitnienia sakury.

Spokój został jednak zakłócony przez czyjeś kroki. Zmierzająca w kierunku Kageyamy osoba nie wiedziała, co to subtelność – łomot uderzania butów o ziemię świadczył o dużej nadpobudliwości właściciela. Rozgrywający nie musiał otwierać oczu, by ustalić, kto to.

- Jesteś za głośny nawet wtedy, gdy nic nie mówisz. – parsknął.

Hinata rzucił w niego czymś twardym. Przedmiot trzepnął Kageyamę prosto w jaja.

- Hinata, ty sukin...

Urwał, gdy otworzył oczy i zobaczył, co w niego trafiło. Było to starannie owinięte kolorową chustą bento. Rudy wyszczerzył zęby.

- To dla Ciebie. – oznajmił, puszczając Kageyamie oko – Nawet jeśli jesteś głupkiem.

Zapach domowego jedzenia wypełnił nozdrza rozgrywającego.

- Burgh! – posłał w kierunku Hinaty niewyraźny bełkot.

Była to jego wersja „dziękuję".

- Ależ proszę bardzo! – odparł wesoło niski środkowy.

Wnętrze bento okazało się być po brzegi wypełnione curry – ulubioną potrawą Kageyamy. W myślach krzycząc komplementy pod adresem Hinaty, rozgrywający zabrał się za jedzenie. Ach... niebo w gębie!

- Który to już raz? – Tsukishima zwrócił się do rudego – Tak często robisz królowi obiadki, że mógłbyś być jego żoną.

O mały włos a Kageyama udławiłby się ryżem. Hinata był jednak zbyt zajęty posyłaniem okularnikowi morderczych spojrzeń, by to zauważyć.

- P-po pierwsze nie robiłem tego sam, bo mama mi pomagała! – wyrzucił z siebie, wymachując pięścią w kierunku Tsukishimy – A-a po drugie mama Kageyamy pojechała na obóz i wraca dopiero dziś wieczorem i... i... i nie chciałem, by ten głupek przez tydzień jadł tylko żarcie na wynos!

Rozgrywający dziękował Bogom, że rudy nie patrzył teraz w jego stronę. Całkiem możliwe, że błogość, która wypełniła serce Kageyamy, była widoczna również na jego twarzy. A w żadnym wypadku nie chciał, by ktokolwiek wiedział, jak się teraz czuł. Zagryzł zęby.

Nie chciał pamiętać o tej durnej wróżbie. Naprawdę robił wszystko, by o niej zapomnieć. A mimo to nie mógł powstrzymać myśli, że choć Hinata przez większość czasu doprowadzał go do szału, niektóre działania rudego wprawiały w absolutny zachwyt.

Nie powinienem... – skarcił samego siebie Kageyama – Nie powinienem cieszyć się jak głupi, tylko dlatego że ten kretyn pomyślał, by przynieść mi lunch. Nawet jeśli nikt wcześniej tego dla mnie nie zrobił. Nawet jeśli to tak cholernie miłe i bezinteresowne...

- A po trzecie, - usłyszał głos Hinaty – nie przyniosłem lunchu tylko dla Kageyamy. Mam też bento dla Yachi-san.

Z uśmiechem podał pudełko niskiej blondynce.

- Yachi-san zawsze częstuje obiadem mnie i Kageyamę, gdy uczymy się we trójkę. – oznajmił, lekko się rumieniąc – Pomyślałem, że to dobra okazja, by się odwdzięczyć.

- Dzięki, Hinata. – odparła Yachi, nerwowo pocierając kark.

Kageyama poczuł w klatce piersiowej nieprzyjemny skurcz. Z wysiłkiem przełknął kawałek mięsa i wbił wzrok w ziemię.

To nie tak, że było mu przykro, czy coś w tym stylu. Co z tego, że Hinata przygotował lunch także dla Yachi? Była nie tylko ich koleżanką, ale też swojego rodzaju „wybawczynią". Rudy słusznie wywnioskował, że należało odwdzięczyć się za obiady i pomoc w nauce. Gdyby Noriko była w mieście, Kageyama zrobiłby to samo.

Ścisnął pałeczki tak mocno, że o mały włos a przełamałby je na pół. Nie był zły na Yachi, a mimo to nie potrafił powstrzymać gorzkiego żalu, że rudy jednak nie przygotował lunchu specjalnie dla niego. To zrodziło kolejną niepokojącą myśl.

Nadmierna ekscytacja z otrzymania lunchu już była dziwna. Ale wpadanie w depresję, bo taki sam lunch dostała koleżanka, którą obaj szanujemy i lubimy, w żadnym wypadku NIE jest normalne.

Podczas gdy Kageyama zmagał się z własnymi myślami, Nishinoya zwrócił się do Hinaty.

- Kuźwa, Shoyo, ale Ci fajnie, że możesz jeść obiady zrobione przez dziewczynę! – wyrzucił z siebie podekscytowanym głosem.

- Może Yachi-san mogłaby czasami zrobić lunch także dla mnie i dla Noyi? – zapytał z nadzieją Tanaka – My też zrobimy Ci lunch, jeśli się zgodzisz!

Spojrzeli wyczekująco na menadżerkę. Yachi jakiś czas nic nie mówiła. Zdaniem Kageyamy zastanawiała się, jak duże jest ryzyko, że burzliwe uczucia łysego i libero przeniosą się z Shimizu na nią. Musiała poczuć się bezpiecznie, bo oznajmiła z nieśmiałym uśmiechem:

- Cóż... n-nie mam nic przeciwko.

Tanaka i Nishinoya wydali z siebie triumfalny okrzyk.

- Na waszym miejscu nie liczyłbym na zagarnięcie uwagi Yachi-san. – odezwał się Tsukishima ze złośliwym uśmieszkiem – Ona jest przyzwoitką króla i kurdupla.

Ennoshita zakrztusił się herbatą, a gdy tylko odzyskał oddech, zaczął cicho chichotać. Yamaguchi zareagował podobnie. Natomiast Tanaka wpadł w szał.

- Tsukishima, ty sukinsynie! Jak śmiesz obrażać Yachi-san?! – zaryczał z mordem w oczach.

- Właśnie, właśnie! – krzyknął zza jego pleców Hinata – N-nie waż się obrażać Yachi!

- Nie masz wstydu?! – zawył wściekle Nishinoya – Jakim trzeba być dupkiem, by dokuczać dziewczynie!!!

Sama Yachi wydawała się skonsternowana ich agresywną reakcją.

- Ale... przecież Tsukishima-kun mnie nie obraził? – odezwała się niepewnie.

Okularnik pokręcił ze zrezygnowaniem głową.

- Nie przejmuj się, Yachi-san. – rzucił, wzdychając – Mogłem się tego domyślić... Te nieuki nawet nie wiedzą, kto to jest przyzwoitka.

Trójka krzykaczy oblała się rumieńcem.

- S-skąd możesz wiedzieć, że nie wiemy? – spytał Tanaka, starając się brzmieć pewnie.

Okularnik przewrócił oczami.

- Bo gdybyście wiedzieli, zajarzylibyście, kogo tak naprawdę obraziłem.

Spojrzał wymownie na Hinatę i Kageyamę.

Nishinoya rozpaczliwie starał się ocalić sytuację.

- Przestań nie doceniać swoich senpaiów, Tsukishima! – oświadczył, dumnie wypinając pierś – Od czasu korepetycji z Ennoshitą, nasz zasób słów znacznie się powiększył. Oczywiście, że ja i Ryu wiemy, co to jest przyzwoitka. Shoyo też wie. Prawda, Shoyo?

- T-t-taaaak! – odparł Hinata – Jaaasne, pewnie, że wiem!

Gdy tylko Tsukishima zajął się lunchem, libero zagarnął głowy łysego i rudzielca, po czym zwrócił się do nich konspiracyjnym tonem.

- No dobra... no to... co to jest ta cała „przyzwoitka"?

- Skąd niby mam to wiedzieć! – syknął Tanaka – Myślałem, że ty wiesz!

- To pewnie jakieś słowo pochodzenia obcego. – zastanawiał się głośno Hinata – Kageyama, ty wiesz?

Rozgrywający zmarszczył brwi. Po prawdzie, nie miał pojęcia. Podobnie jak oni, z początku założył, że to obraza skierowana do Yachi. Jednak jeśli głośno przyzna, że nie wie, wszyscy dowiedzą się, że jest tak samo tępy jak ta trójka przed nim.

- Oczywiście, że wiem! – oświadczył aroganckim tonem.

- Serio?! – wszyscy trzej spytali jednocześnie – No to powiedz!

Był przygotowany na taką sytuację.

- Nie ma mowy! Co ja jestem, słownik? Nie chce mi się tłumaczyć czegoś tak oczywistego. Jak tak bardzo chcecie wiedzieć, to sprawdźcie sobie w internecie!

Otoczyła go fala rozczarowanych jęków i wyzwisk.

- Jezu, czasami jesteś takim dupkiem!

- Zero szacunku dla senpaiów!

Seria rozżalonych komentarzy trwała jeszcze dobrych kilka minut. Gdy się skończyła, Hinata, jak gdyby nigdy nic, usiadł obok Kageyamy i zaczął jeść lunch. Rozgrywający zapomniałby o całej sprawie, gdyby nie Tsukishima, który nie wiedzieć czemu, patrzył na nich z tym swoim charakterystycznym kąśliwym uśmieszkiem. Kageyama nie potrafił czytać w myślach, ale miał wrażenie, że doskonale wie, jakie słowa uformowały się w głowie okularnika:

Gdybyś naprawdę wiedział, co to jest „przyzwoitka", nie byłbyś taki spokojny.

W efekcie Kageyama czuł się głupio przez resztę dnia.

Obecnie...

Poczta zdążyła dotrzeć, co nieco poprawiło mu humor - przynajmniej nie wstał od stołu na darmo. Niosąc pod pachą owinięty folią pakunek, skierował się do kuchni. Miał nadzieję, że zawartość przesyłki choć na chwilę oderwie jego myśli od pewnego nadpobudliwego rudzielca.

W paczce były magazyny, które prenumerowali on i Noriko. Dla niego gazety o siatkówce, dla niej – o koszykówce. Czytanie przy śniadaniu należało do sobotniej rutyny. Noriko specjalnie zażyczyła sobie, by przysyłano gazety w ten właśnie dzień. Wtedy nie musiała śpieszyć się do pracy i mogła spokojnie zagłębić się w nowinkach na temat NBA. Kageyama uważał za błogosławieństwo, że jego matka uwielbiała sport tak bardzo, jak on. Jedynym czego nie potrafił zrozumieć był fakt, że wolała koszykówkę od czegoś tak rewelacyjnego jak siatkówka (co zresztą od zawsze było przedmiotem ich kłótni). Cóż, nie można mieć wszystkiego.

Śniadanie nie było jeszcze gotowe, więc został zmuszony do tymczasowego odstawienia paczki. Kusiło go, by otworzyć ją już teraz, ale wtedy jak nic zostałby zrugany za brak dobrych manier. Między nim i matką panowała niepisana zasada, że nie miał prawa tknąć swoich gazet, dopóki ona nie zacznie czytać swoich.

Wzdychając, zajął miejsce. Normalnie te kilka minut czekania nie stanowiłoby dla niego problemu. Z tym że dzisiaj naprawdę potrzebował gazet, by oczyścić umysł. Miał wrażenie, że jeżeli zaraz nie zagłębi się w artykule o serwach lub wystawach, ponownie utonie we wspomnieniu wczorajszego dnia. A właściwie było za późno, bo już w nim tonął...

Myślał o sytuacji z lunchem... a także o kilku innych sytuacjach. Coraz więcej było takich sytuacji – sytuacji w których miał wrażenie, że jego uczucia do Hinaty były związane z czymś innym niż tylko zwykłe przywiązanie.

Ale przecież od incydentu w Parku Rozrywki minęły dopiero dwa dni! Może potrzebował więcej czasu, by pozbyć się niewygodnych uczuć? Może burza w jego głowie sama ucichnie, gdy upłynie kilka tygodni? Z drugiej strony... a jeśli nie?

Miał przynajmniej tyle szczęścia, że jego problemy w żaden sposób nie wpłynęły na siatkówkę. Grał tak jak zwykle. Gdyby było inaczej, chyba zapisałby się na terapię!.

Noriko postawiła na stole talerz z kanapkami. Plasterki pokrojonej rzodkiewki skojarzyły się Kageyamie z okularami Tsukishimy. Zacisnął dłoń w pięść.

To wszystko wina tego sukinsyna! – pomyślał ze złością – Zawsze musi się wymądrzać! Najpierw to gadanie o podświadomości, a potem ten głupi komentarz, że niby Hinata jest moją żoną. Z tą „przyzwoitką" też pewnie chodziło o coś okropnego... grr! Gdybym tylko wiedział, co znaczy to słowo!

Zamarł, bo przyszedł mu do głowy pewien pomysł. Kątem oka zerknął na matkę. Właściwie... dlaczego nie miałby jej zapytać? Skończyła studia. Jest mądrą kobietą i na pewno zna dużo trudnych słów. Zapytanie jej to dobry pomysł. Tylko jak, u licha, ugryźć temat, nie robiąc z siebie idioty?

Rozsiadł się wygodniej na krześle i starając się nadać twarzy wyraz całkowitego lekceważenia, wpatrzył się w swoje paznokcie. Tak zwykle wyglądał Tsukishima, gdy zamierzał zadać inteligentne pytanie.

- Co to, kurwa, znaczy „przyzwoitka"? – rzucił w stronę matki.

Noriko odstawiła kubek z kawą i posłała mu chłodne spojrzenie.

- Co proszę? – spytała ostrym tonem.

Wyprostował się i gwałtownie uderzył dłońmi w blat stołu.

- Wiedziałem! To coś brzydkiego, prawda?!

Uniosła brew i uśmiechnęła się złośliwie.

- Nie, po prostu zdziwiłam się, że mój pół-główkowaty syn znalazł w swoim słowniku miejsce dla tak staroświeckiego słowa.

Zaczerwienił się i zagryzł zęby.

- Nie znalazłem i dlatego pytam. – wycedził, za wszelką cenę starając się powstrzymać wybuch – Czy mogłabyś mi powiedzieć, co to znaczy... proszę?

Miał cichą nadzieję, że była dzisiaj w dobrym humorze i bez żadnych dodatkowych pytań zechce spełnić jego prośbę.

Noriko wpatrzyła się w kubek z kawą, po czym wzruszyła ramionami.

- Najprościej mówiąc, przyzwoitka to osoba, która towarzyszy chłopakowi i dziewczynie, by do niczego między nimi nie doszło.

Po tych słowach, jak gdyby nigdy nic powróciła do jedzenia śniadania. Kageyama nie był pewien, czy zrozumiał.

- Do niczego... to znaczy... do czego?

Spojrzała na niego z takim wyrazem, jakby był skończonym idiotą.

- To raczej oczywiste! – burknęła – Jak myślisz, w jakim celu chłopak zabiera dziewczynę na spacer?

- Żeby z nią porozmawiać?

Parsknęła.

- Jesteś naiwny jak zasrany czterolatek. No dobrze, mój niewinny synusiu... dowiedz się, że gdy chłopak zabiera dziewczynę na spacer, a zwłaszcza dziewczynę, którą lubi, to robi to w następującym celu: żeby się całować, obściskiwać, bądź uprawiać seks. Czego oczywiście nie zrobi w obecności osoby trzeciej, czytaj przyzwoitki. Teraz łapiesz?

Załapał i wywołało to w jego głowie prawdziwy sztorm.

Niemożliwe... po prostu niemożliwe! A zatem chodziło o to, że gdyby nie Yachi-san... gdyby nie obecność Yachi-san, to on i Hinata całowaliby się, obściskiwali i UPRAWIALI SEKS?! Niech to szlag!

Ten gnojek Tsukishima... tym razem przegiął! Co on sobie wyobraża, by żartować sobie z nich w podobny sposób?

Ale z drugiej strony, nie wziął sobie tego wniosku z powietrza. – odezwał się cichy głosik w głowie Kageyamy – Wcześniej robił sobie jaja z wielu rzeczy, ale nigdy nie sugerował, że ty i Hinata jesteście parą. Skoro nagle zaczął się nabijać z waszej zażyłości, to pewnie ma ku temu realny powód. A przypominam Ci, że nie widział Twojej przepowiedni, więc to nie tak, że za wszelką cenę próbuje dopasować do niej rzeczywistość.

Kageyama zbladł. Cholera, było coraz gorzej. Kierunek, w jakim zmierzały jego myśli, coraz mniej mu się podobał.

- Zacznij być choć trochę ogarnięty, dzieciaku. – wyrwał go z zamyślenia głos Noriko – W tym tempie stracisz dziewictwo po trzydziestce.

Wściekle sapnął i posłał matce spojrzenie zarezerwowane dla najgorszych wrogów. Nie zrobiło to na niej wrażenia.

- Nie patrz tak mnie! – prychnęła, biorąc łyk kawy – Mówię to dla Twojego dobra. Pewnie nawet nie wiesz, co to jest prezerwatywa...

Jego głowa była gorąca jak czajnik ze wrzącą wodą.

- W-w-wiem, co to jest prezerwatywa! – wyrzucił z siebie, z każdą sekundą coraz bardziej czerwony.

Noriko przewróciła oczami.

Kageyama nie mógł się zdecydować, czym jest bardziej zbulwersowany – złośliwymi komentarzami matki czy wczorajszym tekstem Tsukishimy.

- Wiesz... wysyłanie dziewczynę na randkę z przyzwoitką nie było takim znowu głupim pomysłem. – odezwała się po chwili Noriko – Teraz przyzwoitek już nie ma i bachory robią, co im się podoba. Nie mają lepszych zajęć, więc uprawiają seks na prawo i lewo. Nic dziwnego, że co druga studniówka kończy się wpadką.

- Taa, ty i ojciec jesteście tego najlepszym przykładem. – mruknął do siebie Kageyama.

To stwierdzenie kosztowało go solidny cios w tył głowy.

- Już lepiej przynieś tu te cholerne gazety. – nakazała matka wściekłym tonem.

Chwilę potem siedzieli w milczeniu, z twarzami ukrytymi za okładkami magazynów. Noriko zapomniała o dyskusji i była całkowicie zrelaksowana i spokojna – Kageyama nie miał tego szczęścia. Próbował skupić się na zawartości pism, ale prawda była taka, że nawet tam doszukiwał się niezliczonej ilości aluzji...

„Volleyworld", artykuł na stronie 12 – „Słynni zawodnicy z niskim wzrostem".

Jakbym nie dość często myślał o PEWNYM niskim zawodniku! – pomyślał ze złością Kageyama.

„Podwójna Krótka", artykuł na stronie 7 – „Miłość na boisku, czyli co się dzieje, gdy ty i Twoja druga połowa uwielbiacie siatkówkę."

Hinata nie jest moją drugą połową. Obaj uwielbiamy siatkówkę, ale Hinata nie jest moją drugą połową. Hinata nie jest moją drugą połową! Cholera, nie jest!

„Volleyball Forever", artykuł na stronie 20 – „Dodatek specjalny: pozycja siatkarska a kamasurta".

Chyba sobie żartujecie!!!

Oddychając ciężko Kageyama zatrzasnął magazyn. Dość tego. Więcej nie zniesie! Nie da rady. Cholera, dlaczego nawet jego ulubione gazety są przeciwko niemu?! Nie dość już się namęczył, próbując dojść do ładu z własnymi uczuciami? Dlaczego nie może po prostu zapomnieć o tym całym gównie?

Gdy tak rozmyślał, niechcący zahaczył dłonią o gazety matki. Nieco z boku leżała cienka książeczka z blond dziunią na okładce i pstrokatym ciemno-różowym napisem „Świat kobiet". Skonsternowany, podniósł magazyn.

- Co to jest? – spytał głupio.

- Nie umiesz czytać? To babskie pismo.

- Przecież widzę! Chodziło mi o to, że... ty nie czytujesz tych gówien.

Wzdychając, Noriko podniosła wzrok znad „NBA – wczoraj i dziś".

- To prawda, nie czytuję tych szmatławców, ale Tsugumi powiedziała, że w tym numerze ma być wywiad z Tachibaną Alison, słynną koszykarką.

Postukała palcem w naskrobaną w dolnym rogu gazety informację o wywiadzie.

- Dobry był? – zaciekawił się Kageyama.

- Beznadziejny! – zasyczała Noriko – Nie rozumiem, jak dziewucha z tak ptasim móżdżkiem mogła zostać gwiazdą NBA. Jeszcze nigdy nie widziałam, by ktoś przez pół wywiadu ględził o romansach ze słynnymi aktorami!

Kageyama zamierzał odłożyć gazetę, jednak powstrzymał się, gdy zauważył napis tuż nad nagłówkiem dotyczącym Alison:

11 powodów, by się zakochać. Test stworzony przez słynnego psychologa, Shimadę Yoshiro, pomoże Ci ustalić, czy ty i Twój wybranek macie szansę na miłość.

Może była to desperacja... może psychiczne wyczerpanie ciągłym rozmyślaniem o Hinacie... w każdym bądź razie w głowie Kageyamy zakiełkowała myśl, na którą nigdy by sobie nie pozwolił, będąc przy zdrowych zmysłach. Myśl tak upokarzająca, że nawet formułowanie jej wywoływało w nim odruch wymiotny.

Mógłbym rozwiązać ten cały test Shimady.

I o ile w normalny dzień... dzień przed usłyszeniem przepowiedni, popukałby się w głowę i nazwał samego siebie idiotą, teraz uznał, że może nie byłoby to takie znowu głupie rozwiązanie.

Tu nie chodzi o to, że wierzę w bzdety, które piszą w podobnych szmatławcach, bo nie wierzę. ­– pomyślał, drapiąc się po brodzie – Ale mógłbym wykorzystać test, by wpłynąć na moją podświadomość! W końcu Tsukishima nigdy nie powiedział, że autosugestia dotyczy tylko wróżb. A jeśli test wykaże, że ja i Hinata nie możemy być parą... a na pewno to wykaże, bo podobne testy zawsze składają się z naprawdę durnych pytań... wtedy ja też w to uwierzę i przestanę czuć się głupio w obecności mojego partnera. Cholera, przecież to genialne!

- Mogę sobie wziąć tę gazetę? – spytał matki.

- Po co Ci?

- Do szkoły.

To wyjaśnienie zawsze ucinało dyskusję. Po chwili jednak przypomniał sobie, że przecież rok szkolny jeszcze się nie zaczął... o cholera! Trzeba szybko coś wymyślić! Przecież nie powie matce, że chce rozwiązać test na miłość.

- N-na początku roku ma być Dzień Ekologiczny i każdy ma przynieść trzy kilo makulatury do recyklingu. – wyrzucił z siebie bełkotliwym tonem.

Noriko sceptycznie uniosła brwi.

- Swoich gazet nie oddam, bo będę je później czytał. – dodał błyskawicznie – T-ty swoich pewnie też nie chcesz się pozbyć, a... a tego gówna i tak nie będzie Ci szkoda, prawda?

Jej brwi uniosły się jeszcze wyżej. Kageyama nerwowo przełknął ślinę.

- I tak... i tak chciałem przejść się później po sąsiadach i zapytać, czy mogliby mi oddać jakieś stare gazety.

Twarz matki była nieprzenikniona. Kageyama zastanawiał się, czy jego wymówka przejdzie, czy może właśnie zrobił z siebie kretyna roku.

W końcu Noriko wzruszyła ramionami.

- Jak chcesz, weź ją sobie. Mi nie jest do niczego potrzebna. Mam spytać Tsugumi, czy ma niepotrzebne gazety?

- Tak. - odparł z wyraźną ulgą – Tak, spytaj Tsugumi-san, dzięki. W takim razie, ja... eee... pójdę już do siebie do pokoju i... i spakuję tę gazetę do torby. Wiesz, żeby jej nie zapomnieć.

- Jasne. Żebyś Broń Boże jej nie zapomniał.

Ostatnie stwierdzenie matki wskazywało, że mimo wszystko coś podejrzewała, jednak Kageyama uznał, że na razie nie będzie się tym martwił.

Kilka minut później siedział przy biurku w swoim pokoju i z dłońmi splecionymi na blacie, wpatrywał się w gazetę. Wziął kilka uspokajających oddechów.

Test na pewno wykaże, że ja i Hinata nie pasujemy do siebie. – przekonywał się – Test wykaże, że nie możemy być parą i to załatwi sprawę.

Z determinacją przewracał kartki, aż na trafił na właściwą stronę. Poza obciachowymi różowymi serduszkami i zdjęciami całujących się par, artykuł zawierał portret staruszka, który wyglądał jak japońska wersja Einsteina. Miał poważne, choć ciepłe spojrzenie oraz rozczochrane siwe włosy.

Profesor Shimada Yoshiro. – głosił napis pod zdjęciem – Wybitny psycholog i seksuolog. Absolwent Tokijskiego Instytutu Psychologii. Prowadził wiele wykładów na renomowanych Amerykańskich uczelniach, takich jak Harvard i Princeton. Specjalista w dziedzinie podświadomości (podświadomość! – wykrzyknął w myślach Kageyama), a także autor bestsellerów, takich jak „Dlaczego zakochani powinni się kłócić" oraz „Od wyzywania do zakochania". Profesor ma swój gabinet w Hokkaido, gdzie prowadzi badania ble ble ble...

Kageyama darował sobie resztę biografii profesora. Co go to obchodzi? Chciał rozwiązać cholerny test i tyle!

Na szczycie następnej strony widniał nagłówek:

Instrukcje profesora Shimady – koniecznie przeczytaj przed rozwiązaniem testu!

Rozgrywający uznał, że to może być ważne, więc zabrał się do lektury.

Droga czytelniczko,

Skoro czytasz tę instrukcję i chcesz rozwiązać mój test, to znaczy, że masz kogoś, na kim bardzo Ci zależy i zastanawiasz się, czy ty i on macie szanse. To wspaniale! Zanim wyjaśnię to i owo, chciałbym życzyć wam obojgu powodzenia!

Tekst był pisany bardzo ciepłym i lekkim stylem. Kageyama niemal słyszał w wyobraźni sympatyczny głos profesora. Czytał dalej:

Najpierw kilka słów o „teście jedenastu pytań". Stworzyłem go w oparciu o wieloletnie badania, a także na podstawie rozmów z parami, które przychodziły do mnie do gabinetu. Gdy byłem jeszcze studentem, koleżanki z klasy pokazywały mi kilkunastostronicowe testy z idiotycznymi pytaniami w stylu „Co robisz, gdy widzisz go z inną?" i pomyślałem sobie – tak nie może być! Dlaczego Twoja relacja z drugą osobą miałaby być zależna od tak błahych rzeczy, jak fakt, czy kupujecie te same lody, albo czy podobnie reagujecie na pewne stwierdzenia? Chciałem stworzyć alternatywę dla tych testów i tak powstało „11 pytań". Mój test jest krótki, łatwy i – co najważniejsze – dotyczy tylko spraw istotnych. Jego głównym zadaniem jest zmuszenie Cię do zwrócenia uwagi na sprawy, o których na co dzień się nie myśli, ale które są szalenie ważne przy budowaniu związku.

Kageyama zawahał się. Nigdy wcześniej nie słyszał o panu Shimadzie, ale na podstawie tych kilku zdań zdążył wywnioskować, że to mądry, doskonale znający się na swojej robocie facet. To nieco zmieniało postać rzeczy. Rozgrywający spodziewał się jednego z tych głupiutkich testów, które czytały koleżanki profesora Shimady. W żadnym wypadku nie przygotował się na poważną analizę psychologiczną. Może powinien zamknąć tę gazetę, póki jeszcze nie jest za późno? A co jeśli jego plan zwróci się przeciwko niemu?

Prychnął cicho i pokręcił głową. Poważny czy niepoważny test, nie było szans, by okazało się, że on i Hinata powinni być razem! Uspokojony, wrócił do czytania:


Test może rozwiązać praktycznie każdy – zarówno osoba, która jest w związku, jak i osoba, która jeszcze nie wyznała wybrankowi miłości, ale na razie obserwuje go „z ukrycia". Zasada jest prosta – im więcej odpowiedzi na „TAK", tym większe prawdopodobieństwo, że ty i dana osoba jesteście idealną parą. Co jeśli wszystkie odpowiedzi będą na „TAK"? Cóż, tylko pogratulować! Właśnie znalazłaś swoją drugą połowę. Zanim jednak podekscytujesz się, czytelniczko, i złapiesz za pióro, musisz coś wiedzieć. Żeby wynik testu był autentyczny, musisz przestrzegać jednej ważnej zasady. Ta zasada to szczerość. Wiem, jak bardzo chciałabyś dowiedzieć się, że ty i on jesteście dla siebie stworzeni, ale powinnaś być obiektywna.

Ja akurat wolałbym się dowiedzieć, że on i ja NIE jesteśmy dla siebie stworzeni. – pomyślał Kageyama.

Nie śpiesz się i pomyśl, zanim zaznaczysz odpowiedź. Wróć pamięcią do sytuacji z waszego życia i na tej podstawie zdecyduj, czy zakreślić „TAK" czy „NIE". Podejmij tę decyzję na podstawie rzeczywistości, a nie własnych pragnień. Im dokładniej podejdziesz do sprawy, tym mniejsze szanse na rozczarowanie. Jeśli masz wątpliwości co do jednego z pytań, możesz poprosić o pomoc rodzinę lub znajomych. Nie przejmuj się, jeśli niektóre pytania wydają Ci się głupie i banalne. Zdziwiłabyś się, jak duże znaczenie mają właśnie takie, pozornie nieistotne, szczegóły. I ponad wszystko, nie zapominaj, że mój test nie zastąpi Ci zdrowego rozsądku. Jeżeli w głębi siebie czujesz, że ty i ta osoba powinniście albo nie powinniście być razem, nie ignoruj tego!!! Pamiętaj – najważniejsze są Twoje głębokie odczucia.

Czyli na tym etapie Kageyama mógłby po prostu odpuścić i zrezygnować z rozwiązania testu. W końcu sam profesor Shimada napisał, że zdrowy rozsądek ma znaczenie. Zdrowy rozsądek rozgrywającego mówił mu, że nie zakochałby się w innym chłopaku, a już na pewno nie w Hinacie!

Pytanie tylko czy zdrowy rozsądek wystarczy, bym przestał myśleć o tym rudym baranie i wrócił do normalności? Chyba lepiej mimo wszystko rozwiązać test.

Podjąwszy decyzję, Kageyama zabrał się za pierwsze pytanie.

1. Czy macie jakieś wspólne zainteresowania? TAK/NIE

Pff! Oczywiście, że mieli. Siatkówkę! Rozgrywający bez wahania zakreślił „TAK".

2. Czy widujecie się co najmniej 3 razy w tygodniu? TAK/NIE

Przez moment Kageyama miał wątpliwości, czy to aby na pewno też „poważny" test, o którym wspominał Shimada. Co to w ogóle ma być? Przecież te pytania pasowałyby bardziej do testu „Sprawdź, czy jesteście przyjaciółmi?". Chociaż z drugiej strony w instrukcji było napisane: „nie przejmuj się, jeśli niektóre pytania wydają Ci się głupie i banalne". No cóż...

Niechętnie zakreślił „TAK" i zabrał się za pytanie trzecie.

3. Czy tęsknisz za tą osobą, gdy zbyt długo się nie widzicie? TAK/NIE

Tu pojawił się pierwszy problem: on i Hinata widywali się niemal cały czas.

Skąd, u licha, mam wiedzieć, czy tęskniłbym za nim, skoro prawie zawsze jesteśmy razem?!

Cóż... tęsknił za rudym po tej nieszczęsnej kłótni, gdy Hinata uparł się, że będzie otwierał oczy przy superszybkiej wystawie. Co prawda wtedy widywali się, ale nie rozmawiali ze sobą, więc z pewnego punktu widzenia to BYŁO jak „nie widywanie się". A Kageyama tęsknił wtedy za Hinatą... tęsknił za nim, jak cholera. Nawet jeśli jednocześnie był na rudzielca wściekły. Czy coś takiego się liczy? Cóż, instrukcja nakazywała szczerość, więc zakreślił „TAK". Następne pytanie...

4. Czy ta osoba wyciąga z Ciebie to, co najlepsze? TAK/NIE

Kageyama nie zapomniał i nie zapomni, kto uwolnił go od bycia egoistycznym królem... nigdy nie zapomni momentu, gdy rudy frunął w powietrzu z zamkniętymi oczami, a Kageyama pierwszy raz wystawił mu piłkę „do ręki". To za sprawą Hinaty, Kageyama zaczął zdawać sobie sprawę, że nie jest sam na boisku. To dzięki rudemu zapragnął stać się częścią drużyny, współpracować z innymi. Jeżeli był ktoś, kto wyciągał z burkliwego rozgrywającego to, co najlepsze, to był nim właśnie Hinata.

A zatem - „TAK". Kageyama poczuł pierwszą falę niepokoju. Jak dotąd wszystkie odpowiedzi były na „TAK". Było ich już ponad cztery!

Potrząsnął głową. Tłumacząc sobie, że nie ma powodu do obaw, czytał dalej:

5. Czy ta osoba często się uśmiecha, przebywając w Twojej obecności? TAK/NIE

Pff! Ten kretyn uśmiecha się w obecności każdego!

Kageyama wrócił pamięcią do dni spędzonych z Hinatą, zastanawiając się, czy w jego obecności rudy uśmiechał się częściej. Cóż... chyba nie. Ale z drugiej strony, uśmiechy przeznaczone dla niego, dla Kageyamy, zawsze były trochę inne. Nie były tępym cieszeniem japy, które stanowiło znak rozpoznawalny rudego. Uśmiechy, które Hinata posyłał rozgrywającemu nie istniały bez specjalnego błysku w oczach. Gdy Kageyama zobaczył jeden z tych uśmiechów w swojej wyobraźni, oblał się rumieńcem.

Z dłonią drżącą ze wstydu zakreślił „TAK".

6. Czy umiecie się pogodzić, po tym jak się pokłócicie? TAK/NIE

„Po tym jak się pokłócą"? Kłótnie stanowiły esencję ich partnerstwa! To było centrum ich wszechświata, powietrze, którym oddychali! Kageyama mógł spokojnie założyć, że dzień bez pyskówki z Hinatą był dniem straconym. Zwyczajnie nie potrafił wyobrazić sobie kontaktów z rudym bez ostrych komentarzy i wyzwisk. A czy potrafili się po czymś takim pogodzić? Cóż... nie działo się między nimi nic nienormalnego, więc jakby nie było po czym się godzić. Kageyama wiedział, że ani on ani Hinata, nie traktowali tych sprzeczek poważnie.

Z jednym wyjątkiem. – wyszeptał głosik w jego głowie – Mieliście jedną kłótnię. Wtedy, gdy Hinata oświadczył, że nie będzie zamykał oczu przy superszybkiej.

Kageyama wzdrygnął się na samo wspomnienie. To była najgorsza i jedyna kłótnia jaką miał z Hinatą. Jedyna prawdziwa kłótnia. I oczywiście dotyczyła siatkówki, bo czego innego mogłaby dotyczyć. Nawet doszło między nimi do bójki. Kageyama do dziś czuł wstyd, że rzucili się na siebie na oczach Yachi. Prawdopodobnie skończyłoby się na czymś więcej niż kilku siniakach, gdyby Tanaka ich nie rozdzielił. Po tym incydencie długo byli w rozsypce. Dni, podczas których nie rozmawiali ze sobą, nieźle dały im obu w kość. Kageyama nigdy nie chciałby tego powtórzyć... wciąż pamiętał gorzki ból, który wtedy czuł.

A najgorsze w tym wszystkim było to, że Hinata miał rację! Słusznie stwierdził, że powinien mieć możliwość wpływania na tor lotu piłki. A Kageyama nie chciał się z nim zgodzić, dopóki nie przekonał go do tego – o ironio – jego największy rywal. Aż cud, że Hinata nigdy mu tego nie wypominał. Kageyama naprawdę nie lubił wracać pamięcią do tamtej kłótni.

Ale przecież się pogodziliśmy. – uświadomił sobie – Fakt, zmieszaliśmy się nawzajem z błotem, ale nigdy nie zapomnieliśmy, że jesteśmy partnerami, więc przetrwaliśmy ten trudny czas i wróciliśmy na boisko o wiele silniejsi niż przedtem!

Na pytanie trzeba było odpowiedzieć „TAK". Gdy to zrobił, Kageyama drugi raz się zaniepokoił. Siedem pozytywnych odpowiedzi to dużo. Bardzo dużo.

7. Czy ta osoba z łatwością domyśla się jaki masz nastrój – wie, kiedy jesteś zła, zadowolona, smutna? TAK/NIE

Hinata zawsze wiedział – niechętnie przyznał Kageyama. A wyprawa do Parku Rozrywki była na to najlepszym dowodem. Hinata doskonale interpretował zachowanie rozgrywającego, dostrzegając niuanse, które umykały pozostałym.

A gdy jestem w rozsypce, zawsze wie, jak podnieść mnie na duchu. – pomyślał Kageyama z pewną dozą melancholii.

Uczciwie zaznaczył „TAK".

8. Czy ta osoba broni Cię, gdy jesteś atakowana przez innych? TAK/NIE

Z początku Kageyama był w euforii, myśląc, że nareszcie trafił na pytanie, przy którym zaznaczy „NIE". Kiedy jednak miał to zrobić, coś sobie przypomniał.

Stanął mu przed oczami moment, gdy pierwszy raz spotkał Tsukishimę. Okularnik wyciągnął wtedy na światło dziennie jego największą słabość: wspomnienie piłki upadającej na parkiet. Wspomnienie wystawy, której nikt nie uderzył. Tsukishima powtarzał słowo „król" raz za razem, bezlitośnie rozdrapując starą ranę... zamknął gębę, dopiero gdy Hinata się wtrącił. Rozgrywający pamiętał, że był zaskoczony interwencją rudego. Przecież nie byli wtedy przyjaciółmi... ich partnerstwo dopiero rodziło się w bólach. A mimo to Hinata stanął w jego obronie. Dlaczego?

W sumie „stanął w obronie" to trochę za mocne słowa. – przekonywał sam siebie Kageyama – Temu baranowi wcale nie chodziło o mnie. Chciał, by Tsukishima zwrócił na niego uwagę. To dlatego powiedział: „Ej, ja też tu jestem".

Tak to sobie tłumaczył, ale instynkt podpowiedział mu, że to nieprawda. Było coś szczególnego w głosie Hinaty, gdy mówił „skończ już z tym królem". Także aura wokół rudego się zmieniła. Przez krótki moment ten konus naprawdę wydawał się małym gigantem – jego ciało było pozbawione drżenia, a oczy wolne od strachu. Kageyama był wtedy zbyt zajęty własnym żalem, by zwrócić na to uwagę, ale teraz pamiętał: nastawienie Hinaty zmieniło się dopiero wtedy, gdy zobaczył, że docinki Tsukishimy przynoszą skutek. Póki myślał, że czarnowłosy kolega sam sobie poradzi, nie interweniował. Ale gdy wyczuł załamanie Kageyamy, zapomniał o wahaniu i zaczął działać. Zrobił to, choć nie miał w tym żadnego interesu. Zrobił to, choć równie dobrze mógł dołączyć do okularnika i odgryźć się „królowi" za jakże pamiętny komentarz „co robiłeś przez ostatnie trzy lata?". Miałby pełne prawo, by się odgryźć.

Nie. – powiedział sobie Kageyama – Hinata by tego nie zrobił. Hinata nigdy celowo by mnie nie uraził.

Rozgrywający miał też niejasne przeczucie, że rudy nie pozwoliłby komukolwiek nazwać go królem. Zareagowałby w ten albo inny sposób - tak jak wtedy, na polanie, albo podczas meczu trzy na trzy. Hinata stanąłby w jego obronie, gdyby ktoś nazwał go królem. Cóż... Tsukishima wciąż nazywał go królem, ale był to jego nawyk, a nie wyrachowana złośliwość i Kageyama już się do tego przyzwyczaił. Hinata też to wiedział i dlatego nie ingerował.

Zaznaczając „TAK", Kegayam zapomniał na chwilę o teście i o tym, dlaczego w ogóle zaczął go rozwiązywać. Kilka razy czytał pytanie, przypominając sobie twarz Hinaty, gdy ten go bronił.

Przed każdym meczem biegnie do łazienki, ale tak naprawdę żaden z niego tchórz. – pomyślał z pewną dozą czułości – Kiedy na czymś mu zależy, nie waha się.

Zarumienił się, bo uświadomił sobie, że ty czymś, na czym zależało Hinacie mógł być on sam. Klnąc pod nosem, przeszedł do następnego pytania.

9. Czy komuś innemu byłoby trudno zastąpić Ci tę osobę? TAK/NIE

Absolutnie TAK! – ta myśl wymsknęła mu się, ledwo skończył czytać.

Zagryzając zęby, powolnym ruchem, jakby sprawiało mu to wysiłek, narysował kółko wokół „TAK". Lekkość całkowicie go opuściła. Czuł, że robi mu się niedobrze.

Dziewięć pozytywnych odpowiedzi to już nie przelewki. A co jeśli jedenaście będzie na „TAK"? Shimada napisał, że sto procent takich odpowiedzi oznacza bratnią duszę. Kageyama był przerażony. Niech to cholera! Po co on w ogóle zaczął rozwiązywać ten przeklęty test?

Jakbym nie miał wystarczająco dużo problemów z powodu zasranej wróżby. – pomyślał ze złością – Co zrobię jeśli wszystkie odpowiedzi będą pozytywne? Mam pójść do Hinaty i mu się oświadczyć?! Nie ma mowy! Po moim trupie!

Gdy tak siedział i rwał sobie włosy z głowy, zwrócił uwagę na następne pytanie. Przedostatnie, dziesiąte pytanie.

10. Czy ta osoba kiedykolwiek odwiedziła Cię bez zapowiedzi? TAK/NIE

To było jak światełko w tunelu!

Nareszcie! – pomyślał z dziką satysfakcją – Nareszcie jakaś odpowiedź na „NIE"! Co prawda Hinata odwiedził mnie wiele razy, ale nigdy nie zrobił tego bez zapowiedzi. Wie, jak nie znoszę niespodzianek. Może i prawdopodobieństwo, że do siebie pasujemy jest duże, ale przynajmniej nie jesteśmy cholerną idealną parą! Nie będziemy mieć stu procent pozytywnych odpowiedzi! DZIĘKI BOGU!

Bez tchu chwycił długopis i poprowadził go w kierunku kartki. Już... już prawie dotknął papieru, gdy...

- TOBIO!

Podskoczył, słysząc z parteru ryk matki.

- Przyprowadź chudy tyłek na dół! Masz gościa!

Gościa? – zdziwił się – Przecież nikogo się nie spodzie...

Uderzyła go przerażająca myśl. Z trwogą wpatrywał się w dziesiąte pytanie.

Nie... to zwyczajnie NIEMOŻLIWE! To jakieś zasrane fatum! Pierdolone nemezis, czy jak to się, kurwa, nazywa!

Bogowie, powiedzcie mi, że to nie ten rudy baran! Cholera, przecież to nie może być on. Nie wpadłby do mnie do domu bez zapowiedzi... niech mnie diabli, że by tego nie zrobił!

Szybko schował „Świat Kobiety" pod łóżko, po czym powlókł się w kierunku drzwi. W myślach miał nadzieję, że się myli, ale niewiele mu to dało. Gdy wyjrzał na korytarz i ze szczytu schodów ujrzał rudą czuprynę, już wiedział, że miał rację.

Tajemniczym gościem był oczywiście Hinata. Stał w holu i z tą swoją ucieszoną gębą pocierał kark.

- Jeszcze raz przepraszam za najście, Noriko-san!

Stojąca z rękami na biodrach matka Kageyamy obdarzyła go karcąco-czułym spojrzeniem.

- Nie przejmuj się, Hinata. – burknęła – Ty możesz wpadać, kiedy chcesz. Zresztą, dobrze że jesteś. Ten smarkacz od dwóch dni siedzi w pokoju i boczy się na cały świat.

Kageyama zagryzł zęby. Nie boczył się na cały świat, tylko ćwiczył z hantlami, a to zasadnicza różnica! Robił to, by nie myśleć o Hinacie - zresztą z miernym skutkiem. A teraz rudy gamoń przylazł tu, gdy jedynym o czym Kageyama marzył, było wyrzucenie go ze swojej głowy. Do tego jeszcze ta przeklęta zdrajczyni, matka, zamiast zganić kurdupla, że zjawił się bez zapowiedzi, twierdzi, że „może sobie wpadać, kiedy chce"?! Chyba żartuje!

Pokręcił głową, po raz któryś myśląc, o ile łatwiejsze byłoby jego życie, gdyby Noriko nie lubiła Hinaty. Na nieszczęście, było zupełnie na odwrót – odkąd poznali się niecały miesiąc temu, ubóstwiała go. Pff! Gdyby mogła, pewnie by go adoptowała!

Dlaczego właśnie on? – pomyślał ze złością Kageyama – Moja matka nie znosi dzieci. Wszystkich nastolatków, łącznie ze mną, nazywa parszywymi gówniarzami! Tanakę i Nishinoyę praktycznie wykopała z domu, gdy ostatnim razem tu byli. A temu jeszcze wytarłaby nosek, gdyby sam nie potrafił. I jeszcze ma tę durną obsesję na punkcie jego włosów...

Jak na zawołanie, dłoń Noriko wystrzeliła do przodu i utonęła w poplątanych rudych kosmykach. Hinata w ogóle tego nie zauważył. Wodził wzrokiem po pomieszczeniu w poszukiwaniu kolegi. Kageyama ukrył się za barierką, zastanawiając się, czy nie zostać tu i nie udawać, że go nie ma.

Daremnie marzenie. Nie minęło dziesięć sekund, gdy Hinata wypatrzył go między szczebelkami.

- Heeej! – zawołał, podskakując, jak podekscytowany szczeniak – Cześć, Kageyama!

Z takim wyrazem, jakby ktoś wbił mu gwóźdź w tyłek, rozgrywający zszedł na dół. Jedno spojrzenie wystarczyło, by Hinata przestał się głupio cieszyć.

- Hua! K-K-Kageyama, czemu patrzysz na mnie, jakbym zabił Ci psa?

Kageyama nie odpowiedział.

- P-przepraszam, że Cię nie uprzedziłem. – wymamrotał rudy, uśmiechając się nieśmiało – Ale wiesz, wczoraj wyglądałeś na tak naburmuszonego i... i byłem pewny, że wymyślisz sobie jakąś wymówkę, jeśli spytam, czy mogę wpaść.

- Spoko. – odparł Kageyama całkowicie nieszczerym i wkurwionym tonem – Nie gniewam się.

Po twarzy Hinaty zaczął spływać pot. Noriko przewróciła oczami i zdzieliła syna w tył głowy.

- Przyniosę Ci coś do picia, Hinata. – oznajmiła – Mój tępy syn pewnie sam nie wpadnie, by Ci to zaproponować.

Kageyama zaczerwienił się.

- Z-za... zaproponowałbym mu! – wyrzucił z siebie – Hinata, co chcesz?!

Rudy spojrzał na niego ze zrezygnowaniem.

- Spytałeś o to takim tonem, jakbyś chciał mi dać w ryj.

- ŻE CO?!

Hinata wzruszył ramionami, po czym zwrócił się do Noriko.

- Nie musisz nic przynosić, Noriko-san. Po drodze kupiłem po kartoniku z mlekiem dla siebie i Kageyamy.

Kageyama nie mógł powstrzymać kolejnego rumieńca.

Kartonik z mlekiem! – pomyślał podekscytowany.

- W ramach rekompensaty, że wpadam bez uprzedzenia. – wyjaśnił rudy, szczerząc zęby.

Czarnowłosy chłopak uświadomił sobie, że matka patrzy na niego ze złośliwym uśmieszkiem, więc szybko odwrócił wzrok. Sam do końca nie wiedział, czego się wstydzi. Tego, że kumpel kupił mu kartonik? Czego tu się wstydzić? Chyba że tego ciepłego uczucia, które nagle wypełniło jego klatkę piersiową...

Cholera! – pomyślał Kageyama – Właśnie dlatego nie chciałem, by tutaj przyłaził!

- Swoją drogą, Hinata... - odezwała się Noriko niewinnym tonem – Jak Ci idzie zbieranie makulatury na Dzień Ekologiczny?

Kageyama natychmiast zapomniał o problemach sercowych. Na widok miny Hinaty, wpadł w panikę.

Niech to szlag, ten kretyn spali moją przykrywkę!

- Dzień Ekologiczny? – powtórzył rudy zdziwionym tonem – Jaki Dzień Ekolo...

Urwał, bo rozgrywający trzepnął go w łeb.

- Ten, który ma być na początku roku szkolnego. – burknął Kageyama - Nie pamiętasz już?

Hinata spojrzał na niego głupio i pokręcił głową. Kageyama czuł na sobie podejrzliwe spojrzenie matki, więc, na wszelki wypadek, rąbnął kolegę jeszcze raz.

- Jak zwykle o wszystkim dowiadujesz się ostatni, baranie! Nie słuchasz, co się do Ciebie mówi i potem dziwisz się, że oblewasz połowę przedmiotów. W pierwszy dzień szkoły jest Dzień Ekologiczny i każdy ma przynieść trzy kilo makulatury.

- Trzy kilo makulatury?!

- Właśnie tak, głąbie, trzy kilo! Chodź, opowiem Ci o wszystkim na górze.

Złapał oniemiałego Hinatę za kołnierz i pociągnął po schodach do swojego pokoju. Zerknął jeszcze przez ramię, by sprawdzić, czy matka coś podejrzewa. Ku jego uldze jedynie pogroziła mu palcem i oświadczyła:

- Tylko żadnej siatkówki w domu, zrozumiano?!

Przytaknął na znak, że rozumie. Kiedy znaleźli się w pokoju odetchnął z ulgą. Ledwo zdjął dłoń z klamki, a poczuł, że kolega szarpie go za koszulkę.

- Trzy kilo makulatury. – wyszeptał Hinata spanikowanym tonem – Trzy kilo makulatury! Rok szkolny jest za kilka dni. Skąd w tak krótkim czasie wezmę trzy kilo makulatury?! Kageyama, dlaczego nie przypomniałeś mi o tym wcześniej?!

Rozgrywający otworzył usta, by coś powiedzieć, ale rudy nie dopuścił go do słowa.

- Niedobrze... niedobrze! Już i tak jestem na czarnej liście wicedyrektora po tym incydencie z peruką! Jak nie przyniosę makulatury na Dzień Ekologiczny, jak nic mnie zawieszą! Kageyama, pomożesz mi, prawda? Oddasz mi kilka swoich gazet, jak będziesz miał za dużo? Zapytam jeszcze kolegów z Gimnazjum. Może oni...

- Uspokój się, do cholery!

Kageyama złapał rudego za nadgarstki i spojrzał prosto w szkliste brązowe oczy.

- Nie ma żadnego Dnia Ekologicznego, kapujesz? – wysyczał, kątem oka patrząc na drzwi, w obawie, że Noriko usłyszy – Po prostu... postanowiłem przeczytać pewną gazetę, ale nie chcę, by matka o tym wiedziała, więc powiedziałem jej, że to na makulaturę!

- N-naprawdę? N-nie ma Dnia Ekologicznego?

Czarnowłosy chłopak przytaknął.

- Uff, Dzięki Bogu! – westchnął rudy, wycierając łzy – Jezu, ale mnie wystraszyłeś! Nie mogłeś wymyśleć sobie lepszej wymówki?

- A niby co, Twoim zdaniem, miałem powiedzieć? – warknął Kageyama.

- Nooo... na przykład, że to na papier toaletowy?

Rozgrywającemu opadła szczęka.

Czy on jest nienormalny? – zastanowił się z zażenowaniem.

Policzki Hinaty nabrały barwy różu.

- N-nie patrz tak na mnie! M-mieszkam w środku lasu, więc czasami, jak kończy nam się papier i nikomu nie chce się jechać do miasta, bierzemy stare gazety! T-to nic nadzwyczajnego! Mnóstwo ludzi tak robi!

Kageyama śmiał w to wątpić. A mimo to tłumaczenie Hinaty zaintrygowało go. Uświadomił sobie, że nie miał bladego pojęcia, gdzie rudy mieszkał. Zamierzał o to zapytać, jednak Hinata go uprzedził.

- A jaką gazetę chciałeś przeczytać?

Czarnowłosy chłopak podskoczył nerwowo. Cholera, tego pytania nie było w planach! Zaczął gorączkowo myśleć nad odpowiedzią, ale zanim zdążył na cokolwiek wpaść, Hinata wydał z siebie głośny kwik.

- Chwila moment...!

Rudy chwiał się na nogach i z nienaturalnie rozszerzonymi oczami wysuwał w kierunku rozgrywającego palec wskazujący.

- Niemożliwe! – wyrzucił z siebie bez tchu – Ty... ty...!

Kageyama zamrugał. Był tak zaskoczony tą dziwną reakcją, że po prostu stał jak kołek i gapił się na rudego.

- O co Ci chodzi? – zapytał, przekrzywiając głowę.

Hinata złapał go za ramiona, pociągnął w dół i wyszeptał konspiracyjnym tonem:

- Zdobyłeś to... prawda, Kageyama? Mam rację, prawda? Masz to... TO!

Brązowe oczy błyszczały z podniecenia. Rozgrywający wciąż nie rozumiał, o co chodzi, ale z powodu bliskości ich twarzy, już po raz któryś tego dnia oblał się rumieńcem.

- Niby co?

- Jak to CO? Porno!

- HAH?!

Czy tego kretyna do reszty pogięło?!

Kageyama odskoczył do tyłu.

- Postradałeś rozum, Hinata?! – ryknął wściekle – Po jaką cholerę byłoby mi porno?!

Wyjątkowo jego wybuch nie zrobił wrażenia na niskim środkowym. Ze złośliwym uśmieszkiem, Hinata zmniejszył odległość między nimi, przyszpilając kolegę do ściany.

- Nie udawaj niewiniątka, Kageyama-kuun. – zaśpiewał, pochylając się nad rozgrywającym – Mnie nie oszukasz! Odkąd przyszedłem, rumienisz się praktycznie co minutę. Od początku wiedziałem, że coś jest na rzeczy!

Kageyama zacisnął zęby.

- Gówno wiesz, baranie! Nie interesują mnie takie bzdety!

- Mhm. Jaaaasne...

- Mówię poważnie. Mam lepsze rzeczy do roboty, niż...

- To ten Playboy od Tanaki, tak?

- CZY TY MNIE W OGÓLE SŁUCHASZ?!

Przez jakiś czas Hinata nic nie mówił i Kageyama zaczął się łudzić, że jego ryk przyniósł pożądany skutek. Kiedy jednak spojrzał w dół, okazało się, że twarz rudego jest jeszcze bardziej zawzięta.

- Pokaż mi. – szepnął Hinata.

Rozgrywający miał nadzieję, że się przesłyszał.

- Co takiego? – wydusił oniemiałym głosem.

Rudy wiercił się w miejscu. Jego policzki były zaróżowione, a oczy miały wyraz żebrzącego przy stole szczeniaka. Mało brakowało, a zacząłby się ślinić.

- Nie bądź takim egoistą, Kageyama. Ja też chcę sobie popatrzeć.

- Cholera, ile razy jeszcze mam Ci powtarzać, że nie mam żadnego porno?!

- Gdzie masz tę gazetę? W biurku? W szafie? W torbie na trening?

- Hinata, do kurwy nędzy...

W tej chwili wzrok rudego padł na łóżko i Kageyama nie zdążył zapanować nad reakcją swojego ciała. Odruchowo napiął się i wydał z siebie zaskoczony jęk. Na nieszczęście Hinata to zauważył. Zamrugał i zlustrował rozgrywającego uważnym wzrokiem. Bardzo powoli spojrzał na łóżko... na Kageyamę... znowu na łóżko i patrząc na kolegę kątem oka, uśmiechnął się łobuzersko.

- Pod łóżkiem, tak? – spytał przeciągle.

Kageyama nie odpowiedział. Jego serce tykało, jakby było szykującą się do eksplozji bombą. Przez jakieś dziesięć sekund on i Hinata patrzyli na siebie w milczeniu. Rudy wyglądał na zdeterminowanego, a czarnowłosy chłopak na przerażonego.

Rzucili się w kierunku łóżka w tej samej chwili! Dłoń Hinaty zanurkowała w dół i po chwili wyłoniła się z powrotem, ściskając zwinięty rulon.

- Mam... mam!

Długo nie nacieszył się swoim triumfem. Kageyama złapał go za ramiona i wrzeszcząc „ty sukinsynie!" przyszpilił do podłogi. Różnica wagi i wzrostu pewnie załatwiłaby sprawę, gdyby Hinata, w nagłym przypływu geniuszu, nie zarzucił rywalowi nóg na szyję. Zanim Kageyama zdążył zorientować się, co się dzieje, gruchnął plecami o ziemię. Natychmiast zerwał się na nogi i ze wzrokiem obiecującym niechybną śmierć, rzucił się na rudego.

- Zapłacisz mi za to, gnojku! – zaryczał.

- Pewnie, że zapłacę. Ale najpierw nacieszę oko zboczonymi obrazkami!

Rozgrywający nie był pewien, jak do tego doszło, ale chwilę potem tarzali się po podłodze. Ich ciała były ze sobą tak splecione, że postronny obserwator nie byłby w stanie stwierdzić, które ręce i nogi są czyje. Każdy z nich ściskał rulon, jednocześnie starając się odkleić od siebie rywala.

Cholera... silny jest, ten mały sukinsyn! – pomyślał bez tchu Kageyama.

Mimo chęci rozerwania rudzielca na strzępy, nie mógł powstrzymać fali podziwu. Hinata był od niego o dwadzieścia centymetrów niższy i z pewnością sporo lżejszy, a mimo to walczył jak zawodowy zapaśnik. Za każdym razem, gdy rozgrywający myślał, że ma przewagę, rudy podwajał wysiłki i z barbarzyńską wręcz zawziętością stawiał opór.

Pewnie trwałoby to całą wieczność, gdyby nie moment, w którym kolano kurdupla zdzieliło kolegę w jaja. Wówczas Kageyama uznał, że miarka się przebrała! Wyparowały z niego wszystkie myśli poza jedną – dopaść rudego gnojka i dać mu taki wpierdol, po którym nie pozbiera się do końca życia. Żeby to zrobić, musiał ich najpierw od siebie odkleić. Zatem ugryzł kolegę w szyję.

- HUA?! – krzyknął Hinata.

Był tak zaskoczony, że odruchowo rozluźnił wszystkie kończyny, którymi przytrzymywał rozgrywającego. Kageyama właśnie na to czekał.

- ORYAAAAA!

Hinata przeleciał przez pokój. Gdyby nie fakt, że miał sporą wprawę w upadaniu, pewnie rozleciałby się na kawałki. Rozgrywający nie dał mu nawet chwili, by odetchnąć – ze zwinnością spidermena skoczył i lodując okrakiem na koledze, przyszpilił oba nadgarstki rudego do podłogi.

- Ugryzłeś mnie. – wydusił Hinata oniemiałym głosem – Ugryzłeś mnie w szyję. Cholera, Kageyama, ty na serio mnie ugryzłeś.

- Tak, a ty ZDZIELIŁEŚ MNIE W JAJA! – zaryczał wściekle Kageyama – Kurwa, Hinata, niech no tylko Cię....

- ILE RAZY MAM WAM POWTARZAĆ?! Żadnej siatkówki w...

Kageyama zamarł i bardzo powoli obrócił głowę. W drzwiach do pokoju stała Noriko i z nienaturalnie rozszerzonymi oczami gapiła się na niego i Hinatę. Widząc jej reakcję, rozgrywający na początku zdziwił się, (Tsk! Jakby nie wiedziała, że ja i ten rudy gamoń skaczemy sobie do gardeł!) ale potem zerknął w dół i...

O, kur-wa!

Oto jaki widok zastała Noriko: jej szesnastoletni syn w dość dwuznaczny sposób siedział okrakiem na brzuchu kolegi, obaj byli zdyszani i spoceni, a ich włosy wyglądały jak po skoku ze spadochronem. Przy czym można by to wszystko wyjaśnić, powołując się – jak Kageyama słusznie zauważył – na ich tendencję do częstego skakania sobie do gardeł. Można by, gdyby nie jeden... kurwa, jeden zasrany szczegół – Hinata nie miał spodni.

Twarz rozgrywającego w ekspresowym tempie nabrała koloru purpury.

Kiedy...?! Kiedy one mu, u licha, spadły?!!!

Jak w starych kasetach VHS zaczął „przewijać" wspomnienia do tyłu, aż natrafił na kluczowy moment.

No tak! – uświadomił sobie – W trakcie tej zasranej szarpaniny niechcący nadepnąłem mu na nogawkę, a on zaczął się wyrywać. Pewnie wtedy to się stało.

Szokujące, ale fakt utraty przez Hinatę spodni nie był najbardziej fenomenalnym odkryciem. Nie. Były nim otulające biodra rudego bokserki – bokserki z Disneyowskim Królem Lwem. Majtki z pierdolonym Królem Lwem!

Ile on ma lat, pięć?! – sapnął w myślach Kageyama.

Głośne chrząknięcie przywołało go do rzeczywistości. Napiął się, bo uświadomił sobie, że od dobrych dziesięciu sekund z fascynacją studiował bieliznę Hinaty. Gdy ponownie spojrzał w kierunku drzwi, okazało się, że matka już nie stoi w głupiej pozie z ustami otwartymi ze zdziwienia, ale nonszalancko opiera się o framugę i patrzy na niego ze złośliwym uśmieszkiem.

- Tobio, Tobio... jeśli chciałeś mieć trochę prywatności z Hinatą, trzeba było powiedzieć wcześniej.

Kageyama zerwał się na nogi.

- To nie jest tak, jak myślisz!

Jak tylko wykrzyczał te słowa, uświadomił sobie swój błąd. Kuźwa, kiedy w filmach padało to zdanie, zazwyczaj było dokładnie tak, jak ktoś myślał. Noriko musiała dojść do podobnego wniosku.

- Mhm... jaaaaasne.

- MÓWIĘ POWAŻNIE! – zaryczał, obryzgując matkę śliną - H-H-Hinata, powiedz jej!

Rudy nie zwracał na nich uwagi. Siedział na podłodze i ze skonsternowaną miną pocierał ranę na szyi.

- Ciekawe, czy będę miał bliznę? – zastanowił się głośno.

Kageyama zamarzył, by podłoga w magiczny sposób wchłonęła go i zabrała stąd, oszczędzając mu tego całego wstydu.

- Ugryzłeś go w szyję? – zacmokała Noriko – No proszę, Tobio, nie wiedziałam, że z Ciebie taka bestia...

- Zostaw mnie w spokoju, OKEJ?! A w ogóle to... to idź już! Chcemy być sami, jasne?

- Naturalnie. Zostawię was, byście mogli kontynuować to, co zaczęliście...

- NIE BĘDZIEMY NICZEGO KONTYNUOWAĆ!

Słysząc rechot matki, Kageyama zastanowił się, czy przypadkiem nie była w jakiś sposób spokrewniona z Tsukishimą. Noriko poklepała go po ramieniu i odwróciła się, by odejść.

- Chyba mimo wszystko stracisz dziewictwo przed trzydziestką... – mruknęła z błyskiem w oczach.

Zatrzasnął za nią drzwi tak mocno, że chyba tylko cudem nie wyleciały z framugi. Jeszcze przez długi czas słyszał pobrzmiewający na schodach śmiech. Miał ochotę złapać piłkę do siatkówki i zaserwować ją w czyjąś gębę.

Hinata... - pomyślał, zaciskając dłonie w pięści tak mocno, że rozbolały go kłykcie – Ten zasrany baran, Hinata! To wszystko jego wina! Jego, zasranego profesora Shimady, tej pieprzonej gazety i cholernych gaci z Królem Lwem!

Cóż, na starym psychologu, „Świecie Kobiet" i Królu Lwie nie miał jak się zemścić, ale Hinatą to już on się zajmie... rudy gnojek pożałuje, że się urodził!

Emanując aurą, która mogłaby przyprawić o zawał pięciu Diabłów za jednym zamachem, Kageyama odwrócił się do kolegi. Rudzielec zdążył już wciągnąć spodnie i teraz oglądał okładkę „Świata Kobiet".

- To nie porno. – stwierdził skonsternowanym tonem.

- CO TY, KURWA, NIE POWIESZ?!

Kageyama cierpliwie czekał, aż Hinata podniesie głowę i na niego spojrzy. Wszystko miał zaplanowane. Niemal mógł to zobaczyć w swojej wyobraźni:

Rudzielec padnie na kolana i zalewając się łzami, zawyje: „Litości, Kageyama, liiiiitości!". A wtedy Kageyama zmusi go do kupowania mu kartoników z mlekiem do końca życia. To będzie bezcenne!

Tak, tak... właśnie to się stanie!

Ale tak się nie stało.

- Kageyama... po co Ci ta gazeta?

Rozgrywający przez chwilę myślał, że się przesłyszał. Zamrugał, by upewnić się, czy to nie sen.

Hę?

Czy mu się tylko wydawało, czy rudy był nieporuszony? Ale... ale jak? Przecież to niemożliwe, by Hinata patrzył na niego z takim spokojem. Nie wtedy, gdy Kageyama posyłał mu TAKIE spojrzenie.

Dlaczego się nie boi?! – mózg rozgrywającego gorączkowo analizował sytuację – Zawsze sra po gaciach, gdy patrzę na niego w ten sposób. Czemu nie wpada w panikę i nie błaga mnie o litość? Co się tu, cholera, dzieje?

Wzrok Hinaty znowu spoczął na okładce magazynu i Kageyama dostał swoją odpowiedź.

Dominującym głosem w głowie rudego musiała być ciekawość. Wciągnęła go do tego stopnia, że wszystkie inne uczucia (takie jak perspektywa niechybnej śmierci z rąk rozgrywającego) przestały mieć znaczenie. No, nic dziwnego! Nie codziennie dowiadujesz się, że Twój kolega przechowuje pod łóżkiem babską gazetę. Kageyama poczuł napływ paniki.

Cholera! Nigdy nie miał problemów z przywoływaniem Hinaty do nogi, bo wiedział, że rudy w jakimś stopniu się go boi. Nikt jednak nie przygotował go na sytuację, w której niski środkowy był całkowicie odporny na moc zabójczego spojrzenia.

- Kageyama!

Rozgrywający podskoczył, gdy Hinata pstryknął mu palcami przed nosem.

- Jesteś tam jeszcze? – zapytał rudy, marszcząc czoło – Zapytałem, po co Ci ta gazeta. Chyba nie masz w tym kierunku jakiś dziwnych zapędów ... prawda?

Kageyama przez moment zastanawiał się, czy gdyby powiedział, że owszem - ma w tym kierunku „dziwne zapędy", ten baran dałby mu spokój. Niemal natychmiast parsknął cicho i pokręcił głową.

Ta, dałby mi spokój... marzenie głupiego!

Nie doczekawszy się odpowiedzi, Hinata po raz trzeci zerknął na okładkę magazynu. Kageyama napiął się, bo już wiedział, co się zaraz stanie. Jeśli rudy nie otrzyma wiarygodnego wyjaśnienia, po prostu otworzy tę przeklętą gazetę. A kiedy to zrobi, znajdzie wypełniony test i doda do siebie wszystkie elementy układanki.

Niech to szlag, nie mogę do tego dopuścić! Myśl, Kageyama... myśl!

Palce Hinaty chwyciły śliską krawędź kartki...

- Piszę wypracowanie o Tachibanie Alison, słynnej koszykarce! – krzyknął rozgrywający.

Nawet na sekundę nie odrywał wzroku od dłoni rudego. Gdy Hinata puścił kartkę, Kageyama poczuł, jakby ktoś zdjął mu z ramion ważący pół-tony głaz.

Rudzielec przekrzywił głowę.

- O Tachibanie Alison?

- Tsk! Nawet o niej nie słyszałeś, co? To babka, która zaczęła grać w NBA mając szesnaście lat. Zobacz, tu jest informacja.

Postukał palcem w napis na okładce. Środkowy nie wydawał się przekonany.

- W takim razie dlaczego ukryłeś to przed Noriko-san? Przecież to nie tak, że w tej gazecie będą nagie zdjęcia tej dziewczyny, czy coś w tym stylu...

Kageyama miał nadzieję, że kolega nie zauważy spływającego mu po szyi potu.

- D-dobrze wiesz, że moja matka ma bzika na punkcie koszykówki! – burknął – Gdybym jej powiedział, że piszę wypracowanie o Tachibanie Alison, nie dałaby mi żyć.

- No... w sumie, racja.

Hinata wzruszył ramionami, zwinął gazetę w rulon i wysunął ją w kierunku Kageyamy. Rozgrywający już... już miał odetchnąć z ulgą, ale gdy jego palce dotknęły papieru, rudzielec w ostatniej chwili cofnął dłoń.

- Ale... - zaczął Hinata, drapiąc się rulonem po uchu – Skoro tu chodzi tylko o wypracowanie, to dlaczego tak spanikowałeś, gdy spytałem Cię o tę gazetę?

Jezusie Nazareński, ten baran właśnie użył mózgu!!!

Tak nie można! – pomyślał z desperacją Kageyama – Już sam fakt, że nie wystraszył się mojego spojrzenia, był całkowicie POZA zasadami fair-play! Kurwa, dlaczego ze wszystkich momentów, gdy mógł dostać przebłysku inteligencji, musiał sobie wybrać akurat ten?! Co on sobie, u licha wyobraża? Cholera, jak tak dalej pójdzie, będzie mi zadawał więcej podobnych pytań i dojdzie do prawdy, niczym pierdolony Tsukishima!

W chwilach kryzysu Kageyama zawsze słuchał instynktu – ta sytuacja nie była wyjątkiem. Postanowiwszy, że subtelne rozwiązania nie są dla niego, złapał Hinatę za koszulkę i zaczął nim gwałtownie potrząsać.

- To chyba oczywiste, dlaczego nie chciałem, byś wiedział, baranie! – zaryczał, jak dziki zwierz – Pisanie karnych wypracowań w wakacje to obciach, jasne?! Nie dość, że nie możemy korzystać z sali gimnastycznej, to jeszcze wieczorem muszę ślęczeć nad tym zasranym gównem, a nawet nie wiem, jak się do tego zabrać. Wkurwia mnie to, jasne?! A ostatnie, czego potrzebuję, to żeby taki tępak jak ty śmiał się ze mnie, że dostałem karniaka!

- Dobra, już dobra, KAPUJĘ!

Kageyama rozluźnił się i puścił kolegę.

- Jezu, Kageyama, ty naprawdę musisz przestać tyle myśleć. – mruknął Hinata, wygładzając ubranie – Jak tak dalej pójdzie, padniesz na zawał jeszcze przed trzydziestką. A wtedy nie będzie mi miał kto wystawiać!

Nie wiedzieć czemu, z całego tego wywodu rozgrywający wyłapał tylko jedną informację – Hinata łaknął jego wystaw. Czyżby zakładał, że będą ze sobą grali aż do trzydziestki? Albo... dłużej? Na tę perspektywę, Kageyamie zakręciło się w głowie... przyjemnie zakręciło.

Znowu to samo. – wyszeptał w myślach – Co to za dziwne uczucie?

- Nie rozumiem, czego tu się wstydzić. – odezwał się znowu Hinata – To nie tak, że ty jeden dostałeś wypracowanie na wakacje... czy coś...

Policzki kurdupla były teraz tego samego koloru, co dojrzałe truskawki. Kageyama, który był równie dobry w odczytywaniu Hinaty, co Hinata w odczytywaniu jego, natychmiast wychwycił przekaz.

- A zatem dostałeś karniaka, baranie? – zaśpiewał, posyłając rudemu jeden z najzłośliwszych uśmieszków – Ciekawe, za co?

Hinata spojrzał na niego ze złością.

- N-nie Twoja sprawa!

Kageyama nie odpowiedział, tylko wyczekująco patrzył na kumpla. Rudzielec zagryzł zęby, po czym wyrzucił z siebie:

- Zgoda! Niech Ci będzie! Dostałem karniaka, bo oddałem esej z nabazgranymi na marginesach piłkami do siatkówki. Zadowolony?

Nabazgrane na marginesach piłki do siatkówki – Kageyama nie mógł się powstrzymać, by nie myśleć o tym z pewną dozą czułości. On sam też często to robił.

- Nie zauważyłeś, że rysujesz je na kartce z cholernym esejem? – spytał Hinaty – Typowe dla Ciebie...

Rudzielec jeszcze bardziej poczerwieniał.

- O-odwal się, dobra? Esej był wciśnięty między kartki zeszytu, a bardzo, BARDZO nudziło mi się na lekcji. Z-zrobiłem to niechcący, jasne?

Przełknął ślinę i odwrócił wzrok.

- Sensei palnęła mi niezłe kazanie. – wymamrotał – Powiedziała, że kiedyś będę dorosły i będę pracował w wielkiej firmie i jeśli oddam szefowi sprawozdanie z czymś takim, to nie tylko stracę robotę, ale okryję hańbą siebie i rodzinę. No to oznajmiłem, że nie będę pracował w żadnej firmie, bo będę grał w siatkówkę. A ona na to: „Ty? W siatkówkę? Przecież jesteś niski!". No to... eee... troszeczkę się zdenerwowałem i coś tam... powiedziałem.

Kageyama spojrzał na niego ze złością.

- Coś tam powiedziałeś?! – warknął – Pogięło Cię, Hinata? Jesteś na czarnej liście wicedyrektora i jeszcze pyskujesz nauczycielom? A co jeśli zawiesiliby Cię i nie mógłbyś grać? Cholera, ty nigdy nie myślisz do przodu! Ty i ta Twoja niewyparzona gęba!

- Z-zamknij się! Nawet nie wiesz, co powiedziałem!

- Tsk! Wiem doskonale! Znam na pamięć wszystkie Twoje odzywki. Pewnie znowu rzuciłeś coś w stylu, że będziesz, jak ten zasrany Mały Gigant.

Hinata sapnął, zaskoczony.

- Zgadłem, co? - zapytał Kageyama, szczerząc zęby.

Rudzielec nadymał usta i odwrócił wzrok.

- Nie odzywam się do Ciebie.

Kageyama wiedział, że te dąsy nie były na poważnie – prawdę mówiąc, nawet poprawiły mu humor. Ewidentny znak, że temat gazety dla bab był już dawno zapomniany i on Hinata wrócili do swojego zwykłego przekomarzania się. A Kageyama bardzo lubił to ich przekomarzanie się. Miał wrażenie, że dzięki Hinacie dostał coś, czego nie otrzymał nigdy od nikogo innego – możliwość bycia sobą. Ten rudzielec nie lubił uprzejmego, wyciszonego ponuraka, którym rozgrywający był wśród kolegów z klasy. Lubił jego, Kageyamę – wypełnionego pasją choleryka, który rzucał kurwami i nie widział świata poza siatkówką.

Rozgrywający odwrócił wzrok.

- Mówiłeś coś o kartoniku z mlekiem. – wymamrotał.

Hinata zapomniał, że miał być obrażony. Promieniejąc, opadł na podłogę i opierając plecy o łóżko, poklepał miejsce obok siebie. Rozgrywający usiadł przy koledze i natychmiast wykorzystał okazję, by odebrać rudemu gazetę. Hinata na szczęście nie zaprotestował – był zbyt zajęty grzebaniem w torbie. Bojąc się, że kurdupel może chcieć mimo wszystko wrócić do tematu, Kageyama dyskretnie wcisnął dowód swojego upokorzenia do szuflady. Zanotował w pamięci, by zdobyć później jakieś pudełko z kłódką. A najlepiej sejf.

- Nieustannie mnie to fascynuje. – powiedział Hinata, gdy chwilę później sączyli mleko.

- Niby co? – burknął Kageyama.

Rudy odstawił napój i zarechotał.

- Ta Twoja obsesja na punkcie tych kartoników. Normalnie Twoja gęba jest straszna, ale przysięgam, Kageyama, kiedy pijesz przez tą małą słomkę, wyglądasz jak mały chłopiec.

Kageyama miał zamiar powiedzieć, że zaraz wepchnie tę małą słomkę w dupsko Hinaty, ale zanim zdążył, rudy oznajmił:

- To nawet słodkie.

Rozgrywającego na moment zatkało. Nikt wcześniej nie powiedział mu, że jest słodki. Zaczął się gorączkowo zastanawiać, jak zareagować na to stwierdzenie – nie była to obelga, ale też nie komplement... chyba. Cóż, formalnie rzecz biorąc to był komplement, ale przecież ten pyskaty kurdupel nie mówił mu komplementów! To nie było w jego stylu. Po co on w ogóle to powiedział? Co Kageyama powinien, do cholery, zrobić? Jego umysł buzował, jak nieszczęsny automat z kartonikami.

Na szczęście problem sam się rozwiązał - nie minęła sekunda, gdy Hinata spojrzał na kolegę ze złośliwym uśmieszkiem.

- Cóż, kartoniki z mlekiem, wkurzanie się o wszystko ... ty ogólnie jesteś jak duże dziecko, Kageyama.

- Powiedział koleś, który ma gacie z Królem Lwem. – wycedził Kageyama.

Hinata zakrztusił się mlekiem.

- T-to prezent od taty! – wyrzucił z siebie spanikowanym tonem – Przywiózł mi z Disneylandu, jasne? Chciałem je dyskretnie wyrzucić, ale mama przyłapała mnie i powiedziała, że tacie będzie przykro i żebym od czasu do czasu je nosił. S-są całkiem wygodne.

Normalnie Kageyama kontynuowałby falę złośliwych komentarzy, ale przeszkodziła mu w tym niespodziewana myśl:

A więc dostał je od ojca? No tak... są ludzie, którzy mają oboje rodziców.

Po minie Hinaty poznał, że rudy wychwycił zmianę jego nastroju, więc zapytał szybko:

- O czym piszesz karniaka?

Kageyamie czasem było przykro, że nie miał pełnej rodziny, ale prędzej zdechnie, niż komuś się do tego przyzna. A już na pewno nie Hinacie. Lepiej skierować rozmowę na bezpieczny temat.

Rudy zaczerwienił się i odwrócił wzrok.

- Sensei stwierdziła, że skoro jest taki kreatywny, to powinienem napisać dwudziestostronicowy esej o historii sztuki japońskiej.

Kageyama wzdrygnął się. Nie życzyłby takiego tematu nikomu – nawet najgorszemu wrogowi.

- Tsk! Pewnie nawet go nie zacząłeś. – parsknął.

Już szykował się do warknięcia, żeby Hinata lepiej ruszył dupsko i zabrał się za pisanie. W końcu jeśli zacznie rok od niezrobionego wypracowania, sensei może objąć karą jego treningi - a wtedy Kageyama zamieni jego życie w koszmar.

Warknięcie jednak nigdy nie nastąpiło. Ku wielkiemu zdziwieniu rozgrywającego, rudzielec zmarszczył brwi i oznajmił:

- Właściwie... to już skończyłem.

Nastąpiła głucha cisza. Kageyama uświadomił sobie, że ma otwarte usta, więc natychmiast je zamknął.

- Ty? Skończyłeś wypracowanie szkolne? Przed czasem?

O mały włos, a dodałby: „Kim jesteś i co zrobiłeś z prawdziwym Hinatą?".

Atmosfera wokół rudego diametralnie się zmieniła. Na twarzy niskiego środkowego zagościł wyraz, który Kageyama miał okazję oglądać bardzo rzadko – wyraz ostrożności i powagi. Podobnie wyglądała Noriko, gdy grała w elektroniczne szachy i szykowała się do wykonania wyjątkowo ryzykownego posunięcia.

- Bo wiesz, ja... - zaczął Hinata.

Tak? – Kageyama zadał to pytanie w myślach. Z jakiegoś powodu jego gardło ścisnęło się i nie był w stanie wydać żadnego dźwięku.

- ... przypomniałem sobie... o mojej przepowiedni. – dokończył rudy, odwracając wzrok –Pomyślałem, że to dobra motywacja, by wziąć się do roboty.

To był moment, w którym puzzle w głowie Kageyamy ułożyły się w całość.

Oto powód, dla którego Hinata go odwiedził! Oto powód, dla którego nie uprzedził o swoim przybyciu telefonem albo SMSem. Mały sukinsyn musiał wiedzieć, że jeśli Kageyama domyśli się, o co chodzi, to mimo nadchodzącej burzy zniknie z domu na cały dzień. Ten baran CHCE POROZMAWIAĆ O ZASRANEJ WRÓŻBIE! Kurwa!

Starając się nie pokazać po sobie paniki, rozgrywający przełknął ślinę, po czym ostrożnie zerknął na kumpla. Brązowy oczy wpatrywały się w niego ze stalową powagą. Hinata wziął głęboki oddech.

- Właściwie to... o tym chciałem z Tobą pogadać. O tej wyprawie do Daikiki i o... przepowiedni.

Bingo!

Kageyama nie odpowiedział, tylko cierpliwie czekał na dalszy ciąg. Wiedział, że jedyną nadzieją na wykręcenie się od tej rozmowy było udawanie obojętności. Jeżeli choć jednym gestem... choć jednym mięśniem pokaże, że ten temat nadal spędza mu sen z powiek, Hinata nie da mu żyć. Z jakiegoś powodu cholerny rudzielec uznawał zwalczanie każdej depresji Kageyamy za swoją życiową misję. Będzie molestował rozgrywającego przez wieczność i jeszcze dłużej. Tak długo, aż uzna, że kryzys został zażegnany.

Zazwyczaj Kageyama nie miał nic przeciwko – od jakiegoś czasu zwykł traktować Hinatę jako rodzaj osobistego lekarstwa. Wiedział, że co by się nie działo, bijące od niskiego środkowego światło zawsze rozjaśni mrok. Jednak nie tym razem.

To nie tak, że jestem uparty i nie chcę przyjąć niczyjej pomocy. – pomyślał Kageyama – Chciałbym, żeby ktoś mi pomógł. Ale zwyczajnie nie MOGĘ rozmawiać z Hinatą o problemie, który dotyczy JEGO OSOBIŚCIE!

Będzie musiał po prostu zagryźć zęby i jakoś przetrwać to przesłuchanie. Spokojnie, da radę. Jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem, rudy powinien porzucić temat i dać mu spokój. Kageyama musi jedynie przekonać przyjaciela, że problem nie istnieje. To nie powinno być trudne. Był rozgrywającym Karasuno, potrafił kontrolować własne emocje. Nic, co powie ten konus, nie zmusi go do utraty spokoju.

- Kageyama, wiem, co wylosowałeś.

Jezus Maria, Allahu, Buddo i wszyscy Bogowie Shinto razem wzięci!!!

To koniec! Fatalny koniec!!! Hinata już nie będzie chciał grać z nim siatkówkę. W OGÓLE nie będzie chciał mieć z nim do czynienia. Nieeee!

Niemożliwe... niemożliwe! I to po tym wszystkim, co zrobił, żeby do tego nie doszło! Jak to się mogło stać? NO JAK?!

Zlikwidował jedyny dowód – wrzucił przeklętą wróżbę do wody. Czy ten rudy popapraniec ją stamtąd wyłowił? Ale przecież papier byłby mokry! Za cholerę nie dałoby się czegokolwiek z niego wyczytać! A może kurdupel polazł do pieprzonej kapłanki, a ona wszystko mu wypaplała?! JEEEEZUUUU...

Hinata westchnął.

- Wylosowałeś coś naprawdę paskudnego... prawda?

Wrzaski w głowie Kageyamy ucichły. Kiedy sens słów rudego w pełni do niego dotarł, rozgrywający zagryzł zęby. Cudownie!

Oczywiście, że Hinata nie wie, co wylosowałem. Wie, co MNIEJ WIĘCEJ wylosowałem i właśnie to miał na myśli! No, naprawdę, Tobio, gratulacje... świetnie się spisałeś! Cały plan udawanie obojętności szlag trafił. Dalej tak o wszystkim myśl, a znowu nawalisz i posadzą Cię na ławce tak jak wtedy, podczas pół-finałów gimnazjalnych...

Kageyama zamarł. Zabawne, że akurat teraz przypomniał sobie o tamtym meczu. Może dlatego, że strach, który wtedy czuł, był dziwnie podobny do tego, który dopadł go w tej chwili. I tamtego dnia i dzisiaj... to nie był zwykły lęk. To było coś więcej.

Siatkówka była jego życiem, więc kiedy koledzy się od niego odwrócili, Kageyama po raz pierwszy uświadomił sobie, że może ją stracić. Miłość swojego życia - siatkówkę.

A teraz, gdy Hinata był jego... gdy Hinata był jego... eee... Rywalem? Partnerem? Przyjacielem? Cholera, nieważne kim był, ale Kageyama po prostu nie mógł go stracić. Nie mógł dopuścić do tego, by w oczach Hinaty zobaczyć to samo, co w oczach chłopaków z Kitagawy Daiichi – wstręt i zniesmaczenie. A rudy zapewne to właśnie by czuł, gdyby się dowiedział, że najlepszy kumpel pewnego dnia „może się w nim zabujać". Tak zwykle reagowali nastoletni chłopcy, no nie? Bycie gejem to obciach, no nie?

Ale Kageyama przecież nie jest gejem, prawda? Nie jest i nie będzie, prawda? PRAWDA?!

- Kageyama!

Krzyk Hinaty przywołał go do rzeczywistości. Czarnowłosy chłopak ostrożnie podniósł wzrok i spojrzał na przyjaciela. Niemal od razu wytrzeszczył oczy, bo widok, który zastał, całkowicie zbił go z tropu.

Hinata siedział na piętach i z zaróżowionymi policzkami gapił się na partnera. Napięte do granic możliwości dłonie trzymał na kolanach, a usta zaciskał w ten charakterystyczny sposób, gdy zamierzał wyrzucić z siebie potok słów. Gdy zamierzał wykrzyczeć coś bardzo ważnego. Wyglądał zupełnie jak ktoś, kto zamierzał wyznać...

Kageyama gwałtownie wciągnął powietrze!

Chwila moment! Czy to możliwe, że on...? Że on chce... że chce powiedzieć mi, że mnie...

Nie, to niemożliwe! Przecież nawet o tym nie rozmawiamy! Dlaczego miałby tak po prostu...?

Ale... może jednak? Z tymi rozgrzanymi policzkami i z tym wyrazem twarzy... może chce...

Na samą myśl jego własne policzki zyskały kolor agresywnej czerwieni.

Hinata wciągnął powietrze.

- Kageyama, ja...

Rozgrywający wstrzymał oddech.

- ODDAM CI MOJĄ NERKĘ, WIĘC JEŚLI MASZ RAKA, TO MOŻESZ PRZESTAĆ SIĘ MARTWIĆ!!!

- HAH?!

Kageyama zaklął, bo niechcący przygrzmocił łokciem o krawędź łóżka. Tylko Hinata mógł powiedzieć coś równie idiotycznego.

- Pogięło Cię?! Nie mam raka! Czemu miałbym mieć?! A zresztą, nawet gdyby miał, to na cholerę mi Twoja nerka? Naoglądałeś się jakiś durnych filmów i wydaje Ci się, że wszyscy, którzy chorują na raka potrzebują nerek? A gdyby miał, na przykład, raka mózgu?

Hinata parsknął.

- To oddałbym Ci mój mózg, wielkie rzeczy.

- Przyniósłby mi więcej szkody niż pożytku. – wycedził Kageyama – Zresztą, co to w ogóle ma być? Jak możesz poruszać taki temat? Z pewnych rzeczy się nie żartuje, baranie. Nie wywrzaskuj idiotycznych tekstów o raku i nie rozdawaj swoich organów na prawo i lewo! Nerka to nie jest coś, co można dać pierwszemu lepszemu głupkowi.

- Nie dałbym jej pierwszemu lepszemu głupkowi tylko...

Hinata niespodziewanie urwał i przełknął ślinę.

- ... tylko wyjątkowemu głupkowi. – dokończył, nerwowo miętoląc krawędź koszulki – Tobie, znaczy się. Mama powiedziała, że jeżeli ktoś jest dla nas wyjątkowy, a mamy szansę go uratować, to powinniśmy go uratować. Dlatego pomyślałem, że jeśli byłbyś chory to ja... eee... oddałbym Ci moją nerkę.

Zabrzmiało to bardzo poważnie i szczerze. Tak poważnie i szczerze, że Kageyama naprawdę w to uwierzył. W to, że gdyby kiedyś... gdyby... to Hinata autentycznie oddałby mu swoją nerkę. Jemu. Kolesiowi o tak popapranym charakterze, że aż do liceum nie był wstanie znaleźć prawdziwego przyjaciela.

Kageyama zacisnął dłonie w pięści.

Nie mów mi takich rzeczy, baranie. – pomyślał błagalnie – Nie rób tego, bo ja... ja nie umiem sobie z tym poradzić. Nie wiem, co się ze mną dzieje. Gdy rozmawiamy w ten sposób, to czuję, że mógłbym... że mógłbym się w Tobie...

Hinata musiał wyczuć jego przygnębienie, bo natychmiast poklepał go po plecach.

- Nie myśl o tym za dużo, Bakageyama. – powiedział dziarskim tonem – Słuchaj, to był tylko przykład. Chciałem, żebyś wiedział, że niezależnie od tego, co się dzieje, masz moje stuprocentowe wsparcie.

Kageyama nie odpowiedział. Wciąż nie doszedł do siebie, po tym pseudo-romantycznym tekście o nerce.

Rudzielec przełknął ślinę.

- No to teraz, skoro już... eee... zapewniłem Cię o moim wsparciu.... to może powiesz mi, co wylosowałeś? – zapytał nieśmiało – Moglibyśmy to obgadać i wspólnie... eee... znaleźć rozwiązanie?

Spojrzenie rozgrywającego stało się tak zimne, że mogłoby zamrozić piekło.

- Obgadać, mówisz? – wysyczał, ciągnąc kurdupla za rude kudły.

- AŁA! Ej, dupku, to boli!

- Sam jesteś sobie winien! Nie wciskaj mi kitu, jak to rzekomo chcesz sobie ze mną „pogadać" i znaleźć rozwiązanie. Dobrze wiem, o co Ci chodzi. Wcale się o mnie nie martwisz. Ty i reszta baranów jesteście po prostu ciekawi, co wylosowałem. Pewnie Tanaka i Nishinoya wysłali Cię do mnie „w delegację", żebyś wybadał temat i o wszystkim im doniósł. Wiedzą, że masz chody u mojej matki i jesteś jedynym, którego nie wykopałaby z domu, gdyby zjawił się bez zapowiedzi. A ty oczywiście przyjąłeś misję, bo wprost umierasz, by dowiedzieć się, co wylosowałem. No dalej, przyznaj się! Chcesz poznać moją wróżbę, by później się ze mnie nabijać, co?

Spodziewał się wybuchu złości. Tekstu w stylu „ja tu się o Ciebie martwię, a ty oskarżasz mnie o takie rzeczy". Hinata jednak zmarszczył brwi i oświadczył łagodnym tonem.

- Oczywiście, że jestem ciekawy, Kageyama.

Coś w wyrazie twarzy niskiego środkowego sprawiło, że serce rozgrywającego zabiło niespokojnie.

- Jak mógłbym nie być? – ciągnął Hinata, odwracając wzrok – Trenujemy razem. I nie tylko jako drużyna. Ty i ja razem ćwiczymy. Obchodzi mnie wszystko, co Ciebie dotyczy. I, tak, pewnie bym się z Ciebie nabijał. – przyznał, wzdychając głęboko – Jesteś moim rywalem. To naturalne, że śmiałbym się z Ciebie, gdyby przytrafiłoby Ci się coś głupiego. Ty zrobiłbyś to samo. Ale to nie znaczy, że... to nie znaczy, że się nie martwię, Kageyama! – dokończył, posyłając rozgrywającemu wyzywające spojrzenie - Nie przyszedłem tu, bo Tanaka-san i Nishinoya-san mnie poprosili. Właściwie to wieki temu zapomnieli o tej głupiej wróżbie. Wszyscy stwierdzili, że skoro grasz normalnie, to sprawa nie może być poważna. Ale ja... ale ja wiem, że to nie tak! Wiem, że coś jest nie w porządku. Czuję, że coś jest nie w porządku. Może i serwujesz tak, jak zwykle i wystawiasz tak, jak zwykle, ale...

- Ale CO? – spytał Kageyama napastliwym tonem.

- Nie cieszysz się siatkówką.

Rozgrywającemu odjęło mowę.

Że niby on...? Nie cieszy się siatkówką...?

Stwierdzenie Hinaty było tak absurdalne, że zupełnie nie miał pojęcia, jak ma się do niego odnieść. Rudy mógłby równie dobrze oświadczyć, że są na księżycu.

Kageyama zagryzł zęby i posłał koledze mordercze spojrzenie.

- O czym ty mówisz? Oczywiście, że cieszę się siatkówką!

- Gdyby tak było, to po SMSie od Ennoshity, zadzwoniłbyś do mnie i zaproponowałbyś, byśmy pograli trochę przed burzą.

Kageyama wydał z siebie zaskoczony kwik. Hinata, oczywiście, miał rację. Ilekroć odwoływano trening, każdy z nich łapał za komórkę, dzwonił do swojego patologicznie uzależnionego od siatkówki partnera i rzucał coś w stylu „Grasz, czy wymiękasz, łamago?". To była tylko kwestia tego, kto szybciej wykręcił numer. Tym razem jednak Kageyama był tak zafiksowany na punkcie „miłosnego dylematu", że zwyczajnie o tym zapomniał.

- T-ty też nie zadzwoniłeś! – wyrzucił z siebie.

- Ponieważ podejrzewałem, że coś się dzieje i chciałem sprawdzić, czy mam rację. Okazało się, że tak.

- Co z tego?

Kageyama stracił cierpliwość.

- Przecież posyłam Ci dobre wystawy! Skoro możesz ściąć pieprzoną piłkę, to jakie ma dla Ciebie znaczenie, czy będę miał z tego frajdę?!

Nie zamierzał zadać tego pytania w tak napastliwy sposób, ale z drugiej strony, naprawdę nie znał odpowiedzi. Dlaczego ten baran miałby się o to martwić?

Hinata jakiś czas milczał.

- Zawsze mówisz, że moje umiejętności są do dupy. – mruknął po chwili.

Kageyama zamrugał. Skąd ta nagła zmiana tematu?

- Mówisz, że moje umiejętności są do dupy. – powtórzył Hinata – Wrzeszczysz na mnie. Pouczasz. Nazywasz łamagą i frajerem. Ciągle powtarzasz, że beznadziejnie serwuję i że nie potrafię porządnie odebrać piłki.

Mówiąc to zagryzał zęby i niezadowolonym wzrokiem wpatrywał się w podłogę. Kageyama miał ochotę odszczeknąć „Bo taka jest prawda", ale instynkt podpowiadał mu, by milczeć. Miał dziwne przeczucie, że nie o pretensje tu chodzi.

Po chwili Hinata wyjaśnił:

- Mówisz mi te wszystkie rzeczy... rzeczy, które doprowadzają mnie do szału! Ale wiem, że robisz to, bym się poprawił. Jesteś głupkiem i bufonem, ale ćwiczysz ze mną po godzinach i cały czas dajesz mi jakieś wskazówki. Chociaż jesteśmy rywalami, naprawdę zależy Ci, żebym stał się silniejszy. Uczysz mnie tylu rzeczy, podczas gdy ja... ja nie mogę dać Ci nic w zamian. Jeśli chodzi o siatkówkę, jestem... jestem... def... defi... defini... definitywnie słabszy od Ciebie!

Oczy rozgrywającego rozszerzyły się w szoku. Nie mógł uwierzyć, że w swojej misji podniesienia go na duchu, Hinata był gotów GŁOŚNO PRZYZNAĆ, że jest od niego słabszy.

- Nie mogę pomóc Ci w rozegraniu. – ciągnął niski środkowy ponurym tonem – Nie znam się na tym. Na serwowaniu i o odbieraniu tym bardziej. Nie ma niczego, co mógłbym Ci dać, Kageyama. Niczego poza... moim wsparciem. A kiedy wczoraj graliśmy i nie byłeś podjarany jak zwykle, tylko spięty i przygnębiony, to było dla mnie po prostu okropne! Wiem, że kochasz siatkówkę. I wiem na pewno, że kiedy gra sprawia Ci radość, to nie masz miny, jakby Wielkie Król kopnął Cię w jaja. Dlatego nie pozwolę Ci tego ciągnąć! Wyluzowanie się i cieszenie treningiem to jedyna rzecz, w której mogę Ci pomóc. Jesteś MOIM rywalem i nikt oprócz MNIE nie ma prawa wyprowadzać Cię z równowagi! N-nawet durna wróżba! Możesz mi przywalić albo obrzucić mnie wyzwiskami, ale oświadczam Ci, że nie wyjdę stąd, dopóki nie upewnię się, że poczułeś się lepiej. Z-z-zrozumiano?

To był moment podobny do tego, w którym widzisz idealnie uderzoną piłkę, a twoje usta same wyduszają słowo „Ekstra...". Kageyama patrzył w oczy Hinaty, a wszystkie jego myśli uformowały się w jedno zdanie:

Jest niesamowity.

I, podobnie jak po zobaczeniu idealnego ataku, sam masz ochotę złapać za piłkę i go powtórzyć, rozgrywający nieoczekiwanie zapragnął odpowiedzieć Hinacie z tą samą mocą. Nieważne, jak. Byle wywarło to odpowiednio mocne wrażenie. Mógłby na przykład powiedzieć rudemu, że zrobiłby dla niego wszystko. Mógłby powiedzieć, że zawsze będzie jego podporą, że nawet w najbardziej rozpaczliwej sytuacji będzie walczył u jego boku, pomagając mu przebić się przez blok. Albo, mógłby nie mówić nic i po prostu złapać za rude włosy, odchylić głowę kurdupla do tyłu i przycisnąć swoje wargi do tych niesfornych, pyskatych ust. Ha! To na pewno wywarłoby na tym baranie wrażenie!

I całgowicie zniszczyło waszą przyjaźń. – wyszeptał ostrzegawczy głos w jego głowie – Chyba pamiętasz, że Hinacie podobają się dziewczyny... prawda?

Kageyama wzdrygnął się i ze zbolałym wyrazem twarzy, przyłożył dłoń do czoła.

Co on, u licha, robi? Czemu traci nad sobą kontrolę? Skąd w jego głowie brały się takie myśli? Nawet nie wiedział, czy były jego własne, czy też zostały mu podsunięte na siłę, za sprawą tej paskudnej podświadomości. A widoczne na twarzy Hinaty zmartwienie wcale mu tego nie ułatwiało. Prościej byłoby, gdyby rudzielec po prostu sobie poszedł...

Nie wyjdę stąd, dopóki nie upewnię się, że poczułeś się lepiej. Z-z-zrozumiano?

Kageyama zaśmiał się sucho. Uparty, mały gnojek!

- Nic mi nie grozi, baranie. – oświadczył zmęczonym i zrezygnowanym tonem – Nie jestem chory, ani umierający. Rzeczywiście wylosowałem coś okropnego, ale jest to wyłącznie upokarzające, nie niebezpieczne. Na pewno nie wpłynie na moje treningi albo... eee... inne sprawy.

Chyba. – mruknął w myślach – Nie wpłynie, pod warunkiem że wystarczająco szybko się ogarnę i nie będę już więcej fantazjować o przyciśnięciu warg do „pyskatych ust".

Potrząsnął głową.

- Kiedy zaczynaliśmy ze sobą grać, skakałeś do moich wystaw z zamkniętymi oczami. – ciągnął, z każdym słowem zyskując większą kontrolę i pewność – Teraz chcę, żebyś zrobił to samo. Zaufaj mi, że wszystko będzie dobrze, a ja obiecam, że poradzę sobie z problemem.

To nic wielkiego, więc nie ma potrzeby, żebyś się tym martwił. Dotarło, głupku?

Zakończył swój wywód obelgą, by nieco rozluźnić atmosferę.

Jego zabieg musiał przynieść zamierzony efekt, bo kąciki ust Hinaty uniosły się do góry.

- W porządku. Rozumiem. Ulżyło mi, że ma Ci się przytrafić tylko coś głupiego, a nie śmiertelnie niebezpiecznego. Pewnie ta Twoja wróżba powiedziała Ci, że Wielki Król oblał egzaminy, więc będzie musiał powtarzać trzecią klasę i znów zagramy przeciwko niemu w Inter High...

Na samą myśl Kageyamie dreszcz przeszedł po karku.

Z dwojga złego lepiej wzdychać do Hinaty, niż jeszcze raz mierzyć się z Oikawą-san. – pomyślał z powagą – Muszę zdobyć więcej doświadczenia, zanim znów przeciwko niemu zagram.

- Nawet gdybym wylosował coś takiego, nic by to nie zmieniło. – oświadczył twardym tonem – I tak walczyłbym z nim do ostatniego tchu.

Oczy Hinaty rozbłysły jak dwa świetliki.

- Nareszcie mówisz z sensem! – wykrzyknął, szczerząc zęby – A teraz powiedz... skoro wróżba dotycząca Wielkiego Króla nic by nie zmieniła, to czy ta, którą wylosowałeś coś zmieni? Czy zmieni to, co zamierzasz zrobić? Kim zamierzasz być?

Po raz pierwszy tego dnia rozgrywającego wypełnił spokój. Nagle zrozumiał, że rozwiązanie tego skomplikowanego równania, rozwiązanie, którego tak szukał, było w zasadzie... bardzo proste.

Hinata ma rację. – uświadomił sobie – Ta wróżba NICZEGO nie zmienia. Wiem, kim jestem i wiem, czego chcę. Ja, Kageyama Tobio, jestem rozgrywającym Karasuno, a mój priorytet to wygranie Zawodów Krajowych. Do tej pory nie zawracałem sobie głowy durnymi romansami, więc dlaczego miałbym zacząć robić to teraz? Moją jedyną miłością jest SIATKÓWKA. Nie jakaś durna piszcząca dziewucha, a już tym bardziej nie wymiotujący na spodnie kolegów chłopak. Tylko ja... ja jeden jestem panem MOJEGO losu. I nie pozwolę, by głupi świstek papieru odebrał mi radość z gry!

Podjąwszy decyzję, Kageyama zwrócił się do Hinaty:

- Wróżba nie zmieni tego, kim zamierzam być. A zamierzam być tym, który za chwilę poprawi Twoje fajtłapowate przyjęcia.

Rudzielec przekrzywił głowę.

- „Za chwilę"...? – powtórzył ze zdziwieniem.

- Skoro już tu jesteś, moglibyśmy trochę pograć. Co prawda zapowiadali burzę, ale jak na razie niebo jest czyste. Możemy pójść w nasze zwykłe miejsce... jeśli chcesz?

Hinata cały się rozpromienił. Było jasne, że zamierzał przyjąć propozycje. Kiedy jednak otworzył usta, by odpowiedzieć...

DRYŃ, DRYŃ! DRYŃ, DRYŃ, DRYŃ!

Pokój wypełnił odgłos melodii. Kageyama mógłby przysiąc, że słyszał tę piosenkę w radiu, ale za nic nie mógł sobie przypomnieć tytułu. W międzyczasie Hinata zaklął i wyrzucając rzeczy z torby, próbował dokopać się do źródła dźwięku. Rozgrywający obserwował jego poczynania z rosnącą ciekawością.

Kto to mógł być? Ciężko uwierzyć, ale do Hinaty nikt nigdy nie dzwonił. Kageyama wiedział, że podobnie jak większość chłopaków w ich wieku, rudy preferował SMSy. A teraz szukał telefonu z taką energią, jakby od tego zależało jego życie! Jednak nie dość szybko.

- Cholera, nie zdążyłem!

Dokładnie w momencie, gdy złapał żółtą komórkę, lampka zgasła, zwiastując zakończenie połączenie. Kageyama oczekiwał, że niski środkowy da sobie spokój. Jakież było jego zdziwienie, gdy Hinata otworzył klapkę telefonu i zaczął wystukiwać numer.

- Czy to nie może poczekać? – zapytał z irytacją rozgrywający – Chyba pamiętasz, że niedługo ma się rozpadać? Jeżeli mamy poćwiczyć, to powinniśmy zrobić to teraz. A może nie masz siły?

- Przepraszam, muszę oddzwonić. To może być ważne

Kageyama gapił się na niego z niedowierzaniem. Hinata Shoyo, który nie tylko nie zareagował na zaczepkę, ale nawet nie podniósł wzroku znad wykonywanej czynności, był dla niego czymś nowym. Co mogło być aż tak ważne, że postanowił zignorować obelgę od największego rywala?

Ciekawość rozgrywającego momentalnie wzrosła.

Przez jakiś czas nikt nic nie mówił i słychać było jedynie cichutnie brzęczenie telefonu. Osoba po drugiej stronie odebrała po trzecim sygnale.

- Natsu...

Gdy Hinata wypowiadał imię rozmówcy, jego mina, postura i ton głosu diametralnie się zmieniły. Zazwyczaj napięte z ekscytacji rysy twarzy stały się dziwnie łagodne, plecy przybrały idealnie prostą linię, a głos brzmiał... czule.

- Widzę, że już testujesz nowy telefon. – ciągnął rudy – Jak się... A, to przed chwilą? Nie, nic się nie popsuło. Po prostu nie zdążyłem odebrać, to wszystko. To normalne, gdy za długo dzwoni. Nie musisz się martwić.

Co za tępak. – zakpił w myślach Kageyama – Żeby nie wiedzieć, że po pewnym czasie telefon sam kończy połączenie. Co to w ogóle za koleś? Pewnie jakiś jego kolega z Yukigaoki...

Hinata jakiś czas cierpliwie słuchał osoby po drugiej stronie, po czym uśmiechnął się pobłażliwie.

- Już chcesz wymieniać? Daj mu chociaż szansę. I nie przejmuj się tym, że jest różowy. Teraz mnóstwo dziewczyn ma różowe telefony. Na pewno nie będziesz jedyna. Zobaczysz...

Osoba po drugiej stronie wyrzuciła z siebie potok słów. Hinata zarechotał.

- Dobrze, dobrze... skoro się upierasz, kupię Ci zieloną nakładkę. Nikt nie zorientuje się, że jest różowy.

Kageyama zmarszczył brwi. Zdziwiło go, gdy Hinata zaoferował, że kupi komuś nakładkę na telefon. Czemu, u licha, miałby to robić? I jak mógł bagatelizować posiadanie różowego telefonu! Przecież to obciach! Rozgrywający mógł zrozumieć, dlaczego koleś po drugiej stronie się o to wykłócał. Stwierdzenie, że mnóstwo dziewczyn miało różowe telefony, nie było żadnym argu...

I wtedy do niego dotarło.

Teraz mnóstwo dziewczyn ma różowe telefony. Na pewno nie będziesz jedyna.

Na pewno nie będziesz jedyna.

„Jedyna"!

Jasna cholera... on rozmawia z dziewczyną!

Po zarejestrowaniu tej wiadomości, Kageyama wszedł w bardzo dziwny stan. Nadal był w swoim pokoju, z Hinatą, ale miał wrażenie, jakby go nie było. Nie słyszał niczego, co mówił rudzielec, za to widział bardzo wyraźnie ruchy jego warg. Jak oglądanie filmu z wyłączonym dźwiękiem. A ponieważ żadne odgłosy go nie rozpraszały, był w stanie dostrzec wszystkie, nawet najdrobniejsze gesty.

Jak przymknięte do połowy brązowe oczy, których ciepło było wysyłane gdzieś w bok. Albo wargi, które zwykle poruszały się bez ładu i składu, a teraz przemawiały bardzo powoli i ostrożnie. I nogi, wcześniej spięte w siadzie skrzyżnym, a w tej chwili wyciągnięte przed siebie, w pozie, która świadczyła o pełnym spokoju i relaksie. Innymi słowy – obraz kogoś, kto zwykle jest roztrzepany i głupi, a teraz za wszelką cenę chce sprawiać wrażenie opanowanego i dojrzałego. A wszystko z powodu tajemniczej Natsu...

Niespodziewanie Kageyama zapragnął wyrwać rudemu komórkę i wyrzucić ją przez okno.

- Nie, nie zapomniałem. Po prostu nie sądziłem, że zajmie mi to tyle czasu.

Hinata beztrosko kontynuował rozmowę, nieświadom narastającej w rozgrywającym goryczy.

- Jestem teraz u Kageyamy, więc nie mogę... - urwał, słysząc po drugiej stronie pytanie – Przecież Ci mówię: u Kageyamy.

Druga osoba znowu o coś spytała. Hinata przewrócił oczami.

- Mój kolega z drużyny. – wyjaśnił niecierpliwie – Milion razy Ci o nim mówiłem. A teraz, co do naszych planów...

Rozgrywający tępo wpatrywał się w swoje dłonie.

Kolega z drużyny? – powtórzył w myślach – KOLEGA?!

A jak niby miał Cię nazwać? – zapytał kpiący głosik w jego głowie – Wolałbyś, by powiedział „przyjaciel"?"Partner"? „Rywal"? „Ktoś... wyjątkowy"?

Kageyama napiął się. Teraz, gdy się nad tym zastanawiał, to „ktoś wyjątkowy" wydawało się najlepszym wytłumaczeniem, kim był dla niego Hinata. Co wcale nie oznaczało, że i on był tym samym dla Hinaty. Może nie mógł być tym kimś, bo to miejsce było już przez kogoś zajęte? Może... przez osobę po drugiej stronie linii? Na tę myśl rozgrywającemu zrobiło się niedobrze.

Nagle ujrzał przed sobą pięciopalczasty kształt. Podskoczył, gdy uświadomił sobie, że to dłoń Hinaty. Rudzielec skończył rozmowę i od jakiegoś czasu próbował zwrócić jego uwagę.

Hinata wzniósł oczy ku niebu.

- Już dziesiąty raz dzisiaj odpłynąłeś. – oznajmił z wyrzutem – Co się z Tobą dzieje? Urządzasz sobie szybkie wizyty w Matrixie, czy jak?

- W czym? – powtórzył głupio rozgrywający.

Rudzielec głośno westchnął.

- Musisz częściej chodzić do kina, Bakageyama. Jak nie będziesz wiedział, kto to jest Neo, przestanę się do Ciebie przyznawać.

Kageyama zaczął intensywnie myśleć nad kontr-obelgą, ale zanim zdążył się odezwać, Hinata wstał i niepewnie zarzucił torbę na ramię.

- Słuchaj, muszę już lecieć. Obiecałem Natsu, że pomogę jej wybrać spinki do włosów. Sto razy bardziej wolałbym zostać i z Tobą poodbijać, ale ponieważ dałem słowo...

Urwał, zaciskając palce na pasku od torby.

Czemu mi się tłumaczysz? Przecież nic nie powiedziałem.

Pewnie, idź! Spędź czas ze swoją KOCHANĄ Natsu.

Nawet mi nie powiedziałeś, kim ona jest.

Spadaj! Mam lepsze rzeczy do roboty, niż spędzanie czasu z Tobą.

Nie musiałeś ukrywać faktu, że masz dziewczynę...

Skoro nawet nie chce Ci się ze mną pograć, to trzeba było w ogóle nie przychodzić!

Kageyama nie powiedział żadnego z tych stwierdzeń. Ku własnemu, przeogromnemu zdziwieniu, wydusił z siebie normalnie brzmiące „jasne" i jak lunatyk ruszył, by odprowadzić kolegę do drzwi.

Gdy schodzili po schodach, rudzielec coś do niego mówił, ale rozgrywający nie słuchał. Był zbyt zajęty sprawowaniem kontroli nad własnym językiem. Miał wrażenie, że zdradziecka besita w jego ustach aż się trzęsie, by zaatakować Hinatę, by powiedzieć mu coś naprawdę okropnego. Coś, czego mógłby później żałować.

O co właściwie jestem taki wściekły? – zastanawiał się Kageyama.

Jakby w odpowiedzi na jego nastrój, gdzieś daleko rozległ się grzmot. Gdy wyszli na zewątrz okazało się, że niebo nie jest już czyste i jasne, ale pełne złowrogich czarnych chmur. Widząc przypięty do płotu rower Hinaty, Kageyama na chwilę zapomniał o złości.

- Musiałeś przyjechać na tym żęchu? Przecież widziałeś prognozę pogody!

To miało być warknięcie, ale niechcący wyszło jak... wyraz troski.

Hinata zamrugał, po czym posłał rozgrywającemu jeden z tych szczególnych, ciepłych uśmiechów.

- Nie jestem z cukru, Kageyama-kun. – oświadczył kpiącym tonem.

Czarnowłosy chłopak parsknął. Fakt, że Hinata zostawiał go samego, by spotkać się z jakąś dziewczyną doprowadzał go do szału. Jednak tym, co wnerwiało go jeszcze bardziej była myśl, że rudy gamoń mógł sobie zrobić krzywdę. I to tylko, dlatego że upierał się, by wszędzie jeździć na swoim durnym rowerze.

- Nawet nie masz cholernego kasku! – rzucił Kageyama ze złością.

- Oho? Kageyama-kun się o mnie martwi? Świat się kończy.

- Nie martwię się! Ja tylko... tylko...

Bełkotał, rozpaczliwie starając się znaleźć wyjaśnienie swojej nadopiekuńczości. Na szczęście Hinata był zbyt zajęty odpinaniem zamka, by to zauważyć.

- Gdy będę w domu, wyślę Ci SMSa. – oświadczył, przekładając nogę przez siodełko.

- Nie, dziękuję.

- I tak Ci wyślę.

- Nie przeczytam.

- Akurat.

Kageyama już miał na końcu języka odpowiedź, ale powstrzymał się, widząc, że Hinata głupkowato szczerzy do niego zęby. Ten gest zdawał się mówić:

Możesz zaprzeczać milion razy, ale ja i tak wiem, że się o mnie troszczysz.

Rozgrywający westchnął ponuro. Byłoby by mu łatwiej, gdyby Hinata nie czytał w nim jak w otwartej księdze.

- Nie zabij się na tym swoim gracie. – rzucił zrezygnowanym tonem – I wyślij mi cholernego SMSa.

- Pewnie. Do jutra, głupku!

Kageyama czuł nieodpartą potrzebę, by powiedzieć coś więcej, ale nie do końca wiedział, co, więc tylko stał w mileczniu i obserwował, jak Hinata jedzie ulicą.

Gdy tylko szopa rudych włosów zniknęła za zakrętem, na głowę Kageyamy spadła kropelka deszczu. Ponad dachami budynków dało się dostrzec błysk, a prowadząca do domu rozgrywająceego furtka została porwana przez mocny podryw wiatru i zatrzasnęła się, robiąc całą masę hałasu. To przypomniało czarnowłosemu chłopakowi o cytacie, który usłyszał pewnego dnia podczas korepetycji z Yachi...

Kilka miesięcy temu...

- „Yamada zrozumiał, że te drzwi zatrzasnęły się i nigdy więcej już się nie otworzą."

Niska blondynka podniosła wzrok znad tekstu i uśmiechnęła się zachęcająco do kolegów.

- A więc? Hinata? Kageyama-kun? Macie jakiś pomysł, co to może oznaczać?

Niski środkowy i czarnowłosy rozgrywający patrzyli na nią z identycznymi minami kretynów.

- Yamada zapomniał klucza? – zgadł rudy.

Yachi westchnęła głęboko.

- Tyle razy już o tym mówiliśmy. Hinata, takiego stwierdzenia nie należy interpretować dosłownie. To jest metafora.

- Co to jest „metafora"? – spytał Kageyama.

- Co to znaczy „dosłownie"? – spytał Hinata.

Menadżerka wydała z siebie głośny jęk.

- Chcesz coś od bólu głowy? – spytał kpiący głos Tsukishimy.

Yachi przelotnie zerknęła na okularnika, jakby rozważała jego propozycję. Po chwili jednak położyła dłonie na biodrach i ze zdeterminowaną miną spojrzała na uczniów.

- O, nie! Nie poddam się! Powiedziałam, że przygotuję was do tego testu i dotrzymam słowa! No dobrze...

Złapała za kilka kolorowych pisaków i w parę minut wyskrobała na papierze obrazek Yamady oraz drzwi.

- Ułoo! Jaki śliczny rysunek! – zachwycał się Hinata.

- No więc słuchajcie... - zaczęła Yachi, stukając długopisem o kartkę – To jest Yamada, to są drzwi, a to, co jest za drzwiami to dawne życie Yamady. Czy to jasne?

Niepewnie pokiwali głowami.

- W rzeczywistości nie było żadnych drzwi. Autor użył takiego stwierdzenia, by pokazać zmianę, która zaszła w życiu głównego bohatera. Tak jak drzwi, która zamknęły się i więcej się nie otworzą, Yamada nie może już wrócić do tego, co było przedtem. Ten etap jest już za nim. Teraz musi zrozumieć, co się zmieniło i co tak naprawdę to dla niego oznacza...

Obecnie...

Kageyama oczywiście oblał tamten test. Mimo wysiłku Yachi, nie pojął znaczenia metafory. Czytanie ze zrozumieniem nigdy nie było jego mocną stroną.

Teraz jednak, gdy Hinata odjechał, furtka się zatrzasnęła, a na niebie gromadziły się chmury burzowe, rozgrywający czuł, że wreszcie rozumie znaczenie „drzwi, które zamknęły się dla Yamady". Miał wrażenie, że od rozmowy telefonicznej między Hinatą i Natsu, nosi w sobie jakieś dziwne nowe uczucie. Uczucie, która całkowicie zmieni jego relacje z rudym środkowym.

Chłodny podmuch wiatru przywołał go do rzeczywistości. Kageyama szybko wszedł z do domu i... stanął jak głupek na środku pomieszczenia, nie bardzo wiedząc, co robić dalej. O ile wcześniej chciał, by Hinata zniknął mu z oczy, to teraz żałował, że rudego nie było w pobliżu. Bez upierdliwego szczebiotu kurdupla, dom wydawał się o wiele za cichy.

Kageyama parsknął i ze zdeterminowaną miną ruszył do salonu.

Koniec z myśleniem o tym baranie! – postanowił.

Zamiast tracić nerwy na kolesia, który jak widać, i tak wolał spędzać czas z kimś innym, lepiej zrobi coś pożytecznego. Na przykład poogląda w internecie mecze pierwszej ligi. Może jeśli będzie wystarczająco uprzejmy, matka pożyczy mu laptopa.

Przed wejściem do salonu, dyskretnie wysunął głowę zza drzwi, by wybadać sytuację. Tak jak przypuszczał, Noriko siedziała na kanapie i czytała książkę. Notebook leżał porzucony na stoliku i aż się prosił, by go wziąć. Przywołując na twarz wyraz najwyższego szacunku i powagi, Kageyama wziął głęboki oddech...

- Hinata szybko poszedł. – rzuciła Noriko.

Rozgrywający omal nie udławił się własną śliną.

To tyle jeśli chodzi o nie myślenie o Hinacie...

- Miał dzisiaj inne plany. – wymamrotał z niechęcią.

- Szkoda. Miałam nadzieję, że zostanie na obiad. Zaczęłam robić jego ulubiony ryż z jajkiem.

Kątem oka zerknęła w stronę kuchni, gdzie znad kilku garków unosiła się para.

Czarnowłosy chłopak zaklął. Oczywiście, że zaczęła robić obiadek dla swojego pupilka. Jak ten rudy kretyn to robił? Kageyama przez szesnaście lat życia nie nauczył się, jak doprosić swoją feministyczną matkę do zrobienia mu ukochanego curry. Żeby na to zasłużyć, musiał dobrze zachowywać się przez miesiąc. CO NAJMNIEJ.

A do diabła z laptopem!

Z miną obrażonego dziecka, które bardzo chce się z kimś pokłócić, opadł na kanapę obok Noriko.

- Czemu właściwie tak bardzo go lubisz? – wyrzucił z siebie rozgoryczonym tonem.

- Ponieważ on lubi Ciebie, Tobio.

Rozgrywającemu, który już szykował się warknięcia czegoś kąśliwego, po prostu odebrało mowę. Zszokowanym wzrokiem gapił się na matkę. Nie wiedział, jakiej odpowiedzi się spodziewał, ale na pewno nie takiej.

- Co? – wydukał niepewnie.

Noriko powoli przewróciła stronę książki. Nie patrzyła w jego stronę, ale Kageyama bez trudu rozpoznał to spojrzenie. Wiedział, że wcale nie była pochłonięta lekturą – niebieskie oczy już nie przesuwały się po tekście, ale z zamyśleniem wpatrywały się w przestrzeń.

- Oboje wiemy, na czym polega Twój problem. – stwierdziła po chwili - Jesteś burkliwy i wredny. I fatalnie motywujesz ludzi. Idę o zakład o rekin z rodziny żarłaczy ma sympatyczniejszy uśmiech od Ciebie.

Kageyama prychnął głośno. I kto to mówi? Na widok JEJ uśmiechu, dzieci też uciekały z płaczem.

Matka zdawała się czytać mu w myślach.

- Być może to rodzinne? – zastanawiała się głośno – W Twoim wieku zachowywałam się podobnie. Jednak w przeciwieństwie do Ciebie, zawsze miałam mnóstwo przyjaciół.

Rozgrywający zmarkotniał. Niechętnie musiał przyznać, że miała rację. Charaktery jego i Noriko mogły być podobne, jednak ona, w przeciwieństwie do niego, nigdy nie miała problemów w kontaktach z ludźmi. Zarówno jako młoda dziewczyna, jak i dorosła kobieta, mimo swojej zadziorności, była w zasadzie... lubiana. Kageyama spędził pół życia zastanawiając się, czym był ten malusieńki element, który jej dano i dlaczego los mu go poskąpił.

I ponownie – Noriko z łatwością odgadła, o czym myślał.

- Sądzisz, że się z tym urodziłam, ale się mylisz. – oznajmiła, przewracając oczami – Tłumaczyłam Ci to tysiąc razy, Tobio. Dogadywanie się z innymi to umiejętność, która wymaga czasu i ciężkiej pracy. Osoby, takie jak ty czy ja, które nie rodzą się z naturalną charyzmą i urokiem, zwykle muszą coś sobie w zmienić, by w ogóle mieć szansę na jakąkolwiek przyjaźń. To było coś, co ja zrobiłam. Zmieniłam się. Nieznacznie, bo nieznacznie... ale wiadomo – liczą się chęci. Ty natomiast nigdy nie miałeś zamiaru się zmieniać. Już od dziecka byłeś Małym Królem. Oczekiwałeś, że Wrzechświat dostosuje się do Ciebie, nie na odwrót.

Słysząc znienawidzony tytuł, Kageyama jak zwykle wzdrygnął Cię.

- Mimo to, - dodała po chwili Noriko – znalazł się ktoś, kto polubił Twoje egoistyczne dupsko. Nie wiem, jakim cudem to zrobiłeś, ale jakimś sposobem dostałeś przyjaźń Hinaty zupełnie za darmo. Ten dzieciak musi mieć w sobie coś wyjątkowego, skoro po wszystkich obelgach, którymi go obrzuciłeś, nadal łazi za Tobą jak szczeniak za panem. Dlatego go lubię.

Rozgrywający tępo wpatrywał się w swoje dłonie. Przypomniał sobie, jak przebiegło jego dzisiejsze spotkanie z rudym i nagle poczuł okropny wstyd. Noriko miała rację - Hinata lubił go. Gdyby było inaczej, nie przyszedł by tutaj niezapowiedziany i nie oświadczył z tą swoją zazwiętością, że nie wyjdzie, dopóki rozgrywający nie poczuje się lepiej. A jak Kageyama mu się odwdzięczył? Oschłością i żałosną próbą okazania troski przy pożegnaniu.

Teraz przynajmniej wiesz, dlaczego wolał polecieć do dziewczyny, niż zostać tu z sobą.

Kageyama zacisnął dłoń w pięści. Tak bardzo teraz żałował, że Hinata już poszedł. Ogarnęła go dzika potrzeba wykazania się... udowodnienia, że jednak zasługiwał na przyjaźń rudego.

Gdybym tylko chciał, mógłbym być milszy! – pomyślał z zawziętością – Pokazałbym temu gamoniowi, że nie potrzebuje żadnej słodziutkiej dziewczyny. Ten baran tak łaknie pochwał! Wystarczy powiedzieć mu parę komplementów, a cieszy się jak dziecko. Gdybym się postarał, mógłbym sprawić, że skakałby z radości. Urgh, gdyby tylko wciąż tu był! Jeśli usłyszałby miłe słowo ODE MNIE, swojego największego rywala, na pewno tak by się podniecił, że wszystkie lalunie wyleciałyby mu z głowy.

- Nie wiem, co teraz myślisz, Tobio, ale po Twojej minie wnioskuję, że musi to być coś wybitnie idiotycznego i zupełnie pozbawionego logiki.

Kageyama zwęził groźnie oczy. Już szykował się do odpyskowania czegoś, po czym zapewne dostałby szlaban do końca tygodnia, ale uratował go dzwonek u drzwi.

Dzyń, dzyń!

On i Noriko zamarli. Rozgrywający na początku myślał, że się przesłyszał, jednak dzwonek zadzwonił ponownie.

Czy to możliwe...? – zastanowił się z nadzieją – Czyżby Hinata wrócił?

A co jeśli nie? Kageyama nie chciał się niepotrzebnie podekscytować, by potem przeżyć rozczarowanie. Może to wcale nie Hinata? Może Noriko kogoś się spodziewa?

Pytająco zerknął na matkę.

- To chyba ktoś do Ciebie. – oznajmiła, uśmiechając się do niego tajemniczo.

Więcej zachęt nie potrzebował. Z rekordową prędkością zerwał się z kanapy i pognał w kierunku drzwi.

Taaak, los dał mi drugą szansę! – pomyślał podekscytowany – Hinata stwierdził, że woli spędzić popołudnie ZE MNĄ, zamiast pomagać jakieś głupiej lasce w wybieraniu spinek. Albo po prostu bał się jechać w burzy, cholera go wie. W każdym bądź razie, zaraz udowodnię mu, że warto było wrócić. Pokażę mu nowy numer Volleywordlu. Wiem, że jeszcze go nie ma, więc pewnie zsika się z radości. Będziemy o tym gadać do wieczora, a jak się rozpogodzi, może jeszcze pójdziemy poodbijać. Tak jest! Nie spędzę dzisiejszego dnia sam, NIE MA MOWY!

Z impetem otworzył drzwi, gotów wyrzucić z siebie wyćwiczone „Co tu robisz, baranie?". Jakieś było jego zaskoczenie, gdy zamiast rudego nastolatka, zobaczył wysoką brunetkę po trzydziestce.

- Tobioooooo-chaaaan! Jak się masz, słoneczko?

Mocny uścisk, jakim go obdarzyła, niemal zmiażdżył mu płuca.

- W-wszystko w porządku... Ts... Tsugumi-san. – wydusił.

- No nie wiem... jesteś strasznie bladziudki, kochanie.

Kageyama z trudem powstrzymał cisnący mu się na usta jęk. Oto jedyna osoba na świecie, która uważała go za uosobienie słodkości i niewinności. Tsugumi Maki – wieloletnia najlepsza przyjaciółka jego matki. Znały się od Gimnazjum, na studiach grały w tej samej drużynie w koszykarskiej, teraz uczyły WF-u w tej samej szkole... i całkowicie się od siebie różniły. O ile Noriko była męska i zasadnicza, to Tsugumi była kobieca i tak słodka, że bardziej się już nie dało. Dla niej wszystko było różowe i puszyste – nawet występujące w horrorach zombie.

Jakim cudem dwie tak skrajnie różne osobowości zostały najlepszymi przyjaciółkami było dla rozgrywającego wielką tajemnicą. Chociaż z drugiej strony, może nie było to aż takie dziwne? Ostatecznie jego relacje z Hinatą też nie należały do typowych.

Podskakując jak mała dziewczynka, Tsugumi zaczęła machać do siedzącej na kanapie Noriko.

- Juhuuuu! Czeeeeść, Nori-chan!

Matka Kageyamy podniosła wzrok znad książki.

- Yo! Szybko przyjechałaś.

- Oczywiście! – wykrzyknęła Tsugumi – Natychmiast stanęłam na wysokości zadania! Tsugumi Maki zawsze w gotowości, hej!

Rozgrywający wzniósł oczy ku niebu. Pewnie chodzi o jakąś ważną sprawę związaną z nadchodzącym rokiem szkolnym. Miał nadzieję, że uda mu się w miarę szybko ewakuować na górę, zanim Tsugumi siłą wciągnię go do rozmowy o „tej dzisiejszej młodzieży".

- W takim razie... eee... nie będę wam przeszkadzał, Tsugumi-san.

Ku jego ogromnemu zdziwieniu, przyjaciółka matki wybuchła śmiechem.

- Słodki mały dowcipniś. O czym ty mówisz, Tobio-chan? Przecież przyjechałam do Ciebie, Misiaczku!

Pieszczotliwie pociągnęła za go za policzek. Miał nadzieję, że się przesłyszał.

- D-do mnie? – powtórzył głupio.

Dyskretnie zerknął na matkę. Nadal siedziała na kanapie i udawała całkowicie pochłoniętą lekturą, ale na jej ustach czaił się złośliwy uśmieszek. Ta mina nie wróżyła niczego dobrego.

- Nori-chan zadzwoniła do mnie i powiedziała, że potrzebujesz czasopism na Dzień Ekologiczny. Jakie to szczęście, że nigdy nie wyrzucałam moich gazet! Jestem taka szczęśliwa, że mogę Ci pomóc Tobio-chan.

Dopiero teraz Kageyama zauważył spoczywające u stóp Tsugumi gigantyczne pudło. Gdy dotarło do niego, co to znaczy, omal nie zemdlał.

O, nie! Nie zgadzam się! Ja protestuję, tak nie moż...

Nie zdążył dokończyć myśli, gdy tekturowe monstrum wylądowało na jego rękach. Mimo pokaźnych mięśni ramion, ledwo wytrzymał jego ciężar. Kuźwa! Ile piśmideł mogło mieć jedno babsko?! Nawet Hinata był lżejszy od tego czegoś!

- Całe to pudło jest dla mnie? – zapytał, z trudem łapiąc dech.

Tsugumi roześmiała się serdecznie.

- Oczywiście, że nie, Misiu-Pysiu!

Na moment odetchnął z ulgą...

- W aucie mam jeszcze takich cztery!

Gdy był mały i chodził do podstawówki, nauczycielka puściła im na zajęciach bajkę Disneya - Pinokio. Drewniany chłopiec był żywym dowodem na to, że nie opłacało się kłamać – z każdym łgarstwem jego nos rósł, aż wybił okno i pojawiło się na nim gniazdo dla ptaków. Mimo to Kageyama mógł się założyć, że nawet z nosem do księżyca, Pinokio nie miałby tak przesrane, jak on teraz.

- Gdzie Twoje dobre maniery, Misiu-Pysiu?- usłyszał rozbawiony głos Noriko – Tsugumi zadała sobie wiele trudu, by wyciągnąć Cię z kłopotu. Powinieneś podziękować.

Szlag! Ta mściwa megiera, jego matka, od początku wiedziała, że kłamał. I, oczywiście, postanowiła dać mu nauczkę. A teraz siedziała sobie na kanapie, jak królewna i podziwiała przedstawienie.

- Dz... dziękuję, Tsugumi-san.

Tsugumi omal nie rozryczała się ze wzruszenia.

- NATURALNIE! Dla Ciebie wszystko, słoneczko!

Kolejnym uściskiem wzięła Kageyamę z zaskoczenia, przez co niechcący upuścił sobie pudło na nogę. Gdy podskakiwał, jęcząc z bólu, dostrzegł wystające zza kanapy wierzgające nogi. Jego matka śmiała się do rozpuku.

Jakiś czas później, gdy Tsugumi już poszła, Noriko odłożyła książkę i oparła dłoń na brodzie, by popatrzeć, jak jej unieszczęśliwiony syn próbuje wciągnąć na górę ostatnie z wielkich pudeł.

- Wiesz, Tobio... - zaczęła przeciągle.

Oparł pakunek o barierkę i posłał rodzicielce nienawistne spojrzenie. Na ten gest jedynie wyszczerzyła zęby.

- Szczerze mnie ciekawi, po co tak naprawdę była Ci ta gazeta.

Nie miał już siły, by coś odszczeknąć. Zastękał kilka razy, po czym resztkami sił dotargał pudło do swojego pokoju. Czuł się jak po pięciogodzinnym treningu. Nawet nie próbował walczyć ze swoim ciałem, które samo padło na łóżko, jak kłoda.

Jakiś czas leżał w bezruchu, a kiedy odzyskał czucie w kończynach, mozolnym ruchem sięgnął po gazetę, od której wszystko się zaczęło. Miał wrażenie, że nawet umieszczona na okładce modelka się z niego naśmiewa... że wie o wszystkim, co dzisiaj zrobił i uważa to za żałosne. Miała wyjątkowo irytujące spojrzenie. Teraz, gdy tak na nią patrzył, doszedł do wniosku, że bardzo przypominała Oikawę...

A, w cholerę z tym!

Złapał za krawędzie magazynu z zamiarem rozerwania piśmidła na strzępy, ale powstrzymał się, widząc zaśmiecającą pokój stertę pudeł. Te przeklęte gazety... gazety, z którymi nie miał, co zrobić... gazety, których było wystarczająco, by otworzyć cholerną bibliotekę, były w jego pokoju z powodu jednego drobnego kłamstewka. Kłamstewka, które wymyślił, bo nie chciał się przyznać, że zamierza rozwiązać test na miłość. A nadal zostało mu jedno pytanie. Przepowiednia mogła już nie mieć dla niego znaczenia, ale jeśli zniszczy „Świat Kobiet", nie dokończywszy testu Shimady, to będzie tak, jakby wszystkie jego cierpienia były na darmo.

Wzdychając głęboko, zaczął przewracać kartki.

Wynik nie będzie miał dla mnie znaczenia. – powiedział sobie – Chcę jedynie zaspokoić ciekawość. Po tym wszystkim, co przeszedłem, chyba mi się to NALEŻY.

Otworzył już właściwą stronę i właśnie wodził wzrokiem w poszukiwaniu ostatniego pytania, gdy nagle usłyszał dźwięk zwiastujący otrzymanie SMSa. Marszcząc brwi, sięgnął po telefon.

Na ekranie czekało zdjęcie dwóch niebieskich spinek z motylkami oraz wiadomość od Hinaty:

Jestem już w domu, Bakageyama! Wybrałem dla Natsu takie spinki ;) Podobają Ci się?

Na czole rozgrywającego zapulsowała żyłka.

Po cholerę mi to pisze?! Nie chcę wiedzieć, co robi ze swoją dziewczyną! Nie obchodzi mnie to! NIC A NIC!

Tak mocno ściskał komórkę, że wyślizgnęła mu się z dłoni i upadła na rozłożoną na łóżku gazetę. Dokładnie nad miejscem, w którym wydrukowane było ostatnie pytanie. A brzmiało ono następująco:

11. Czy bywasz o tę osobę zazdrosna? TAK/NIE

Sekundę później gazeta wylądowała na ścianie. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top